28 kwietnia 2018

ROZDZIAŁ 2. 'ILE DAŁBYM, BY ZAPOMNIEĆ CIĘ'


*Cassandra*

     Nie kocham go, nie kocham go, nie kocham go...
    Trzy pieprzone słowa, które na darmo próbuję sobie wmówić. I tak, na pewno przekonam się do tego 5 godzin po rozstaniu. Próbuj dalej, Cassandra.
    Okej, podsumowując to, co się działo. Wybiegłam z tamtego parku z płaczem, a ja już od dawna nie płakałam, potem znalazłam się w moim samochodzie i tam miałam na nowo zacząć się nad sobą użalać, ale zadzwonił pieprzony Tomlinson, który nie odzywał się od ponad 3 lat i tak po porostu, jakby nigdy nic, poprosił mnie o pomoc. Do teraz nie wiem do końca, dlaczego się na to zgodziłam. Powinnam zapytać go już na początku, wprost: Dlaczego ja to w ogóle mam robić? Ale jestem głupia i nie odważyłam się na to. Albo po prostu wcześniej o tym nie pomyślałam...
    Myślałam, że po tej sytuacji z przed 3 lat, już więcej się nie usłyszymy, a co gorsza – zobaczymy. O zgrozo, jak bardzo się wtedy myliłam. Nie przewidziałam tego, co może przynieść przyszłość. Myślałam, że gdy wyjechał wtedy z Nowego Jorku i wrócił do Los Angeles, nie będę go nawet pamiętać, chyba że ktoś o nim przy mnie wspomni. Ale musiał przeprowadzić się do Londynu, gdzie teraz ja też mieszkam i znów nakręci mi w życiu. Nie tego chciałam w Anglii, chciałam tylko na nowo zacząć żyć i zostawić przeszłość za sobą. Z perspektywy czasu widzę, że to nie całkiem mi się udało.
    To co mi wtedy zrobił i to co się stało potem rozbiło moje serce i sprawiło, że długo nie mogłam się po tym pozbierać. Ale on do dziś nie wie, co zrobił. I możliwe, że będzie lepiej, gdy nadal tak pozostanie.
   Te dwie osoby, ci dwaj mężczyźni sprawili, że gdy wróciłam do domu całkiem zaczęłam wariować. Louis i Nick, obaj w tym momencie mocno popieprzeni. Najpierw rzuciłam się przed drzwiami w moim apartamencie i płakałam przez jakąś godzinę, bo nie mogłam się pozbierać po rozstaniu. Potem, gdy wszystkie łzy już wypłakałam, nie wiedziałam co ma ze sobą zrobić i poszłam na zakupy do Tesco, bo nic nie było w lodówce. Spędziłam w sklepie dłuższy czas, bo nie ogarnęłam, że makaron, którego szukam był na półce przede mną. Nie zorientowałam się też, że wydałam bardzo dużo pieniędzy, a kupiłam same zbędne rzeczy. A gdy wróciłam do domu spostrzegłam, że tak naprawdę nie kupiłam żadnego pieczywa ani tez nabiału. Ponad to, zaczęłam w końcu sprzątać swoje mieszkanie i doszło do tego, że zbiłam z 5 talerzy, a do prania nie dodałam żadnego proszku ani płynu i musiałam prać jeszcze raz.
    W końcu jednak wyszło na lepsze, bo w jakiś sposób jednak ogarnęłam to mieszkanie. Ale potem ponownie nie miałam nic do roboty, więc pojechałam do centrum i machnęłam sobie nowe czarne paznokcie hybrydowe. Gdy w końcu znów znalazłam się w domu, przypomniałam sobie, że miałam jechać do Tomlinsona i jego gangu i wtedy już większego wyboru raczej nie miałam.
    Doprowadziło to też do tego, że w końcu coś ze sobą zrobiłam i się ogarnęłam. Oznaczało to też, że wygrzebałam z szafy ubrania, których nie nosiłam na sobie spory czas. Spodnie ze skóry, czarny T-shirt, ciemna ramoneska i buty na koturnach to nie był jedyny powrót do starych czasów. Pierwszy raz od starych czasów pomalowałam się tak jak przestępca: brązer, strasznie ciemne oczy i brązowa szminka. Rozpoczęłam też nowe perfumy, te, które dostałam od Kelly i wylałam je na siebie chyba całe.
    Nie wiem co mi się stało. Naprawdę. Może tak właśnie mój umysł reaguje na rozstanie i na to, że ponownie zobaczę szatyna o niebieskich oczach, który nieźle namieszał. Może dlatego, że chcę pokazać i jemu, i wszystkim, że jest ze mną okej. W miarę okej, że nie płaczę na każdej minucie. Może też dlatego, że chcę pokazać światu, że jestem taka sama, jaka byłam, albo przynajmniej znów wyglądam na taką samą. A tak naprawdę, nie jestem taka sama ani na zewnątrz, ani w środku. Wiele się zmieniło od tych 3 lat, znacznie dużo. Może jednak mogłabym wciąż być taka sama jak kiedyś, ale to nie jest łatwa sprawa.
    I nie wiem dlaczego, ale Nick nadal siedzi mi w głowie. Uświadomiłam sobie, że w tym momencie powinnam go znienawidzić i raz na zawsze o nim zapomnieć, za to co mi zrobił. I wiem też, że tylko, gdy wejdę do domu Tomlinsona przestanę myśleć o przeklętym Nicku Harvey'u. Przestanę o nim myśleć, bo coś innego będzie mi zaprzątać głowę i bardzo trudno będzie się tego z niej pozbyć. Ale muszę spiąć dupę, w końcu się ogarnąć i załatwić to co trzeba. Albo odnowić stare kontakty... Wszystko jedno.
   Jadę 150 km/h i z każdym kolejnym mijanym kilometrem zbliżam się do ulicy, na której znajduje się jeden z potężniejszych gangów. Zbliżam się do tego, od czego usilnie próbowałam się trzymać z daleka... Nic nie powstrzymuje mnie od tego, by tam dotrzeć, oprócz ogromnego ruchu na drogach. Jednak zaraz powinnam być już na miejscu.
    Trudno w to uwierzyć, ale obawiam się tego spotkania. Boję się, bo to oznacza powrót do przeszłości, a ja nie wiem, czy tego chcę. Nie wiem, czy jestem gotowa. Tak czy inaczej... on nie może poznać prawdy. A przynajmniej nie teraz. Nie zniosłabym tego. Powinnam przestać myśleć o tym chociaż na chwilę. Inaczej nie wejdę nigdy do tego domu.
   Wjechałam na ulicę, gdzie stały zwykłe, angielskie domki. Przemierzałam wzdłuż drogę i tylko jeden z nich się wyróżniał, bardzo. Ogromna rezydencja stojąca na samym końcu i kilka niezamieszkałych terenów obok niej. To musi być i jest dom, którego poszukuję. Chociaż właśnie domem bym tego nie nazwała. Jest strasznie ogromny i przypomina mi bardziej pałac, przynajmniej z zewnątrz. Nie wiem skąd ma tyle kasy, ale gość chyba kradnie więcej niż kilka lat temu. To muszą być milionowe sumy. Co ja gadam? Przecież właśnie on sam namówił mnie na obrobienie banku. Teraz wiadomo jak to wszystko się dzieje. Pewnie obrabował całe Los Angeles i wziął się za Londyn. Kto nie wierzy? Niedługo chyba się przekonamy. Ciekawe tylko jak ja na tym wyjdę.
    Niepewnie podjechałam pod willę, od której oddzielało mnie tylko ogromne ogrodzenie. Otworzyłam okno, wystawiłam przez nie rękę, a następnie wcisnęłam przycisk na domofonie. Czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony, popatrzyłam w lusterko i przeczesałam dłonią włosy, spryskane w całości nie aż tak dużą ilością lakieru. I nie, nie odstrzeliłam się dziś jak na jakiś pokaz mody. Jeszcze tak bardzo zmysłów nie postradałam, jak mogłoby się niektórym wydawać.
   Nie minęły dwie minuty, a brama przede mną się otworzyła. No cóż, nie pytali nawet kto przyjechał. Nie boją się złodziei? Chociaż, kto chciałby zadzierać z tak potężnym gangiem...?
    Ponownie położyłam dłonie na kierownicy i wjechałam na posesję. Zaparkowałam na podjeździe, a gdy wyszłam z auta, zobaczyłam, że przy wejściu stoi farbowany blondyn z lekkim uśmiechem i ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej. Niall Horan, jedna z milszych tutaj osób i jego towarzystwo najbardziej da się znieść w tej grupie. Jedyny, który wygląda na niewinnego, no ale nim nie jest. I jedyny z nich, który nie ma tatuaży, co z początku mnie dziwiło. Chociaż... przez 3 lata jeszcze wiele mogło się zmienić, nie tylko u mnie.
- Dawno się nie widzieliśmy, co Horan? - odezwałam się pierwsza. Zamknęłam samochód, obeszłam go dookoła i podeszłam do mężczyzny.
- Byłoby ze 3 lata, co Miller? - odparł, schodząc ze schodów.
- Po pierwsze: nie mów do mnie po nazwisku. Po drugie: cześć – powiedziałam, odwdzięczając uśmiech.
Otoczył mnie ramieniem na powitanie.
- Po pierwsze: hej. Po drugie: sama z tym zaczęłaś.
- Może zaczęłam, może nie, ale nie musisz stosować mojej taktyki – odpowiedziałam, odsuwając się od niego. - A tak przy okazji: niezły dom. W środku też jest tak... bogato? - zapytałam, wskazując na monumentalny budynek.
- Wejdź i sama się przekonaj. - Kiwnął głową na drzwi.
- Dlaczego nie wiedziałam, że jesteście tu już 2 lata? - zapytałam, idąc za nim.
Weszliśmy do wnętrza domu i ku mojemu zdziwieniu... wcale tak bogato nie było. Jakby urządzała to... kobieta? Myślałam, że będzie mniej przytulnie.
- Z pewnych względów tak było lepiej. Poza tym, mieliśmy trochę własnych problemów. - Wzruszył ramionami. - A o tym, że mieszkasz teraz w Londynie dowiedzieliśmy się tylko z gazet. Wielka, debiutująca firma Cassandry Miller.
- Człowiek musi robić coś w życiu.
- Chyba nieźle ci idzie – dodał.
- Możliwe – odpowiedziałam krótko. Wyszliśmy z holu i znaleźliśmy się w dużej przestrzeni, co prawdopodobnie było salonem. Moje koturny lekko stukały o podłogę.
   Ktoś zabrał jakieś kartki z ławy, podniósł głowę na mnie i wtedy znów go ujrzałam. Te błękitne, jak ocean oczy. Wszystko dookoła na chwilę znikło... Popatrzył na mnie i na chwilę zamarł. Nie wiedziałam co się dzieje. Patrzył na mnie, jakby był zaskoczony tym, że tu przyjechałam. A przecież doskonale wiedział, że się tu pojawię. Sam do mnie dzwonił w tej sprawie. Nic nie rozumiem...
- Patrzysz na mnie jak na ducha. Coś... coś się stało? - zapytałam w końcu. Zamknął na chwilę oczy i potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić coś z głowy.
- Stary, ogarnij się – odezwał się Niall.
- Nic ważnego – odparł. - Więc... Witaj w moim domu, Cassandro Miller. - Rozłożył ręce i się uśmiechnął. Uśmiech u przestępców to tylko przykrywka, z doświadczenia o tym wiem. - Już myślałem, że się nie pojawisz.
- Mówiłam, że będę. Dotrzymuję słów, powinniście o tym wiedzieć. - Założyłam ręce na piersi.
   Powróciłam do rzeczywistości i rozejrzałam się po salonie. Byli tu tylko główni członkowie gangu, w tym Louis, stojący przede mną, Niall, Liam, Harry i Zayn. Reszty nie było, co znaczy, że nie są tu potrzebni. Oprócz tych pięciu tu, resztę nie bardzo znam. I nie wiem, czy jest sens, by lepiej się z nimi zapoznawać. To tylko jednorazowa akcja.
- Siadaj. - Wskazał na kanapy Louis.
   Przewróciłam oczami i ruszyłam się z miejsca. Usiadłam na miękkiej szarej kanapie, obok Harry'ego. Założyłam nogę na nogę i spojrzałam na mężczyznę z lokami na głowie.
- Wydoroślałaś, Cass – zaczął.
- Nie mam już 19 lat. Poza tym, jesteś z tego samego roku co ja.
- Ale jestem starszy.
- Słyszeliśmy o twojej firmie – odezwał się Liam.
- Trudno, by nie usłyszeć. - Usiadłam wygodniej, kładąc ręce na zagłówki kanapy.
- Jak ci z nią idzie? - zapytał Zayn.
- Naprawdę cię to interesuje? - Uniosłam brwi.
- Nie, pytam z grzeczności i żeby usunąć tą ciszę między nami – odgryzł mi się.
- Wiedziałam.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Louis.
- Nie przyjechałam tu, żeby pić, ale skoro już się pytasz to możesz przynieść mi jakiś sok. - Spojrzałam na niego ze sztucznym uśmiechem. Pokręcił ze śmiechem głową i odszedł, prawdopodobnie w kierunku kuchni.
    Ponownie rozejrzałam się po wnętrzu. Nie wpadłabym chyba na to, by tak świetnie urządzić dom. Ale jestem pewna, że ktoś z firmy wymyśliłby coś takiego. Po prostu nie do opisania. Białe ściany, duże okna wychodzące na ogród i zakryte długimi, białymi firankami. W jednej części 3 duże kanapy, ława między nimi, biały dywan i ogromne kino domowe umieszczone na niemal całej jednej ścianie. Po środku wyjście na taras i przejście do holu, a w ostatniej części kominek, fortepian, czarne półki i komody z różnymi przedmiotami oraz ogromne, bogato zdobione schody prowadzące na górę i przejście do kolejnej części domu. Nie ma co, dom jak marzenie. Mój penthouse przy tym to jakaś klitka. No dobra, nie będę aż tak źle mówić o swoim mieszkaniu. Tak niewdzięczna jeszcze nie jestem.
- Lubisz pomarańczowy? - usłyszałam Louisa.
   Przeniosłam na niego wzrok. Szedł w naszym kierunku. W jednej dłoni trzymał szklankę, a w drugiej karton z sokiem.
- Kocham – odpowiedziałam szczerze.
- To dobrze, bo mamy tylko ten. - Postawił szklankę na ławie przede mną i nalał do niej pomarańczowego płynu.
- Mamy – powtórzyłam po nim z namysłem. - Mieszkacie tu wszyscy? W jednym domu?
- Niestety – odpowiedział Niall, siadając na wolnej kanapie.
- Wybrzydzaj dalej. Tylko dzięki mnie macie jeszcze gdzie mieszkać. - Louis zakręcił sok i postawił przede mną szklankę. Podziękowałam skinieniem głowy. - To jest tylko mój dom, nie wasz. - Usiadł obok Nialla.
- Więc... - Sięgnęłam po picie. - Jesteście gejami? - zapytałam zanim się napiłam.
- O nie. Tak daleko to nie zaszło. Ty sobie niczego nie myśl.
- To dlaczego mieszkacie wszyscy razem? - trzymałam przy swoim.
- Jesteśmy jednym gangiem – przypomniał Liam.
- Ale to nie powód, by mieszkać w jednym domu. A więc?
- To wygląda tak, że te durnie nic jeszcze nie znalazły sobie do mieszkania – sprostował Louis.
- Przez 2 lata? - Uniosłam brwi.
- Uwierz, cały czas próbuję ich stąd wykurzyć. - Szatyn zacisnął mocno szczękę.
- Dobrze się u ciebie mieszka, stary – powiedział Zayn. - Śniadanie, obiad, kolacja co dzień. Żyć nie umierać.
- Tak, ale Harry też kiedyś się stąd wyprowadzi – odpowiedział mu Louis.
- Tak w ogóle, po co się tu przeprowadziliście? - wtrąciłam.
- Sprawy rodzinne. I zawodowe – odparł szatyn.
- Kogo?
- Kogo, no a kogo? Moje. - Louis przekręcił głowę lekko poddenerwowany.
- Czyli kupiłeś dom z kradzionych pieniędzy?
- Po pierwsze: ja go nie kupiłem, ja go zbudowałem. Po drugie: to nie było z kradzionych pieniędzy. Zarabiam wystarczająco dużo, by stworzyć coś takiego.
- Tak? W takim razie, gdzie ty pracujesz? Jakoś nigdy o tym mi nie mówiłeś.
- Mam najpotężniejszą firmę na tej kuli ziemskiej, jasne?
- Jaką? - dopytywałam.
- To tajemnica, tylko nieliczni to wiedzą.
- To jest aż taka tajemnica, że nie możesz powiedzieć czym się zajmujesz?
- Cholera, przestań zadawać tyle pytań, dobra?! - uniósł się. - Tajemnica służbowa. Właściwie, nikt na tej planecie nie powinien wiedzieć, kim jestem.
- Dobra, spokojnie. Nie chciałam być wścibska.
- Ale byłaś.
- Dobra, Louis, już spokojnie – wtrącił Harry. - Ona po prostu nie wiedziała, tak? To nie jest powód, by od razu na nią krzyczeć.
- Dobra, nieważne. Zapomnijmy o tym i już – powiedział Louis już spokojniej.
- Tym bardziej, że ja nie przyjechałam tu po to, aby się kłócić – przypomniałam.
- Mamy do obgadania sprawę, ludzie – dodał Liam.
- W takim razie, przejdźmy już do tego – odpowiedziałam stawiając na wpół pustą szklankę na stolik. - Możecie zacząć mówić.
- Mamy w zamiarze obrabować bank – zaczął Louis.
- Yhm, to już wiem. - Kiwnęłam głową. - A skąd w ogóle wziął się ten pomysł, jeśli można spytać?
- Nie domyślasz się? - cały czas mówił Louis. Podejrzewam, że dlatego, bo to on jest ich szefem i prawie za wszystko odpowiada.
- Może być wiele powodów. - Wzruszyłam ramionami, a on westchnął.
- Po obrobieniu banku, dwoje z nich otrzyma forsę na budowę domu, Harry i Zayn. Żeby się w końcu ode mnie wyprowadzili – wyjaśnił.
- No to masz bardzo dobry powód. - Otworzyłam szerzej oczy.
- Jak sam nie dam im tych pieniędzy to nigdy się nie wyprowadzą.
- Tylko ty tak myślisz – wtrącił Zayn.
- A chcesz się stąd wyprowadzić? - zapytał szatyn Mulata.
- No nie bardzo.
- No właśnie. Już teraz widać, że będzie to długi proces, by przygotować dobrze tą akcję.
- A na czym miałaby polegać ta moja pomoc? - zapytałam.
- Bezpieczniej jest się włamać używając kodów zabezpieczających. Tak się składa, że główny dyrektor ma spisane wszystkie i schowane w portfelu.
- Skąd wiesz?
- Z doświadczenia. Ty musisz zabrać go na jakąś kolację, rozmowę biznesową, cokolwiek. Masz jeszcze czas do namysłu. Musisz tak poprowadzić rozmowę, by ukraść te kody. Przekażesz je potem nam i jeszcze tej samej nocy wykonamy resztę planu. Oczywiście, będziesz miała przy sobie broń. Jakby coś się działo, będziesz mogła jej użyć. I dostaniesz 1/4 łupu.
- Nie strzelałam odkąd otworzyłam firmę – przypomniałam. - Nie miałam broni w ręku od 2 lat.
- Jak mówiłem ci przez telefon, przetestujesz naszą strzelnicę.
- Okej... ale jeszcze jedno. Dlaczego akurat mnie wybraliście? Nie było nikogo innego zamiast mnie? Nie żeby mi to przeszkadzało.
- Był, ale... sprawy się pokomplikowały. - Louis zwiesił głowę.
- I? - dociekałam.
- I już nie ma tej osoby z nami. Odeszła na zawsze.
- Boże, mówisz tak, jakby umarła. - Zaśmiałam się, a oni wszyscy zamarli. Spojrzeli na mnie bolesnym wzrokiem. - Przepraszam, nie to miałam na myśli – zaczęłam się bronić.
- Nigdy więcej o tym nie mów – odpowiedział poważnie Louis.
- Rany, nie wiedziałam o tym, że jesteście tacy przewrażliwieni na ten temat. - Przewróciłam oczami.
- Masz o tym więcej nie mówić, jasne?! - warknął Louis. Trochę się zlękłam.
- Louis, uspokój się. - Niall położył mu dłoń na ramię. - Ona nie miała nic złego na myśli. Tylko żartuje, wiesz o tym.
- Ja jestem bardzo spokojny.
- Przepraszam, okej? - powtórzyłam. - To... co to ma być za bank?
- 'Merci' – odpowiedział krótko szatyn, a mi oczy prawie wyszły z orbit.
- 'Merci'? Zwariowaliście? - poruszyłam się.
- Co? Nie pasuje ci ten?
- Moja firma ma z tym bankiem umowę. Jeśli coś spieprzycie, jestem udupiona. Tu już nie chodzi o same pieniądze, tylko o moją reputację – zaniepokoiłam się.
- A może to i lepiej? - zastanowił się Louis.
- Wyluzuj, nic się nie stanie. Jesteśmy profesjonalistami – odparł Zayn.
- Mam nadzieję. A tego dyrektora, jednym słowem mam uwieść, tak?
- W skrócie. - Harry wzruszył ramionami.
- Świetnie. - Opadłam na oparcie kanapy.
- A co? Boisz się, że twój chłopak się dowie? - Zaśmiał się Hazz.
- Ja już nie mam chłopaka – odpowiedziałam cicho.
   W oczach zaczęły zbierać mi się łzy. Musiałam sobie przypomnieć? Musieli poruszyć ten temat?
Louis odwrócił z powrotem głowę w moją stronę. Nie wiem czemu, ale zobaczyłam w jego oczach jakby iskierki.
- Sorry... - Harry podrapał się po głowie.
   Starłam łzy z policzków i wstałam z kanapy.
- Chyba ja już powinnam... - przerwałam. Głos uwięzł mi w gardle. Nie mogłam oddychać.
Złapałam się za gardło i opadłam na kanapę. Zaczęłam się dusić.O nie. Znów to samo.
- Co do...
- Cassandra co ci? - zaniepokoił się Harry, łapiąc mnie za ramiona.
- Miller?! - usłyszałam krzyk Louisa.
Patrzyłam na nich wszystkich w poszukiwaniu pomocy. Byłam zbyt przerażona. Jeśli tego nie opanuję, uduszę się na śmierć. Umrę.
- Cassandra, masz astmę? - zapytał przejęty Liam. Pokiwałam twierdząco głową, tylko to mogłam zrobić. - Masz ze sobą inhalator? - spytał ponownie, a ja pokręciłam głową. Byłam zbyt roztrzęsiona, by zabrać go ze sobą. - W takim razie patrz na mnie, popatrz jak oddycham i rób to samo, tak? Chłopaki, otwórzcie okno – zwrócił się do reszty, a ja próbowałam robić to co nakazał mi Liam. Powoli się udawało. - O, właśnie tak, wdech i wydech. I jeszcze raz, wdech i wydech – instruował mnie.
   Odzyskałam oddech po niespełna 5 minutach. I odzyskałam go tylko dzięki Liamowi.
- Dziękuję – odetchnęłam. Któryś z chłopaków podał mi szklankę z piciem. -  Udusiłabym się na śmierć, gdyby nie ty.
- To drobiazg, nie dziękuj. Ratowanie życia to mój zawód i codzienność.
- Jesteś lekarzem? - zapytałam.
- Tak, jestem. Powiedz, dlaczego nie miałaś ze sobą inhalatora?
- Bo... po prostu jestem dziś strasznie roztrzepana i... i zapomniałam. Zawsze go biorę.
- Pamiętaj o nim, to ci może uratować życie. O mały włos się nie udusiłaś.
- Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. - Zwiesiłam głowę. - Nie jest mi łatwo żyć z astmą. - Głos zaczął mi drżeć. - Próbuję jak mogę, ale jest trudno. Jestem pierwszą w rodzinie, która się z tym zmaga. - Rozpłakałam się. Nie wytrzymałam. Muszę się komuś wyżalić, jeśli nie – rozniesie mnie.
- Od jak dawna chorujesz? - zapytał cicho Louis, podchodząc do mnie.
- Od 6. roku życia...To... prawie całe moje życie, 16 lat...
- Przykro nam...
- To mi jest, nie wam. Powinnam już jechać. - Wstałam z kanapy, ale zatrzymał mnie Harry. - Co jest?
- Odwiozę cię. Jesteś świeżo po ataku astmy. Wiem jak to jest, bo ja też ją mam. Jesteś osłabiona, powinnaś chwilę posiedzieć, żeby zaraz nie było to samo - pouczył mnie jak dziecko, a ja ślepo się na to zgodziłam. Chyba nie miałam wyjścia. 

***

    Jednak nie jestem silna... Nie jestem, nigdy nie byłam i nigdy nie będę.
Świadczy o tym chociażby druga butelka wina, którą znalazłam gdzieś w barku. Tyle go już nie piłam, że nie pamiętałam jaki ma smak. I muszę powiedzieć, że jest bardzo pyszne. Nie tylko koi ból, który pozostał po Nicku, ale też oddala mnie od innych problemów i złych wspomnień.
   Pieprzony Nick, pieprzony Louis Tomlinson, pieprzony cały świat. Jak wszystko ma się chrzanić w życiu to oczywiście w jednej chwili. Myślałam, że los co innego dla mnie zgotował. Jak zwykle się myliłam! Moje życie to jedna wielka fałszywka. Nic, tylko pozazdrościć.
   Rozległo się pukanie do drzwi. A niech sobie pukają. Nie ma mnie w domu, wyjechałam. W firmie też mnie miało nie być, a wyszło inaczej.
   Wychyliłam kolejną lampkę wina i wyjrzałam przez okno na pokryty ciemnością Londyn. Mieszkanie na ostatnim piętrze jednak ma swoje plusy. Ładne widoki, nikt nie widzi co robisz, luz blus i tyle. Mam taki pojebany humor, że oszczędzam nawet na żarówkach i jedyne światła to te dochodzące z zewnątrz. Normalnie stworzyłam tu sobie taki nastrój, że to wino idealnie tutaj pasuje. Jeszcze przydałaby się muzyka, ale nie chce mi się nic włączać. Wstawać też nie bardzo mi się chce.
   Pukanie nie ustawało, wręcz przeciwnie, nasilało się i to całkiem mocno. Byłam zmuszona, by ruszyć się z tej podłogi i oderwać się od tego okna. A by było tak pięknie... Do czasu, gdy ktoś nie zaczął mi w tym przeszkadzać.
   Chwiejnym krokiem podniosłam się i dopiero po kilku sekundach odzyskałam równowagę. Trzymaną w dłoni butelkę rzuciłam na kanapę. Na oślep, bez żadnych świateł pokierowałam się do drzwi, zza których dochodziło nieustające pukanie. No ileż jeszcze można walić? Człowiekowi już łeb rozsadza
- Czego?! - warknęłam otwierając drzwi. I od razu pożałowałam swoich słów, bo w progu stał Tristan wraz z Kelly. Cholera... Zapomniałam, że dziś przychodzą. To się wkopałam... Jak bardzo dziś nawaliłam w skali 1-10? 15. - Oł... cześć wam... - wyjąkałam.
- Jesteś pijana? - zapytał Tristan z poważną miną.
- Nie powiedziałam nic takiego – odpowiedziałam spokojnie, zamykając oczy.
- Jesteś. Czuć od ciebie alkohol – przyznała Kelly. Otworzyłam jedno oko.
- A od was nie. Dziwne, prawda?
- Wejdź do środka. - Tristan złapał mnie za ramię, ale ja mu nie ustąpiłam. - Cassandra, wejdź do domu – wycedził przez zęby szatyn.
- Nie będziesz mi rozkazywać – wybełkotałam.
- Chcesz, żeby wszyscy domownicy zobaczyli w jakim jesteś stanie? Myślę, że to nie wpłynęłoby dobrze na twoją reputację – odparł twardo.
- Ja już nie mam dobrej reputacji. - Cofnęłam się do środka apartamentu. Zachaczyłam o coś nogą i o mały włos się nie wywaliłam i nie wybiłam sobie zębów, gdyby nie złapał mnie Tistan. - Właśnie o tym mówię...
- Boże, dlaczego tu jest tak ciemno? - zapytała Kelly, zaświecając światła, które natychmiast mnie oślepiły. Zgięłam się wpół unikając białego blasku.
- Stwarzałam sobie nastrój. Nie widać?
- Niby do czego? - zapytała blondynka.
- Siadaj – nakazał Tristan, podprowadzając mnie pod kanapę.
   Opadłam na nią bezsilnie. Jednak ja zauważyłam obok siebie butelkę, którą poprzednio tutaj rzuciłam i wzięłam ją w rękę. Uniosłam ją do góry i przechyliłam, by znaleźć jeszcze kroplę trunku. Natychmiast Kelly wyrwała mi z rąk szkło.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam w jej kierunku.
- To ty co robisz, do cholery?! - również się uniosła. - Ile tego wypiłaś?
- A co? Też chcesz?
- Cassandra, ile piłaś? - powtórzył po niej Tristan. On też przeciwko mnie? Super.
- 2 butelki – wymamrotałam.
- Na pewno?
- Więcej nie mam. Jak mi nie wierzysz to sobie sprawdź.
- Spokojnie, okej? - Popatrzył mi w oczy i potarł moje ramiona. - Dlaczego piłaś, Cass?
- A dlaczego by nie?
- Cass... - westchnął. Dobra, teraz prowadzę siebię na złą drogę. On zaczyna chyba tracić już nad sobą kontrolę. Z doświadczenia wiem, że jak naprawdę się wkurzy, to naprawdę może być źle. Nie tylko ze mną. - Dlaczego piłaś?
- Nick mnie zdradził – odpowiedziałam pustym głosem. - Zresztą nie jeden raz. Robił to od prawie miesiąca – dodałam. Czułam jak w gardle rośnie mi wielka gula.
- Co? - Kelly usiadła obok mnie. - Z kim?
- Z tą rudą pokraką. Z Georgią z gangu.
- To ta która...
- Tak – przerwałam jej nim zdążyła dokończyć.
- A to dupek...
- Powiedział, że od dawna już się na to zanosiło. Prędzej czy później tak to by się skończyło. - Rozpłakałam się. - Ten idiota zaproponował mi przyjaźń.
- Mam nadzieję, że się nie zgodziłaś.
- Nie. - Pokręciłam głową. - Jeszcze nie...
- Cassandra, on cię zdradzał – przypomniła mi.
- Wiem, Kelly. Ja to dobrze wiem. Kochałam go. Naprawdę. - Pociągnęłam nosem. - Jeżeli to jedyne wyjście, by go widywać...
- Nie, Cass, nie możesz tego zrobić. Chcesz robić sobie nic nieznaczące nadzieje? - zapytała blondynka, a ja nic nie odpowiedziałam. - Cass?
- Co? - Odwróciłam w jej kierunku głowę.
- Nie zrobisz tego, prawda?
- Nie mam na razie do tego głowy – wychrypiałam. - Co innego mam do roboty.
- Co jeszcze się stało? - zapytał Tristan.
- No... Ja wiem, że wam pewnie to się nie spodoba, ale cóż... Jedno ma się życie, co nie? - Poderwałam się do góry, ale Tristan pociągnął mnie za rękę i znów wylądowałam na kanapie. - Ugh. Kiedyś mnie połamiesz, Tris.
- Musimy tak od ciebie wszystko wyciągać? - Kelly popatrzyła na mnie znacząco.
- Ja was do niczego nie zmuszam.
- Cassandra! - podniosła głos.
- O Boże... - Przewróciłam oczami. - Pamiętasz Louisa Tomlinsona? Mówiłam ci kiedyś o nim.
- Ten przestępca, tak?
- Noo...
- Co z nim?
- Taa... W pewnym sensie wracam do gangu...
- Że co?! - krzyknęli na raz oboje.
- Otrzymałam od niego propozycję na pokaźną sumę. W tym momencie nie mam nic do stracenia. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, reputacji też nie stracę.
- Zwariowałaś, wiesz o tym?
- Zdaję sobie z tego sprawę...
- Myślałam, że on mieszka w Stanach.
- To się myliłaś. Ja idę spać. Na razie wam. - Ponownie wstałam i ponownie za sprawą Tristana wylądowałam obok niego. - Jezu, co?
- A co z tą obiecaną kolacją?
- Noo... miałam robić zapiekankę makaronową, ale coś nie pykło. Więc chyba nici z tego. A teraz możesz mnie puścić, ja idę spać. - Zabrałam jego rękę z mojego ramienia, a gdy usłyszałam znów pukanie do drzwi, odpuściłam sobie tego wszystkiego i dobrowolnie zajęłam miejsce obok Tristana.- Kelly... - jęknęłam.
- Otworzę – westchneła.Wstała z kanapy i ruszyła do drzwi.
- Przynajmniej miałaś dobry powód, by się upić – powiedział w moim kierunku Tristan, gdy blondynka znikła nam z pola widzenia.
- Och... jedyny mnie rozumiesz, Tris – przyznałam i przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on położył dłoń na mojej głowie i pocałował jej czubek. Najlepszy przyjaciel jakiegokolwiek miałam.
- Dobry wieczór. Czy jest pani Miller? - usłyszałam głos dochodzący z końca holu. Oczywiście, pani Brigit z pod 9. To zaczyna być moją codziennością.
- Dobry wieczór. Nie, niestety nie ma. Mam coś jej przekazać?
- Tak, jakbyś mogła, złociutka. Znów nie ma u mnie prądu. Ja nie wiem co się dzieje. Może kiedyś to się naprawi.
   Muszę w końcu załatwić tego elektryka...


***

   Tak dawno nie byłam w tym studiu tatuażu, że już zapomniałam jak tu jest. Nie byłam, bo nie miałam potrzeby. Dziś jednak znów ją mam.
- To jaką dziarę dziś sobie robisz? - zapytał John, siadając obok mnie.
- Ta co zwykle, John – odpowiedziałam, odsłaniając skórę po wewnętrznej stronie mojego prawego nadgarstka.
- Kolejny lecący ptak? - upewnił się, a ja przytaknęłam. - Już czwarty, prawda?
- Niestety – odparłam. Spojrzałam na czarne malunki na mojej skórze. Czarny duży ptak, najważniejszy dla mnie, drugi odrobinę mniejszi i trzeci jeszcze mniejszy.
- Kto tym razem odszedł? - zapytał z sympatią.
- Ktoś ważny. Ktoś, kto był dla mnie bardzo ważny. To ktoś, kto odmienił moje życie na lepsze, ale już go nie ma... Już nie wróci...
- Moje kondolencje – cicho odpowiedział.
   I dla mnie właśnie tak było. Było jakby umarł. Bo dla mnie już nie żyje.


***

4 komentarze:

  1. Super <3 Ciekawe co Lou ukrywa :3
    Czekam na next :* Pozdrowionka i trzymaj za mnie kciuki w piatek (matura z polaka) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Od dawna szukam jakiegoś bloga o 1D i w końcu udało mi się znaleźć. I to jeszcze jaki świetny! :D
    Powiem Ci jedno: Masz ogromny talent, dziewczyno! Historia bardzo mnie wciągnęła, a fabułę na prawdę świetnie wymyśliłaś. Aż chce się czytać. Jestem ciekawa jak to dalej rozwiniesz i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Możesz być pewna, że zostanę z Tobą na dłużej.
    Dzisiaj krótki komentarz, ale następnym razem się poprawię, obiecuję.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ;*
    PS. Również prowadzę bloga i byłoby mi bardzo miło, gdybyś zajrzała do mnie. Może Ci się spodoba.
    https://lajfisbrutalblogzaynmalikff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, witam cię na moim blogu! Bardzo się cieszę, że tu wpadłaś i że spodobały ci się moje bazgroły ;) Dziękuję za miłe słowa i ufam, że zostaniesz na dłużej.
      Chętnie wpadnę również do ciebie, ale dopiero gdy znajdę trochę czasu, bo w tej chwili mam niezły natłok nauki ;)

      Usuń