*Cassandra*
Cały czas myślę nad jednym. Nad tym, co uświadomiłam sobie w tym
tygodniu, w przeciągu siedmiu dni, odkąd znów po przerwie
spotkałam się z Tomlinsonem. A mianowicie rozmyślam o tym, że
gdyby ten człowiek nie skontaktował się ze mną ponownie ponad 2,
czy nawet 3 miesiące temu, to nie pociągnęłoby za sobą serii
innych zdarzeń. Gdyby się ze mną nie skontaktował, nie
przypomniałabym sobie o nim ponownie. Gdyby nie zadzwonił, nie
napadłabym z nimi na bank. Gdybyśmy się znów nie spotkali,
tamten gang nie śledziłby moich bliskich. Gdyby nie ci ludzie, moja
mama nie dostałaby zawału... Wszystko byłoby dobrze, ale musieli
mnie znaleźć.
Idąc do tyłu, wszystko sprowadza się do Tomlinsona. To jego wina,
po części. Wszystko zaczęło się od jego pieprzonego telefonu
tamtego dnia. Ale do niego też by nie doszło, gdybym nie poznała
go kilka lat temu w Stanach. Gdyby mój poprzedni gang nie
przedstawił mnie jemu. Gdyby... No właśnie... Gdybym go nie
poznała, nie doświadczyłabym tylu przykrych rzeczy w moim życiu,
a moja rodzina naprawdę byłaby bezpieczna. Ale czy jest jakikolwiek
sens, żeby go o to obwiniać? Już jest za późno, już się stało.
Czasu się nie cofnie, a teraz może być tylko lepiej bądź gorzej.
Albo... gorzej... Ale tak jak wiele rzeczy przed nim ukrywam, tak i
tego też mu nie powiem, zachowam to dla siebie.
Mimo, że widzieliśmy się w tym tygodniu jedynie ze dwa razy, nie mogę go
o nic winić, bo w dalszym ciągu nie jest w najlepszym stanie. Jego
psychika jakby była w niektórych miejscach uszkodzona. I jest z
tego powodu trochę mi go żal, współczuję mu. Coś lub KTOŚ
musiało odcisnąć duże piętno w jego głowie. I obawiam się, że
to ma związek z tym, że kogoś mu przypominam, że wyglądam tak
samo. Chociaż sama nie mam pojęcia, jak to jest możliwe. Sobowtór?
Klon? Magia? Musi być na to jakieś logiczne wytłumaczenie.
I sama często nie wiem, jak się zachować, kiedy on ma omamy.
Czasem mam ochotę aż krzyczeć, by nie robił tego po raz kolejny,
by zobaczył, że to ja – Cassandra, a czasem po prostu czuję, że
lepiej jest wszystko przemilczeć, ale tak się nie da. Tylko
zastanawiam się, ile to jeszcze będzie się ciągnąć, ile to
wszystko będzie jeszcze mnie dręczyć. Na razie minęły aż dwa
miesiące. Albo: aż dwa miesiące. Jak długo to jeszcze będzie
trwać? Na co mam się szykować? Nie znoszę, kiedy ktoś mnie
okłamuje, nie wytrzymuję tego, a ten człowiek nieustannie coś
przede mną ukrywa.
A co robię ja? Oczywiście, siedzę w firmie, ale jest piątek, więc
jeszcze tylko kilka godzin i wracam do domu. Nawiązując do innego
tematu: co zrobił Tomlinson, by ochronić moją rodzinę? Oczywiście
to, co dało się przewidzieć. Kiedy mama zadzwoniła, że znów ich
obserwują, wysłał do domu moich bliskich połowę gangu, by
wykurzyć stamtąd tamtych ludzi, a Zayn pojechał, by pokazać mojej
mamie, że to właśnie ci moi 'przyjaciele z policji'. Pokazał jej
swoją odznakę, więc uwierzyła i nie zadawała zbędnych pytań, a
widok broni w ich rękach w tej sytuacji jej nie zadziwił.
Dodatkowo, chłopaki zamontowali na zewnątrz ukrytą kamerę i można
teraz kontrolować, co tam się dzieje. I mimo, że tylko przegonili
tych ludzi i wciąż jest ryzyko, że wrócą, jestem im ogromnie
wdzięczna, że tak zaangażowali się w tą sprawę i pomogli mi,
mojej rodzinie. Sama nie zrobiłabym nic i może tylko znalazłabym
się w większym niebezpieczeństwie. A dlaczego doszło do tego, że
ten gang stalkuje teraz moich bliskich? Tego też nie wiem w 100%, bo
Louis nic nie chce mówić, ale czuję po prostu, że tak naprawdę
to chodzi im o mnie. Skoro myślą, że ja jestem tą... Natalie, to
teraz śledzą moje życie, tym samym moją mamę, moje rodzeństwo i
chyba nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że ja nie jestem tą
osobą. Nawet jej nie znam! To jakiś paradoks. A z tego, co wiem, to
nie mam zaginionej bliźniaczki.
Mozolnie wpisywałam kolejne dane do laptopa, rozłożona na fotelu
do granic możliwości, a gdy usłyszałam pukanie, nie miałam nawet
zamiaru się wyprostować czy chociażby trochę normalniej usiąść.
- Wejść – powiedziałam, nie odrywając wzroku od ekranu. Dopiero,
gdy drzwi się otworzyły i kątem oka zauważyłam Kelly,
popatrzyłam w innym kierunku. O razu dostrzegłam pudełko, które
trzymała w ręku.
- Cześć, kobieto przedsiębiorcza – przywitała się, zamykając
za sobą drzwi. Momentalnie uśmiechnęłam się na to określenie.
- Zamykaj laptopa, dzwoń po mojego narzeczonego i robicie sobie
trochę przerwy.
- Emm... A z jakiego to powodu? - Uniosłam brwi, przyglądając jej
się.
- Mam ciasto. - Podniosła wyżej pudełko i tym samym dowiedziałam
się, co jest w środku. - Coś na osłodę dnia. - Postawiła
karton na biurku, powiesiła torebkę na oparciu jednego z dwóch
foteli i zaraz na nim usiadła.
- No, to skoro tak, to innego wyboru nie mam. - Wcisnęłam jeden z
przycisków na interkomie. - Tristan, do mojego gabinetu, w tym
momencie – powiedziałam groźnym głosem i od razu się
rozłączyłam, by brzmieć bardziej przerażająco i zaraz po tym
się zaśmiałam, z powrotem rozkładając się na fotelu.
- Wredna jesteś, wiesz? - Kelly zaśmiała się równo ze mną,
otwierając niemałe pudełko.
- Wiem – przyznałam z szerokim uśmiechem.
Patrzyłam na jej poczynania i widziałam, jak wyjmuje z pudełka
mniejsze, plastikowe, przezroczyste opakowanie z ciastem, a potem
trzy małe talerzyki i do tego widelce.
- Eee... przepraszam cię, ale skąd ty masz naczynia? - Wskazałam na
szkło, patrząc nieco podejrzliwie na nią.
- Jak to skąd? Byłam w waszej kuchni – odpowiedziała jakby nigdy
nic.
- No tak, zapomniałam, że ty przecież czujesz się tu jak u siebie.
- Uniosłam brwi, odwracając wzrok w inną stronę.
I właśnie w tej chwili, bez pukania, do pomieszczenia wszedł
Tristan, gwałtownie zamykając za sobą drzwi. Widziałam, że jest
niespokojny. Popatrzyłam na niego jak na idiotę, jeszcze nic nie
mówiąc.
- Nic nie zrobiłem, więc chociaż się na mnie nie drzyj – od razu
nakazał, a dopiero potem zauważył blondynkę, która odwróciła
się w jego kierunku. - Kelly? Co wy dwie spiskujecie przeciwko
mnie?
- Hej, kotku. Koniec pracy. - Popatrzyła na niego zwycięsko.
- Brałaś coś? - zapytał podejrzliwie, powoli do niej podchodząc.
- O Jezu. - Wywróciła oczami. - Po prostu siadaj. - Poklepała fotel
obok. - Ciasto przyniosłam – wyjaśniła, a on od razu usiadł na
wolnym miejscu.
- Sama piekłaś? - spytałam, kiedy otwierała pojemnik z wypiekiem.
-No pewnie, że sama – przyznała.
- Widać, że się nudzi w domu, kiedy ma wolne, nie? - mruknął
Tris.
- Nie otrujesz mnie? - Popatrzyłam zaniepokojona na nią.
- A weź ty przestań. Czy ja kiedykolwiek kogokolwiek otrułam?
- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. - No wiesz, dawno nie gotowałaś.
Nie chcę nic mówić, ale mogłaś o czymś zapomnieć czy coś...
- O niczym nie zapomniałam, jasne? - Uśmiechnęła się sztucznie. -
Gdybym chciała cię otruć, dosypałabym trutki na myszy albo
zrobiłabym to już dawno – automatycznie mnie zgasiła.
- No wiesz... - Urażona zmarszczyłam czoło, robiąc smutną minę.
- Ja na miejscu Tristana, to bałabym się chyba każdego dnia –
znów wypaplałam, co przyszło mi na myśl, a gdy Kelly spojrzała
na mnie groźnym wzrokiem – udałam, że nic takiego nie
powiedziałam. Jakim cudem ona jeszcze ze mną wytrzymuje?
- Powinnam ukatrupić cię już dawno temu – odpowiedziała,
wykładając ciasto na talerzyki, a w tym samym momencie rozdzwonił
się mój telefon.
- Powinnaś, ale byłabyś już w więzieniu. - Uśmiechnęłam się,
odbierając połączenie, jak zwykle nie patrząc, kto dzwoni. -
Tak?
- Masz wolny wieczór? - usłyszałam w słuchawce i zmarszczyłam
brwi.
- Chwila... Kto mówi? - zapytałam, nie mogąc rozpoznać głosu po
drugiej stronie.
- No ja, Louis – westchnął. - Czy ty kiedykolwiek patrzysz, kto
dzwoni?
- No jasne, że tak – prychnęłam. - Tylko najczęściej pada
akurat na ciebie. Wtedy właśnie nie patrzę na nadawcę. I to mój
błąd, gdy nie robię tego – wymamrotałam ostatnie zdanie i
odkręciłam się na fotelu w stronę okna.
- Pewnie połowę połączeń ode mnie byś odrzuciła, nie? -
Usłyszałam rozbawienie w jego głosie, nim sama zdążyłam to
powiedzieć.
- Może – odpowiedziałam dwuznacznie. - Ale chyba nie po to
dzwonisz, co?
- Oczywiście, że nie. Na samym wstępie zadałem ci pytanie. Sądzę,
że powinnaś je pamiętać. Chyba, że naprawdę masz taką słabą
pamięć.
- Mówiłeś? - Zmrużyłam oczy, cofnęłam się myślami do chwili,
gdy o coś mnie pytał, ale nic sobie nie przypominałam. - No tak.
Ale... Dobra, mógłbyś mi jednak powtórzyć to, o co mnie
pytałeś? - Podrapałam się zażenowana w głowę.
- Wiedziałem. - Zaśmiał się. - Pytałem, czy masz wolny wieczór?
- powiedział odrobinę ciszej, a w mojej głowie pojawiła się
dziwna myśl i zawładnął mną niepokój. Czy to jest to, o czym
ja myślę? Czy ja raczej źle usłyszałam? Nie, to jest na pewno
to drugie. On nie może... Nie, to tylko przyjaciel.
- Czy tobie chodzi o randkę? - wydukałam nagle, przełykając
głęboko ślinę.
Czułam, jak z mojej twarzy odpływa krew, przeszły mnie dreszcze i
w tej chwili niesamowicie cieszyło mnie to, że nie patrzę się
wprost na Tristana i Kelly, tylko w okno, bo byłoby źle. Chociaż
już teraz słyszę, jak przestali nagle rozmawiać i czułam, że
się na mnie gapią, a co gorsze – wywiercają we mnie dziurę
wzrokiem. A jeszcze bardziej dobijająca była cisza w słuchawce,
która strasznie mi się dłużyła.
- Czy ty... nie wyobrażasz sobie czasem za dużo? - zapytał dziwnym
głosem, ale momentalnie mi ulżyło i zamknęłam oczy.
Nie wiem, czemu tak się przestraszyłam. Czy boję się tego, że
ktoś mnie weźmie na randkę, a ja nie jestem na to jeszcze gotowa
po Nicku? Czy raczej, że zrobi to Louis Tomlinson? Albo może boję
się, że mogę poczuć coś więcej...
- Tak to zabrzmiało. Myślałam, że...
- A chcesz? - Usłyszałam niespodziewanie i z wrażenia otworzyłam
szeroko oczy.
Po cholerę ja się odzywałam? Czy jeden jedyny raz mogę nie mówić
za dużo? Zawsze, Cassandra, zawsze w coś się sama wpakujesz, a
potem oczywiście winisz o to siebie. Naucz się być w końcu cicho.
- Nie mówisz tego poważnie. - Nerwowo się zaśmiałam.
- Jak najbardziej poważnie. - Usłyszałam jego czarujący głos.
Czarujący? Weź ty się w łeb palnij, Cassandra!
Na szczęście jego propozycja nie zawładnęła moim umysłem i była
jeszcze szansa, by to wszystko odkręcić.
- Nie, nie – szybko zaprzeczyłam wszystkiemu. - Ja nic nie mówiłam
– wyparłam się.
- Pytałaś, czy to randka. Więc jak będzie? Boisz się?
- Ciebie? Ta, jasne. Bardzo śmieszne. - Ponownie zaśmiałam się w
ten sam sposób.
- Nie mnie. Raczej tego, co możesz poczuć – odpowiedział
uwodzicielsko.
Jakim cudem ten facet mnie przejrzał? Jakby siedział w mojej
głowie; telepatia.
- Dobra, wiesz co? Może przejdziesz do konkretów?
- Przyznaj, że to na ciebie wpłynęło. Przyznaj, że podziałały
na ciebie moje słowa. I przyznaj, że zrobiłaś sobie nadzieję.
- Co takiego? - Zachłysnęłam się powietrzem. - To to nie było na
poważnie?
- Po części sprawdzałem, jak zareagujesz i czy jestem w stanie
kontrolować twój umysł – wyjaśnił. - Panowałem nad twoimi
myślami, miałem je w garści. Jeszcze chwila, a byś się
zgodziła.
- Nie, nieprawda – zaprzeczyłam.
- Prawda.
- Nie – zaczęłam się wykłócać, gdy nerwy wzięły nade mną
górę.
- To dlaczego cały czas zaprzeczasz? Nie byłabyś w stanie mi
odmówić. To nic strasznego, że mogłaś coś poczuć, Cassandra.
- Możemy pogadać o tym, czego chciałeś ode mnie wieczorem? -
wycedziłam przez zęby nieco poirytowana. Poprawka: bardzo
poirytowana, biorąc pod uwagę to, że na moje policzki wpłynął
gorący rumieniec. - Właściwie, to dlaczego ty ciągniesz ten
temat? Czyżbyś to ty coś poczuł? - zapytałam, odzyskując
zdrowy rozsądek.
Uśmiechnęłam się zwycięsko, gdy nie usłyszałam odpowiedzi.
Zatkało go? I bardzo dobrze, o to chodziło. Ale dlaczego mnie to
cieszy? A jeśli on na poważnie coś poczuł? Nie, nie, nie... Ja
się już nie umawiam, nie. Poza tym, co mi strzeliło do głowy,
żeby o tym myśleć? Albo pytanie: kiedy? Kiedy coś takiego
strzeliło mi do głowy? Przyjaźnimy się tylko, do niczego więcej
nie dojdzie. NIGDY.
- Zabijasz mnie moją własną bronią – odparł po chwili. -
Chciałem cię zaprosić na dzisiejszą imprezę, ale po naszej
rozmowie sądzę, że raczej nie przyjdziesz – westchnął, a mnie
coś ruszyło. Nie jest ze mną dobrze, okej?
- Jest co dwa tygodnie, więc nie musisz dzwonić, by mnie o niej
informować.
- Wiem, ale... to trochę większa impreza niż zwykle. Będzie więcej
ludzi.
- Z jakiego powodu?
- Świętujemy z Harrym i Cindy zakończenie jednego z większych i
ważniejszych projektów. Taka impreza w nagrodę, bo będą wszyscy
moi pracownicy.
- Ale styl imprezy się nie zmienia, tak? - Chciałam się upewnić.
- Nie, to taka sama impreza jak zawsze, tylko więcej ludzi niż
zazwyczaj. Chciałem, byś przyszła, po prostu. Nie musimy ze sobą
gadać...
- I tak jak zawsze zaczynacie o dziewiętnastej? - zapytałam,
zagryzając dolną wargę.
- Tak, pamiętasz. - Zaśmiał się, a mi pojawiło się w głowie
wspomnienie z ostatnie imprezy u nich, a właściwie mojej pierwszej
i jedynej do tej pory. Kiedy nawaliłam się tak mocno, że musiał
odwieźć i zanieść mnie do łóżka. I to był właśnie pierwszy
raz, gdy nie pamiętałam poprzedniego dnia.
- Pojawię się – powiedziałam po chwili zastanowienia.
- Na serio? Możesz zabrać ze sobą przyjaciół, jeśli chcesz. Nie
uznasz wtedy, że to randka czy...
- Zrozumiałam, Louis – przerwałam mu, czując narastające
zażenowanie. - Do wieczora.
- Do zobaczenia – odpowiedział łagodnie, a po tym się
rozłączyłam.
- Idziemy na imprezę, moi przyjaciele – powiedziałam
podekscytowana, odkręcając się na fotelu w kierunku Kelly i
Tristana, którzy gapili się na mnie ze zdziwionymi minami.
- Możesz nam powiedzieć, co to za randka? - zapytała Kelly.
- No więc... Ludzie, ale nie ma żadnej randki. - Odłożyłam na
biurko telefon i chwyciłam za widelec, by zacząć jeść ciasto,
ale nie dane mi było tego uczynić.
- Przepraszam cię, ale ja jeszcze nie jestem głuchy i wiem, co
słyszałem – odezwał się Tristan. - I to z niejakim Louisem –
dodał.
Musiałam wstrzymać się z jedzeniem, bo wiedziałam, że nie dadzą
mi spokoju, jeśli się nie dowiedzą.
- To ten przestępca ze Stanów, o którym nam mówiłaś? - zapytała
Kelly.
- Ten, z którym jesteś w gangu? - dodał Tristan, a ja westchnęłam.
- Tak, to ten, ale nie będę wam 50 razy powtarzać, że to nie jest
randka.
- No to czego usłyszeliśmy to słowo z twoich ust? - zapytał mój
przyjaciel.
- Bo wszystko opacznie zrozumiałam i tyle – wyjaśniłam, unosząc
wzrok do sufitu.
- Jak to? - drążyła Kelly.
- O Jezu – jęknęłam, przecierając dłońmi twarz. - Zapytał,
czy mam wolny wieczór, a powiedział to takim głosem, że coś mi
się pomieszało w głowie. A że on uwielbia mi dogryzać, to nie
zszedł z tematu, dopóki nie zorientowałam się, że nie mówi
tego poważnie – wytłumaczyłam.
- I to tyle? - zapytała podejrzliwie blondynka.
- No, tak. A myślałaś, że co? Nieporozumienie, po prostu. -
Wzruszyłam ramionami.
- A czy ty przypadkiem niczego do niego nie czujesz? - usłyszałam,
gdy drugi raz zabierałam się za jedzenie, ale musiałam to
ponownie odłożyć na później, bo nie dowierzałam jej słowom.
- Posrało cię, Kelly? - zapytałam, przyglądając się jej szeroko
otwartymi oczami.
- Nie, nie posrało. - Sztucznie się uśmiechnęła. - Często z nim
wychodzisz, spotykacie się, dzwonicie do siebie i przysłał ci w
dodatku prezenty na urodziny – wyliczała, a ja pragnęłam tylko,
by w końcu się zamknęła.
- Co takiego? - odezwał się Tristan. - Nie mówiłyście nic o tych
prezentach. Widzę, że jest grubo. - Zagwizdał, co spowodowało,
że ścisnęłam mocniej szczękę.
- Nic mnie nie łączy z tym facetem, jasne? - wybuchłam. - To tylko
przyjaciel i nic więcej, współpracujemy razem.
- To teraz to przyjaciel – zdziwiła się dziewczyna. - Tylko
czekać, kiedy nazwiesz go swoim chłopakiem.
- Nic mnie z nim nie łączy – powiedziałam twardo. - Ja się nie
umawiam, okej?
- Jak to się nie umawiasz? - Skrzyżowała ręce na piersiach. -
Chora jesteś czy jak?
- Nie chcę być teraz w związku. Rozumiecie mnie czy się nie da?
- O tak. - Pokiwał głową Tris. - Tylko tak mówisz. W głębi serca
pragniesz być z kimś. Nie zaprzeczysz – stwierdził.
- Dobra, wiecie co? Mówcie sobie, co chcecie, ale nic nie czuję do
tego człowieka i tak pozostanie – skapitulowałam. - I dajcie już
z tym spokój. Ja chciałam was tylko zabrać na imprezę, bo mnie
zaprosił.
- On cię zaprosił? - Kelly znów się ożywiła, a ja przytaknęłam.
- Mówiłam, że to randka! - pisnęła.
- To nie jest randka, bo zaprosił mnie z przyjaciółmi! - Rzuciłam
w nią zakreślaczem, który miałam pod ręką. - A jeśli byłaby
to randka, to nawet bym na nią nie poszła.
- A to niby dlaczego? - zapytała, rozmasowując nos, w który
uderzyłam ją pisakiem.
- Bo się na razie nie umawiam – powtórzyłam wyraźnie. - Ile razy
mam to jeszcze tłumaczyć?
- Ja tam wiem swoje – wymamrotała, a ja głęboko odetchnęłam, by
ponownie nie wybuchnąć.
- Pójdziecie ze mną? - zapytałam już spokojniej po chwili. - Ja i
tak pewnie pójdę, ale fajnie byłoby, gdybyście też się ze mną
zabrali – dodałam.
- A powiesz coś więcej o tej imprezie? - odezwał się Tristan,
zabierając się za ciasto.
- Jest zawsze co 2 tygodnie u niego w domu, o dziewiętnastej. Mieszka
w pieprzonym pałacu ze swoim gangiem, więc jego imprezy są
ogromne. A dziś coś świętują i chcieli, bym przyszła.
- Ja tam mogę iść, chętnie poznam tych ludzi i się zabawię. -
Kelly wzruszyła ramionami i również wzięła talerzyk z wypiekiem
do rąk, i zaczęła jeść. - Chociaż i tak nie pochwalam tej
waszej przestępczości. No i odrobinę się ich boję.
- Nie są tacy straszni, to normalni ludzie. Przecież oprócz gangu
mają własne życia i każdy gdzieś pracuje. Tylko pamiętaj, że
o gangu prawie nikt, kto będzie na imprezie, nie wie, więc się nie
wygadaj przypadkiem, dobra?
- Jasna sprawa – powiedziała z pełnymi ustami.
- A ty? - Kiwnęłam głową na Tristana i wtedy ponownie na mnie
spojrzał.
- Nie mam nic przeciwko, ale jest jedno 'ale'. Albo raczej dwa –
odparł.
- O co tym razem ci chodzi? - westchnęłam już trochę znudzona tym
wszystkim.
- Skoro to wielka impreza, będzie dużo alkoholu... - zaczął, ale
nie dałam mu skończyć, bo już wiedziałam, co chce powiedzieć.
- O nie! - Wstałam nagle z fotela, już odrobinę zdenerwowana.
- Co nie? - odezwała się Kelly, nie wiedząc, o co nam chodzi.
- Byłam cały tydzień pracy, od rana do wieczora. Nawet nie
popatrzyłam na alkohol, więc dzisiaj mi się należy. I nie próbuj
mi tu wmówić, że piję dużo, bo tak nie jest. Nie jestem
alkoholiczką i nie piję litrami alkoholu. Owszem, od czasu do
czasu mogę się upić, ale nie non stop. Nie piję codziennie, a
lampka wina to nic. Nie jestem uzależniona. Rozumiesz to czy nadal
mam się rzucać? To nie ja mam problem z alkoholem, to ktoś inny
pije tu za dużo. - Spojrzałam na Kelly, a ta otworzyła szeroko
oczy i zrobiła przerażoną minę, kręcąc szybko głową, bym
tylko nie ujawniła jej tajemnicy. Może nie jest pijaczką, ale
częściej to własnie ona przesadza z alkoholem.
- Kto? - przerwał mi Tristan, przypatrując się mojej osobie.
- Nikt, nieważne – szybko to odkręciłam. - Chodzi o to, że nie
masz prawa mi tego zakazywać, kiedy wcale nie jest ze mną źle. To
ty coś sobie ubzdurałeś.
- Dobra, niech ci będzie – westchnął. - Przyznaję, że może
zbyt bardzo to wyolbrzymiłem, ale to dlatego, że się martwię.
Nie było tematu, okej?
- No i tak ma być – podsumowałam, poprawiając marynarkę na
ramionach. Przysunęłam bliżej fotel i z powrotem usiadłam przy
biurku. - A to drugie 'ale'? - zapytałam już spokojniej i teraz
naprawdę ukroiłam sobie kawałek tego ciasta i wpakowałam do ust.
Od razu poczułam, jak przepyszne jest.
- Miałaś jutro lecieć na konferencję do Nowego Jorku – odparł,
biorąc kolejny kawałek deseru do ust, a ja poczułam, że powinnam
teraz walnąć się w łeb.
- To jest jutro? - zapytałam z pełną buzią, trochę zaskoczona.
- Tylko nie mów, że zapomniałaś – jęknął.
- No, tak jakby... - Zwiesiłam wzrok, czując się głupio. - O
której jest załatwiony lot?
- Powinnaś to wiedzieć, no ale dobra. Lecicie pierwszym samolotem do
Stanów, o ósmej rano, lot trwa jakieś 8 godzin. Musisz być na
lotnisku ze 2 godziny wcześniej, czyli o szóstej rano, a biorąc
pod uwagę strefy czasowe, jak wylądujesz w Nowym Jorku, u nich
będzie dwunasta. Konferencję będziesz miała o szesnastej, więc
zostanie ci trochę czasu na odpoczynek. No i naturalnie lecicie
klasą biznesową – wygłosił formułkę.
- Wow, znasz wszystko lepiej ode mnie. - Uniosłam brwi w zdziwieniu.
- Czyli po prostu muszę wyjść dość wcześnie z imprezy, żeby
wstać na lot i to wszystko. Przed imprezą się spakuję i zawiozę
walizkę do was, bo pewnie tam nad ranem wyląduję. A jak przez
przypadek za bardzo się upiję, to wezmę te twoje witaminy czy coś
i zawieziesz mnie na lotnisko.
- Ty to wszystko teraz sobie wymyśliłaś, tak? - Popatrzył na mnie
zszokowany.
- No teraz, a kiedy niby? Dowiedziałam się przecież dopiero przed
chwilą o imprezie i o konferencji.
- Niezła jesteś – stwierdził i wrócił do jedzenia. - Może do
czasu konferencji pozbędziesz się kaca – dodał jeszcze.
- Oczywiście, że tak. Wyśpię się w samolocie – wytłumaczyłam.
Ty myślisz, że to będzie mój pierwszy raz? Już kilkakrotnie
latałam samolotami nie będąc do końca trzeźwa. Poza tym sami
dają ci jeszcze szampana – mówiłam pomiędzy kolejnymi gryzami
słodkiego wypieku.
- Z kim lecisz? - odezwała się Kelly, więc podniosłam na nią
wzrok.
- Emm... O ile pamiętam, to miałam lecieć z Jordyn, bo to moja
sekretarka, z menadżerem produkcji i chyba z kimś z księgowości,
ale nie jestem pewna.
- No, to akurat powiedziałaś dobrze – potwierdził Tristan, na co
się do niego uśmiechnęłam.
- A co to za konferencja? - blondynka ponownie zapytała.
- Hmm... 'Nowoczesne systemy zabezpieczeń'. Tak, Tristan? -
zapytałam dla pewności.
- Coś w tym stylu. - Wzruszył ramionami. - A ty w ogóle wiesz, kto
ma to prowadzić?
- No właśnie nikt tego nie wie. Jakaś wielka tajemnica czy coś. W
sumie, pierwszy raz coś takiego nam się zdarza. Ten gość
zaprosił naszą firmę, a nawet nie wiadomo, kim jest. Ukrywa swoją
tożsamość, dopiero na konferencji się dowiemy – tłumaczyłam.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam. Znałam tego
człowieka. I to lepiej niżby mogło mi się wydawać...
***
Impreza trwa w najlepsze, a co ja robię? Tańczę z Niallem. I to
nie to, że zostałam do tego zmuszona czy coś. Tańczymy już ze 30
minut i naprawdę świetnie się bawię. Nie spodziewałam się, że
będę w tak wyśmienitym humorze jak teraz. Może to przez alkohol,
a może dzięki towarzystwu blondyna, który naprawdę dobrze potrafi
zabawić człowieka. Albo opowiada coś śmiesznego, albo po prostu
tak mną wywija na parkiecie, że nie sposób się przy nim nudzić.
Polubiłam go już w Stanach i tam też się zaprzyjaźniliśmy. I
tak jak kiedyś wspominałam, to jego towarzystwo nigdy mi nie
przeszkadza. To znaczy: zazwyczaj. To nie tak, że nie lubię reszty
gangu, bo owszem, zaprzyjaźniłam się z nimi, ale to z blondynem
łączy mnie dziwna, braterska więź. Jest dla mnie wielkim
przyjacielem w tej chwili, tak jak Tristan i Kelly. Może to dlatego,
że nie mam zbyt wielu przyjaciół i tak to cenię.
No, jest też Louis, ale... ten człowiek jest niezrozumiały i
uwielbia mi dogryzać. Jest inny jako przyjaciel, ale często w
niektórych sprawach niezastąpiony i naprawdę mi się przydaje,
choć czasem mówię, że go nienawidzę. W niektórych momentach tak
sobie myślę i dochodzę do wniosku, że gdyby nie Tomlinson, to
pewnie w wielu sprawach musiałabym radzić sobie sama. Moje życie
już nie raz się zmieniało, odkąd on w nim się pojawił. Z
perspektywy czasu... może to było dobre. Gdyby nie wrócił,
zapewne nie siedziałabym ponownie w kryminalistyce, a właśnie to
sprawia, że moje życie jest trochę odmienne, różni się od
innych. Czuję, że coś się dzieje, kiedy jestem w tym gangu, a nie
tylko firma i firma. Teraz robię rzeczy, które uwielbiam. Choć
większości może się wydawać, że to wcale frajdy nie sprawia i
to coś złego. Owszem, nie jest to takie dobre, ale dla mnie to jak
rozrywka. No i oczywiście przypływ gotówki. Gdyby nie to, to
pewnie nie robiłabym tego tak chętnie.
- No i jak się bawisz? - zapytał Niall, zanim zaczął obracać mnie
dookoła własnej osi przez pół parkietu, w tym wypadku: salonu,
który mógł za niego służyć przez swą wielkość i umiejętnie
poustawiane meble, po to, by było jeszcze więcej miejsca. W pewnych
chwilach naprawdę czułam się, jakbym była w pałacu i nie
powodowały tego procenty w moim organizmie, tylko takie było moje
ogólne wrażenie.
- Nie widzisz? Wyśmienicie – powiedziałam z uśmiechem, próbując
złapać oddech, gdy zatrzymaliśmy się przy wejściem do kuchni. -
Odjazdowo.
- Gdybyś przychodziła częściej, byłoby równie dobrze. - Zaśmiał
się, sam będąc już trochę nietrzeźwy. - Na ostatniej tak się
upiłaś, że Tomlinson cię odwoził.
- I właśnie z tej ostatniej nic nie pamiętam. - Również się
zaśmiałam. - O Boże, jak gorąco. - Pomachałam jedną ręką
przy twarzy.
- Jesteś cała czerwona – stwierdził rozbawiony. - Jak to możliwe?
Piłaś mniej ode mnie.
- To przez te tańce z tobą. Nie mam kiedy się napić. - Sięgnęłam
po czerwony kubeczek z alkoholem, który ktoś wynosił na tacy z
kuchni. Od razu wypiłam całą jego zawartość, czując ogromne
palenie w gardle. - O matko, ale to mocne. - Skrzywiłam się i
wyrzuciłam plastikowy kubek za siebie, z powrotem zawieszając ręce
na szyi Nialla.
- Nieładnie tak śmiecić – upomniał mnie.
- To nie mój dom. - Szeroko się uśmiechnęłam.
- Tym bardziej.
- Więcej nie piję, blondynku. Myślałam, że ten wasz alkohol
będzie o wiele słabszy. To nie na moją głowę. - Ruszyłam w
rytm muzyki, trzymając chłopaka, a ten wybuchł zaraz śmiechem.
- To ile ty wypiłaś? 6 kubeczków? - zapytał rozbawiony.
- Po takim procencie, to widziałbyś mnie już pod stołem –
powiedziałam całkiem poważnie. - Wypiłam trzy i tyle mi w
zupełności wystarczy.
-No nie gadaj. Patrząc na ostatnią imprezę, to kiepsko dziś z
tobą.
- Na ostatniej potrzebowałam się upić, a dziś tego nie zrobię, bo
nie mogę.
- To się okaże. - Uśmiechnął się głupio, nie bardzo mi wierząc.
- Co jest? Czego stanęłaś? - zapytał, gdy przestałam tańczyć
i się zatrzymałam.
- Chwila, która jest godzina? - zapytałam, a on wyjął telefon z
kieszeni spodni i spojrzał na ekran.
- Po dwudziestej trzeciej, zaraz północ – odparł, a ja otworzyłam
oczy.
- O Jezu, już? Ja powinnam się już zmywać – uświadomiłam
sobie.
- Przecież dopiero przyszłaś. Do rana jeszcze daleko. - Zmrużył
oczy.
- Dopiero? Przyszłam ze 4 godziny temu, mnie tu nie powinno już być.
- A co czeka na ciebie w domu, że chcesz już uciec? - zapytał,
unosząc jedną brew. - Kochanek?
- Mam rano lot do Stanów, nie mogę go przegapić – wytłumaczyłam.
- A no, chyba że tak. To już rozumiem. - Kiwnął głową, a ja
zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, ale nie bardzo mogłam
coś dostrzec.
- Widziałeś Kelly i Tristana? - zapytałam blondyna, dobrze wiedząc,
że poznał moich przyjaciół, więc nie mógł mieć problemu z
tym, by skojarzyć, o kim mówię.
- Nie, ale mogą być na zewnątrz. - Wskazał drzwi od tarasu, za
którymi również było trochę ludzi, mimo, że dalej było
ciemno, a światła świeciły się tylko na tarasie.
- Możliwe. Pójdę ich poszukać i trochę się przewietrzyć –
wyjaśniłam, powoli odchodząc od mężczyzny. - Pewnie się już
dziś nie zobaczymy, bo zwinę się do domu, więc na razie! -
Próbowałam przekrzyczeć tłum, stojąc kilka metrów dalej od
blondyna.
Pomachał mi tylko i odszedł w innym kierunku, a ja ruszyłam do
wyjścia do ogrodu, z trudem przeciskając się przez zbiorowisko
ludzi. Ocierałam się o wiele mokrych ciał, sama będą równie
spocona przez ciągłe skakanie do muzyki.
Kiedy w końcu wydostałam się na zewnątrz, owiał mnie przyjemny
chłód. Rozejrzałam się, ale w ciemnościach ogrodu nie znalazłam
ani Kelly, ani Tristana. Jedyną osobą, którą zobaczyłam był
Tomlinson, ponieważ jego oświetlała jedna z lamp. Siedział na
drewnianych schodach, paląc papierosa i wpatrując się w ludzi
przed sobą. Nie wyglądał na pijanego, bardziej wydawało się, że
siedzi tu, by uciec od tego całego tłumu. Ale mogło mi się tylko
tak zdawać.
Cicho podeszłam do niego od tyłu, uważając, by nie zahaczyć o
nic szpilkami i nie polecieć wprost na szatyna albo od razu na
trawę.
- Nie widziałeś Tristana lub Kelly? - odezwałam się za nim.
Słysząc mój głos, odwrócił głowę i podniósł na mnie wzrok,
wypuszczając ustami dym.
- Prędko ich nie znajdziesz – odpowiedział, kolejny raz zaciągając
się szlugami.
- A to niby dlaczego? - Uniosłam brew, zdziwiona, że może wiedzieć
więcej ode mnie.
- Z godzinę temu widziałem ich na górze. Szukali wolnego pokoju.
Byli bardzo niecierpliwi – stwierdził, a ja westchnęłam. No, to
jeszcze chwilę tu sobie pobędę.
- Co tu tak siedzisz? - zagadnęłam, siadając obok niego.
Gdy spojrzał na mnie, zobaczyłam, że nie ma nawet przekrwionych
oczu. Nie było też czuć od niego alkoholu, jedynie dym
papierosowy. Kurcze, on rzeczywiście jest trzeźwy. I to jak.
- Nie piłeś nic? - zapytałam, odrobinę zdziwiona. - To twoja
impreza, byłam pewna, że upijesz się do nieprzytomności albo
chociaż w połowie.
- Mam jutro coś ważnego, nie mogę być pijany ani na kacu. Chyba by
mnie za to zabili – wyjaśnił, patrząc w niebo. - Może nie
piję, ale świętuję na swój sposób. - Uśmiechnął się. -
Chociaż przyznam, że chętnie bym się napił. Za to ty, widzę,
że też za dużo nie zaszalałaś z procentami – zauważył, a ja
pokiwałam powoli głową, zagryzając dolną wargę i odwracając
od niego wzrok. Usłyszałam, a wciąga głęboko powietrze.
- Nie zagryzaj wargi, błagam cię – usłyszałam, więc ponownie na
niego spojrzałam. W świetle lampy, zobaczyłam, że jego oczy
zrobiły się całe czarne.
- A co ty, Grey? Nie wiedziałam, że to serio działa na facetów. -
Uśmiechnęłam się zwycięsko.
- No, to bardzo się myliłaś. - Teraz to on odwrócił wzrok. -
Podobno miałaś chłopaka. Myślałem, że wiesz o tym – dodał,
a do mnie powróciły wspomnienia.
- Tak naprawdę to... to był mój pierwszy poważny związek, taki na
dłużej i on... z perspektywy czasu widzę, że nie był tak
idealny. Ominęło mnie przy nim wiele rzeczy. Chyba tak naprawdę
nie kochał mnie tak, jak myślałam albo... po prostu przestał
kochać. Pod koniec naszego związku częściej interesował się mną
tylko, kiedy miał potrzebę. Nie dawał mi prezentów. Może zbyt
dużo oczekiwałam, ale to było trochę przykre. Zdałam sobie
sprawę, że nie myślał o nas poważnie, o naszej przyszłości,
chociaż on mówił inaczej. Coraz częściej zachowywaliśmy się
jak zwykli przyjaciele albo kochankowie, bez żadnych uczuć...
Boże, nie wiem, po co ja ci to mówię. - Zakryłam twarz dłońmi.
Głupia jestem, ot co.
- Wiesz...
- Nie, nic nie mów – przerwałam mu. - Masz jeszcze papierosa? -
zapytałam, a on popatrzył na mnie w skupieniu i dopiero po chwili
odpowiedział.
- Dla ciebie nie – odparł, jakby nigdy nic.
- Co? A to niby dlaczego? - oburzyłam się.
- Jeszcze pamiętam, że miałaś nie palić, bo lekarze ci zabronili.
Nie rób ze mnie idioty.
- A od kiedy ty się tak o mnie martwisz?
- Jeśli nie zauważyłaś, to już od dłuższego czasu. - Zgasił
peta na deskach tarasu. Mimo, że zaskoczyła mnie jego odpowiedź,
nie skomentowałam tego.
- Dla twojej wiadomości, od tamtego czasu i tak palę, bo nie
potrafię tego rzucić, więc jeden papieros w tę czy we wtę nie
zrobi mi wielkiej różnicy.
- W takim razie niedługo to zmienimy – odpowiedział cicho.
- Co takiego? - Szeroko otworzyłam oczy.
- Nic. - Wzruszył ramionami. - Mówiłem do siebie.
- Ty chyba naprawdę masz poważne problemy z głową –
stwierdziłam.
Kiedy nie odpowiedział, zwiesiłam wzrok i zaczęłam bawić się
bransoletką, którą miałam na nadgarstku, bo cisza między nami
była irytująca.
- Co z tym tatuażem? - usłyszałam obok. Spojrzałam na rękę,
gdzie mieścił się czarny malunek ptaków. - Już kiedyś o niego
pytałem, nie chciałaś mi nic powiedzieć – dodał, a ja
uniosłam na niego wzrok.
- Powiedziałam, pamiętam. Powiedziałam, że prawdziwą żałobę
nosi się całe życie – przypomniałam sobie.
- Rzeczywiście – przyznał zamyślony. - Czyli musi mieć
szczególne znaczenie. Jakie dokładnie? - zadał kolejne pytanie,
drążąc dalej temat.
- Wiesz co? Powiem ci to, co zawsze mówisz mi ty.
- Co mianowicie? - Oblizał usta, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Kiedyś się dowiesz – zacytowałam, doskonale znane mi zdanie, a
on parsknął śmiechem.
- No bez żartów.
- Nie żartuję – powiedziałam poważnie, a wtedy przestał się
śmiać. - Nie pytaj, bo nie odpowiem. To nie jest coś, o czym
lubię mówić. Tak naprawdę, to prawie nikt nie wie, jaką
historię ma ten tatuaż.
- A masz jeszcze jakiś? - zapytał zainteresowany.
- Nie. - Pokręciłam głową. - Chciałam coś na żebrach, ale boję
się, że będzie za bardzo boleć. - Zaśmiałam się, ponownie
zagryzając nieświadomie wargę.
- Boże, znowu to robisz – westchnął, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co robię?
- Znowu zagryzasz wargę – sprostował.
Zaczął się do mnie przybliżać. Położył jedną dłoń na
deskach obok mnie, a drugą na moim kolanie. Pochylił głowę ku
mnie, a jego usta były niesamowicie blisko moich. Nadchodziło to,
czego się obawiałam, ale nie byłam w stanie nawet się poruszyć.
Byłam jak w amoku, przestałam logicznie myśleć i uświadomiłam
sobie, że zmierzam do tego, czego w głębi serca pragnę. Czego tak
usilnie się wypierałam, by zmylić swój umysł, by bronić się
przed tym, czego chcieć nie powinnam. Co powinno być dla mnie
zakazane. Tylko, że te usta były w tym momencie tak bardzo kuszące
jak zakazany owoc.
Nie myślałam o tym, co powinnam, a czego nie. Szłam za głosem
serca, nie rozsądku. A gdy miało już nadejść zamierzone, ktoś
wylał na mnie wódkę i odskoczyłam jak oparzona, piszcząc, bo
stało to się tak niespodziewanie. Wyplułam z ust alkohol, który
się w nich przez to znalazł i spojrzałam za siebie, by zobaczyć,
czyja to była sprawka, ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, to
szatyn pierwszy zareagował. Puściły mu nerwy, a ciśnienie
widocznie wzrosło.
- Kurwa, człowieku! Czy ty widzisz, co zrobiłeś, czy jesteś jakiś
jebnięty?! - krzyczał w nerwach. Było widać, że jest nieźle
wkurwiony.
- Louis... - Pociągnęłam go za rękę, ale to nie pomogło, więc
musiałam wstać.
- Wypieprzaj z mojej imprezy! Nie chcę cię tutaj więcej widzieć!
- Louis, przestań! - krzyknęłam, by zwrócił na mnie uwagę.
Popatrzył na mnie, był w furii.
- Zostaw go, jest pijany. Uspokój się, nic mi nie jest.
- To go nie tłumaczy. - Odwrócił ode mnie wzrok, by przenieść go
na mężczyznę, ale jego już nie było. - Gdzie on jest?
- Nie wiem, przecież kazałeś mu wyjść – odpowiedziałam cicho.
- Nie szukaj go, to był wypadek – dodałam.
- Nic ci nie jest? - zapytał przejęty, dotykając mojego policzka.
Najwyraźniej nie słyszał tego, że przed chwilą powiedziałam,
że nic mi się nie stało. - Jezu, jesteś cała mokra. - Dotknął
moich włosów. - Chodź na górę, dam ci coś na przebranie i się
umyjesz z tego syfu.
- Przyznam, że nie fajnie mieć mokrą od alkoholu bluzkę –
powiedziałam, patrząc na ubranie. Błękitny materiał przykleił
mi się do skóry, stał się prześwitujący i strasznie przyległ
do piersi, które ukazywał. Na szczęście miałam stanik. - Już
kolejny raz coś takiego dzieje się przy tobie i kolejny raz
pożyczasz mi ubrania. Wcześniej to Harry wylał na mnie herbatę –
przypomniałam mu.
- Może to znak? - Uśmiechnął się delikatnie.
- Niby jaki? - zapytałam nie bardzo przekonana do jego słów, ale
uśmiech tkwił na moich ustach.
- Tego jeszcze nie wiem. - Popatrzył mi w oczy. - Chodźmy, na pewno
nie czujesz się komfortowo w takim stanie. - Wskazał na moją
koszulkę, a ja westchnęłam.
- I jak mam przejść tak obok tych wszystkich ludzi? Przecież to
jakbym nie miała na sobie w ogóle bluzki.
- Większość jest już nawalona w cztery dupy, więc nic nie
zauważą. Ale jeśli będziesz czuła się pewniej, to możesz iść
zaraz za moimi plecami – zaproponował.
Pokiwałam głową, że tego właśnie chcę, a on złapał za moją
dłoń i przysunął mnie jak najbliżej do siebie. Potem odwrócił
się i wszedł do budynku, a ja pomaszerowałam tuż za nim. Idąc
przez ten cały tłum ludzi, w pewnej chwili zwiesiłam głowę i
spojrzałam na nasze splecione dłonie. To się nie dzieje naprawdę.
No pewnie, że nie. Zaraz się obudzę, a ta bańka pęknie i będzie
po wszystkim. To byłoby zbyt pięknie, by mogło być rzeczywiste.
Boże, co ze mną jest nie tak? O czym ja fantazjuję? Przecież w
tej chwili nie jestem sobą. A może jednak jestem?
Nie zorientowałam się nawet, kiedy byliśmy już w sypialni szatyna
i stałam w jego garderobie, do której mnie przyprowadził.
Dyskretnie się rozejrzałam i zauważyłam, że jak na garderobę,
jest bardzo ogromna i w dodatku zapełniona tylko w połowie. Tak
jakby ta druga połowa na kogoś czekała. Nie było widać tej
części na pierwszy rzut oka, była bardziej z tyłu, ale w miejscu,
w którym się znajdowałam, widziałam całe pomieszczenie.
- Proszę, ta będzie dobra. - Podał mi do rąk czarną koszulkę,
wcześniej zdejmując ją z wieszaka.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Jak to możliwe, że bałaś się przejść tak obok tych wszystkich
ludzi, ale przy mnie zachowujesz się inaczej? - zapytał
zaintrygowany.
- Widziałeś mnie w gorszych sytuacjach – odpowiedziałam cicho i
nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ja kierowałam się do
wyjścia z garderoby. Jeśli zapyta – nie będzie wiedzieć o czym
mówię, jeśli nie zapyta – jest szansa, że pamięta cokolwiek
ze Stanów.
Znalazłam się z powrotem w jego sypialni, a gdy i on się w niej
zjawił, i chciał coś powiedzieć, nie pozwoliłam na to. Już nie
chcę słyszeć nic na ten temat.
- Louis, mam prośbę.
- Jaką? - zapytał, zasuwając za sobą wejście do garderoby.
- Przyjechałam tu z Kelly i Tristanem, a nie mogę ich znaleźć.
Muszę jak najwcześniej wyjść z imprezy...
- Jasne. Odwiozę cię – przerwał mi, szczerze się uśmiechając.
- Tak? Dziękuję. Podam ci potem adres do ich domu.
- Czemu masz tam jechać? Nie lepiej, bym zawiózł cię do ciebie?
- Tak wyszło. - Wzruszyłam ramionami. - Myślałam, że wrócę z
nimi do nich, bo rano mam lot do Stanów i przewiozłam tam swoją
walizkę. Wyjechałabym od nich, a teraz muszę radzić sobie sama –
wytłumaczyłam spokojnie.
- A jak dostaniesz się do ich mieszkania?
- Mam ich klucze w torebce – odparłam, a on spojrzał na mnie
podejrzliwie. - Jest w bezpiecznym miejscu, zostawiłam ją na
waszej strzelnicy – wytłumaczyłam.
- Wszystko przemyślałaś. - Zaśmiał się. - Rzeczywiście jesteś
przebiegła – dodał, a ja tylko szeroko się uśmiechnęłam.
Jestem.
***
Jak pokrótce wyglądało wszystko po wczorajszej imprezie? A
mianowicie po tym, gdy drastycznie zostałam oblana alkoholem? A no
tak, że ostatecznie nie odnalazłam Kelly i Tristana, i odwiózł
mnie Louis, a oni ostatecznie wrócili o 4 nad ranem. Wiem to, bo
narobili strasznego hałasu, gdy wrócili zlani w trupa. Widocznie
bardzo podobało im się na imprezie. Jak też się okazało, mieli
jeszcze jeden zestaw kluczy. Więc gdyby nie to, że zachowywali się
głośno, pewnie nie wiedziałabym nawet, że wrócili . Nie jestem
też pewna, co dokładnie stało się z ich autem i jak wrócili do
domu.
Gdy miałam jechać na lotnisko, oni wciąż leżeli w łóżku, a ja
nie mogłam nawet ich dobudzić, więc ponownie byłam zdana
wyłącznie na siebie i musiałam dzwonić po taksówkę. Gdybym
wiedziała, że aż tak się popiją, to od razu pojechałabym do
siebie i na to samo by wyszło. Dlatego bez sensu zrobiłam, że się
u nich zatrzymałam.
W samolocie natomiast w ogóle nie mogłam zmrużyć oka, więc albo
słuchałam muzyki, albo czytałam książkę, którą w końcu
zaczęłam, a wcześniej z braku czasu nie mogłam. I ten jeden raz
podróż do Stanów dłużyła mi się niesamowicie. Zapewne dlatego,
że na ogół podczas tak długich podróży spałam, więc nie
odczuwałam tego tak dobitnie.
A kiedy dotarliśmy do hotelu, zjadłam obiad i na jakąś godzinę
się położyłam. No, więc czym to poskutkowało? Za 5 minut będę
spóźniona na tą konferencję, bo źle rozplanowałam czas, a razem
z Jordyn nie możemy odnaleźć sali konferencyjnej. Słowo daję, że
gdyby nie to, że w końcu zapytaliśmy kogoś o drogę, pewnie
byłabym totalnie spóźniona. A ja nie mam w zwyczaju się spóźniać,
to nie w moim stylu. Zawsze służbowo jestem na czas i dla mnie to
już dramat, gdy wiem, że jest ryzyko, że czasowo się nie wyrobię.
Szybkim krokiem przemierzałam marmurowe korytarze budynku, przez
które aż za nadto słychać było stukot moich szpilek. Kiedy
wyszłam zza zakrętu, w połowie holu dostrzegłam otworzone drzwi
od jednej z sal, a przy nich stał niski, otyły mężczyzna.
- Pani Miller? - zapytał, kiedy byłam bliżej celu.
- Tak, tak to ja! - krzyknęłam, przyspieszając kroku i czując, że
za chwilę wyryję twarzą w podłogę.
Dlaczego ja zawsze noszę te cholerne szpilki? To cholerstwo wcale
nie jest takie wygodne, a ja wciąż je zakładam.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie. Miałam problemy ze znalezieniem
tego miejsca – wyjaśniłam, kiedy znalazłam się obok mężczyzny.
On jedynie pokiwał głową, że rozumie i gestem dłoni zaprosił
mnie do sali.
Weszłam do wnętrza i zobaczyłam okrągły stół. Byli już
wszyscy, więc z łatwością odnalazłam swoje miejsce, podpisane
moim nazwiskiem. Udałam się do wyznaczonego miejsca i usiadłam
przy stole, odstawiając termos z kawą na stół, a torebkę
zawieszając na oparcie krzesła. Poprawiłam jeszcze marynarkę i
włosy, i byłam gotowa.
- Dobrze, myślę, że możemy już zaczynać – usłyszałam
nieznany mi głos.
Uniosłam głowę i spojrzałam na miejsce prowadzącego, by
zobaczyć, kim jest ten tajemniczy człowiek, który to prowadzi.
Jakie było moje zaskoczenie, gdy na tabliczce na stole na przeciw
mnie odczytałam: 'Apple. Louis Tomlinson'. A potem zorientowałam
się, że szatyn stoi na środku i wpatruje się we mnie z szerokim,
zwycięskim uśmiechem. On o tym wszystkim wiedział... Zaprosił mnie
tu...
***
Hahah no nieźle
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, jak zawsze z niecierpliwością czekam na next :3
Weny kochana i do napisania! 😘