21 grudnia 2020

ROZDZIAŁ 47. ‘MIAŁAŚ WYLECZYĆ Z DEPRESJI’

 

*Cassandra*

 

Na biurku przede mną i Louisem leżał stos dokumentów, które przywieźliśmy z mojej firmy do przeanalizowania i zawiązania jakiejś strategii, bym nie podupadła. Korzystaliśmy z momentu, że na chwilę sytuacja stanęła w miejscu, więc nie pogorszyła się w ogóle, ale też nie polepszyła, więc nie musieliśmy bardzo się z tym spieszyć, a mogliśmy wszystko na spokojnie przemyśleć. No i to chyba byłą jedna z tych czynności, która nie spowoduje konfliktu między nami.

Odkąd się pogodziliśmy i wszystko sobie wyjaśniliśmy, minęło kilka dni i każde z nas stara się być ostrożne w tym, co mówi, żeby po raz kolejny nie doprowadzić do kłótni, co już po prostu zaczyna powoli sygnalizować, że na nowo musimy umocnić nasz związek, jeśli chcemy, by przetrwał następne siedem miesięcy.

Czuję się lepiej po wyjściu ze szpitala, o wiele lepiej. Louis bał się zostawiać mnie samą, w obawie, że to się powtórzy, że znów zrobię sobie krzywdę, ale w końcu i tak musiał zająć się swoimi obowiązkami. Uparłam się, aby postarał mi się na nowo zaufać. To musiało się stać.

Nadgarstek wciąż mam zabandażowany, bo założono mi szwy, ale nie boli. Bolało jedynie, gdy robiłam sobie te kreski, ale kiedy przestałam i skóra mi krwawiła, czułam, jakby wszystkie te złe emocje mnie opuszczały. Wtedy przez chwilę było dobrze. Kiedy jednak straciłam przytomność i obudziłam się w szpitalu, uświadomiłam sobie, że prawie straciłam życie. Nie umarłam, dano mi szansę, więc nie mogę jej zatracić, nie mogę po raz kolejny zrobić takiego głupstwa. Było przyjemnie, ale na chwilę, a ja nie chcę chwili. Chcę, żeby nareszcie całe życie mi się poprawiło, a nie wciąż pieprzyło. Ale nawet, jeśli na coś pracujesz i do czegoś dążysz, to nie zawsze wszystko idzie po twojej myśli. I ze mną w sumie jest już tak pół życia.

- Mogę zapłacić za rachunki w twojej firmie w najbliższym miesiącu – zaproponował Louis, a ja zmarszczyłam brwi.

- Co? Nie – od razu się nie zgodziłam i zdjęłam okulary korekcyjne, które przed chwilą miałam na nosie. – To ogromne pieniądze. Nie ma mowy. – Pokręciłam głową i zamknęłam oczy, bo zaczynały mnie już piec przez to, ile godzin siedziałam już przed ekranem laptopa. Odchyliłam się na fotelu i przetarłam je palcami.

Byliśmy w gabinecie Louisa w jego domu, więc w każdej chwili mogłam pójść odpocząć, jeśli zmęczenie za bardzo dawałoby mi już w kość. Wolałam jednak zostać jak najdłużej.


- Właśnie o to chodzi. Odciążyłbym was i zaoszczędzilibyście trochę kasy na jakieś inne wydatki.

- Nie. Nie zgodzę się na to – odpowiedziałam, wstając z siedzenia, by podejść na sekundę do sofy, gdzie zostawiłam torebkę.

- A to dlaczego nie?

- Bo nie. Bo...

- Bo co? Sponsoruję przecież was.

- Tak. Sponsoring a zapłacenie rachunków za kogoś to dwie różne rzeczy – odparłam, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kropli do oczu. – Stracisz kolejne pieniądze, a ja nawet nie będę miała jak ci oddać – wymamrotałam, znajdując małą buteleczkę.

- A czy ja chcę, żebyś coś mi oddawała? Próbuję pomóc.

- Ale nie kosztem tego, że twoja sytuacja finansowa się pogorszy – mruknęłam, zapuszczając do oczu krople, które natychmiast przyniosły ulgę. – Rozmazałam się? – zapytałam, wskazując na oczy, kiedy wrzucałam buteleczkę z powrotem na jej poprzednie miejsce.

- Tak, na pół twarzy – odparł, nie spuszczając wzroku z kartek.

- Pytam poważnie, Louis, a ty nawet nie spojrzałeś – westchnęłam, podchodząc do biurka, a wtedy i on głęboko odetchnął i przeniósł na mnie wzrok.

- Nie, wszystko jest okej. Tylko oczy świecą ci się od kropli.

- Bardzo śmieszne – mruknęłam. – Wracając do tematu...

- Stać mnie na to – przerwał mi. – Jak sama stwierdziłaś, jestem miliarderem, więc naprawdę kilkanaście tysięcy w tą czy w tamtą nie zrobi mi różnicy.

- Już i tak czuję, jakbym cię wykorzystywała, a ty jeszcze...

- Oj, przestań marudzić i pozwól mi działać. Martwisz się tylko o to, że nie będziesz miała, jak mi się odwdzięczyć, a uwierz, że mi wystarcza to, że wciąż jesteś przy mnie. Naprawdę, jedyne, czego chcę, to widzieć, że w końcu jesteś szczęśliwa – powiedział, patrząc mi w oczy. Skutecznie zamknął mi tym usta i nie wiedziałam już, jak jeszcze mam mu odmówić. Poczułam jednak, że już nie mam nic do gadania i skrzyżowała ręce na piersiach.

- Jeśli mi nie wierzysz, to coś ci pokażę. Nie po to, by się chwalić ani nic z tych rzeczy, po prostu, aby zapewnić cię, że nie grozi mi bankructwo. Jak możesz, to otwórz środkową szufladę i podaj mi czarną teczkę. Leży na wierzchu i jest podpisana: finanse 2019 – poprosił, a ja w ciszy posłusznie podreptałam we wskazane miejsce.

Odsunęłam szufladę i od razu zobaczyłam przedmiot. Wzięłam teczkę w rękę i już miałam wrócić do szatyna, ale zobaczyłam pod spodem biały album ze zdjęciami, na którym było serce i litery „N” i „L”. Zaciekawiło mnie, jaką kryje w sobie zawartość, więc wzięłam go w dłonie, odkładając teczkę na chwilę na półkę.  Spojrzałam na Louisa, ale on czytał kolejne dokumenty i nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że robię coś innego. Otworzyłam album i lekko się zaskoczyłam, widząc fotografię, przedstawiającą mnie i Louisa. Nawet nie wiedziałam, że mamy takie zdjęcie...

Jednak, gdy przewracałam kolejne kartki i dostrzegałam miejsca, w których nawet nigdy nie byłam, ubrania, jakich nigdy nie miałam, ludzi, których nie znałam, zrozumiałam, że to nie ja byłam na tych zdjęciach, a inna dziewczyna. To była Natalie. Cały album był poświęcony jej i Louisowi.

W oczach zaczynały zbierać mi się łzy, kiedy dotarło do mnie, że wygląda dokładnie jak ja, że to ona całuje na tych fotografiach mojego chłopaka. Zaczęło mi się mieszać w głowie, bo nie wiedziałam już całkiem, o co w tym chodzi. Czułam się jak głupia. To wygląda, jakbym to ja go całowała, ale wiem, że to nie byłam ja. Przecież nie mogłam stracić pamięci i.... Bo nie mogłam, prawda? To nie ja...

Dłonie mi się zatrzęsły i zaczęłam ciężej oddychać. Nie byłam w stanie wciąż oglądać zdjęć, bo bałam się, co dalej mogę zobaczyć, i zamknęłam album. Kiedy miałam odwrócić się do szatyna, by zacząć pytać, na dnie szuflady dostrzegłam dwa klucze z zawieszką. Wyciągnęłam ku nim drżącą rękę, a gdy zobaczyłam, że są podpisane moim imieniem, jeszcze bardziej ogarnął mnie szok. Nie dawałam mu moich kluczy od mieszkania. Pamiętam, że te dodatkowe odłożył do mojej komody. Co więcej, one wciąż tam są, były rano... Dorobił je sobie bez mojej wiedzy, nie wierzę.

- Co to jest? – wydusiłam z siebie, odwracając się z przedmiotami do Louisa, który nie był jeszcze niczego świadom. – Co to jest?! – krzyknęłam przez łzy, które ciekły mi po policzkach, ale jeszcze nie zakłócały widoczności i mogłam zauważyć, jak szatyn przenosi na mnie wzrok, a jego wyraz twarzy momentalnie zmienia się na zszokowany i przerażony jednocześnie.

Odsunął się powoli od biurka i zaczął iść w moim kierunku. Mogłam zauważyć, jak przełyka głęboko ślinę ze zdenerwowania.

- Cass, proszę, nie denerwuj się – zaczął cicho, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Nie mogłam się poruszyć, gdy wyjmował z moich rąk klucze i album. Patrzyłam tylko na jego twarz.

- O co w tym wszystkim chodzi? Powiedz mi, proszę... – wyszeptałam.

- Wiem, że już czegoś się domyślasz, ale to nie jest całkiem tak, jak możesz myśleć – odezwał się spokojnie.

- Ja już dłużej tak nie mogę, rozumiesz? Mam dość tego, że wszyscy porównują mnie z kimś innym, widzą we mnie inną osobę, a ja nie mam o niczym pojęcia. Nie wytrzymuję już, wiesz? Za długo ukrywasz to wszystko przede mną. Byłam cierpliwa przez tyle miesięcy, mimo, że mówiłeś, że kiedyś dowiem się o tym wszystkim, że...

- Więc teraz przyszedł na to czas. Więcej już nie będę kłamał – powiedział poważnie, po czym poczułam, jak całuje mnie w czoło.

- N-naprawdę?

- Naprawdę. – Pokiwał głową, łapiąc mnie za rękę. – Powiem ci wszystko, ale powoli. Boję się twojej reakcji nim skończę całą opowieść, więc proszę cię kolejny raz o cierpliwość, bo tym razem jest niezbędna. Chcę, żebyś mnie wysłuchała i... i nie oceniała zbyt szybko – zaczął mówić nerwowo i uciekać wzrokiem. -  Chodźmy na górę, nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał, jakby chłopaki zaczęli się bawić, w końcu jest weekend – wymamrotał i pociągnął mnie do wyjścia.

Słuchając go, łzy całkowicie mi zaschły, a serce mocniej zabiło. Poczułam, że nie wiem, czy jestem gotowa na to, co mogę usłyszeć, na natłok informacji, które miały za chwilę nadejść, ale już nie było wyjścia. To był ten moment i musiałam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim gra.

 

***

*Louis*

 

Czułem, że minęły godziny, zanim zebrałem się na to, by zaczął mówić. Siedziałem na podłodze swojej sypialni, wpatrzony w okno i zastanawiałem się, jak wszystko zacząć. A Cass była na przeciwko, patrząc na mnie trochę nieśmiało, jakby się bała. Ale tego, jak ja czułem się obecnie wewnątrz, to nie dało się opisać. Jednak nadeszła już ta chwila i wiedziałem, że dalej nie mogę tego ciągnąć. Już nawet nie było jak.

- Miałem narzeczoną... Natalie – zacząłem cicho, ale nie chciałem na nią patrzeć, bo wiedziałem, że wtedy to będzie trudniejsze. – Nie wiesz, jak cholernie ciężko mi się to mówi... – Zacisnąłem szczęki, jakby to miało coś pomóc. – Natalie to... Natalie. – Głęboko odetchnąłem i przerwałem.

- Louis...

- Tak, wiem, muszę to powiedzieć. Powiem – obiecałem, przecierając twarz dłonią. – Daj mi tylko chwilę, żeby pozbierać myśli – poprosiłem, jednak nie usłyszałem już odpowiedzi.

Napięta cisza trwała między nami, dopóki sam nie zebrałem się na to, by ostatecznie ją przerwać.

- Jak mówiłem, Natalie Marshall była moją narzeczoną...

- Była – wtrąciła szatynka, powtarzając twardo po mnie słowo. – Więc co się...

- Próbuję właśnie to wyjaśnić – wyszeptałem. – Ale jest mi trudno, bo jest za dużo do powiedzenia. Proszę, wysłuchaj mnie...

- Tak, przepraszam – powiedziała ciszej i złączyła usta w wąską kreskę. Widziałem, że dla niej też było trudno odbywać tę rozmowę, bo w końcu zamierzam wyjawić jej moją największą tajemnicę, otworzyć się.

- Zaręczyliśmy się niedługo przed tym, jak poznałem ciebie, wtedy w Nowym Jorku, gdy byłaś w swoim dawnym gangu. Potem z chłopakami opuściliśmy na kilka tygodni Los Angeles, żeby współpracować z wami. Jakiś czas później doszło do tego wypadku, w którym poroniłaś, o czym to ty mi powiedziałaś i wtedy wróciłem, niczego nieświadomy do Los Angeles. Mieszkałem tam jakiś czas w moim życiu, ale wiesz, że pochodzę z Anglii, więc... szybko wróciliśmy tutaj, kiedy uciekaliśmy przed Jonesem. Bardzo zaleźliśmy im za skórę, bo w końcu okradliśmy całe miasto, robiąc im konkurencję i aż do teraz próbują się nam odpłacić. Ale wracając... tutaj, w Londynie mieliśmy za jakiś czas pobrać się z Natalie. Dosłownie, dzieliło nas kilka miesięcy od tej daty i... doszło do tragedii – wyszeptałem ostatnie słowa, głęboko przełykając ślinę.

Zauważyłem, że Cassandra porusza się niespokojnie, a ja nie mogłem zebrać się w sobie, by powiedzieć to, co należało. W gardle powstała mi ogromna gula, a o tym, że zaczynam się rozklejać, zorientowałem się, gdy Cass przysunęła się bliżej mnie i złapała mnie za rękę.

- Pojechaliśmy na akcję, Natalie była częścią gangu. Mieliśmy już wracać do domu, podkładała bombę...

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...

- Niestety – wydusiłem z trudem. – Nie zdążyła wyjść z budynku, spóźniła się może sekundy. Wysadziło budynek, a ona... ona wciąż tam była, nie przeżyła. – Rozpłakałem się wbrew woli i zacząłem wycierać dłonią twarz. – Wbiegłem tam po wybuchu, ale... już nie żyła, siłą mnie od niej zabrano. Pojechaliśmy do szpitala, powiedzieliśmy, że był wyciek gazu. Wszyscy uwierzyli, lekarze, rodzina... ale i tak było za późno. Sekcja wykazała, że... była w trzecim tygodniu ciąży... – Nie wytrzymałem z rozpaczy i zajęło mi chwilę, by choć trochę się uspokoić. – Cały czas mam to wszystko przed oczami, nie daje mi spokoju.

- Tak mi przykro – usłyszałem obok i spojrzałem na Cassandrę. Wyglądała na szczerze przejętą.

Czułem, jak mocno ściska moją dłoń i nie chciałem, aby mnie puszczała. Oparłem głowę o ścianę i kontynuowałem.

- Wtedy, gdy ty powiedziałaś mi o utracie naszego dziecka, zabolało podwójnie, bo automatycznie przypomniałem sobie o niej. Gdyby nie chory los, miałbym w tym momencie dwoje dzieci, w tym samym wieku.Tylko że o każdym dowiedziałem się po fakcie. Gdybym nie puścił jej na akcję, a z tobą... może został.

- To nie jest twoja wina...

- Nigdy sobie nie wybaczę, rozumiesz? – Pokręciłem głową. – To jest aż śmieszne, jakby to los mnie karał. Przespałem się z tobą w Stanach, zdradziłem narzeczoną w chwilach słabości, a potem ty jesteś w ciąży... Za kilka tygodni dowiaduję się, że ona też była... ty słyszysz, jak to brzmi? W dodatku obie wyglądacie tak samo...

Zauważyłem, że chciała mi przerwać, ale uniemożliwiłem jej to i mówiłem dalej, bo wiedziałem, o co chce zapytać. O tym powiem jej za chwilę.

- Nikomu nie życzę tego, przez co przeszedłem. Jej odejście zmieniło mnie kompletnie... chciałem się zapić na śmierć. Gdyby nie chłopaki, to na pewno tak by było. To głównie przez to zacząłem ćpać, po prostu nie wytrzymuję z tęsknoty. Długo nie mogłem pozbierać się po jej śmierci, o wszystko obwiniałem siebie. Chciałem odkupić jakoś winy i... Postawiłem jej nagrobek – wielką rzeźbę anioła, by ją chronił, bo ja nie zdołałem... Regularnie odwiedzam jej grób i kupuję jej ulubione kwiaty z jej ulubionej kwiaciarni. Kiedyś osądzałaś mnie o zdradę, o to, że kupuję kwiaty dla innej... jechałem wtedy na cmentarz. Po prostu... nie potrafię... nie mogę odciąć się od przeszłości. To byłoby nie w porządku od tak o niej zapomnieć. Nie umiem wyrzucić jej rzeczy, dlatego znajdujesz u mnie damskie ubrania czy płyny w łazience. Kupowałem je, bo ona je lubiła, tylko tak mogłem pamiętać wciąż jej zapach. Pewnie zauważyłaś, że moja garderoba jest pusta w połowie. Ona... jakby nadal na nią czekała, ale zapach perfum Natalie już dawno wywietrzał... Nie byłem w stanie... wciąż nie jestem, słyszeć, jak ktoś inny wymawia jej imię, bo wtedy ból wraca. Wszyscy mieli to przed tobą ukrywać, bo zaczęłabyś pytać, ale i tak jest odwrotnie, i teraz słuchasz całej prawdy. – Głęboko odetchnąłem i zamknąłem oczy.

Wiedziałem, że Cass milczy, ale mówiłem dalej. Potrzebowałem teraz mówić, w końcu zrzucić to wszystko z siebie.

- Cindy obrała sobie dziwny cel i próbuje zastąpić Natalie w domu, sprząta, gotuje. To Natalie się nim zajmowała, stworzyła ogród... Kochała go. Cindy twierdzi, że nie może zostawić tak tego wszystkiego na naszej głowie, myśli, że sobie nie poradzimy, bo Natalie dużo tu robiła, naprawdę dbała o dom. Były blisko, a po jej odejściu wszystko się zmieniło. Wszyscy potrzebowaliśmy jakiejś terapii, rozładowania gniewu, rozpaczy... Dlatego też nie chciałem nosić żadnych kolorowych ubrań, nawet, gdy okres żałoby minął. Czułem, że to brak szacunku do niej. W firmie też wszystko się zmieniło, to ona była moim zastępcą, moją prawą ręką, podporą we wszystkim. Gdy odeszła, Harry z dnia na dzień przejął tę funkcję. Dlatego wisi tam w holu tablica pamiątkowa, to o niej. Nie chciałem, żebyś ją widziała, bo...

- Zaczęłabym pytać – dokończyła za mnie, a ja otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Z jej oczu płynęło kilka łez.

- Tak – przytaknąłem spokojnie. – Ale może to rzeczywiście czas, żeby odejść od żałoby... Trzymam ten album w gabinecie i oglądam w nim zdjęcia, kiedy mam cięższe momenty... Jak domyślasz się, nie miałaś tego zobaczyć. Pamiętasz, gdy przyszedłem do ciebie pijany, wtedy, gdy jeszcze nie byliśmy razem? – zapytałem, a ona pokiwała głową.

Mimowolnie wyciągnąłem rękę i starłem z jej policzków łzy, które wciąż tam tkwiły. Nie chciałem się upewniać, dlaczego to ona płacze. Chciałem jak najszybciej wszystko powiedzieć, ale koniec nie był jeszcze bliski.

- To była druga rocznica jej śmierci, zginęła ostatniego dnia wakacji i... wtedy upiłem się, bo nie wytrzymałem psychicznie. Zginął mi wtedy portfel i kiedy znalazłaś go u siebie, dopytywałem się, czy zaglądałaś do środka, bo noszę przy sobie wciąż jej zdjęcie. – Głęboko odetchnąłem i sięgnąłem do kieszeni spodni. – Nie chciałem, żebyś się przestraszyła albo coś sobie pomyślała, gdy je zobaczysz. – Otworzyłem portfel i zacisnąłem mocno palce na materiale. – Ona od dnia śmierci daje mi znaki w snach, dlatego krzyczę przez sen i ją wołam. Od twojego pojawienia się – coraz częściej. – Przełknąłem gulę w gardle i wyjąłem z portfela zdjęcie mojej uśmiechniętej byłej narzeczonej i smutno się uśmiechnąłem. – A śni mi się częściej, bo teraz ty jesteś w moim życiu – wyszeptałem i odwróciłem fotografię do Cassandry. Tak jak się spodziewałem, od razu wybuchła niepohamowanym płaczem, który długo dusiła w sobie.

- Dlaczego wyglądam jak ona? – zapytała pomiędzy napadami płaczu. – Jesteś ze mną tylko dlatego, że...

- Nie, nie mógłbym. – Schowałem zdjęcie do portfela i złapałem ją za ramiona. – Ale przyznaję, że... cholernie trudne było, że tak samo wyglądacie.

- Louis, to nie jest przypadek, że to była twoja... narzeczona, a potem spotykasz mnie i...

- Akurat tym razem trudno w to uwierzyć, ale to jest przypadek. Płakałem z bezsilności i z tęsknoty za Natalie i piłem, bo nie mogłem uwierzyć w to podobieństwo między wami. Wciąż nie mogę.

- Co to jest? Jakaś zaginiona bliźniaczka?

- Nie, na pewno nie, byłyście w innym wieku.

- Więc... jak to możliwe? Sobowtór? To... jak magia.

- Teoretycznie mówi się, że każdy ma gdzieś na świecie swojego sobowtóra. – Zmusiłem się do uśmiechu, ale nie bardzo to coś dało.

- Jakim cudem... Urodziłam się na drugim końcu świata, po jego przeciwnej stronie niż ona... prawda? A teraz i mnie spotkałeś? T-to...

- Chore?

- Nie... Nie wiem, dziwne.

- Tak, wiem. Ale nie mam pojęcia, dlaczego tak jest. W Stanach tylko ją przypominałaś, a teraz jesteś niemal identyczna.

- Mam uwierzyć, że to tylko chory przypadek?

- Chyba musisz, nie ma innego wyjaśnienia.

- Ale jak, do cholery, to jest możliwe, że nigdy jej nie spotkałam, skoro nasze gangi współpracowały razem w Nowym Jorku, a Natalie też w nim była? – zaczęła histerycznie pytać.

- Krótko przed wylotem do Nowego Jorku pokłóciliśmy się, tak ostro. To był cios dla naszego związku. Zrobiliśmy sobie przerwę na kilka tygodni, a ona została w Los Angeles. I właśnie wtedy, podczas tej przerwy poznałem ciebie – zacząłem mówić łagodniej, chcąc ją uspokoić. – Byłaś najmłodsza w tamtym gangu, jeszcze nastolatka. Tak właściwie, dla mnie byłaś jeszcze dzieckiem, które trafiło na złą drogę. Już wtedy traktowałem cię inaczej niż wszystkich, bo byłaś łudząco podobna do Natalie. Trochę mniej niż teraz, ale wyraźnie mocno, mimo, że włosy miałyście inne i ty byłaś młodsza.

- I imprezowałeś ze mną i się ze mną przespałeś, bo wyglądałam jak ona, tak? – Zaczęła płakać. – Wiem, że to trudny temat dla ciebie, ale ja muszę wiedzieć, rozumiesz?

- Tak, przepraszam – wyszeptałem. – Niestety tak.

- Dlaczego? – zapytała, jakby samą siebie. – Mogłam rozpieprzyć wam związek, a ja nie jestem taka. Pamiętam, jak mówiłeś, że pokłóciłeś się z dziewczyną, ale myślałam, że to tylko przelotny romans i że ona to nie taka poważna sprawa.

- Właśnie dlatego chciałem, żebyś wiedziała, że nie jestem kobieciarzem. Udowadniałem ci to, bo nie wiedziałem, co pomyślisz po wysłuchaniu tego wszystkiego.

- Dziwisz mi się? – Uniosła głos, ale sam starałem się trzymać nerwy na wodzy.

- Nie, nie dziwię – odparłem spokojnie. – Ale chcę, żebyś wiedziała, że jeśli kocham to na serio. A teraz kocham ciebie, nie ma Natalie. Kochałem ją, ale... nie możesz porównać miłości do kogoś, kto odszedł, a kto stoi przed tobą.

- Ale chciałeś współpracy ze mną tutaj w Londynie, bo wyglądam jak ona, prawda?

- Początkowo nie. Tak, chciałem zobaczyć ponownie tą twarz, nie myślałem, że tak bardzo będziesz ją przypominać. Między innymi z tych powodów bałem się, że jeśli powiem prawdę to mnie zostawisz. Ale chodziło głównie o tą współpracę, jesteś dobra w tym, co robisz. Dopiero potem... Długo powstrzymywałem w sobie to uczucie, ale na nowo się zakochałem i to w tobie, i tak, prawdopodobnie stało się też tak, dlatego że w większości jesteś podobna do Natalie, ale... z czasem nie widziałem już Natalie, tylko inną osobę – ciebie. Nie wiedziałem, czy robię dobrze, od początku chciałem ci zaimponować. Nie panowałem nad tym, bo chciałem, by to ona wróciła. Gdy ponownie pojawiłaś się w moim życiu... Myliły mi się na początku osoby, myślałem, że to Natalie jest ze mną.

- Zdążyłam się zorientować – wymamrotała, patrząc w dół, na swoje palce, którymi się bawiła.

- Tak, pewnie nie było trudno. Wiele z tego, co robiłem, co ci dawałem, było dlatego, że po części widziałem w tobie Natalie. Pomagałem ci, bo czułem, że pomagam jej. Tak było przed tym, gdy zorientowałem się, że to ciebie kocham, że nie jesteś nią i że potrafię was odróżnić.

- C-czyli co? Nie chciałeś, żebym paliła, bo nie chciałeś, żebym zostawiła cię jak ona?

- To też.  Za pierwszym razem, kiedy miałaś atak astmy, naprawdę trudno było mi się przestawić, że to nie ona. Wtedy poczułem dziwną potrzebę, że muszę robić wszystko, żeby cię nie stracić, żeby nie spotkał cię ten sam los, co ją. Gdy miałaś podłożyć bombę na którejś akcji, płakałem, bo... Wtedy naprawdę przestawiło mi się coś w głowie, myślałem, że historia się powtórzy, że to jest ona i że znów stracę ją – wtedy ciebie. Boję się o ciebie na każdej akcji, bo Jones jest przekonany, że jesteś Natalie, że jakimś cudem wróciła. Dlatego tak się na ciebie uwziął, myśli, że oszukaliśmy go w sprawie jej śmierci.

- To nie jest coś, z czym nie możemy się uporać – wyszeptała, zamykając oczy. – Czy... czy chłopaki też...

- Była dla nich ważna. Była ważniejszą częścią gangu, więc i ciebie traktują wyjątkowo, bo tęsknią za nią. Ale oni już od dawna powtarzali mi, żebym powiedział ci prawdę, więc chyba... oni naprawdę cię lubią, Cass. Nie chcą, bym cię znów skrzywdził. Jesteś dla większości z nich jak siostra, ta jak ona była.

- Co jeszcze robiłeś, by być blisko mnie? Kiedy jeszcze nie byliśmy razem. Chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć, do którego momentu musiałeś sobie uświadamiać, że nie jestem nią.

- Sam nie jestem pewien, kiedy to ustało i czy w ogóle ustało.

- Ale powiedz. – Złapała mnie znów za dłoń, a ja kiwnąłem głową.

- Dobrze. – Delikatnie uśmiechnąłem się. – Chyba trochę tego było. Napad na bank... Wtedy, gdy dałem ci broń i pozwolenie na nią, żebyś mogła się obronić, żeby za wszelką cenę nic ci się nie stało. Tak samo przy oparzeniu opatrzałem cię, a potem odkupiłem ci zniszczoną koszulę. Zapraszałem cię na imprezy, by być blisko, dawałem prezenty, choćby ten telefon. Zabierałem cię pijaną do domu i upewniałem się, że nic ci nie jest, martwiłem się o ciebie i troszczyłem, żeby żadna krzywda ci się nie stała. Chciałem, abyś weszła do gangu na stałe, żebyś mi zaufała... A potem wszystko zaczęło szybciej się toczyć, dlatego pokazałem ci Apple, nie hamowałem się w tym, by dawać ci pieniądze, specjalnie zaprosiłem cię na tą konferencję w Stanach...

- Czyli jednak... – Szerzej otworzyła usta i odwróciła wzrok. Widziałem, że jest trochę zagubiona.

- Wiedziałem, że się domyślasz, to akurat nie był przypadek.

- Wszystko po to, by być blisko mnie, tak? – Jej głos nagle znów się załamał.

- Tak, ale z czasem działo się tak, dlatego że naprawdę zacząłem coś do ciebie czuć, coś silnego. Nie potrafiłem być z dala od ciebie. Cholera, musisz mi uwierzyć.

- Wierzę – wtrąciła szybko. – Nie powiedziałam, że nie wierzę. Widzę, co robisz na co dzień i wiem, że... że to prawda.

- Muszę być z tobą szczery. – Odetchnąłem głęboko. – Jeśli chodzi o te klucze... nie okradłem nigdy żadnego mieszkania w twoim wieżowcu, to musisz wiedzieć. Dorobiłem sobie klucze, kiedy miałem twoje zapasowe, ale... przychodziłem tylko do ciebie.

- Jak to przychodziłeś? – Nagle zerwała się z podłogi i popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. – Czyli, ile ty razy...

- Pamiętasz, gdy znikło ci zdjęcie z domu? Tak, to byłem ja, ale zwróciłem ci je, bo chciałem porównać cię z Natalie, czy rzeczywiście aż tak jesteście podobne i... cholera tak. – Również wstałem z podłogi i chciałem ponownie położyć dłonie na jej ramionach, ale mnie odepchnęła.

- Nie dotykaj mnie. Wiesz, jak ja się bałam wtedy? Kurwa, naprawdę myślałam, że mam na głowie złodziei, byłam sama w tym domu.

- Nie chciałem cię przerazić. Nie o to chodziło. Zresztą... przychodziłem jeszcze nie raz, gdy spałaś...

- Co? – Popatrzyła na mnie w szoku i pokręciła głową. – Nie wierzę.

- Chciałem tylko wiedzieć, czy jesteś bezpieczna i...

- Wystarczyło zadzwonić. Ty... dlaczego nie widziałam cię na monitoringu? Usunąłeś nagrania, prawda?

- Musiałem. Uprzedzając twoje kolejne pytanie: nie, nie włamałem się do pomieszczenia z monitoringiem, po prostu mam dostęp do systemu zabezpieczeń, który ci założyłem.

- Wiesz, co? Gdybym wiedziała...

- I tak go potrzebowałaś. On jest silny, naprawdę, ale ja mam dostęp, bo jestem właścicielem. Możesz czuć się bezpieczna.

- Bezpieczna, kiedy twój własny chłopak się do ciebie wkrada?

- Potraktuj to jako... coś romantycznego. – Uśmiechnąłem się krzywo, unosząc jedną brew, by jakoś to załagodzić.

- Nieważne – wymamrotała. – Po prostu więcej mnie tak nie strasz – dodała, a ja kiwnąłem głową i usiadłem na łóżku.

- Wiesz... kiedy pierwszy raz pojawiłaś się w moim domu, tutaj w Londynie... coś się zmieniło. – Spuściłem wzrok na podłogę. Poczułem, jak materac obok mnie się ugina i kątem oka dostrzegłem, że szatynka usiadła przy mnie.

- Zobaczyłem w tobie ducha Natalie – odpowiedziałem cicho, a kiedy spotkałem się z milczeniem z jej strony, mówiłem dalej. – Myślałem na początku, że to ona jakimś pieprzonym cudem wróciła do mnie i daje mi znaki. Cholernie zabolało mnie to, że przypominasz ją. Autentycznie nie spodziewałem się, że podobieństwo między wami będzie tak wielkie. Przeżyłem szok. Zastanawiałem się długo, czy nie popełniłem błędu, że wpuściłem do swojego życia kogoś tak podobnego jak zmarła narzeczona... Czułem, jakby do mojego domu wszedł duch i zaczął mnie nawiedzać. Zobaczyłem cię pierwszy raz na akcji, po takim czasie, w tych wszystkich ciuchach i... już całkiem widziałem ją. A nie chciałem... To zbieg okoliczności, że ona pomagała mi w firmie, a teraz ja pomagam w twojej... To jest tak chore, co mi się przytrafiło... Wróciło wszystko, kiedy zobaczyłem cię po tych trzech latach, po jej śmierci. Wszystkie uczucia, wspomnienia. Bałem się tej znajomości po utracie Natalie, szczerze się bałem. Nie wiedziałem, czy to jest fair w stosunku do was obu. Każdy widział ją, gdy cię spotykał. Pracownicy w mojej firmie, moja rodzina...

- Właśnie, czy twoja rodzina...

- Uczulałem ich od samego początku na twój wygląd. Na początku było im ciężko, to oczywiste. Lottie nie rozumiała, dlaczego cię wybrałem, ale zrozumiała, gdy szczerze cię polubiła. A co do rodziców... Nie chciałem, żebyś za szybko ich poznała. To było dla nich ciężkie przeżycie, traktowali ją jak córkę. Kiedy przyjechałaś tu na święta, przypomniały mi się ostatnie święta z Natalie... – Głos zaczął mi się załamywać i automatycznie poczułem dłoń, obejmującą mnie w pasie.

- Więc rozumiem już twoje zachowanie wtedy – wyszeptała, a ja pocałowałem ją we włosy.

- Próbowałem cię chronić przed prawdą, żebyś się nie przeraziła i nie zostawiła mnie, ale z każdym dniem było tylko coraz trudniej.

- Nigdzie się nie wybieram, Louis.

- Nawet po tym, co usłyszałaś?

- Nawet po tym. Nic nie zmieni tego, że cię kocham. Sama chciałam przecież usłyszeć prawdę. To musiało w końcu się stać.

- Tylko może za późno, za długo zwlekałem – stwierdziłem, ale nie dostałem odpowiedzi, więc potraktowałem to jako potwierdzenie. – Nie wierzyłem, że po tym wszystkim usłyszę od ciebie, że się we mnie zakochałaś. – Parsknął śmiechem. – Gdy mi to wtedy wykrzyczałaś, byłem w szoku przez długi czas. Jakby historia rzeczywiście się powtarzała.

- Może się powtarza – odezwała się cicho, a ja na nią spojrzałem.

- I co ty na to?

- Jeszcze nie wiem. Oby nie zakończyła się w taki sam sposób.

- Wtedy utwierdzę się w przekonaniu, że ciąży nade mną jakieś fatum. – Pokręciłem głową z rozbawieniem, do którego nawet nie wiem, jak doszło. – Żyję w nadziei, że tym razem będzie dobrze, że będzie szczęśliwe zakończenie.

- W takim razie musimy się postarać, by tak było. – Uśmiechnęła się słabo.

- Mimo, że wiem, jak to wygląda, nie chcę, żebyś miała poczucie, że jestem z tobą z powodu twojego wyglądu, bo to nie tak. Zakochałem się w tobie, w twoim charakterze. Nie sądziłem, że po Natalie poczuję jeszcze coś tak silnego, magicznego, a ty sprawiłaś, że ponownie jestem szczęśliwy. Nie wiem, jak to się dzieje przy tym, że wyglądasz... Przepraszam. – Urwałem i głęboko odetchnąłem, bo podejrzewam, jak Cassandra może się teraz czuć. – Nie mogę wyrzucić jej z głowy, nie mogę zapomnieć... To byłoby nie fair względem niej.

- To trudne dla mnie, Louis, ale na pewno nie trudniejsze niż dla ciebie. Staram się to wszystko zrozumieć, pojąć, nie osądzam cię, ale cieszę się, że dowiedziałam się prawdy. To już koniec tajemnic, prawda?

- Koniec – potwierdziłem, całując ją w czoło. – To jakbym podzielił się z tobą cząstką siebie.

- Bo chyba tak jest. Ta tajemnica ciążyła na tobie przez wiele miesięcy, obnażyłeś się przede mną, to nie jest coś, co łatwo przychodzi – mówiła łagodnie, a do mnie docierało, że może tak bardzo nie ma mi tego wszystkiego za złe.

- Chodź, pokażę ci coś. Żeby niczego więcej przed tobą nie ukrywać. – Złapałem ją za rękę i pociągnąłem z łóżka. Z komody przy ścianie wyjąłem klucz, a potem poprowadziłem nas na korytarz i do pokoju, który był na jego końcu.

- Byłam tu – usłyszałem obok, kiedy otworzyłem drzwi i momentalnie wpadłem w zdezorientowanie.

- Co? Jak to byłaś?

- Któregoś dnia byłam tu sama z Cindy i gdy przechodziłam obok tego pokoju to ją tu znalazłam. Powiedziała, że to taki wasz magazyn z rzeczami ze Stanów, ale to nie to, prawda? – zapytała ostrożnie, krzyżując ramiona na piersiach i opierając się o ścianę.

Rozejrzałem się dookoła i ból w sercu powrócił, tak samo, jak wszystkie chwile spędzone u boku dawnej narzeczonej.

- To nasza wcześniejsza sypialnia. Nie byłem tu od dawna. Cindy przychodzi tu czasem oczyścić wszystko z kurzu, żeby nie niszczało. Przeniosłem tu wszystkie rzeczy Natalie, jej ubrania, meble, które dzieliliśmy, żeby ból związany z tęsknotą był mniejszy. Nie mogłem już na to patrzeć, przypominało mi to tylko o niej i pogarszało stan psychiczny. To przeszłość, minęło juz trochę czasu, ale... nie mogę tego wyrzucić, nie...

- Wiem – przerwała mi szatynka. Jej mina przekazywała mi zrozumienie. – Nikt nie każe ci tego wyrzucać, była ważną częścią twojego życia. W pełni to rozumiem.

- Wybaczysz mi kiedyś, że tyle to ukrywałem? – Podszedłem bliżej niej, a ona w skupieniu pokiwała głową.

- Już wybaczyłam.

- I nie jesteś zła z powodu tego, co usłyszałaś?

- Nie mogę, nie potrafię. Ale potrzebuję chwili samotności, żeby to wszystko przetrawić. Może dzień, dwa. Ale to tyle.

- Domyślam się, jak bardzo denerwowało cię, że wszyscy porównywali cię do kogoś innego, a ty nie wiedziałaś, o co chodzi. – Oplotłem ręce wokół jej bioder i spojrzałem w oczy. – To była głównie moja wina, wciąż boli mnie to wasze podobieństwo, ale teraz czuję ulgę, że wiesz. Chcę być w końcu szczęśliwy.

- Ja też chcę. To przy tobie jestem szczęśliwsza niż byłam przez całe życie – odpowiedziała cicho i złączyła nasze usta w pocałunku.

Poczułem jak niekontrolowanie łzy znów spływają mi po policzkach.

- Rety, pierwszy raz słuchałam od ciebie tak długiego monologu w rozmowie ze mną. – Zaśmiała się, by rozładować napięcie i trafiła, bo mnie też to rozbawiło.

- Kiedyś musiał nadejść ten moment.

- Jaka była? – zapytała nagle, a ja popatrzyłem na nią z pytaniem w oczach. – Natalie – wyjaśniła, a ja zacząłem myśleć i wszystko znów sobie przypominać. Zdziwiłem się, że chciała wiedzieć.

- Charakterem prawie taka sama jak ty, a jednak inna. Wrażliwa, kochana... cholernie uparta jak ty. – Zaśmiałem się przez łzy, a ona mi zawtórowała. – Zadziorna, pracowita, potrafiła mnie zaskoczyć w dowolnej chwili. Lubiła być w centrum uwagi... Kurwa... tak cholernie za nią tęsknię. – Zamknąłem oczy.

- Wiem, i nigdy nie przestaniesz. To normalne.

- Była dla mnie ważna, ale już nie może być przy mnie. To ty jesteś teraz najważniejsza, nie jesteś na zastępstwo, nigdy tak nie myśl. Kocham cię na zawsze.

***

 

*Cassandra*

 

Dobę zajęło mi, żeby uświadomić sobie, co tak naprawdę czuję po dowiedzeniu się prawdy. Ja nawet nie spałam w nocy, nie mogłam. I doszłam do takiego wniosku, że jednak drażni mnie to w jakimś stopniu, ale przecież mu o tym nie powiem. Nie chcę go zranić i nie chcę go zostawiać. Naprawdę kocham go i wybaczyłam mu to ukrywanie prawdy, ale... czuję się dziwnie. To rzeczywiście brzmi tak, jakbym na początku miała być na zastępstwo, jakby to o to właśnie chodziło i to mnie irytuje. Myśl o tym ciągle mnie gnębi i nie daje spokoju. Coś z tyłu głowy mówi mi wciąż, że on jednak jest ze mną ze względu na wygląd, ale za chwilę coś innego przemawia do mnie, że to niemożliwe, aby z tego powodu był ze mną ponad pół roku, nikt by nie wytrzymał. Przecież wewnątrz jestem na pewno kompletnie inna. Próbuję wmówić sobie... nawet sama nie wiem, co. Jest mi trudno. Tylko ja i moje myśli. Jednak z każdą kolejną myślą dochodzę do wniosku, że teraz chyba rzeczywiście liczę się tylko ja. Już prawie w ogóle nie nazywa mnie tym imieniem, a wiadomo, że musi się przestawić. Przecież kiedyś widział osobę, która wygląda jak ja niemal codziennie, pewnie przez długi czas w życiu. Nie próbuję go usprawiedliwiać, próbuję okazać mu zrozumienie i chyba mi to wychodzi. Zapomniałam nawet o tym, że dorobił sobie klucze do mojego mieszkania. Odsunęłam to daleko w pamięć, bo w tej sprawie to mało istotne.

Uśmiecham się na myśl, że skoro jestem dla niego jak ona, to nasz związek może mieć jeszcze długą przyszłość, ale za chwilę pojawia się inna myśl, o tym, ile razy całował mnie i widział ją, a nie mnie. Co czuję...? Ja sama nie mam już pojęcia. To wszystko jest tak pokręcone, że nie wiem już kompletnie nic. We wszystkim przeważa jednak myśl, że ona nie może być już dla mnie konkurencją. Wiem, nie powinnam mówić tak o zmarłej i w żadnym wypadku nie chcę, by to brzmiało tak, że cieszę się z tego, że jej już nie ma. Po prostu, próbuję znaleźć logiczne odpowiedzi na nurtujące pytanie: czy tak naprawdę jestem zła?, ale nie przychodzi mi to łatwo. Do cholery, ja nawet nie mogę napić się wina, żeby jakoś się rozluźnić, bo gdy tylko go spróbowałam, to prawie zwymiotowałam.

Utwierdzam się jednak w przekonaniu, że potrzebuję jeszcze dnia, żeby to wszystko przetrawić i potem będzie dobrze. I wrócimy do teraźniejszości. Poza tym, co z tego, że wyglądam jak inna? Może to dobrze? No i kogo ja oszukuję? Chyba po prostu muszę pogodzić się z tym faktem, widzę przecież, że patrzy na prawdziwą mnie, do cholery. Tak, jestem już tylko ja i tak pozostanie. Pamięć o Natalie przetrwa, ale to ze mną zaczął nowe życie. A uświadamia mnie w tym wszystkim to, że chciał mnie ochronić przed tą tajemnicą, więc zależy mu na mnie.

Nie wiem, kiedy i jak moje myśli powędrowały do dnia, gdy pierwszy raz spotkaliśmy się w Londynie, w jego domu i już wtedy zapowiadało się, że coś nie gra.

 

„Ktoś zabrał jakieś kartki z ławy, podniósł głowę na mnie i wtedy znów go ujrzałam. Te błękitne jak ocean oczy. Wszystko dookoła na chwilę znikło... Popatrzył na mnie i na chwilę zamarł. Nie wiedziałam, co się dzieje. Patrzył na mnie, jakby był zaskoczony tym, że tu przyjechałam. A przecież doskonale wiedział, że się tu pojawię. Sam do mnie dzwonił w tej sprawie. Nic nie rozumiem...

- Patrzysz na mnie jak na ducha. Coś... Coś się stało? – zapytałam w końcu.

Zamknął na chwilę oczy i potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić coś z głowy.

- Stary, ogarnij sie – odezwał się Niall.

- Nic ważnego – odparł. – Więc... Witaj w moim domu, Cassandro Miller.”

 

Teraz, z perspektywy czasu wiem, że w tych pierwszych chwilach, dla niego to nie byłam ja, tylko Natalie. Dlaczego tak długo pozwalałam ukrywać przed sobą prawdę?

 

„- A tak na marginesie, po co ci damskie płyny do kąpieli? – zapytałam ze śmiechem, a on w mig zamarł. – Co? Powiedziałam coś złego?

- Zapytałaś o to.

- Ja...

- Nie jestem takim kobieciarzem, za jakiego mnie uważasz. Nie mam na to czasu.

- Nie uważam tak...

- Jeśli kocham, to na serio. Zapamiętaj – wycedził.”

 

Kolejne wspomnienia zaczęły mi się nieświadomie przelewać przez głowę, coraz bardziej mi w niej mieszając.

 

„- Dałeś jej najnowszą, prawdopodobnie najmocniejszą, broń?! Ona nie strzelała przez dłuższy czas.

- Dobra, nie denerwuj się już. Nic przecież się nie stało.

- Ale mogło. Wiesz, jaki jestem na to uczulony.

- Nie będzie tak samo jak z...

- Nie mów tego imienia!”

 

„- Masz kurtkę. – Podał mi ubranie do rąk, a ja odstawiłam swój kask na siedzenie motoru.

Dokładnie obejrzałam skórzaną kurtkę i stwierdziłam, że była ona damska.

- To twojej laski? – zapytałam.

- Co? – Zmarszczył czoło.

- Kurtka.

- Nie mam dziewczyny – westchnął.

- Ah tak? To skąd masz damskie ubrania?

- Nie interesuj się, dobra? – powiedział trochę podenerwowany.”

 

„- Lottie?Co tu robisz? Nie mówiłaś, że wpadniesz.

- Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć – wyjaśniła i spojrzała na mnie, i jakby... zamarła? Co oni wszyscy ze mną mają? Nie jestem duchem, a patrzą na mnie, jakbym nim była.

- Emm, Lottie? To Cassandra, pomaga nam przy nowej akcji.

- Cześć. – Uśmiechnęłam się, wyciągając do niej dłoń.

Spojrzała na nią, delikatnie potrząsnęła głową i również przywołała uśmiech, a potem uściskała moją dłoń.

- Lottie, jestem siostrą Louisa. Jesteś... Wyglądasz znajomo, wiesz? – zająkała się.”

 

„- To twoja wina, wybrałeś akurat ją. Właśnie zrozumiałam, dlaczego zaczęli śledzić nas wszystkich – powiedziała z wyrzutem.

- Nic nie rozumiesz – odparł ostro.

- Ach tak? Czy to nie jest tak, że oni nas sprawdzają? Chcą się przekonać, czy to rzeczywiście ona, więc jeżdżą za nami, by zobaczyć, czy mamy z nią kontakt.

- Nie wiesz, co się działo w Los Angeles.

- Wiem wystarczająco. I wiem, co było, gdy przeprowadziliście się tu. Oni myślą, że wróciła N...

- Nie mów tego!

- Nie zakażesz mi!

- Myślałem, że jesteś moją siostrą i mnie rozumiesz!

- Bo tak jest! Doskonale wiesz, że dla mnie też była ważna!”

 

Głowa zaczęła mnie boleć przez wszystkie wspomnienia i byłam zmuszona pójść do kuchni po szklankę zimnej wody. Gdy tylko upiłam kilka łyków i oparłam się o lodówkę, przerażająca cisza sprawiła, że napłynęła kolejna fala rozmów przywoływanych przez pamięć.

 

„- Natalie – wyszeptał zdławionym głosem.

- Nie jestem Natalie.

- Louis, to nie jest... – zaczął Harry, a on jak poparzony zabrał dłoń z mojego policzka i odsunął się. Potrząsnął głową i spojrzał na mnie.

- Cassandra? – zapytał oszołomiony, szybko oddychając.

- T-tak – odpowiedziałam, patrząc na niego przerażona. – Louis, przykro mi, ale to ja, Cassandra. Nie jestem twoją dziewczyną ani...

- Nie mam dziewczyny – przerwał mi niezbyt delikatnie, krzywiąc się zgorzkniale. – Ja... Po prostu o tym zapomnij, miałem zwykłe omamy i... to wszystko.”

 

„Zatrzymałam się przy jednej ze ścian, na której widniała jakaś ciemna tablica pamiątkowa z wygrawerowanymi złotymi napisami. Zbliżyłam się do niej, by móc przeczytać, co jest na niej napisane.

 

‘Ku pamięci zmarłej tragiczniej, dnia 31 sierpnia 2016r., naszej...’

 

I nie doczytałam do końca, bo zostałam szarpnięta za rękę, tak, że obróciłam się w inną stronę.

- Ała – jęknęłam, wyginając się pod wpływem bólu.

- Idziemy – wysyczał Louis, a w jego oczach można było zobaczyć, że jest bardzo wkurzony. Mało tego, był wkurwiony.

- Ale... chciałam to zobaczyć. – Obróciłam głowę w tamtym kierunku, ale znów pociągnął mnie do przodu.

- Tam nie ma nic ciekawego – wycedził przez zęby.

- Nic ciekawego? To przecież jakaś tablica pamiątkowa. Chciałam zobaczyć, o kogo chodzi.

- Ale ja nie chcę, byś wiedziała. Rozumiesz? – zapytał łzy, nieustannie ściskając mój nadgarstek, który zaczynał już niesamowicie piec pod wpływem jego niedelikatności.

- Znowu jakieś cholerne tajemnice? Wiesz co? Mam ich serdecznie dość. Po co mnie tu przyprowadziłeś, jeśli nie chcesz, bym wiedziała niektóre rzeczy?”

 

„Ledwo puściłam Tomlinsona, a już poczułam, jak zostaję zaciągnięta siłą na podłogę. Gdyby nie mój krzyk, zapewne nie wiedzieliby nawet, że mnie dorwali.

- Puść ją. Na razie proszę cię po dobroci – wycedził Louis przez zęby, celując bronią w stronę mężczyzny, który mnie obezwładnił.

- Jak zamierzaliście ukryć, że ta wasza flądra wróciła? – usłyszałam swojego oprawcę.

- To nie jest ona – powiedział stanowczo Niall.

- Tak, Horan, bo już ci uwierzę. – Zaśmiał się gorzko. – Nie jestem tępy, a tym bardziej ślepy i widzę, że to ona – warknął.

- Radzę ci ją puścić. Czterech na jednego? Wiesz, że nie dasz rady.

- Odłóżcie broń albo strzelę jej kulkę i po niej.”

 

Z mojego gardła wydobył się gorzki szloch, a ja uświadomiłam sobie właśnie, że przez to podobieństwo rzeczywiście mogłam zginąć. I teraz tak będzie już do końca życia? Do końca życia będą chcieli mnie zabić, bo wyglądam jak ktoś inny, tak? Chyba potrzebuję psychologa.

Siedziałam roztrzęsiona na podłodze kuchni i pragnęłam przestać już myśleć, ale nie dało się. Coraz bardziej bolało.

 

„- Poradzę sobie. – Uśmiechnęłam się i odeszłam od blondyna. Ledwo przeszłam kilka kroków, a znikąc znów pojawił się Tomlinson.

- No, Niall, dawaj to. Pójdę ją podłożyć i zaraz spadamy.

- Ale... ja ją dałem Cassandrze...

- Co zrobiłeś?! Nie, nie, nie – usłyszałam paniczne majaczenie, więc zwolniłam. – Nie!

- Louis, ona...

- Nie! Natalie, nie! Ona nie może tam iść! Dlaczego jej pozwoliliście?!

- Louis, to nie Natalie!

- Zawróćcie ją, ona nie może tam iść! Dlaczego ją puściliście?! Dlaczego znowu to robicie?! Puśćcie mnie! Nic nie rozumiecie?! Chcecie, by tam zginęła?!

- Pozwól jej iść, to nie jest...

- Nie! Nie idź tam! – Szarpał się. – Natalie, nie! Wróć do mnie!

- Uspokój się, Louis!

- Nie! Ona nie może tam iść! To ją zbije! Nie słyszycie?!”

 

„-  Idź podłożyć tę bombę, bo nie ma już czasu.

- Nie – stanowczo odmówiłam. – Niech pójdzie ktoś inny. Ja już nie pójdę. Z Louisem jest coś nie w porządku.

- Jest w porządku, tylko... – Niall zawahał się nad swoją odpowiedzią. . – Uwierz, to jest ostatnio na porządku dziennym.

- Jak to? Ataki paniki są na porządku dziennym? Czy wy uważacie to za normalne?

- Proszę, nie drąż tematu. Właściwie, nie powinnaś była tego widzieć. Najlepiej byłoby, gdybyś o tym zapomniała.

- Nie róbcie ze mnie wariatki, okej?!”

 

Zatrzęsłam się i zmusiłam do tego, by wstać z podłogi. Na oślep przeszłam przez mieszkanie i przeniosłam się na kanapę w salonie. Dusiłam w sobie płacz i nie mogłam się uspokoić.

 

„- Życie jest takie popierdolone, siostra... – doszedł mnie schlany głos Tomlinsona. – Powiedz, że ją kochałaś. Ta butelka nie musi być ostatnią.

- O tak. Była tak p-piękna – wybełkotała białowłosa.”

 

„Zrobiłam jeszcze jeden krok do przodu i wtedy dziewczyna uniosła głowę i mnie dostrzegła.

- O kurwa, chyba mam halucynacje. – Przetarła dłońmi oczy. – Gadaj, co chcesz, ale ja więcej nie piję. – Nagle otrzeźwiała i patrzyła na mnie jak na zjawę, z czerwonymi od alkoholu policzkami. Louis również spojrzał na mnie i widziałam, jak zmrużył oczy.

- To nie halucynacje, Lottie. Pijemy dalej. To tylko moja przepiękna wspólniczka.”

 

„Tylko przeszłam próg pokoju, a on na nowo wybuchł furią.

- Dlaczego mnie zostawiłaś?! Dlaczego mi to zrobiłaś, Natalie?! Obiecałaś, że będziesz! Obiecałaś! Miałaś być zawsze! Miałaś na zawsze być ze mną! A ty mnie tak po prostu zostawiłaś na tym niesprawiedliwym świecie!

Minuty mijały, a on nieprzerwanie krzyczał, i ja mu na to pozwalałam. Dlaczego? Chyba potrzebuje się wykrzyczeć. Może jest pijany właśnie przez tą kobietę?

- Odeszłaś i pozwoliłaś, by mi ciebie zabrali! Nienawidzę tego, że cię tu nie ma!

Usłyszałam bicie szkła, a potem nastało milczenie.”

 

- Cześć, wszystkim. Już jestem – usłyszałam głos gdzieś za plecami, więc się odwróciłam. - Jezus, Maria! - krzyknęłam białowłosa, kiedy mnie zobaczyła. Zakryła usta dłonią i szeroko otwartymi oczami patrzyła na mnie jak na ducha.

- Emm... to znaczy... przepraszam. - Potrząsnęłam głową, zamykając oczy. – Cześć.

- Cześć... - wyjąkałam niezręcznie. - Czy ja... coś zrobiłam czy...

- Nie, nie – natychmiast zaprzeczyła. - Coś mi się przypomniało po prostu. - Uśmiechnęła się pospiesznie.

- Lottie, chodź na słówko. - Louis mnie wyminął i wyszedł z siostrą poza magazyn. - Zdajesz sobie sprawę, że...

- Przepraszam, Louis. Przepraszam, okej? Po prostu... jest dokładnie jak ona, nie potrafię się do tego przyzwyczaić. Uwierz, że naprawdę próbuję, ale ile razy na nią nie spojrzę, widzę... – Wtedy przestałam na moment słuchać.

- Zrozum, że to szok dla mnie widzieć tą twarz ponownie. Daj mi trochę czasu, żebym się przyzwyczaiła. To się więcej nie powtórzy.”

 

„- Jesteś egoistą, bo z dnia na dzień zakazałeś nam o niej wspominać, jakby nigdy jej nie było. Odnieśliśmy wrażenie, że mamy po prostu wymazać ją z pamięci, raz na zawsze.

- Stary, może i w pewnych kwestiach się mylimy, ale to była też nasza przyjaciółka i mamy prawo...

- Nie macie, jasne?! Wiecie, co się wydarzyło, a wciąż ciągniecie ten temat!

- Wiemy, że przeżyłeś traumę, bo my też...

- Wy?! To nie wy do końca życia będziecie żyć z myślą, że to wasza wina, tylko ja!

- Co ty pieprzysz? – wysyczał Liam. – Obwiniasz o wszystko siebie? To nie była niczyja wina, to ona chciała tam iść...

- Zamknij się i nie przypominaj mi o tym!

- Nie zamknę się, bo akurat ktoś musi pamiętać. A ty widocznie potrzebujesz tego psychologa.

- Pieprzenie!”

 

Głowa pulsowała mi niesamowicie z emocji. Musiałam zamknąć oczy i głęboko oddychać, żeby za chwilę rzeczywiście nie zwymiotować. Każde wspomnienie, które do mnie wróciło, rozjaśniło mi nieco umysł. Dotarło do mnie, że bardzo wiele mogłam wywnioskować z rozmów, prawdę miałam na wyciągnięcie ręki, ale nie dostrzegałam tego. A może po prostu jestem tak zaślepiona miłością do tego chłopaka. Jedno wiem na pewno, jego tajemnica nie stanie nam na drodze do szczęścia. To, co nas łączy jest za silne, by to stracić. A Louis... Jestem niemal przekonana, że teraz, gdy powiedział mi prawdę, nie będzie już dręczony wizją narzeczonej, która odeszła, że nie będzie mylił już nas obu, bo nie musi już dłużej ukrywać tego sekretu.

Zasnęłam niespodziewanie z tą myślą, że to po prostu bardzo skrzywdzony przez życie człowiek, którego wydarzenia z przeszłości przerosły i zniszczyły. Jak mnie.

 

***

 

Spaceruję w ogrodzie za rezydencją mojego chłopaka. Wszystkie rośliny, kwiaty są zwiędnięte, jakby ktoś opuścił to miejsce dawno temu. A przecież jeszcze wczoraj było tu tak pięknie... Nagle słyszę czyjś śmiech, a nawet nie jeden, a dwóch osób. Podchodzę bliżej, by zobaczyć, kto jeszcze tu jest i nagle wszystko odżywa. Drzewa robią się zielone, obok mnie pojawiają się białe i czerwone róże, dalej widzę kwitnącą wiśnię. Marszczę czoło, nie wiem, co się dzieje. Po chwili wychodzę zza tych wszystkich roślin i widzę Louisa, który obraca wokół siebie jakąś dziewczynę, oboje się śmieją. Kiedy stawia ją na trawie, dociera do mnie, że ona wygląda jak ja. I wtedy już wiem, że to nie ja, ale Natalie. Zasycha mi w gardle, podchodzę bliżej, nie mogąc uwierzyć, że się spotkałyśmy. Jest identyczna.

Gdy jestem wystarczająco blisko, Louis gdzieś znika, a ja zostaję z nią sama. Odwraca się z szerokim uśmiechem ku mnie. W dłoniach trzyma bukiet białych stokrotek, jest w jasnej sukience, a stopy ma bose.

- Czekałam na ciebie. A raczej on czekał – mówi nagle, a ja nie jestem w stanie się odezwać. – Cieszę się, że to jesteś ty, odżył przy tobie, wiesz? Czekałam, aż ci o mnie powie, nie bez powodu śniłam mu się, gdy byłaś obok. – Roześmiała się, a ja stałam zdezorientowana, nie mogąc nawet się poruszyć. – Bądź z nim i go chroń, zrób to dla mnie. Sam nie da rady. Zastąp mnie i uczyń go szczęśliwym. Jestem spokojniejsza, gdy to ty z nim jesteś – mówi, podając mi do rąk stokrotki. – On cię kocha – dodaje, patrząc mi w oczy i za chwilę jej postać rozpływa się w powietrze.

 

Budzę się z przyspieszonym oddechem. Jest już ciemno, a ja wciąż leżę na kanapie w salonie. Przełknęłam głęboko ślinę i lekko drżąc, usiadłam. Ostrożnie rozejrzałam się wokół, ale byłam sama. Spojrzałam na ręce, ale nic w nich nie trzymałam.

Czy mi właśnie przyśniła się Natalie, która pobłogosławiła mój związek z Louisem? Tak jakbym była jakimś łącznikiem między światem zmarłych a ziemią?

Chyba potrzebuję porządnego terapeuty albo uspokajaczy...

 

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz