26 maja 2018

ROZDZIAŁ 4. 'NIEROZSĄDNY ŻYCIA BIEG'


 *Cassandra*

   Od tygodnia mam tu taki młyn, że z niczym się nie wyrabiam. Dopiero teraz sytuacja wychodzi trochę na prostą i jest nieco spokojniej. O ile można tak stwierdzić na ten moment. Ta firma powoli zaczyna mnie przerastać. Czasem nie radzę sobie nawet z najprostszymi rzeczami. Przez tyle czasu było dobrze, więc dlaczego akurat teraz wszystko tak się wali? Jakieś fatum czy jak?
   Przez ostatnie 7 dni nie wypuściłam stąd żadnego pracownika wcześniej niż przed 8 wieczorem. Zdaję sobie sprawę, że to było z mojej strony trochę wredne, ale nic nie poradzę na to, że wszystkie prace się przedłużają. Klienci czekają na swoje projekty od dłuższego czasu, wszystko jest w tyle, od dawna mieliśmy jeździć po domach, które mamy projektować, a nowa kolekcja ubrań wciąż nie jest gotowa. Wynagrodzę to tym wszystkim ludziom i dam im podwyżki albo urlopy, w zależności co, kto będzie chciał. Ale do piątku muszą spiąć dupy i zrobić zaległą pracę, bo inaczej tak bardzo pięknie może nie być. Jeśli stracimy klientów, to będzie ich wina, za to, że nie dopilnowali swoich obowiązków. Jeżeli każdy z nich wykona swoje w czasie, który im dałam, to nie jesteśmy na straconej linii. Ale jeszcze nie powinnam się za wcześnie cieszyć, bo znając moje szczęście -wszystko na samym końcu ponownie się spieprzy i jesteśmy udupieni. Tak w skrócie.
   Dodatkowo, Tomlinson dzwonił już kilka razy w ciągu ostatnich dni, prawdopodobnie odnośnie akcji, nie wiem. Nie odebrałam ani razu, wysyłałam tylko przepraszające sms-y, że naprawdę nie mam na nic czasu z powodu firmy. Najwyraźniej zrozumiał, bo ostatni raz dzwonił 3 dni temu. Do pewnego czasu zadawałam sobie pytanie: skąd on miał mój nowy numer? ale potem uświadomiłam sobie, że przecież krąży w internecie i to stąd skontaktował się ze mną po tylu latach.
   Moja skóra po tym poparzeniu przez kilka dni wyglądała okropnie, była wciąż czerwona, ale za nic nie poszłam do lekarza. Zamiast tego, smarowałam to miejsce chłodzącą maścią, tak jak poradził mi Louis i całe szczęście — w końcu skóra wygląda normalnie. Sama nie wiem, dlaczego wciąż była czerwona. Może jednak trzeba było zasięgnąć porady doktora? Bzdura, przecież już jest w porządku. Poza tym, nie miałam czasu, by być gdzieś indziej niż w firmie.
   Znów jestem tu od 6 rano do 8-9 wieczorem. Prawdę mówiąc, śpię w tym momencie po 5 godzin dziennie. Nie jest aż tak źle, ale równie dobrze mogłoby być lepiej. Ale jak wszyscy wiemy, mam niezwykle skomplikowane życie na tą chwilę i nie wiem, kiedy to ustanie. 
   W temacie Louisa... Wciąż nie daje mi spokoju myśl, że nie chce powiedzieć, gdzie pracuje. Nie wierzę, że to jest tak ogromna tajemnica. Nie, nie. Po prostu nie wierzę i już. Jeśli naprawdę ma firmę znaną na cały świat, to niby jaką? Nic nie przychodzi mi do głowy. Może gdybym wiedziała chociaż o jaką dziedzinę chodzi, może wtedy miałaby, jakiś mały punkt zaczepienia. Wiem, że ma pieniędzy od cholery. Boże, a dlaczego w ogóle tak bardzo mnie to ciekawi? Naprawdę mocno mi odpieprzyło przez pracę. Przecież w normalnych okolicznościach aż tak bardzo by mnie to nie interesowało. Bo nie, prawda? Chyba muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie zamiast pracy, bo czuję, że porządnie mi odwala.
 Ja się powinnam w końcu stąd wyrwać, a nie siedzieć pośród tych wszystkich dokumentów. Do diaska! Omija mnie młodość! Mam 22 lata, a nie jakieś 40. Teoretycznie nawet nie dorosłam umysłowo do tej roli, aby prowadzić jakąkolwiek firmę. Powinnam w tym momencie się bawić jak większość osób w moim wieku. Tylko jak, skoro siedzę tutaj zamiast w jakimś klubie? Ja do teraz nie wiem, jakim cudem ja i moja firma tyle osiągnęliśmy. Chyba po prostu to była dobra passa, teraz — chyba najlepiej to nie jest. Na własnej skórze czuję, jak ta dobra passa zaczyna powoli przenikać. Tylko pracownicy cały czas nic sobie jeszcze nie uświadamiają co do tego wszystkiego. Nie wiem czy to lepiej. Powoli zaczynamy spadać z tego szczytu i nie wiem, czy niedługo całkiem się z niego nie stoczymy.
   Nagle na moje biurko runęła gruba teczka wypchana dokumentami. Stało się to z tak wielką siło, że odskoczyłam na fotelu. Zobaczyłam przed sobą Tistana, jego niezadowoloną minę i w mig przypomniałam sobie, jak to ja ponad tydzień temu rzuciłam teczkami na jego biurko. To teraz wiem, co to za uczucie.
- Co to, do cholery, ma być?! — krzyknął, gdy poniosłam na niego wzrok. Tylko ja nie miałam żadnego pojęcia o tym, czego on tak właściwie ode mnie chciał. — Wpisałaś mnie jako wykonawcę projektu? — zapytał. Jego oczy jakby chciały mnie tu i teraz zabić.
- Nie rozumiem. — Zmarszczyłam brwi. — Przecież wiesz, że wpisuję do każdego dokumentu, kto wykonał dany projekt. W czym masz problem, Tris? Sam doskonale wiesz, jak to działa.
- Tylko, że z tym projektem nie miałem nic wspólnego — oparł sucho i usiadł przed moim biurkiem, krzyżując ramiona.
- Że co? — Długopis wypadł mi z ręki. — To niemożliwe. — Pokręciłam zdumiona głową i wzięłam w dłonie dokumentację.
- W ogóle nie angażowałem się w ten projekt. Właściwe, to dopiero dziś się o nim dowiedziałem, tak samo, że tak naprawdę to projekt Michaela. Za to w miejsce dokumentacji moich projektów, zapisanych jest 5 innych osób, ale nie ja.
- Ja... ja nie wiem, jak to mogło się stać — odpowiedziałam oszołomiona. — Boże, Tristan, tak bardzo cię przepraszam. Poprawię to jeszcze dziś, przysięgam, że nie wiedziałam o tym. Nie zrobiłam tego specjalnie, Tristan — zaczęłam się tłumaczyć. — Proszę, uwierz mi, że...
- Dobra — przerwał mi. — Cassandra, już okej, serio — uspokoił mnie.
- Tak?
- Jest okej. Po prostu na początku myślałem, że wpisałaś mnie tam specjalnie czy coś.
- Dlaczego?
- Sam nie wiem. — Wzruszył ramionami. — W sumie jak teraz na to patrzę, to rzeczywiście nie wiem po co miałabyś to robić. Chyba nadgodziny mi się udzielają....
- Jezu... — Odłożyłam teczkę na biurko i zakryłam twarz dłońmi. — Przepraszam... za dużo czasu was tu wszystkich trzymam — wyjęczałam.
- No może trochę za długo, ale niektóre sprawy wymagają większej pracy.
- Obiecuję, że będzie tak tylko do końca tygodnia. Potem będzie normalnie, dostaniecie urlop, podwyżki, co tylko chcecie — wymamrotałam przez palce, które powoli zaczęłam wbijać sobie w czoło.
- To nie twoja wina, że większość zawaliła i nie zrobiła tych wszystkich zadań na czas.
- Jestem beznadziejną szefową. — Zaczęłam stukać dłońmi po czole. — Po co zakładałam tą firmę? Trzeba było pójść na studia, tak jak mówiła mama. Albo trzeba było, żeby Kelly zaciągnęła mnie do modelingu. — Nie przestawałam bić się w czaszkę. — Jestem za młoda na to wszystko, nie nadaję się do tego.
- Hej, Cass — usłyszałam w końcu Tristana. — Cass. — Złapał mnie za dłonie, a ja popatrzyłam na niego załzawionymi oczami. — Co jest z tobą?
- Nic — bąknęłam i wyrwałam swoje dłonie z jego. Spuściłam wzrok na podłogę i próbowałam w miarę normalnie oddychać. Wciąż nie wiem po co tak w sumie ja mam tą firmę.
   Kątem oka zobaczyłam, że Tristan wstaje ze swojego miejsca. Pewnie wyjdzie, jak większość. Wszyscy kiedyś ode mnie odchodzą. Jednak zamiast pójść z mojego biura, podniósł krzesło, obszedł moje biurko dookoła i postawił siedzenie obok mnie. Usiadł, a potem położył dłoń na moje udo.
- Cassandra... spójrz na mnie — poprosił i mimo swoich przekonań, obróciłam fotel w jego stronę i na chwilę popatrzyłam mu w oczy. - Jestem tu, żeby ci pomagać, tak? — zapytał, a ja lekko pokiwałam głową. — Przecież wiesz, że jestem kilka kroków dalej i w każdej chwili możesz do mnie przyjść i nawet zawalić mnie robotą. — Zaśmiał się, ale mi wcale nie było do śmiechu, więc widząc moją minę, natychmiast przestał. — Powiesz co się dzieje? Przyjaźnimy się, możesz powiedzieć mi wszystko.
- Nie daję już sobie z tym rady — wyszeptałam, podnosząc wzrok do sufitu. — Wszystko zaczyna mnie przerastać. To dla mnie za dużo. — Po policzkach zaczęły mi spływać łzy. — Chciałam, żeby było dobrze, ale dłużej nie potrafię. Wszystko się wali.
- Co się wali? — spytał.
- To. — Rozejrzałam się po biurze. — Firma się chyba sypie... — Rozpłakałam się.
- Jak to? Dlaczego tak myślisz? — zaniepokoił się.
- Jeśli do końca tygodnia wszystkie zaległe projekty nie będą skończone, automatycznie nie zapłacą nam za nie, czyli... możemy wpaść w długi.
- Ale to niemożliwe. To tylko tydzień, dwa, opóźnienia, przecież...
- Nie, Tris. — Pokręciłam głową. — Już wcześniej coś zaczęło się psuć. Chłopaki z księgowości wołali mnie już kilka razy, żebym zobaczyła, jak to wszystko wygląda. Ledwo wychodzimy na zero...
- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? Jestem twoim zastępcą, powinienem o tym wiedzieć.
- Myślałam, że sama jakoś to ogarnę, ale już się nie wyrabiam.
- Zmobilizuję wszystkich pracowników, jeszcze dziś. Uda się z tego wyjść, zobaczysz.
- Dzięki, Tris. — Pociągnęłam nosem. — Jesteś świetnym przyjacielem...
- Nie tylko tym się zamartwiasz, prawda? — zapytał. — Chodzi o Nicka?
- Wiesz przecież, że już za późno. — Pokręciłam głową. — Już dawno się z tym pogodziłam, nie o to chodzi. — Popatrzyłam tępo w ścianę.
- To o co? Czekaj... Nie mów, że chodzi o ten gang. — Zmrużył oczy. — Cass...
- Proszę, nie mów o tym Kelly. Właściwie, ty też nie powinieneś o tym wiedzieć.
- Niby o czym
- Mamy obrobić bank, z którym, współpracuje nasza firma — powiedziałam przyciszonym głosem, a on szeroko otworzył oczy.
- Oszalałaś? Wiesz na co się piszesz? Jeśli coś pójdzie nie tak...
- Wiem — przerwałam mu i przełknęłam ślinę. — Chodzi o dużą sumę pieniędzy. Zaproponowali mi też, żebym weszła z nimi do środka.
- Po cholerę?
- Tris, tam są wszystkie kontrakty, dokumenty powiązane z naszą firmą. Jeśli udałoby mi się je znaleźć...
- To dlatego się zgodziłaś — uświadomił sobie, a ja przytaknęłam.
- Zrozum, że... że ja nie chcę mieć tych długów. Jeśli się uda, uratuję to wszystko i może wyjdziemy znów na plus.
- Nie spieprz tego — odpowiedział po chwili milczenia. — Poważnie, nie chcę widywać cię przez kraty więzienne. — Parsknął śmiechem, powodując także mój śmiech. — Powinnaś też odpocząć. Wiesz o tym, prawda?
- Wiem. — Westchnęłam. — Ale to nie jest proste...
- Słuchaj, wyjdź dziś wcześniej. Odpocznij, albo nawet rozerwij się. Kelly też cię długo nie widziała.
- Nie mogę zostawić tak firmy. Nie, kiedy jest w takim stanie, że...
- Ej, mówiłem, że pomogę ci, a ty nadal nie słuchasz. W pewnym sensie ja też tym zarządzam. Cassandra, serio nic się nie stanie jak raz wyjdziesz wcześniej — zapewnił mnie. — To jak będzie?
- Dobrze, ale jeszcze trochę tu posiedzę . —Westchnęłam.
- Ale nie tak długo jak ostatnio, okej?
- Okej. — Przewróciłam oczami i oparłam się o oparcie fotela. Nastało kilka minut milczenia, ale znów się odezwał.
- Nowy ptak do kompletu? — wskazał na mój nadgarstek.
   Spojrzałam na niego i dotknęłam palcem tatuażu. I nagle mnie olśniło, pojawiło się ogromne pytanie. Louis widział mnie na wpół nago, ale jakim cudem nie widział tatuażu? Albo: dlaczego o niego nie zapytał? Wszyscy pytają, zawsze, nawet sama nie wiem, dlaczego, a on nie zapytał. Albo po prostu stwierdził, że to beznadziejna dziara, sam ma ich pełno.
- Mam go od tygodnia — odpowiedziałam cicho.
- Więc dlaczego wcześniej go nie zobaczyłem?
- Bo oboje mamy za dużo na głowie, za dużo pracy...


***
*Louis*

   Jak ja kocham swoją firmę. Tak naprawdę, to wiele tu do roboty nie ma dziś. W ogóle ostatnio jakoś tu nudno. Tylko oby to nie była cisza przed burzą. Jeżeli ma być tak spokojnie, to niech będzie, mi to nie przeszkadza, ale żeby coś nagle nie zaczęło się walić. Każdy wykonuje swoją codzienną pracę, na razie nie ma dodatkowych zleceń, przez co w sumie ja nie mam nic do roboty. Właściwie, nie muszę siedzieć tu cały czas, więc nie wiem, dlaczego ja tu wciąż jestem. Łażę z kąta w kąt, sprawdzam po kolei, jak sprawują się pracownicy, co jakiś czas znajduję sobie jakieś zajęcie, ale tego jest tak mało, że to aż dziwi człowieka. Z czego mogę też wnioskować, że mam naprawdę dobrych pracowników i nie muszę się zamartwiać tym, że jednak coś jest jeszcze niedokończone. Okej, firma to mój drugi dom, ale żeby tak siedzieć tu i się nudzić? Tego nie było od dawna. Nie chce mi się wracać do domu. Wszyscy pracują, nikogo nie ma w rezydencji, nie wiem co miałbym tam robić. Dlatego siedzę w firmie, no i nie pracuję. Trochę jak paradoks.
   Oderwałem się od ekranu laptopa i spojrzałem w okno, wygładzając krawat zwisający z mojej szyi. To, że jestem na 5. piętrze uświadamia mi, że moja firma to nawet niezłe imperium. Nie wiem, dlaczego, po prostu mam jakieś takie odczucia. Dobra, trzeba wziąć dupę w troki i się w końcu trochę ruszyć.
   Wyłączyłem przeglądarkę internetową i zamknąłem klapę laptopa. Wstałem i zabrałem z biurka pusty już talerzyk. Jestem zbyt rozpieszczany przez Cindy. Chwyciłem filiżankę po kawie i ustawiłem na talerzu. Z kompletem naczyń, jak jakaś sprzątaczka, wyszedłem ze swojego gabinetu. Na ogół tego nie robię, ale zważając na to, że naprawdę nie mam tu nic do roboty, a Cindy i tak dużo już dla mnie robi, sama jej obecność ratuje czasem człowieka, postanowiłem sam trochę ogarnąć swój bałagan.
   Zamknąłem drzwi, popatrzyłem w bok, na biurko Cindy, ale jej tam jednak nie było, więc minąłem strefę sekretariatu i pomaszerowałem na koniec korytarza. W międzyczasie minąłem kilkanaścioro moich pracowników, niektórych równie znudzonych dzisiejszym dniem, podobnie jak ja.
   Dotarłem do naszej niedużej stołówki czy tam kuchni i najpierw usłyszałem dźwięk obijanych o siebie naczyń, a dopiero potem zobaczyłem blondynkę. Czyli tu się skrywa. No nieźle. Skoro ona też już się zanudza na śmierć to widocznie coś jest na rzeczy.
- Dzięki za kawę i ciasto, Cindy — odezwałem się stawiając obok niej naczynia. Podszedłem od tyłu, więc ona tak się wystraszyła, że aż się wzdrygała. Usłyszałem tylko dźwięk tłuczonego się szkła i lekko się skrzywiłem. Trzeba będzie zainwestować trochę pieniędzy na naczynia do firmy. Bywa.
- Boże, to ty. Nie strasz mnie tak, Tomlinson.
- Sorry. — Zaśmiałem się.
- Mam nadzieję, że smakowało — powiedziała, myjąc jeden z talerzy.
- Oczywiście, że tak. Jak ty przyniesiesz jakieś jedzenie do firmy, to wiadomo, że będzie pyszne. Normalnie, mistrz kuchni. — Oparłem się tyłem o blat, tak, by mieć z nią kontakt wzrokowy.
- Dobra, dobra, ty już mi tak nie słodź. W tym tygodniu nie ma prawie w ogóle pracy więc coś upiekłam, miałam czas.
- Czyli ciebie też już dopadła ta wielka nuda, która zaraża nas po kolei?
- Oj, weź nawet nie mów. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio było tu tak spokojnie. Nie mam co robić, wypełniłam wszystkie papiery, wykonałam telefony, ty dziś nie masz żadnych spotkań. Koniec, mój dzień na tym się właśnie skończył, a nie ma nawet jeszcze 14:00. Jeśli doszło do tego, że myję naczynia, to chyba jest jakieś święto w firmie.
- Jak chcesz, możesz iść do domu. Poradzimy sobie bez ciebie, przecież i tak za dużo tu do robienia nie ma — zaproponowałem.
- Dzięki, ale chyba trochę jeszcze tu posiedzę. Potem pojadę do was i ogarnę wam znów ogród, okej? — zapytała, odstawiając szklankę.
- Wpadnij po klucze, bo nie wiem, kiedy wrócę do domu.
- Jasne.
- Widziałaś dziś Stylesa? — spytałem.
- Gdzieś, ale to wcześniej. Ostatnio był u Scotta na dole. Mówił też coś, że idzie posprawdzać linię produkcyjną czy coś. — Wzruszyła ramionami. Miałem już coś jej odpowiedzieć, ale jak na zawołanie wszedł Harry. — O, widzisz? Ten to ma jednak wyczucie.
- Albo po prostu wyczuwa jak się o nim mówi — mruknąłem.
- Mówiłeś coś? — zapytał Hazz, nalewając sobie kawy z ekspresu.
- Nie, nic, skądże — udałem głupiego, parząc gdzie indziej.
- Aha... — Zmrużył oczy. — Kontaktowałeś się z Cassandrą? — zapytał, upijając łyka kawy.
- Tak, 3 dni temu — odpowiedziałem, odpychając się od blatu. Podszedłem bliżej niego i wyjrzałem za okno, które było już zaraz za nim.
- 3 dni temu? To co z akcją? — zapytał, a ja popatrzyłem kątem oka na Cindy. Nic nie robiła sobie z tego, że o tym gadamy. Skarb, nie przyjaciółka. Można powiedzieć przy niej wszystko, a ona i tak cię nie zdradzi.
- A co ma być? — Uniosłem brew do góry. — Odbędzie się, ale jeszcze nie wiem kiedy.
- Louis, ona wie już o tym ponad tydzień, a tak naprawdę oprócz planów, nic jeszcze nie zaczęliśmy. — Odwrócił się do mnie z kawą. — Sama mówiła, że nie miała broni w ręku od jakiś 2 lat. Nie uważasz, że trzeba by było urządzić jej jakieś ćwiczenia? Oczywiście, jeśli chcesz, żeby to w ogóle wypaliło
- Cholera, wiem o tym wszystkim. Przecież wydzwaniałem do niej przez pół tygodnia. Odpisała tylko, że ma dużo pracy jak na razie.
- Czyli co będzie z akcją?
- Kurwa, nie wiem — wkurzyłem się. —Zadzwonię do niej. — Wyjąłem z kieszeni marynarki swój telefon. — Ale zrobię to po swojemu i nic ci do tego.
- Spoko, ale pamiętaj, żebyśmy załatwili to chociaż za miesiąc — powiedział poirytowany. Poklepał mnie po ramieniu i wyszedł z kawą z pomieszczenia.
- Zabiję go kiedyś — wycedziłem przez zęby, głęboko oddychając.
- To chyba dobrze, że myśli, nie? — zapytała blondynka niewinnie, a ja popatrzyłem na nią wzrokiem zmęczonym przez Stylesa.
- Nie obraź się, Cindy, ale nie. Nie w tym wypadku. Mówi mi coś, co sam doskonale wiem i robi to tylko, by popisać się w twoim towarzystwie.
- Że co? — Talerz wypadł jej z rąk, a ja się uśmiechnąłem. Czy ona tak serio nie ma o niczym pojęcia? Nie wierzę.
- Nie zauważyłaś, że ostatnio inaczej zachowuje się przy tobie?
- No nie wiem — jęknęła, a ja się zaśmiałem.
- Tylko mu nic nie mów, że wspominałem ci o tym, okej? — śmiałem się, idąc do drzwi. — Chyba by mnie udusił.
- Okej, ale... on tak na serio?
- Inaczej chyba bym nie mówił, nie? A co, nie podoba ci się?
- To znaczy... fajny jest i lubię go, i... no wiesz...
- Więc w czym jest problem?
- Jest młodszy ode mnie... — speszyła się.
- Boże, nie wierzę, że wiek ci przeszkadza. — Ponownie się zaśmiałem i tym razem już na serio wyszedłem.
   W drodze do swojego biura wybierałem numer Cassandry. Przyłożyłem telefon do ucha i chyba była nadzieja, bo słyszałem sygnał. Po chwili do moich uszu doszedł charakterystyczny dźwięk odbieranego połączenia.
- Cassandra Miller, słucham? — usłyszałem po drugiej stronie. Czyli jednak udało mi się? Na to wygląda.
- Aż tak oficjalne powitanie? — zapytałem, wchodząc do gabinetu. Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem za biurkiem.
- A, to znowu tylko ty — westchnęła.
- Aha, dzięki. — Zmrużyłem oczy. — To tylko ja, więc nie masz już nic więcej do powiedzenia, co nie?
- Może — mruknęła.
- Cassandra, jest sprawa.
- Sprawa jest już od przeszło tygodnia. Tyle do mnie wydzwaniasz — przypomniała.
- Tak, bo gdybyś w końcu odebrała, to wiedziałabyś jaki jest tego powód.
- Właśnie odebrałam...
- I naprawdę świetnie zrobiłaś to czasowo — zakpiłem. — Nie mogłaś odebrać kilka dni temu jak dzwoniłem? Wielokrotnie dzwoniłem. Wystarczyło odebrać i pogadać ze mną choć przez jedną pieprzoną sekundę.
- Wysyłałam ci sms-y, że nie mogłam gadać — wyjaśniła.
- Jak widać, nie wystarczyło — prychnąłem.
- No to masz, kurde problem. To ty się chciałeś ze mną skontaktować, a nie odwrotnie, więc nie wmawiaj mi czegoś innego.
- Ja nic ci nie wmawiam. — Zmarszczyłem brwi. — To ty sobie coś wymyśliłaś.
- Co chcesz, Tomlinson? — zapytała poirytowana.
- Możesz w końcu gadać czy nie możesz? — westchnąłem.
- Tak, mogę — powiedziała z naciskiem. — A co ja w tym momencie, według ciebie, robię?
- No nie wiem. Raczej nie stoję za tobą, gadamy przez telefon. Tak tylko ci przypominam — zdenerwowałem się. Dlaczego ona musi być tak cholernie trudna w rozmowie?
-  Nie mam ochoty na żarty. Przejdź do rzeczy albo się rozłącz, bo nie mam dużo czasu — ponagliła mnie. No ciekawe, kto tu pierwszy zaczął?
- Chodzi o akcję. Jak możesz się domyślić.
- Co z nią? Odwołaliście ją?
- Nie, wręcz przeciwnie.
- To znaczy?
- Trzeba zacząć już ją planować. Nie strzelałaś długo, trzeba zorganizować ci ćwiczenia — wyjaśniłem. — Kiedy wpadniesz na strzelnicę?
- Do końca tygodnia nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo mam problemy w firmie. Strzelnica w tym tygodniu nie jest mi potrzebna do szczęścia.
- Jakie problemy? Mogę ci jakoś pomóc? — Wyprostowałeś się na fotelu.
- Nie sądzę. W ogóle, to co ty tak się tym interesujesz, co? Pomagasz mi już tym samym obrobieniem banku.
- Skoro tak uważasz, to cieszę się, że masz z tego jakąś korzyść.
- Dopiero będę mieć, prawdopodobnie — westchnęła.
- To kiedy masz czas, żeby do nas przyjechać?
- W następnym tygodniu? Ale dopiero jakoś w piątek.
- W piątek? — upewniłem się, gdy przypomniałem sobie o jakiejś imprezie, którą organizujemy z chłopakami w posiadłości. No, ale najwyraźniej nie ma innego wyjścia i trzeba będzie to jakoś pogodzić.
- Wcześniej nie bardzo mogę — jęknęła.
- No dobra, ale nie wieczorem, nie ma opcji.
- Dobra — westchnęła. — Jakoś się do was dostosuję. Nie mogę już dłużej gadać. Zdzwonimy się później, pa.
- Na razie — zdążyłem odpowiedzieć nim się rozłączyła. No to będzie mały problem w piątek...
   Nie schowałem nawet telefonu, bo znów zaczął dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz. Zayn. A po cholerę on dzwoni do mnie z pracy? Do więzienia chce mnie wpakować? Po moim trupie.
- No co tak, Malik? — zapytałem, obracając się na fotelu w kierunku okna. Uwielbiam ten widok z góry na miasto. Tylko nieliczni mają to szczęście.
- Jesteś w Londynie? — zapytał trochę się jąkając.
- No, a gdzie mam być? Od rana jestem w firmie.
- O, to dobrze się składa. Będziesz miał bliżej niż z domu.
- Bliżej do czego? — Pokręciłem głową z przymrużonymi oczami.
- Eee... wiesz, gdzie jest ta obwodnica biegnąca obok lasu, niezamieszkałych terenów? — zapytał wymijająco.
- No wiem. Co mam nie wiedzieć? Jeżdżę nią do rodziców. A co?
- No to jak wiesz, to musisz tu przyjechać.
- Po cholerę? — Zmarszczyłem brwi.
- Jakby ci to powiedzieć...
- Po ludzku.
- Twoja siostra spowodowała wypadek — powiedział na jednym wdechu.
- Że Lottie?! — Momentalnie wyprostowałem się na fotelu, a serce zaczęło mi mocniej bić. Jeśli jej coś się stało, nie wybaczę sobie tego. Jest jedną z najważniejszych dla mnie osób.
- No, masz tylko jedną siostrę — przypomniał mi, a ja go w myślach opieprzyłem.
- Jak to się w ogóle stało? Jak doszło do wypadku?
- Przez telefon nie mogę ci tego powiedzieć, takie mamy zasady.
- Pieprzyć zasady! Co z nią? — zapytałem przejęty.
- Żyje — odpowiedział krótko.
- No kurwa, nie o to mi chodzi, Malik. — Walnąłem się w czoło.
- No a o co?
- Jezu — jęknąłem. — Z tobą to nie da się gadać. Zaraz tam będę.
- Znajdziesz nas, 2 auta z policji i karetka, będzie widać.
   Po jego słowach zerwałem się z siedzenia i w pośpiechu wybiegłem z biura. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.

***

   To z jaka prędkością jadę jest niewyobrażalne. Od dawna tak szybko nie jechałem i od dawna nie byłem tak przerażony jak dziś, w tym momencie. Strasznie się martwię o tą dziewczynę. To moja siostra i gdy dzieje się źle, zawsze jej pomagam. Jest w wieku Cassandry, a mimo to, dla mnie wciąż jest dzieckiem. Zawsze będzie, jest moją młodszą siostrzyczką i na dobrą sprawę mam tylko ją.
   Z daleka zobaczyłem migające syreny wozów policyjnych i karetki. A gdy byłem już kilka metrów od miejsca wypadku, mogłem dostrzec 2 skasowane auta, w tym czarne lamborghini mojej siostry. Stanąłem na poboczu i w pośpiechu wysiadłem ze swojego samochodu. Zatrzasnąłem drzwi, a potem podszedłem bliżej całego zdarzenia.
   W rozwalonych samochodach nikogo nie było. Spojrzałem z bliska na samochód Lottie i dopiero wtedy było widać, że ma też rozwalony cały przód, dosłownie wgnieciony; auto przed nim podobnie, tylko że od tyłu.
   Przeszedłem obok karetki i zszokowany zajrzałem do niej. Ratownicy zajmowali się młodą kobietą i niewiele starszym od niej mężczyzną. Ale nie było osoby, której poszukiwałem. Oderwałem wzrok od poszkodowanych osób i powoli odwróciłem się w stronę policji. Z kilku metrów zobaczyłem Zayna w jego mundurze i rozmawiającą z nim białowłosą, niewysoką dziewczyną. Jak dobrze mieć czasem przyjaciela w policji, któremu mogę całkowicie zaufać w niektórych sprawach. Powoli szedłem w ich kierunku, a gdy byłem bliżej, Malik podniósł wzrok z mojej siostry na mnie i za chwilę ona także się odwróciła.
   Byłem tylko jakieś 4 metry dalej. Widziałem, że miała mocno zadrapany policzek i lewa rękę w połowie zabandażowaną. Zerwała się i wpadła w moje ramiona. Przytuliłem ja z całych sił i zanurzyłem twarz w jej puszystych, białych włosach. Cała się trzęsła, a na dodatek zaraz się rozpłakała. Jest twarda, ale to kobieta jak inne. To ja powinienem ją bronić. Ścisnąłem ją mocniej, a do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiem, co bym zrobił, jeśli coś by jej się stało. Nigdy nie pozwolę, by stała się jej krzywda. Gdy była młodsza obiecałem, że będę ją chronić przez resztę życia. Słowa dotrzymam.
- Tak się bałem o ciebie — wyszeptałem w jej włosy. — Przeraziłaś mnie jak nigdy — dodałem, a ona się ode mnie odsunęła.
- Przepraszam — powiedziała pociągając nosem. Trochę się uspokoiła w moich ramionach, już nie trzęsła się tak bardzo jak przedtem.
- Jak to się stało? — zapytałem, gdy doszedł do nas Zayn.
- Mamy niezły problem — powiedział z powagą.
- A mianowicie?
- Lepiej jakby to Lottie opowiedziała ci co się stało.
- Mała? — Odwróciłem ponownie głowę w jej stronę.
- Ktoś mnie śledził — wyznała ze łzami w oczach.
- Co? — Zmarszczyłem zdziwiony brwi.
- Jechali za mną przez pół Londynu, kiedy zorientowałam się co się dzieje, próbowałam ich zgubić. Za szybko jechałam, nie zobaczyłam tego drugiego auta i po prostu się z nim zderzyłam, a oni wtedy uciekli. Ja nie chciałam, naprawdę...
- Już, spokojnie. — Położyłem dłoń na jej ramię, pocałowałem w czoło i przysunąłem do siebie. — To nie była twoja wina. Widziałaś kto cię śledził? Znasz ich?
- Widziałam tylko kierowcę. Myślę, że był starszy od ciebie. Miał zarost na całej brodzie, włosy znacznie krótsze od twoich i chyba postawione na żelu. Nie widziałam więcej szczegółów — wytłumaczyła, nie puszczając mnie.
- Miałaś przy sobie broń? — zapytałem, a ona przytaknęła.
   W mojej głowie pojawił się obraz mężczyzny z Los Angeles. Mężczyzny, któremu cały gang się naraził. Przyjechał, by się zemścić. Znalazł mnie po 2 latach, dotarł na inny kontynent. I właśnie dlatego nikt nie wie, że to ja prowadzę firmę największą na świecie. Nikt nie zna prawdy, myślą, że prowadzi ją kto inny, a moje nazwisko nie figuruje nigdzie w internecie. To tajemnica służbowa, mająca chronić mnie przed takimi jak on. Tylko niektórzy przedsiębiorcy o tym wiedzą. A teraz on powrócił, by się zemścić.
   Zgadzam się z Zaynem w 100%, mamy niezły problem. Teraz on chce skrzywdzić moich bliskich. Nie pozwolę na to.

***

15 maja 2018

ROZDZIAŁ 3. 'CZY UDŹWIGNIESZ CIĘŻAR DROGI, KTÓRĄ PRZYJDZIE CI PÓJŚĆ?'

EDIT: DO ROZDZIAŁU ZOSTAŁY DODANE GIFY



*Louis*

    Albo los płata sobie ze mną figle, albo z moją głową coś się dzieje, albo ja mam już poważne problemy psychiczne. Bo kto wyjaśni mi takie coś, co spotkało mnie 2 dni temu? Sądzę, że nieliczni.
Cassandra miała tu tylko przyjechać w sprawach przestępczych. Tymczasem, gdy pojawiła się w moim domu, w moim salonie, totalnie zmiotło mnie to. Jeszcze bardziej przypomina mi JĄ. Podobny wzrost, kształty, wymiary prawdopodobnie też. Te same błękitne oczy, pełne usta. Rozjaśniła o kilka tonów włosy i ścięła je tak, że sięgają jej za piersi, co sprawia, że znacznie bardziej JĄ przypomina. Gdyby je porównać, byłyby teraz niemal identyczne.
   Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy po 3 latach, był to dla mnie duży cios, powróciły bolesne wspomnienia z przed roku. Powróciło do mnie imię, którego boję się wymówić, bo mogę nie wytrzymać psychicznie i emocjonalnie, gdy to imię pojawi się na moim języku.
   Gdy zobaczyłem Cassandrę, była dla mnie w tamtej chwili jak duch, który powrócił z przeszłości i chce mnie dręczyć samym swoim wyglądem. To nie jest ludzkie, by one wyglądały identycznie. Chyba, że... Chyba, że to ONA daje mi jakiś znak, chyba że powróciła. Boże, to nie jest żadna magia, Tomlinson. Ale... one są po prostu takie same. Do tego Cassandra ubrała się tak jak ubierała się ONA i to kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.
   Nie chciałem, by było po mnie widać, że coś jest nie tak. Jednak po sugestii Nialla, bym się ogarnął, zrozumiałem, że nie byłem myślami w tym samym miejscu co oni. Widziałem tylko Cassandrę, zamarłem na jej widok, nie potrafię tego wyjaśnić. Wszystkie bolesne, tragiczne wspomnienia powróciły do mnie ze zdwojoną siłą, a ja nie potrafiłem nad tym zapanować, nie miałem kontroli. Pierwsze 5 minut po zobaczeniu tej szatynki było dla mnie ogromnym szokiem. Potem w miarę się trzymałem, co więcej wkurzyłem się o to, że zapytała czym zajmuje się moja firma. Jest zbyt nachalna, to jest moja cholerna tajemnica ze względu na bezpieczeństwo i o tym czym się zajmuję wiedzą tylko chłopaki i moja rodzina. I wiedziała ONA...
   A potem spytała o NIĄ i poczułem, że serce rozpada mi się na kawałki. Nie podejrzewałem, że będę tak się denerwował, gdy do nas przyjdzie. Nie wiedziałem, że ona zmieniła się. Nie podejrzewałem, że przypomina bardziej JĄ. Trzy lata temu była tylko jej młodszą, 19-letnią wersją, teraz – jest tak samo kobieca jak ONA.
   A potem powiedziała, że od dziecka choruje na astmę i coś mnie poruszyło, coś złamało. I coś mnie przeraziło, gdy nagle zaczęła się dusić. Przeraziłem się, że Cassandrę może spotkać to samo co JĄ. I wiedziałem już od tamtej chwili, że nie może tak łatwo ode mnie odejść. Nie skończy się na jednej misji, jestem tego pewien. I wiem też, że będzie trudno być mi przy niej, gdy wygląda dokładnie jak ktoś, kto był dla mnie ważny. Wiem, że muszę pogodzić się z myślą, że to nie jest ta sama osoba, mimo że to może nie być łatwe. Nie będzie, bo to jest jak jakieś siły nadprzyrodzone.
   Cały czas wiedziałem, że przeprowadziła się do Londynu, od samego początku. Wszystkie gazety informowały na bieżąco o sukcesach debiutującej firmy "Miller". Cały Londyn mówił o 20-latce jako dyrektor nowej potężnej firmy. Jest potężna, zgadza się. Ale nie tak bardzo, by przegonić mnie. "Miller", niby banalna nazwa, pochodząca od jej nazwiska, a tak dużo w sobie kryje. Jednak to moja firma jest tą najpotężniejszą na świecie. Nie ma osoby, która nie wiedziałaby o niej lub nie słyszała. Nazwa równie banalna co "Miller" i nikt do tej pory nie wie, kto tak naprawdę nią kieruje. Nikt, oprócz ważniejszych przedsiębiorców, klientów, pracowników, osób związanych z firmą, chłopaków i mojej rodziny. I wiedziała też ONA. Była moją prawą ręką od samego początku aż do zeszłego roku. Jej miejsce, miejsce wicedyrektora – mojego zastępcy, zajął Harry. Awansował z dnia na dzień i to on najbardziej nadawał się na to stanowisko. Teraz wiem, że to był dobry wybór.
   Prowadzenie firmy z Harrym daje coraz więcej możliwości. Każdy ma z tego jakieś korzyści, rozpoczyna się od niemałej pensji. Ale tylko nieliczni wiedzą, że ta firma należy w rzeczywistości do mnie. Pozostanie to tajemnicą jeszcze przez długi czas ze względu na bezpieczeństwo. Jest ogrom osób, które z chęcią by mnie okradły. Racja, kieruję także jednym z potężniejszych gangów, który w dodatku zajmuje mój dom, ale o tym również wiedzą nieliczni, zdecydowanie o wiele mniejsza grupa osób, wliczając w to moją jedyną siostrę – Lottie. Lubi czasem sobie z nami postrzelać i nie bardzo mi to przeszkadza, dopóki nie robi się zbyt niebezpiecznie.
   Moi rodzice nie wiedzą o gangu do dziś. Podejrzewali coś nie jeden raz, gdy znaleźli u mnie broń, ale byli skłonni uwierzyć w to, że posiadam to tylko ze względów bezpieczeństwa. W wersji dla nich, chłopaki mieszkają u mnie, ponieważ jestem dobroduszny i udostępniłem im połowę domu. Dodałem również, że część z nich to moja prywatna ochrona i uwierzyli we wszystko. Tak, okłamuję rodziców, ale nie mam wyboru. 
   Wracając do Cassandry... Mogłem odnowić z nią kontakt, gdy przeprowadziłem się do Londynu, ale w moich myślach była tylko jedna osoba i nie chciałem znów jej spotykać. A potem? Wszystko się tak nagle popieprzyło i zwyczajnie bałem się ją zobaczyć znów. Nie wiem, dlaczego w końcu zaryzykowałem i ją tu sprowadziłem. Nie wiem, po prostu nie wiem. Być może jestem gotowy już na to, by móc na nią patrzeć. A może dlatego, że to co mam w swojej głowie bierze nade mną górę.
   Wszystkie emocje, uczucia i wspomnienia. Muszę trochę zwolnić, przystopować, bo... bo sam nie wiem co się dzieje w mojej głowie. Z jednej strony bardzo chcę odnowić z nią ten kontakt, a raczej – poznać ją, ale z drugiej – boję się i wciąż waham. Wciąż nie wiem czy dobrze robię, zapraszając ją do współpracy przy tej akcji.
   Nie chciałem mieszać w to Lottie, to moja siostra, w dodatku młodsza, to trochę względem mnie... niestosowne. A Cassandrę znałem wcześniej, gdy jeszcze była w gangu z tamtymi kobietami. Wiem, że odeszła już stamtąd, ale prawda jest taka, że to ona była najlepsza z nich wszystkich, mimo że była najmłodsza i wciąż była jeszcze nastolatką. Wciąż była jeszcze dzieckiem, które trafiło na złą drogę. Jeszcze nie wiem, dlaczego zajęła się kryminalnymi sprawami, ale się dowiem. Kiedyś się dowiem...
   Teraz trzeba przekazać więcej szczegółów Cassandrze i prawdopodobnie zaangażować ją do tego, by razem z nami weszła do banku. Skoro ten bank współpracuje z jej firmą, będzie miała dobry powód, by pogrzebać w papierach i trochę w nich namieszać. O ile, oczywiście, w ogóle zechce. Ale domyślam się, że raczej nie przepuści takiej okazji. To zbyt proste do przewidzenia.
- Jeśli ktoś jest w domu, niech przyjdzie do salonu! - krzyknąłem na cały regulator.
   Mieszkam tu, jestem tu od rana, ale szczerze mówiąc nie wiem czy ktoś z nich tutaj jest. Liam jest w szpitalu, pracuje, ja powinienem być w firmie, ale przeniosłem robotę do domu i zastępuje mnie Harry, a co do reszty nie wiem absolutnie nic. Nie orientuję się w tym, który z nich kiedy pracuje. A pracują wszyscy, bo inaczej nie mieliby dachu nad głową. Pozwalam im mieszkać tu do czasu aż dokładają się do rachunków i to wszystko. Powoli zaczynają działać mi na nerwy i dlatego chcę wykurzyć stąd Harry'ego i Zayna na początek. A do tego przydadzą się właśnie te pieniądze z obrobienia banku. Ze swoich nigdy bym dla nich nic nie wyłożył, ani mi się to śni. Szczęście dla nich, że jest tu ogromnie dużo pomieszczeń. Ten gang liczy 15 osób, a i tak nie znam wszystkich wystarczająco dobrze, mimo że to ja tu dowodzę.Wyjątkiem oczywiście jest Niall, Harry, Zayn i Liam. Ta czwórka wraz ze mną na czele tworzy jakby elitę w tym wszystkim.
   Podniosłem wzrok znad porozwalanych na ławie kartek i sięgnąłem po kubek z kawą. Upiłem pierwszy łyk gorącego napoju i w tej samej chwili stanął przede mną Niall.
- Co tam chciałeś? - zapytał, opierając się o ścianę.
- Tylko ty jesteś w domu? - zapytałem, gdy zobaczyłem, że jedynie on przyszedł. Zmarszczyłem brwi, oparłem się wygodniej o oparcie kanapy, wciąż trzymając w dłoni kubek z parującą kawą.
- Nie wiem, chyba. Na to wygląda. - Wzruszył ramionami.
   Niall, z racji tego, że jest prywatnym trenerem, tylko on sam sobie może planować godziny pracy. Z tego względu urządza też te swoje treningi czasem u nas w siłowni. I nie raz można spotkać tu pałętające się kobiety w skąpych sportowych strojach. W większości są to już jego stałe klientki. Ale jakoś nie widzę, aby komuś przeszkadzało to, że klienci Nialla łażą po domu. Dzień jak co dzień. Nie tylko kobiety korzystają z jego usług, mężczyźni też. Jest całkiem niezły w tym co robi, mnie też czasem trenuje, o ile obydwoje mamy na to czas.
- Trzeba zadzwonić po Cassandrę- wyjaśniłem.
- Co zamierzasz? - zapytał, mrużąc oczy.
- Chcę podać jej więcej szczegółów akcji. I chyba zaangażujemy ją, by z nami dostała się do środka banku.
- Jesteś pewien? Ona może się na to nie zgodzić.
- Zgodzi się, to wiedziałem już od dawna.
- A jeśli nie? - nie ustępował, wciąż trzymał przy swoim.
- Niall, zgodzi się – powtórzyłem wyraźnie. - Ma ku temu powody. Sama mówiła, że jest powiązana z tym bankiem.
- I właśnie dlatego jest to dla niej ryzykowne.
- Ryzykowne było już od chwili, gdy zgodziła się na tą akcję.
- I ty myślisz, że ona zechce?
- Ja jej do niczego nie zmuszam.- Wzruszyłem ramionami. - Trzeba zebrać cały gang, najlepiej jeszcze dziś. Wszyscy muszą wiedzieć co szykujemy. Wiesz czy pracują wieczorem?
- Większość na pewno nie, ale nie wiem czy wszyscy. Musiałbym to sprawdzić.
- To sprawdzisz to i dasz mi znać – odpowiedziałem, stawiając niedopitą kawę na ławę.
- Ja? To ty to wymyśliłeś, Tomlinson.
- Pracuję, jasne? - wyjaśniłem tak, aby to zrozumiał. - Myślałem, że jesteś kumaty.
- Pewnie, Niall, zrób to, zrób tamto. Co jeszcze Niall powinien zrobić?
- Powinieneś zadzwonić też po Cassandrę. - Wskazałem na niego palcem.
- A ty nie potrafisz? - podniósł głos.
- Nie przeginaj – ostrzegłem go. - Dzwoniłem do niej wczoraj, ale nie odbierała. Nie mam z nią kontaktu od 2 dni.
- To dzwoń jeszcze raz. Myślisz, że jak od ciebie nie odbiera to ode mnie odbierze?
- Słuchaj, ona... Kurwa, widziałeś jak ona teraz wygląda?
- Widziałem, nie dało się nie widzieć. Jest identyczna jak...
- Nie! - krzyknąłem, wstając z kanapy. - Nie mów tego imienia! Nie waż się o niej mówić. Ani słowa. Nie przy mnie – wycedziłem przez zęby.
- Dobra, spokojnie. - Podniósł ręce w górę. - Nie zamierzałem tego powiedzieć.
- Co nie znaczy, że nie pomyślałeś.
- Nie przesadzaj, okej? Wiem jak ten temat na ciebie działa. - Oderwał się od ściany i podszedł bliżej.
- Tym lepiej dla ciebie – wysyczałem.
- Louis... - zaczął cicho od nowa, a ja uciekłem wzrokiem gdzie indziej.
- Co?
- Co poczułeś, gdy ją zobaczyłeś? Widziałem, jak zareagowałeś,  gdy weszła.
- Jakby do mojego domu wszedł duch z przeszłości i zaczął mnie nawiedzać – odpowiedziałem ściszonym głosem. - Nie chcę o tym gadać, Niall.
- Jasne, rozumiem. - Poklepał mnie po ramieniu. - Zadzwonię do niej, Louis.
- Dzięki – odparłem, podnosząc na niego wzrok. Lekko się uśmiechnął i odszedł w kierunku kuchni.
    Popatrzyłem przez ogromne okna salonu i włożyłem palce we włosy, ciągnąc za nie. Dlaczego moje życie musi być takie popieprzone? No dlaczego? Równie dobrze mogłoby być odwrotnie. Tylko czy, aby na pewno ja tego chcę?
   Podniosłem telefon z ławy i szybko wybrałem numer Stylesa. Czekając aż odbierze, wpatrywałem się w widok za oknem.
- No co tam, Louis? - usłyszałem jego głos.
- Jak tam w firmie, Harry?
- Jak to w firmie. Cindy przyniosła kawę, jakieś ciasto się znalazło – odpowiedział jakby coś jadł.         Właśnie widzę co on tam robi.
- Podrywasz do mojej sekretarki?
- Może – odpowiedział krótko. - Ale na razie wypełnia papierkową robotę.
- Aha... Harry, czy ty się przypadkiem tam nie nudzisz?
- Może.
- To spadaj do domu, jedziemy po dostawę broni – wypaliłem.
- Nowe modele?
- Aha. I to te, których nikt jeszcze nie używa.
- To trzeba było tak od razu. Ja już jestem przy wyjściu.
   Wiedziałem, że się skusi.

***

   Ten dzień, tak czy inaczej, nie był najgorszy. Pomimo całej papierkowej roboty rano, potem było w miarę okej. Ogólnie, wszystko dało się dziś znieść. Harry w niezwykle szybkim tempie wrócił do domu, a potem wraz z Niallem pojechaliśmy na drugi koniec Londynu po nowe spluwy. Opłaca się mieć kumpla z tym samym 'hobby'.
   Może poszło dziś dużo kasy na to, ale było warto. Najnowsze modele, nie ma ich jeszcze na rynku i oprócz testów, nikt jeszcze z nich nie korzystał. Do czasu... W tym tygodniu przetestujemy je jak należy. Z Cassandrą lub bez niej.
   A co do Cassandry, powinna już tu być, a jak jej nie było tak wciąż nie ma. Tak jak na to liczyłem, Niall w końcu się do niej dodzwonił. Może nie było łatwo, ale w końcu się zgodziła, by przyjechać. Oczywiście, mówiła, że przyjedzie, gdy skończy pracować, ale u licha, dochodzi 20. Co ona robi w tej firmie tak długo? Może wyjść stamtąd w każdej chwili, przecież zarządza wszystkim. Chyba, że robi dodatkowo za swojego pracownika, ale nie sądzę, by mieli tak długie zmiany.
   Wypuściłem dym papierosowy przez usta i patrzyłem jak wydostaje się przez drzwi tarasowe. Kiedyś umrę od tego uzależnienia, ale już raczej nie ma dla kogo żyć. Już nie... Te wszystkie tatuaże, włosy na dużej ilości żelu, rurki mocno przylegające do ciała i skórzane kurtki to tylko część tego kim jestem. Styl na bad boya i zachowanie na bad boya, kiedy tego potrzeba. Umiem dobrze udawać, umiem sprawić, aby ludzie uwierzyli, że jestem tylko grzecznym chłopczykiem. Ale rzeczywistość jest inna. Ta cała firma to przykrywka, by nikt nie pomyślał, że dowodzę gangiem. Ta firma jest odskocznią od tego czym się zajmuję. I idzie z tego też dużo pieniędzy i korzyści, to też jedno z udogodnień.
   Spojrzałem na wszystkie rośliny, kwiaty, drzewa i moje myśli pobiegły tylko do jednej osoby. ONA kochała ten ogród, był dla niej czymś więcej niż tylko tym zielstwem. Jak dobrze, że Cindy przychodzi tu i dba o niego. Bez niej to wszystko by zginęło i nie byłoby tu tak pięknie. Chciałem jej nawet za to płacić, ale od razu kategorycznie odmówiła. Traktuje to jako hobby w czasie wolnym, lubi zajmować się tymi roślinami, a mi w sumie pasuje taki układ. Oprócz tego, że wciąż jestem skłonny by jej za to zapłacić. Ale przy niej tego tematu nie ma, bo od razu grozi, że zaprzestanie dbać o ogród. Ma charakterek kobieta. A Harry'emu pasuje to jeszcze bardziej. Lubi starsze kobiety i ta ewidentnie mu się podoba, pomimo że różnica w ich wieku wynosi tylko 2 lata. Jakoś niespecjalnie przeszkadza mi, że zarywa do mojej sekretarki. W sumie to też jego sekretarka, więc... nie było tematu.
   Cindy to świetna przyjaciółka. Jako jedna z niewielu osób z zewnątrz wie o gangu. Nie boi się nas, wręcz przeciwnie. Mówi, że przy nas czuje się bardziej bezpieczna, ufa nam. Czasem przyjdzie pomóc nam w domu, ale nie za często, od tego mamy sprzątaczkę, przychodzącą codziennie. Cindy to w sumie moja jedyna przyjaciółka spośród kobiet. Za resztę przyjaciół mam chłopaków. To na razie całkowicie mi wystarcza.
   Usłyszałem warkot silnika, dochodzący z zewnątrz i spostrzegłem, że Cassandra w końcu tu dotarła. Wypuściłem ustami ostatnie kłębki dymu, oderwałem ramię od ściany, a potem podszedłem do ławy i zgniotłem niedopałek papierosa w stojącej na niej popielniczce. Odkaszlnąłem, czując w gardle drapanie i w tym samym momencie doszło do mnie głośnie trzaśnięcie drzwiami.
- Sorry, przeciąg macie w domu — usłyszałem głos Cassandry i odwróciłem się w jej stronę, wciąż kaszląc. Umrę na gruźlicę, ostatecznie. — Boże, co tu jest tak zadymione? — zapytała, machając dłonią przed oczami. — Spaliliście coś czy jak?
- Paliłem papierosy. Jak bardzo ci przeszkadza, możemy wyjść na zewnątrz — zaproponowałem, wskazując na drzwi tarasowe.
- Jest już zimno na dworze, nie, dzięki. Poza tym sama od czasu do czasu palę, jestem przyzwyczajona do tego. — Podeszła do mnie bliżej. — Po prostu zdziwiłam się, że tak szaro tu jest.
- Palisz? — zapytałem zaskoczony. Staliśmy twarzą w twarz. Z tej odległości dokładnie widziałem nieduży pieprzyk pod jej lewym okiem, który nadawał jej większej kobiecości. ONA miała identyczny...
- Palę — odpowiedziała. — Czasem trzeba, zjada mnie ostatnio masa stresu. A mówiąc: od czasu do czasu, mam na myśli to, że nie umiem funkcjonować, gdy nie zacznę dnia od papierosa — wytoczyła falę wyjaśnień.
- Mamy coś wspólnego. — Zmrużyłem oczy. Do salonu zszedł się cały gang, wszystkie 15 osób. — Cassandra, poznaj tych tutaj. Oto cały gang, z którym będziesz miała okazję pracować. — Wskazałem na grupę ludzi. Powoli rozejrzała się po wszystkich i minęła chwila nim znów się odezwała.
- No ja widzę... Trochę nas dużo — odpowiedziała.
- Czasem potrzeba większej ilości osób — wyjaśniłem. —To co? Napijesz się wina? Białe? Czerwone? — zaproponowałem, podchodząc do barku.
- O nie, nie, nie — zaprotestowała szybko. — Tylko nie wino, nie dziś. Prowadzę.
- To ktoś może cię potem odwieść. — Otworzyłem barek.
- Lepiej nie. Ostatnio za dużo wypiłam i miałam mały problem. Serio, Tomlinson, wolę nie. I nie męcz mnie już tym winem, okej?
- Dobra, jak chcesz. To co chcesz do picia? Kawa, herbata czy...
- Wystarczy herbata — przerwała mi.
- Jasne, zrobię — wtrącił Harry. — Właśnie woda się zagotowała.- Wskazał za plecy i ruszył do kuchni. Wziąłem z barku butelkę z winem i kieliszek, i zamknąłem barek. Podszedłem z tym do ławy i postawiłem na nią.
- Mówiłam, że nie chcę wina — usłyszałam Cassandrę.
- Ale to dla mnie. — Popatrzyłem na nią, marszcząc czoło. — Inaczej chyba bym nie proponował ci herbaty, nie? — zapytałem, nalewając sobie do kieliszka ciemnego trunku. Natychmiast wypiłem w całości pierwszą lampkę. Słabe to wino. No nic, obejdę się dziś bez procentów.
- To przejdziemy do sprawy czy zamierzasz się tu przed nami upić? — zakpiła.
- Tym winem za dużo człowiek się nie upije — odpowiedział za mnie Zayn.
- O, święte słowa, Malik. — Podniosłem butelkę do góry. — To musi być jakiś młody rocznik. Po cholerę ono w ogóle stoi w barku? — spojrzałem na białą etykietę na ciemnym szkle. France de..., że co, kurwa?


- Boże, Tomlinson, przejdziesz do sprawy czy nie? Siedziałam w firmie od 7 rano, miałam od fula roboty, chciałabym dziś już wrócić do domu i odpocząć.
- I wrócisz. Jak załatwimy co mamy załatwić.
- Zaczynam tracić cierpliwość — wycedziła przez zęby.
- O Jezu, jaka ty jesteś namolna. — Przewróciłem oczami na jej słowa.
- Ja jestem namolna?! To wy, do jasnej cholery, zadzwoniliście po mnie!
- Dobra, uspokój się. To był żart, okej?
- To kiepskie masz te żarty — fuknęła. Założyła ręce na piersi i odwróciła się w kierunku okna. Będzie ciężko....
- Słuchaj, musisz zobaczyć plan banku. Rozmieszczenie pomieszczeń, korytarzy, przejść... Zresztą, znasz się na tym. Kumasz o co chodzi, nie?
- Kumam, a co mam nie kumać? Tylko po cholerę mi ten plan? Mówiliście, że mam tylko uwieść dyrektora. Czyżby ktoś rozbudował moją rolę?
- Do ciebie należy decyzja — odpowiedziałem. Podeszła do mnie z powrotem.
- Mów — nakazała.
- Mogłabyś wejść z nami. Sądzę, że przydałyby ci się niektóre dokumenty, umowy z twoją firmą...
- Sam to wymyśliłeś? — zapytała z grobową miną.
- A kto inny? Masz okazję, by twoja firma też na tym skorzystała. Zaprzepaścisz taką szansę? — spytałem podchwytliwie.
- Słyszałeś coś o moich lewych interesach?- spytała.
- Nie.
- No właśnie. Nikt nie słyszał, co znaczy, że wychodzą dobrze. Wiedziałeś co mi zaproponować. — Na jej twarzy powstał szeroki uśmiech. Odwróciła się na pięcie i zaraz usłyszałem krzyk. — Aa!! Ty idioto! Patrz co robisz! Kurwa, poparzyłeś mnie! — krzyczała szatynka.
   Zrobiłem krok w jej stronę. Jej biała koszula była w tym momencie cała mokra i prześwitywał spod niej cały stanik. Popatrzyłem w bok i zobaczyłem, że to Styles wylał na nią całą tą herbatę.
- Boże, jak to boli — syknęła.
- Chodź ze mną. — Chwyciłem ją za ramię i poprowadziłem w stronę schodów.
- Gdzie mnie prowadzisz, dupku? — syknęła, wyrywając mi się. Boże, jak z kobietami jest trudno. Nic nie robisz - źle, chcesz pomóc – źle. Niech się zdecydują.
- Chcę ci pomóc, jasne? — Chwyciłem ją mocniej za rękę i ciągnąłem po schodach. — Jesteś cała poparzona. To się nie skończy dobrze, jak czegoś się z tym nie zrobi.
- A dlaczego miałbyś chcieć mi pomagać, co? — Zatrzymała się na ostatnim stopniu. — Chcesz sobie znaleźć nową laskę czy jak?
- Cholera, zamknij się w końcu i chodź! — krzyknąłem na granicy wytrzymałości. Fuknęła coś pod nosem i ruszyła za mną.
   Jaka ona jest w tej chwili irytująca. Łatwiej z nią było, kiedy miała te 19 lat. Mimo, że to może dziwnie brzmieć, bo właśnie w tym momencie zachowuje się jak typowa nastolatka.
Przemierzaliśmy mój ogromnie długi korytarz i na jego końcu weszliśmy do mojej sypialni.
- To twój pokój? — zapytała nagle, zatrzymując się.
- Nie, to moja kuchnia — wypaliłem. - Jasne, że to mój pokój. No chodź.
- Chcesz mnie zgwałcić?! — pisnęła, a ja przewróciłem oczami.
- Tak, zgwałcić i porzucić w lesie. Myślałem, że jesteś twardsza. — Otworzyłem drzwi do łazienki i wprowadziłem ją o środka. — Teraz to ja już nie wiem jak ty sobie poradzisz na tej akcji — westchnąłem.
- Mogę wam w ogóle nie pomagać — palnęła.
- Zdejmuj bluzkę — nakazałem, otwierając szafkę pod umywalką.
- Że co?! Wiedziałam, że chcesz mnie zgwałcić — zaczęła panikować.
- Kobieto, masz poparzoną całą klatkę piersiową. Możesz mieć nawet poparzenie drugiego stopnia — wytłumaczyłem jej, jakby wcale tego nie wiedziała. Wyjąłem miskę i zamknąłem szafkę, a potem nalałem do naczynia zimnej wody.
- Zwariowałeś — stwierdziła. — Nie rozbiorę się przed tobą. Chyba śnisz.
- Na pewno zobaczę coś nowego — mruknąłem. Zakręciłem wodę i odwróciłem się z miską w rękach do szatynki. Rozsadzało mnie od środka, gdy zobaczyłem, że wciąż ma tą koszulę na sobie. Jest nieustępliwa. — Cassandra, do cholery. Nie baw się ze mną jak dziecko, dobra? I tak widać ci cały stanik. Zdejmiesz bluzkę i raczej większej różnicy to nie zrobi.
- Zrobi wielką — odpowiedziała. — Będę w samej bieliźnie.
- Okej, jak chcesz. Albo się nie rozbierasz i będziesz poparzona, albo zdejmujesz koszulę i ci pomogę. Masz wybór.
- Dobra — fuknęła i zaczęła rozpinać guziki. Podszedłem do półki i wziąłem z niej nieduży biały ręcznik, który zanurzyłem w wodzie. Odwróciłem się do niej z powrotem i tym razem siedziała na wannie, ale już bez bluzki. Wygrałem.
- Tak strasznie jest? — zapytałem, podchodząc do niej.
- Dopiero będzie — stwierdziła.
   Westchnąłem i usiadłem obok niej. Miała spuszczoną głowę, w rękach gniotła swoją poplamioną koszulę, a na piersiach miała tylko beżowy stanik. Nie ukrywam, jest bardzo atrakcyjna, ale nie po to tu jest.
- Mam nadzieję, że nie zaczniesz się znowu dusić — powiedziałem, przypominając sobie ostatnią sytuację, gdy była u nas i miała atak astmy.
- To nie tak działa — odparła, podnosząc głowę. Jej dekolt był cały czerwony.
- Nieważne — powiedziałem cicho, dotykając jej skóry. Kurwa, mocno ją poparzył.
- To boli — syknęła, odchylając się do tyłu. W ostatniej chwili złapałem ją za plecami, by nie wpadła do środka wanny.
- I będzie bolało gorzej, jak się tego nie schłodzi.
- Widzimy się dopiero drugi raz od 3 lat i już siedzę przed tobą goła. Nieźle.
- Wielkie mi rzeczy, naprawdę. — Wziąłem do ręki ręcznik i wycisnąłem nadmiar wody. — Chyba przesadzasz. Widziałem gorsze ciała.
- Mam traktować to jako komplement?
- Chodzi o to, że jesteś piękną kobietą, okej? Nie wyobrażaj sobie zbyt dożo. — Podniosłem rękę i zbliżyłem do jej klatki piersiowej. — Uważaj, bo teraz pewnie zaboli — ostrzegłem ją. Dotknąłem ręcznikiem jej skóry. Z każdym moim ruchem, ona sykała bardziej. Nie moja wina, że to się stało.
- Dziwnie się czuję, jak macasz mnie po cyckach.
- To wyobraź sobie, że nie nie jestem sobą tylko lekarzem, który próbuje ci pomóc, a nie zaszkodzić.
- Skoro tak wyglądają twoje zabawy w lekarza, to...
- Zamknij się już, okej? — przerwałem jej poirytowany. To było z pewnością niegrzeczne, ale przynajmniej podziałało. Z kobietą to się nie da gadać czasem. Trzeba krótko i wyraźnie, wtedy zrozumie.
- Dzięki — powiedziała cicho, gdy po kilku minutach skończyłem schładzać jej skórę.
- Myślę, że i tak powinnaś posmarować to później jakąś maścią chłodzącą. Nie wygląda to za dobrze. - Wylałem wodę z miski do umywalki.
- Mogę skorzystać z twojego prysznica? Powinnam się umyć, będę kleiła w niektórych miejscach.
- Po herbacie? — zdziwiłem się.
- Tak, po herbacie. Nie czuję się komfortowo, jasne? Jestem cała mokra. Mogę czy nie?
- Pewnie. Przyniosę ci coś na przebranie. Ta koszula raczej ci się już nie przyda — wskazałem na biały materiał w jej dłoniach.
- To była moja ulubiona koszula. Twoi przyjaciele mi ją zniszczyli, teraz będzie miała brązowe plamy, których z białego tak łatwo nie odpiorę - żaliła się.
- Płaczesz po bluzce? - zapytałem, unosząc brwi.
- Może.
- Wy, kobiety, jesteście czasem naprawdę dziwne. - Pokiwałem głową. Jaki rozmiar nosisz?
- S - odpowiedziała. - Wystarczy mi sama bluzka.
- To będziesz musiała się zadowolić M lub L, mniejszych nie noszę - odparłem.
   Wyszedłem z łazienki, zostawiając ją samą i przeszedłem z sypialni do garderoby. Przeszukałem swoje ubrania i w końcu zdjąłem z wieszaka jeden z moich mniejszych T-shirtów. Zabrałem go i wróciłem do łazienki, gdzie była wciąż Cassandra. Nie ruszyła się z tej wanny nawet na krok. Znów ma zwieszoną głowę i bawi się palcami. Czy to możliwe, by ktoś tak piękny jak ona wstydził się swojego ciała? Bo ja właśnie to sobie uświadomiłem. Jest kryminalistką, poza tym to do niej niepodobne. To w ogóle się ze sobą nie łączy, a jednak...
- Myślę, że ta będzie dobra -  powiedziałem, kładąc bluzkę na szafkę.
- Dzięki. - Podniosła głowę.
- Tam są ręczniki - wskazałem na półkę - a pod prysznicem znajdziesz coś do mycia. Suszarka jest w szafce pod umywalkami, jeśli będziesz potrzebować - wyjaśniłem jej wszystko i skierowałem się do drzwi. - Wołaj, jak będziesz czegoś potrzebowała.
- Żebyś zobaczył mnie jeszcze bardziej nago? — zapytała.
- Wiedziałem, że to powiesz. - Parsknąłem śmiechem. - Nie jestem gwałcicielem, Cassandra.
- To się okaże - usłyszałem, wychodząc. Przewróciłem oczami i odszedłem.


***

*Cassadra*

   Zostawił mnie w końcu samą. Nie wiem co mi się stało, byłam nim onieśmielona. Być może przez to, że jestem świeżo po rozstaniu. Wstydziłam się przy nim swojego ciała. A przecież już kiedyś byłam z nim w podobnej sytuacji. Ale to było kiedyś, a dziś całkowicie nieoczekiwanie, tak po prostu musiałam się przed nim w połowie rozebrać. Znam swoje ciało doskonale, zdaję sobie sprawę z tego, że jestem atrakcyjna, ale to był dla mnie cios. Powróciło złe wspomnienie i do tego powiedział, że jestem piękna. Jakim cudem tak szybko doszło do czegoś takiego? Nie znamy się od wczoraj, ale 3 lata przerwy wystarczyło, by o nim zapomnieć. A teraz wraca, widzimy się drugi raz, a ja się przed nim rozbiera. Coś jest ze mną nie tak. Gdybym się tak mocno nie poparzyła, nigdy bym tego nie zrobiła. Muszę o tym zapomnieć, tak będzie najlepiej dla nas obojga. Ale niby jak mam zapomnieć o czymś takim?
   Podeszłam do umywalki i popatrzyłam w wiszące nad nią duże lustro. Dotknęłam palcami swojego wciąż czerwonego dekoltu i mimowolnie jęknęłam z bólu. Wciąż piecze jak cholera. Louis mi to schłodził, ale pomogło tylko częściowo. Na samą myśl o tym, że to on dotykał moich piersi przechodzą mnie dreszcze. To chyba cały czas będzie do mnie powracało. Po co ja tu dziś przychodziłam?
   Zrzuciłam swoje szpilki i odstawiłam je na bok. Zdjęłam z siebie spodnie oraz bieliznę i odłożyłam na półkę. Zdjęłam z nadgarstka czarną gumkę i związałam nią włosy w niechlujnego koka. Teraz już całkowicie naga, weszłam pod prysznic. Zamknęłam za sobą drzwi od kabiny i przykucnęłam, by sięgnąć po żel pod prysznic. Na moich ustach momentalnie pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłam ulubione zapachy. Jeden - niebieski lotos oraz drugi - masło orzechowe i cappuccino. Tylko po cholerę mu płyny dla kobiet? Raczej nie ma dziewczyny, jeśli patrząc na to, że miał przed oczami cały mój biust i jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało. Nie żebym była taka ciekawska, po prostu dziwi mnie to, że ma w swojej łazience damskie rzeczy i to wszystko.
   Odkręciłam ciepła wodę i oblałam się nią od szyi w dół. Nie zamierzam pokazywać się żadnemu z nich bez makijażu, dlatego nie będę myła twarzy. Szybko polałam swoje ciało płynem, rozprowadziłam go na skórze, a potem spłukałam. Nie potrzebowałam na to nawet 5 minut. A sam fakt, że skóra niesamowicie mnie piekła tylko przyspieszył mój prysznic.
   Wyszłam z kabiny, sięgnęłam na półkę po ręcznik i się nim owinęłam. Podeszłam ponownie do lustra, by sprawdzić stan mojej twarzy. Jestem wspaniała, nic się nie zmyło i o to chodziło. Wytarłam swoją skórę do sucha, a potem nałożyłam na siebie wcześniejszą bieliznę i spodnie oraz pożyczoną bluzkę. Szary, bawełniany t-shirt Louisa pasował na mnie idealnie.
   Założyłam na stopy szpilki i wyszłam z łazienki, zabierając ze sobą poplamioną bluzkę. Wychodząc, nieoczekiwanie zderzyłam się z szatynem. Całkiem mocno, by zrzucić to, co trzymał w rękach. Cały segregator poleciał w dół na moje nogi.
- O matko, przepraszam cię. — Schyliłam się, by pomóc mu pozbierać kartki, jednak on chyba najwyraźniej nie chciał mojej pomocy. — Wychodziłam, nie wiedziałam, że ty...
- Dobra, nic się nie stało — odpowiedział, nie podnosząc na mnie wzroku.
   Wzięłam do rąk jedną z kartek i z ciekawości zaczęłam czytać. 'Całkowity koszt realizacji projektu: 3 980 000 $. Zakończenie projektu: 25.08.2018. Projekt zostanie zaprezentowany 26.08.2018 na konferencji...'  
Ile on ma pieniędzy? Spojrzałam w górę, by przeczytać nazwę firmy, jednak on wyrwał mi kartkę z rąk.
- Nie powinnaś tego czytać — syknął.
- Ja chciałam tylko...
- Co chciałaś? — Podniósł się. Również wstałam i spostrzegłam, że znacznie nade mną przeważał. Jakim cudem, mimo swojego wysokiego wzrostu, jestem o tyle niższa od niego? To nierealne.
- Chciałam się dowiedzieć, gdzie pracujesz. To jest aż tak tajne?
- Tak. Mówiłem ci, że jest. Czego nie zrozumiałaś w tym, że to tajemnica służbowa, co?
- Dobra, przepraszam. Nie chciałam źle — wyjaśniłam.
- Wiem, ale lepiej, żebyś nie wiedziała, która firma jest moja.
- Okej, już rozumiem. — Podniosłam w górę ręce. — Nie będę już o to pytać.
- Co powiedziałaś?
- Że nie będę już o to pytać — powtórzyłam.
- Nie będziesz o to pytać? — zapytał po mnie ze śmiechem.
- Może...
- Wiedziałem. — Pokręcił głową ze śmiechem i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dzięki za udostępnienie mi łazienki.
- Do usług.
- A tak na marginesie, po co ci damskie płyny do kąpieli? — zapytałam ze śmiechem, a on w mig zamarł. — Co? Powiedziałam coś złego?
- Zapytałaś o to.
- Ja...
- Nie jestem takim kobieciarzem, za jakiego mnie uważasz. Nie mam na to czasu.
- Nie uważam tak...
- Jeśli kocham, to na serio. Zapamiętaj — wycedził.

Chyba lepiej było go o to nie pytać...


***

___________________
Rozdział w tygodniu? Jak widać - tak. Wróciłam po ponad dwóch tygodniach, jednak ostrzegałam, że nie uda mi się tak szybko wstawić rozdziału. Kolejny, mam nadzieję, że jeszcze pojawi się w tym miesiącu. Wciąż mam jeszcze dużo nauki i kolejny egzamin do bierzmowania, ale myślę, że w 2 tygodnie powinnam się wyrobić i coś tu wstawić.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i liczę na opinie ;)
/Perriele rebel