*Cassandra*
- Zrób sobie detoks od słodyczy na przynajmniej tydzień, co? -
wysunął propozycję Niall, a ja jęknęłam.
- Zabójca, po prostu – mruknęłam, biorąc spod ściany swoją
sportową torbę. - Dlaczego ty mi to robisz?
- Słuchaj, sama chciałaś schudnąć, to teraz mi nie kombinuj. Choć
i tak uważam, że jesteś już wystarczająco szczupła, więc nie
wiem, co ci się nie podoba w twojej figurze.
- Może ty mnie widzisz chudą, ale ja siebie jeszcze nie.
- Nie przesadzaj, dobra? Masz niezłe ciało, masz się czym
pochwalić.
- Czy ty mi coś sugerujesz? - Uniosłam brwi, a na usta wpłynął mi
uśmiech. - Uważasz, że mam niezłe ciało, tak?
- Przez tydzień nie jesz słodyczy, zrozumiano? - Zaśmiał się,
unikając odpowiedzi. - Zero.
- O Jezu... dobra – ponownie jęknęłam. - A co z sokami i owocami?
- To możesz. Chodzi mi o sztuczny cukier, wykorzystywany w
słodyczach.
- Rany... jesteś bardziej surowy niż byli moi nauczyciele w szkole.
- Jestem trenerem personalnym, taki mam być. Czego się spodziewałaś?
- Spodziewałam się, że bardziej skupisz się na ćwiczeniach, a nie
na mojej diecie. Mógłbyś być dla mnie bardziej wyrozumiały.
Wiesz doskonale o tym, że nie cierpię sportu, a przed treningami z
tobą nie ćwiczyłam co najmniej rok, jak nie więcej.
- Dlatego zaczynamy od przerwy od cukru. - Uśmiechnął się
złośliwie, gdy otworzyłam drzwi od siłowni. - Dasz radę.
- Kłóciłabym się o to. A co tu się stało? - zapytałam,
otwierając szerzej oczy, kiedy wyszłam na korytarz. Wokół stało
pełno tekturowych pudeł, ewidentnie po brzegi zapełnionych.
- Ale o co ci chodzi? - Zmarszczył czoło i wyszedł za mną z
siłowni. - A, to. Pewnie chłopaki poznosili już rzeczy Zayna z
góry – wyjaśnił, na co jeszcze szerzej otworzyłam oczy.
- Wy go wyrzucacie?
- No co ty. Wyprowadza się. - Popukał się w czoło, nie kryjąc
rozbawienia.
- Czyli, że zmieścił się w czasie, który dał mu Louis? -
Zaśmiałam się.
- Najwyraźniej. - Wzruszył ramionami.
- Przynajmniej zainwestował w coś pieniądze z gangu. A gdzie się
przeprowadza?
- Znalazł sobie jakąś rezydencję, gdzieś niedaleko. Właściwie,
to chyba nawet jest to samo osiedle. Zamieszka ze swoją dziewczyną.
- Pewnie Louis się cieszy, że chociaż jego się pozbędzie, co? -
Ponownie się roześmiałam.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo.
- A ty? - Kiwnęłam do niego głową.
- Co ja? Czy się cieszę?
- Nie. Kiedy ty się wyprowadzasz?
- A mi się nigdzie nie spieszy, dobrze mi tu. - Uśmiechnął się.
- Nie boisz się, że tobie też Louis postawi ultimatum czasowe?
- Dlaczego miałbym się bać? Jemu to na rękę, trenuję go w domu.
Tak to ktoś z nas dwojga musiałby dojeżdżać. Jestem bezpieczny.
Tak samo jak Liam, bo jest lekarzem, więc jemu, tak jak i innym,
jest potrzebny często tu na miejscu. I jeszcze Josh.
- To Josh jest lekarzem? - zadziwiłam się odrobinę.
- Kończy studia. To dobrze, bo czasem Liam tu sam nie wyrabia, jeśli
coś się nam stało na akcji. Raz w ogóle nie było go, więc
potrzebujemy takiej rezerwy.
- Boże, jeszcze o tylu osobach w tym domu nie wiem prawie nic, a
jestem w gangu. - Odetchnęłam głęboko. - Muszę się podszkolić.
- Powoli wszystkich dobrze poznasz. Przecież z częścią widujesz
się rzadko, jak się domyślam.
- Yhm... dobra, idę po Maddie. - Potrząsnęłam głową i zaraz po
tym, jak blondyn przytaknął, ruszyłam wzdłuż korytarza.
Jak na starszą siostrę przystało, w końcu spełniłam prośbę
Maddie i zabrałam tu ją, do Louisa, żeby mogła z nim pograć na
pianinie. No i po ustaleniach tego z mężczyzną, padło na dziś.
Wtorek, wieczór, kiedy ja w między czasie mam trening z Niallem.
Mimo, że jest środek tygodnia, mama jej na to pozwoliła, ale tylko
dlatego, że wie, że mi jest trudno znaleźć czas w weekend.
Wyjaśniłam jej też, że Louis również jest zapracowany, więc
dziś po prostu najbardziej nam odpowiadało. A Maddie wręcz nas o
to błagała. Chyba go polubiła. I to bardzo. Nie mam nic przeciwko
temu. Tylko, że ona chyba wciąż myśli, że on zastąpi Nicka...
Zatrzymałam się za ścianą, przed wejściem do salonu,
powstrzymując się przed kolejnym krokiem. Usłyszałam nie tylko
grę fortepianu, ale też śpiew. I nie był to śpiew Maddie, a
jakiegoś mężczyzny. Stanęłam za rogiem, tak, aby mnie nie
zauważyli, ale żebym ja też coś dostrzegła. Gdy wyjrzałam zza
ściany, zobaczyłam pełny obrazek. To był śpiew Louisa...
Nigdy wcześniej nie słyszałam, jak śpiewa. Nie robił tego przy
mnie i nawet na to się nie zgadzał. A teraz... miałam
prawdopodobnie jedyną szansę na to, by wsłuchać się w jego
prześliczny głos. Nie podejrzewałam, że może tak dobrze śpiewać.
Jak profesjonalista.
Wpatrywałam się w jego poruszające się po klawiaturze palce, choć
widziałam tylko fragment. I z zapartym tchem przyglądałam mu się
i wsłuchiwałam w jego magiczny głos:
'Tell them I was happy, / Powiedz im, że byłem szczęśliwy,
And my heart is broken, / A moje serce jest złamane,
All my scars are open. / Wszystkie moje blizny są otwarte.
Tell them what I hoped would be impossible, / Powiedz im, jaką
mam nadzieję, że to będzie niemożliwe,
impossible! / niemożliwe!
Impossible, / Niemożliwe,
impossible! / niemożliwe!
Falling out of love is hard, / Odkochanie się jest trudne,
Falling for...' * / Zerwanie przez... *
- To widzimy się w czwartek, Cassandra – usłyszałam gdzieś za
plecami i aż podskoczyłam jak oparzona.
W tej samej chwili Louis przestał śpiewać i grać, i spojrzał za
siebie na mnie. A jedyne, na co ja się zdałam to niezręczny
uśmiech.
- Słyszysz mnie? - Niall stanął obok mnie z miną, wyrażającą
niezrozumienie. - A ty czego przestałeś śpiewać, stary? - wrócił
się teraz do szatyna, który tylko powstrzymywał się przed
uśmiechem.
Blondyn z powrotem popatrzył na mnie, a ja posłałam mu spojrzenie
mające mówić choć odrobinę ironicznie: 'Dzięki, Niall'. I chyba
dotarło do niego, co zrobił, kiedy zobaczył, że Louis cały czas
się we mnie wpatruje.
- Aaa... dobra. Chodź, Maddie. - Ruszył w kierunku mojej siostry,
wyciągając ku niej rękę. - Mamy w kuchni jakieś lody.
- Lody! - pisnęła uradowana, zerwała się z miejsca i wraz z
Niallem znikła we wcześniej wymienionym pomieszczeniu. A ja
oczywiście zostałam sam na sam z Louisem. Skończyło się tak,
jak na tych wszystkich filmach. I to dosłownie. Specjalnie nas tu
zostawił samych. A myślałam, że może jeszcze umknę przed
wyjaśnieniami. No cóż...
- Chyba cię nakryłem – powiedział, kiedy się do niego zbliżyłam.
- Chyba tak – odpowiedziałam odrobinę ciszej, przekładając jedną
nogę przez siedzenie, tak, że siedziałam prostopadle do chłopaka.
- Nieładnie tak podsłuchiwać. - Pacnął mnie w nos jak dziecko, na
co krótko się zaśmiałam.
- Pięknie śpiewasz, wiesz? - zapytałam z uśmiechem, patrząc mu w
oczy.
- Dyskutowałbym o tym.
- Naprawdę. Śpiewasz jak gwiazda, masz talent. Dlaczego nie chciałeś
przy mnie śpiewać? Gdyby nie to, że całkiem przypadkowo
nadeszłam i stanęłam z tyłu, to pewnie nadal nie miałabym
szansy usłyszeć – mówiłam łagodnie, ale jednocześnie
energicznie.
- Dlaczego miałbym ci uwierzyć? Nie miałaś nigdy tego usłyszeć,
prawie nikt nie słyszał. Ukrywam raczej to przed tym całym
pojebanym światem.
- Ale mi się naprawdę podobało. Mogę powtarzać to do znudzenia,
ale zdania nie zmienię. Po prostu, to jak śpiewałeś...
oczarowało mnie. Obiecaj mi, że będziesz dla mnie śpiewał.
- Co takiego? - Zaśmiał się, a w jego oczach rozbłysły iskierki.
- Mowy nie ma. Zwariowałaś. Chyba masz gorączkę.
- Przestań. Wiem, co słyszałam. Proszę, jesteś w stanie coś mi
zaśpiewać, jeśli zechcę znów cię posłuchać? - zapytałam, kładąc trochę nieświadomie rękę na jego dłoń.
- Muszę to bardzo poważnie przemyśleć. - Uśmiechnął się
szeroko.
- A nad czym tu myśleć? Żadna osoba, którą znam, nie śpiewa tak
dobrze jak ty, jak to, co słyszałam przed chwilą.
- A Maddie? - Uniósł brew, a ja szturchnęłam go w ramię i oboje
się zaśmialiśmy.
- Chodziło mi o dorosłych ludzi – sprecyzowałam.
- Pewnie.
- Poza tym... Masz dobry kontakt z moją siostrą. Biorąc pod uwagę
to, że spotkaliście się jedynie kilka razy, to nawet bardzo
dobry. To niezwykłe, jak... ona traktuje cię jak najlepszego
przyjaciela. Nie myślałam, że tak cię polubi.
- To niesamowita istotka. Fajnie jest spędzić trochę czasu z
dzieciakami. Miło i szybko mi mija czas przy niej. Ale... z jej
siostrą jest tak samo – powiedział ciszej ostatnie zdanie. -
Jesteś niezwykła. - Ścisnął moją dłoń, nieustannie patrząc
mi w oczy.
- Tak? - szepnęłam. - Niezwykła?
- Jesteś taką moją gwiazdką z nieba, czymś magicznym dla mnie.
- Magicznym? - Mimowolnie zbliżyłam się do niego.
- Rozświetlasz mój dzień i uwielbiam się z tobą droczyć.
- I? - Zbliżyłam się jeszcze bardziej, tak, że czułam uderzające
od niego gorąco.
- I szaleję za tobą.
- I?
- I nie mogę przestać. Szaleję i szaleję, i wkręcam się bardziej
– wyszeptał tuż przy moich ustach. Schylił się lekko i
delikatnie dotknął swoimi wargami moich. Rozeszło się po mnie
przyjemne ciepło. Nasze usta powoli próbowały się złączyć,
ale co zamierzone, nie miało nadejść.
- O, fuj! Niall, oni się całują! - usłyszałam krzyk Maddie gdzieś
z tyłu i oboje się od siebie odsunęliśmy. Ale tylko trochę.
Tylko odrobinę. Tylko na kilka centymetrów.
Obydwoje się zaśmialiśmy. Kątem oka zauważyłam, że moja
siostra znowu znikła w kuchni i nie byłam zmuszona do tego, żeby
odsunąć się od szatyna jeszcze bardziej.
- Wiesz... bardzo cię lubię. Tak... lubię, lubię – powiedziałam
cicho, nie kryjąc szerokiego uśmiechu. Przeniosłam wzrok z jego
ust i spojrzałam głęboko w oczy.
- Ja ciebie też lubię, lubię... - Odwzajemnił uśmiech, wpatrując
się we mnie odrobinę z góry.
Lubię go... tak... lubię, lubię...
I on też mnie lubi, lubi...
***
- Bardzo dziękuję – powiedziałam w kierunku kelnera, który
postawił przede mną talerz z jedzeniem, wcześniej przeze mnie
zamówionym. Oczywiście, dostałam, jak zwykle zresztą, jako
ostatnia obiad z naszej trójki. Nie wiem, jak to się dzieje, że
to zawsze pada na mnie.
- Smacznego – odpowiedział i odszedł do innego stolika, przyjąć
zamówienie, a ja zabrałam się za spożywanie pieczeni.
- No, to najważniejsze, ustaliliście już datę? - zapytałam Kelly
i Tristana, biorąc pierwszego gryza.
Jest mój ukochany piątek i dlatego, że oboje z Tristanem nie mamy
dziś dużo pracy, Kelly zdołała wyciągnąć nas na przerwę na
obiad. I szczerze, to nawet jestem jej za to ogromnie wdzięczna, bo
nie jadłam dziś prawie śniadania i od kilku godzin burczało mi w
brzuchu. Pewnie samej nie chciałoby mi się tu przyjść i
siedziałabym w tej firmie. Tak to przynajmniej pogadamy, a w biurze
skończyłoby się na tym, że robię papiery, których nie muszę
wypełniać od razu, a dopiero za kilka dni.
Teraz mamy okazję chociaż porozmawiać o tym ślubie i weselu,
które nadchodzi. Jako druhna, muszę być na bieżąco, a czuję,
że raczej jestem w tyle i o niczym, co zdążyli ustalić, jeszcze
nawet mi nie powiedzieli. Wszystko oczywiście dlatego, że
niecodziennie mamy szansę pogadać na spokojnie i czasem są takie
dni, kiedy nawet Tristana nie widzę, bo oboje nie wychodzimy ze
swoich gabinetów. Autentycznie, Kelly ostatnio widziałam prawie
tydzień temu, w sobotę, kiedy podrzuciła mi moje rzeczy, a u mnie
był wtedy Louis. I na tym skończyłyby się nasze spotkania.
Ja naprawdę nie wiem, jakim cudem mam tak niewiele czasu. Nie mam
chłopaka, więc powinnam mieć go więcej, w firmie to ja rządzę,
więc teoretycznie mogłoby mnie tam nie być, a w domu i tak jestem
sama. To o co chodzi? O to, że obiecałam Tristanowi, że więcej
czasu będę poświęcać firmie i zainteresuję się nią bardziej,
i robię to, wbrew pozorom. O to, że mam w tygodniu z 3 treningi z
Niallem i nie mam wolnych kilku wieczorów. O to, że obiecałam sama
sobie, że będę więcej czasu spędzać z rodziną i przynajmniej
raz w tygodniu się z nimi spotykam. O to, że sprawa z Louisem na
razie wygląda na trochę skomplikowaną i, jak na ironię, spędzam
z nim dużo czasu, na co pewnie bym się nie zgodziła, gdyby nie to,
że po prostu się w nim zakochałam. Robię to, by się do niego
zbliżyć. Robię to, bo przy nim czuję się szczęśliwa. I robię
to, mając jakiekolwiek nadzieje na cokolwiek z nim związanego. I
łącząc to wszystko, wychodzi na to, że cały dzień mam
zapełniony, wracam do domu tylko, żeby się przespać i coś zjeść.
O ile w ogóle wracam na noc, bo czasem śpię u mamy i rodzeństwa.
I ja niby jestem sama? Singielka też może mieć niezwykle
intensywne życie. Dowiedzione na moim przykładzie. Chyba przydałoby
się niedługo odpocząć. Może tak dzień wolnego i dzień w łóżku
z Netflixem? Wszystko jest, jak na razie, do zrobienia. Już niedługo
sobie poleniuchujesz, Cassandra. Już niedługo wolna niedziela i tym
razem zostaniesz w domu. Musisz.
- Jeszcze nie ustaliliśmy, ale... myślę, że zorganizujemy wszystko
latem albo późną wiosną – odpowiedziała Kelly, biorąc do rąk
szklankę z sokiem.
- No, to, skarbie... w porę mi o tym mówisz. - Tristan uniósł
brwi, podnosząc wzrok znad swojego talerza.
- Ale o co ci chodzi? - zapytała go, marszcząc czoło.
- Rozumiesz to, że chcesz zorganizować ślub za jakieś pół roku?
Jeśli naprawdę zależy ci, by to było latem, to proponuję
pojechać jak najszybciej do kościoła i sprawdzić,czy jest wolny
termin. Nie przemyślałaś chyba czegoś.
- Yhm, Tristan dobrze mówi. O tej porze może nie być już wolnych
miejsc – wtrąciłam się, przerywając jedzenie. - Nawet jeśli
to miałoby być za pół roku, nie wy jedni chcecie brać ślub. A
zaproszenia też trzeba rozesłać stosunkowo wcześnie. Jeśli
znajdziecie wolny termin, to będziecie mieć szczęście.
- Boże, no to, co mamy zrobić, Tris? - jęknęła zawiedziona,
przybierając zasmuconą minę. - Nie chcę czekać kolejnego roku.
- Dlatego najlepiej byłoby pojechać do kościoła jeszcze dziś –
odparł, a wtedy Kelly popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem,
przez co od razu zmuszona byłam wstrzymać się z jedzeniem.
- Dobrze, niech ci już będzie. Tristan, masz wolne do końca dnia –
westchnęłam.
- Jejku, jesteś wielka, dzięki – odpowiedziała za niego
blondynka, a on tylko uniósł wzrok znad talerza. Wyglądał na
zdezorientowanego.
- Czyli mam rozumieć, że jak Kelly poprosi, to ja mam wolne? Tylko,
jak ona cię poprosi? - Uniósł jedną z brwi.
- Gdybyś ty poprosił, to też bym ci dała. No, może jakbyś dał
mi jeszcze w dodatku jakąś czekoladę czy coś. - Wzruszyłam
ramionami.
- Aha, a czy ty przypadkiem nie miałaś mieć jakiegoś detoksu od
słodyczy? Jeszcze pół godziny temu nam o tym mówiłaś –
przypomniał mi, na co ja przyłożyłam palec wskazujący do ust, w
celu ucieszenia go.
- Wy nic nie widzieliście i nic nie słyszeliście. Poza tym, to jak
na razie jedynie tydzień. I liczę na to, że Niall mi tego nie
przedłuży o kolejne 7 dni – powiedziałam z nadzieją. W tej
samej chwili na stoliku obok mnie rozdzwonił się mój telefon. -
O, patrzcie. O wilku mowa. - Uśmiechnęłam się, spoglądając na
ekran, na którym rozbłysło nazwisko blondyna. - Cześć, Niall.
Co tam ode mnie chcesz?
- Wpadniesz dziś, co?
- Ale, przepraszam, po co? Chyba nie chcesz dziś robić mi treningu,
prawda? Wczoraj u ciebie byłam. Chociaż dzień przerwy mi się
należy.
- O matko, spokojnie. - Zaśmiał się. - Nie bój się, nie dzwonię
z treningiem.
- No, to czego ode mnie chcesz? - Zmarszczyłam brwi, trochę zbita z
tropu.
- Zostawiłaś wczoraj bluzę, więc dlatego dzwonię.
- Zabiorę ją na kolejnym treningu. Mam jeszcze kilka bluz, nie
musiałeś robić z tego sprawy.
- A ja myślę, że jednak ci się przyda – powiedział nagle
poważniej.
- A skąd ty możesz wiedzieć, czy mi się przyda?
- Oj, Boże. Czy ty nie możesz po prostu po nią przyjechać?
- Jezu, jak tak bardzo ci ona przeszkadza, to przyjadę za godzinę.
- Nie! - krzyknął niespodziewanie, a wtedy to już w ogóle nie
wiedziałam, o co mu chodzi.
- Dlaczego?
- Bo nie ma mnie teraz w domu, a nie przekazałem jej chłopakom, żeby
ci dali – wyjaśnił mi bardzo płynnie, ale coś mi nie grało. -
W ogóle, to sam bym ci ją przywiózł, ale nie mam jak.
- Okej... Niall?
- Tak?
- Powiedz mi, co przede mną ukrywasz?
- Dlaczego miałbym coś ukrywać?
- Bo gadasz do mnie w dziwny sposób. Raz głośno, raz cicho, raz...
- Mam niezły młyn w zakładzie. A to i tak jedyna wolna chwila,
którą znalazłem, żeby zadzwonić. A ty myślałaś, że co?
- Jeszcze nic nie myślałam. Dobra, to o której mogę wpaść?
- W sumie, będę dopiero koło dziewiętnastej, wcześniej się nie
wyrwę.
- Niech ci będzie, już się poświęcę.
- Tylko że to będzie w czasie imprezy.
- O, jeszcze lepiej – wymamrotałam. - Dobra, wpadnę tylko na chwilę
i się zmyję.
- To nie zostaniesz na zabawę? - trochę się zdziwił.
- Niall, uwierz, ale nie mam chyba dziś ochoty na alkohol.
- Nikt nie każe ci pić. Poza tym, Zayn się wyprowadza, to ostatnia
jego impreza w domu, w którym mieszka. Potem tak często może go
nie być.
- Boże, nie wiem. Zobaczę, może zostanę – westchnęłam.
- Oj, musisz to dobrze przemyśleć. Ominie cię impreza.
- I tak za 2 tygodnie będzie kolejna. Za wiele nie stracę.
- Jak chcesz, nie zmuszam cię.
- Ach, tak? A na bluzie to jednak bardzo ci zależało, żebym
przyjechała, prawda? - Parsknęłam śmiechem.
- Zobaczysz, że ci się jeszcze przyda. Nie pożałujesz, jak
przyjedziesz.
- To znaczy?
- Nie wyciągniesz ode mnie już żadnej informacji, nie ma mowy.
- Gdybyś za dużo nie gadał, to tak bardzo by mnie to nie ciekawiło.
Będę po dziewiętnastej. To tyle czy coś jeszcze masz mi do
powiedzenia?
- Wszyściutko. To do zobaczenia wieczorem.
- Pa, Horan – mruknęłam, rozłączając się.
- Gdzie znowu każą ci jechać? - zapytał Tristan, przeżuwając
jedzenie.
- Męczą mnie. Jak zwykle. Jestem dla nich za dobra.
- Ale mi wolnego byś nie dała – mruknął.
- Za słodycze – tak. - Uśmiechnęłam się złośliwie.
***
Wygląda na to, że zabawa trwa w najlepsze. Wszędzie leją się
litry alkoholu, a muzyka dudni w moich uszach. Mimo tego, że jest
dopiero po dwudziestej, większość wygląda już na nieźle
wstawioną. I tak, wiem o tym, że miałam pojawić się jakąś
godzinę temu, ale nic innego jak firma, zatrzymać mnie nie mogło.
Tym razem spóźnienie to nie moja wina, na ogół jestem na czas.
Gdyby nie to, że Tristan mnie podwiózł, byłabym jeszcze później.
Przeciskam się przez dziesiątki, a może i setki spoconych już
doszczętnie ciał, od których czuć było nie tylko odór tych
mocniejszych trunków, ale też woń dymu papierosowego, który
unosił się w całym salonie oraz prawdopodobnie czegoś w rodzaju
skrętów, czego właściwie można byłoby się spodziewać na
takiej imprezie. Przecież nie robi jej byle kto.
Tylko, jak to możliwe, że większość ludzi tutaj jest w takim
stanie o tak wczesnej godzinie? Nawet chłopaki z gangu się nie
nudzili i poszli w tango chyba z każdą możliwą używką, jaką
mają tu dostępną, prócz potencjalnych narkotyków dożylnych,
oczywiście.
Widzę, że impreza pożegnalna Zayna nieźle się rozkręciła, co
pewnie doprowadzi do tego, że nie potrwa zbyt długo, bo połowa
wyłamie się przed północą i padnie gdzieś nieprzytomna. Jak
dobrze, że ja dopiero przyjechałam i przynajmniej nie piłam i nic
nie brałam, bo pewnie skończyłabym jak pozostali. Tylko, czy ja
aby na pewno mam ochotę dziś zostawać na tej imprezie? Może
poszłabym tylko po tą bluzę i od razu wyszła? Dobra, nie
oszukujmy się. Wszyscy wiemy, że chłopaki mnie wkręcą w tą całą
balangę i wrócę do domu rano. Może to jednak nie byłoby takie
złe zostać i trochę się zabawić po tych wszystkich trudnych
dniach? Przecież nie muszę pić alkoholu.
Ale w tej chwili priorytetem jest Niall i moja bluza. Znalezienie go
w tym tłumie może być odrobinę trudne, bo nie mam pojęcia, gdzie
on aktualnie jest, ale nie znaczy, że niewykonalne. Jedynym,
najprostszym sposobem, byłoby po prostu poszukać go w innych
pomieszczeniach i wyjść z tego salonu. I chyba właśnie tak
zrobię. O ile jeszcze na mnie czeka i nie upił się, tak jak
reszta, bo mógł już pomyśleć, że jednak nie przyjadę. I wcale
nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Obiecałam, że będę
przecież o dziewiętnastej i nie dotrzymałam słowa.
Minęłam jakąś dziewczynę w kusej sukience, wchodzącą na stół,
a za chwilę potknęłam się o leżącą na podłodze pustą butelkę
po wódce i zapewne od razu wybiłabym sobie przednie zęby, gdyby
nie to, że wpadłam na czyjeś plecy, dzięki czemu nie padłam
jak długa. Nieznana mi osoba odwróciła się w moją stronę, kiedy
obiłam się o jej barki. Gdy się wyprostowałam, zgarniając włosy
z twarzy, poczułam, jak wypuszcza dym papierosowy prosto w moje
oczy. Uniosłam wzrok i zobaczyłam przed sobą nieźle wstawionego
młodego chłopaka, w skórzanej kurtce, którego źrenice
rozszerzone były do granic możliwości.
Natychmiast pożałowałam tego, że dziś się tu pojawiłam, bo
najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty konfrontować się z
kimś takim jak on. Dlaczego padło na mnie? Nie chodzi o to, że
mogłabym się bać, bo wygląda na młodszego ode mnie i z łatwością
bym go unieruchomiła, ale dziś po prostu nie chce mi się nawet
zadawać z takimi osobami. Zbyt dużo miałam namolnych klientów w
firmie i nie potrzebuję dodatkowej takiej osoby.
- Kolejna niewiasta spadła mi z nieba... - wymamrotał ledwie
zrozumiale. - Dziewczyny mkną do mnie jak...
- Nie zadaję się z ćpunami – przerwałam mu i chciałam odejść,
ale ten złapał za mój nadgarstek, uniemożliwiając mi
jakikolwiek dalszy ruch. Czy, aby przypadkiem, ten dzieciak się nie
zagalopował?
- Było powiedzieć, że chcesz trochę zioła. Podzielę się, jeśli
już tak bardzo chcesz. - Uśmiechnął się dość złośliwie, ale
jemu chyba raczej chodziło o to, by złapać mnie w swoje sidła.
- Posłuchaj mnie uważnie, okej? - Zbliżyłam się do niego o krok,
przybierając poważniejszą minę. - Jedno moje słowo, a
organizator tej imprezy wypieprzy cię za drzwi. Puszczaj mnie albo
będzie nie za fajnie, jeśli powiem twojej matce i ojcu, że
ich nieletni syn panoszy się w miejscu, do którego wstępu
powinien nie mieć. A uwierz, że znajdę ich, sama albo z pomocą
tych, którzy cię tu wpuścili – wycedziłam przez zęby,
zaczynając się coraz bardziej irytować tym człowiekiem.
- Dobra, już spokojnie. - Puścił moją
rękę, a kiedy odchodziłam, usłyszałam jeszcze, jak mamrocze: -
Tyle szumu o jednego skręta, rany.
Przewróciłam oczami i próbowałam wyjść z tłumu, i przejść na
drugi koniec salonu, ale ponownie zostałam pociągnięta za rękę.
Boże, co tym razem? Czego oni wszyscy ode mnie chcą?
- Co tak słabo dziś, Miller? - usłyszałam głos Harry'ego, który
ciągnął mnie w jakimś innym kierunku. - Masz i się baw. -
Usiłował wcisnąć mi do rąk plastikowy kubek z alkoholem, na co
głęboko odetchnęłam. Zwariuję. - No, bierz.
- Harry, przepraszam cię bardzo, ale ja dziś nie piję, okej?
- No jak nie pijesz? Trzeba należycie pożegnać Zayna.
- Uważaj, żeby ciebie Tomlinson przedwcześnie nie wyrzucił z domu
– zauważyłam, a ten uważnie mi się przyjrzał. Najwyraźniej
dotarł do niego sens wypowiedzianych przeze mnie słów. - Nie piję
– powtórzyłam.
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami i sam wypił całą zawartość
kubka, który za chwilę wyrzucił za siebie. - Ale jak ci się
odmieni, to bierz.
- Nie odmieni. Widziałeś Nialla? - zapytałam, przekrzykując
muzykę.
- Horana? Nie wiem – jęknął. - Był gdzieś ostatnio na dole,
chyba.
- Bardzo mi pomogłeś. - Popatrzyłam na niego kpiąco i pokręciłam
głową. - Nieważne, poradzę sobie. - Westchnęłam i odeszłam w
kierunku korytarza.
O dziwo, tłum w tym miejscu nawet trochę się przerzedził, więc
mogłam z łatwością przejść. Prawie połowa znikła na dworze,
jak można by się domyślić. Nie dziwię im się w ogóle, bo jest
strasznie duszno przez nadmiar ludzi w tym domu.
- Jezu, nareszcie cię znalazłam! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam
na horyzoncie Nialla. Odwrócił się w moim kierunku i dopiero po
chwili, gdy mnie zauważył, podszedł do mnie. - Cześć.
- Hej, miałaś być godzinę temu. - Zmarszczył brwi.
- W firmie mi się przedłużyło. Przyjechałam tylko dlatego, że
nie wiedzieć czemu, tak bardzo zależało ci, żebym odzyskała
swoją bluzę. Więc już możesz mi ją dać.
- Nie mam jej.
- Co takiego? Ty sobie robisz żarty w tej chwili? Przyjechałam tu
tylko po to, żeby dowiedzieć się, że tak naprawdę nic nie
zostawiłam, a ty chciałeś jedynie ściągnąć mnie na imprezę?
Trzeba było od razu powiedzieć, o co ci chodzi.
- Cassandra, wyluzuj, okej? - Zaśmiał się. - Dałem ją Louisowi.
Myślałem, że dziś już się jednak nie pojawisz, więc on by ci
ją jutro oddał, bo i tak miał po coś do ciebie wpaść. A
jeślibyś się dziś pojawiła, jak właśnie to uczyniłaś, to
tak czy inaczej, on miał ci ją przekazać, bo ja miałem iść już
popić z chłopakami – wytłumaczył trochę przydługo, przez co
otworzyłam szerzej oczy. - Dobra, ułatwię ci to. Jeszcze 15 minut
temu był na strzelnicy, idź na tamten korytarz – westchnął.
- Nie można było tak od razu? - zapytałam, przewracając oczami.
- Cassandra. - Zatrzymał mnie, kiedy już chciałam odejść, więc
na niego spojrzałam. Podejrzliwie się uśmiechał. - Baw się
dobrze. Pewnie zobaczymy się dopiero rano – powiedział dość
tajemniczo, przez co zmarszczyłam czoło.
- Dzięki? - odpowiedziałam powoli, ale brzmiało to bardziej jak
pytanie. - Ale nie powiedziałam, że zostaję na imprezie –
przypomniałam mu.
- Taaa, w każdym razie, baw się – powtórzył i zostawił mnie,
odchodząc w inną stronę.
Nie bardzo zrozumiałam, o co chodziło mu z tym, żebym dobrze się
bawiła. Powinnam się jednak bać?
Ruszyłam w kierunku korytarza, prowadzącego w ostateczności na
strzelnicę. Napotkałam jeszcze trochę ludzi, ale dopiero po chwili
zauważyłam za kilkoma z nich twarz osoby, której poszukuję.
- Louis! - krzyknęłam w jego kierunku, a on odwrócił głowę i
odnalazł mój wzrok. Wyminęłam kilka osób i ruszyłam ku niemu.
- Słyszałam, że coś mojego jest u ciebie – powiedziałam,
kiedy w szybkim tempie zbliżał się do mnie.
- Nawet nie masz pojęcia, jak długo powstrzymywałem w sobie chęć
zrobienia tego – odpowiedział z przyspieszonym oddechem.
Nim zdążyłam zapytać, o co mu chodzi, zostałam przyciśnięta do
ściany, a jego usta natychmiast wbiły się w moje i poruszały się
tak energicznie, jak od nikogo wcześniej jeszcze tego nie
doświadczyłam. Jego jedna dłoń spoczywała na moim biodrze, a
drugą trzymał w moich włosach. Całował mnie tak zachłannie i
tak długo, że musiałam się od niego oderwać, by zaczerpnąć
choć odrobiny powietrza.
Przyłożyłam dłoń do jego policzka i popatrzyłam w oczy, które
wpatrywały się we mnie. Z błękitnych zrobiły się aż czarne, zamglone, jakby to
pożądanie wzięło nad nim górę. Oddychał szybko, a jedyne, co
ja byłam w stanie zrobić, i czego teraz zapragnęłam już
bezwarunkowo, to przylegnięcie ustami do niego po raz kolejny.
Zdecydowanie to podniecenie mną zawładnęło i już nie mogłam
przestać. Chciałam więcej i więcej, i nie myślałam o tym, że
potem mogę tego żałować. Było tu i teraz. I jeszcze nigdy
wcześniej serce nie biło mi tak mocno jak w tej chwili. To on to ze
mną zrobił.
- Louis... - wydyszałam pomiędzy pocałunkami, a on za chwilę
przeniósł się z nimi na moją żuchwę, szyję i dekolt.
- Jedno twoje słowo, a przestanę – powiedział, opierając swoje
czoło o moje.
Bardzo starałam się skupić na tym, co mówi, ale jego oczy i usta
skutecznie mnie od tego odciągały. Pokręciłam jedynie przecząco
głową, pragnąc, by wrócił do poprzednich czynności.
- W takim razie nie odpowiem – wydyszałam, a on nieoczekiwanie
podniósł mnie za uda i oplótł je wokół swoich bioder,
zbliżając się do mnie jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle
możliwe. I wrócił do tego wszystkiego, i znowu poczułam emocje
nie z tego świata.
Szalałam z podniecenia, z pożądania, pod wpływem jego dotyku... I
dziś nie było już żadnych granic. Dziś nie ma i nie będzie
żądnych granic, bo wiem, do czego to zmierza. Tylko on i ja.
- Nie przestawaj – jęknęłam, kiedy znalazł się na mojej szyi.
- Chodź na górę – wysapał prosto w moje usta. Czułam nie tylko
zapach mięty, ale również woń papierosów. Ale przy tym, co się
działo teraz, papierosy nie kusiły nawet w najmniejszym stopniu.
Kiedy przytaknęłam, postawił mnie na ziemi, złapał za dłoń i
pociągnął za sobą w stronę schodów. Minęliśmy całą imprezę,
a na schodach poczułam, że staje się coraz bardziej niecierpliwy,
więc się zatrzymałam.
- Poczekaj – poprosiłam i zdjęłam z obu nóg szpilki, które
zaraz wzięłam do rąk. Z powrotem chwyciłam za dłoń szatyna i
teraz już wręcz biegliśmy.
Wpadliśmy do jego sypialni, a on natychmiast po zamknięciu drzwi,
przycisnął mnie do nich, błądząc dłońmi po całym moim ciele.
Szpilki trzymane w mojej ręce spadły gdzieś na podłogę, ale mnie
interesował tylko on. Było mi gorąco, cała byłam już mokra i
poczułam drobną ulgę, gdy Louis zdjął z moich ramion ramoneskę.
Pociągnęłam go za kołnierz, by znalazł się bliżej mnie i
zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Nim udało mi się to zrobić do końca, on zdążył zdjąć ze mnie koszulkę na
ramiączkach, pozostawiając mnie w jeansach i biustonoszu.
Nieoczekiwanie wziął mnie na ręce i przeniósł na łóżko, gdzie
szybko pozbył się nie tylko swoich ubrań, ale i moich spodni, i
zaczął scałowywać każdy najmniejszy skrawek mojej skóry.
Reszta nocy... była intensywna, pełna uczuć. To było uczucie...
Wiedziałam, jak mnie traktuje, nie robił tego tylko, by się
zabawić. Ufałam, że nie próbuje mnie jedynie przelecieć.
Cała noc to były chwile, których żadne z nas nie pragnęło
kończyć. Nie wiedziałam, że mogę chcieć czegoś tak bardzo, że
nie potrafię przerwać. W końcu przerwaliśmy, ale nie szybko.
Przerwaliśmy, bo oboje padliśmy ze zmęczenia.
Zasnęłam wtulona w jego rozgrzane, nagie ciało, ściskające mnie
wokół żelaznym uściskiem. Jego oddech powoli zwalniał i owiewał
mi twarz, a mój odbijał się od skóry na jego torsie.
To było coś, czego nie mogę zapomnieć. Nie zapomnę. To było
coś, w czym oboje się zatraciliśmy. To było coś, czego
potrzebowałam. I to było coś, co dało mi nadzieję. Nadzieję, że
on odwdzięcza moje uczucie do niego...
***
Przebudziłam się niechętnie, czując ciepło na swojej twarzy.
Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam wpadające przez okno
strumienie słońca. Mruknęłam z niezadowolenia, bo świeciły mi
prosto w oczy, przez co z powrotem musiałam je zamknąć. Miałam
ochotę zasnąć jeszcze na chwilę, ale poczułam na brzuchu ciężar,
oplatający mnie wokół talii i gorący oddech owiewający moją
szyję. Ponownie otworzyłam oczy i kiedy spojrzałam w dół,
zauważyłam, że nie tylko okryta jestem jedynie ciemną pościelą,
ale poczułam też, że jestem pod nią w zupełności naga oraz, że
na moim brzuchu była czyjaś ręka, o czym zdałam sobie sprawę
dopiero, gdy jej dotknęłam.
Z trudem przekręciłam się na drugi bok i wtedy zorientowałam się,
że obok leżał Louis, również prawdopodobnie przykryty tylko
kołdrą, pod którą nie miał pewnie nic, tak jak ja, a jego włosy
rozczochrane były we wszystkie strony. Wymruczał coś pod nosem i
otworzył oczy, napotykając mój wzrok.
Wspomnienia tego, co się stało poprzedniej nocy, powróciły do
mnie z zawrotną szybkością. Tylko ja nie miałam nawet pojęcia,
czy powinnam tego żałować, czy raczej się cieszyć. Nie
wiedziałam, co było rozsądniejsze. Na obecną chwilę nie miałam
pojęcia, na czym dokładnie stoję. Wiem jedynie, że podobało mi
się, a każda kolejna sekunda patrzenia w jego oczy, odciągała
mnie od tego, by żałować. Ale co było rozsądne – wciąż nie
wiedziałam.
To serce mną kierowało, a nie rozum. A to serce po cichu mówiło
mi: 'Rany, dziewczyno! Przespałaś się z obiektem swoich
westchnień. Powinnaś teraz skakać z radości!' Ale to, czy
mogłabym skakać, będzie zależeć od tego, co od niego usłyszę w
tej sprawie. Obecnie, można powiedzieć, że ja nie mam nic do
powiedzenia w tej kwestii. I tak czy inaczej, obawiam się tego, co
od niego mogę usłyszeć. Cokolwiek to by było, boję się. Chyba
wolałabym w dalszym ciągu spać i nie być świadoma tego, co mnie
czeka.
- Myślałem, że wciąż śpisz – wymruczał jeszcze zaspany,
delikatnie się uśmiechając.
Poczułam, jak porusza ręką po moim brzuchu i mimowolnie przeszedł
po moim ciele dreszcz. Ale to było w pełni przyjemne.
- Twoje okno i to słońce skutecznie mnie zbudziły. - Uśmiechnęłam
się.
- Zapomniałem zasłonić wczoraj wieczorem rolety. Mogłem to zrobić,
kiedy sam się obudziłem, ale nie miałem ochoty zostawiać cię
samej w tym łóżku choć na chwilę. Bardzo przyjemnie mi się tu
z tobą leży. - Przybliżył się bardziej do mnie i dotknął
swoim nosem mojego, co nie ukrywam, było bardzo miłym odczuciem.
- Długo już nie śpisz? - zapytałam cicho, rozkoszując się jego
dotykiem.
- Może jakieś pół godziny, to nie ma znaczenia – odpowiedział i
złączył nasze usta w delikatnym, a jednak elektryzującym
pocałunku. Było inaczej niż poprzednio. Ale 'inaczej' nie znaczy,
że gorzej. Każdy pocałunek z nim i każde zbliżenie wydawało
się magiczne i nie chciało się go kończyć nawet na kilka
sekund, by wziąć oddech.
- Musimy pogadać – powiedziałam ostrożnie po oderwaniu. Oblizałam
usta i ponownie spojrzałam w jego oczy, a on głęboko odetchnął.
- Kiedy kobieta mówi coś takiego, zawsze trzeba oczekiwać
najgorszego – odpowiedział, kładąc się na plecy i spoglądając
w sufit.
- Louis, ja nie żartuję. My naprawdę musimy...
- Wiem, wiem. Musimy porozmawiać. - Przełknął głęboko ślinę i
znów spojrzał na mnie. - Kto pierwszy zacznie? - zapytał odrobinę
niespokojnie.
- Chcę wiedzieć, na czym stoję – wyszeptałam.
- Wiem, że chcesz, więc nie mam zamiaru zakazywać ci pytać.
- Jak mam traktować to, co wydarzyło się między nami w nocy? -
Wysiliłam się na zadanie najważniejszego pytania dopiero po
przeanalizowaniu w głowie tego, jak ono ma wyglądać.
- Jako wyznanie miłości? - powiedział cicho, ale bardzo poważnie,
przez co na chwilę straciłam umiejętność oddychania. On to w
końcu powiedział czy przesłyszałam się? Nie wierzę, to
niemożliwe.
- C-co takiego? - zapytałam z trudem, powoli siadając,
przytrzymując przy tym kołdrę, by nie spadła z moich niczym
nieokrytych piersi.
Również usiadł i przez jakiś czas milczał, pewnie zastanawiając
się nad odpowiedzią. Widziałam, że dla niego też to jest trudne.
A ja w środku szalałam z powodu jego wyznania.
- Nie będę udawał, że to nic nie znaczyło, bo wręcz przeciwnie.
Dla mnie znaczyło dużo, dlatego w końcu się na to zdecydowałem,
nie miałem zamiaru cię wykorzystać. Wiesz o tym, że nie chciałem
się jedynie zabawić, że to coś więcej, przynajmniej dla mnie,
prawda? - zapytał przyciszonym głosem, a ja z wahaniem
przytaknęłam. - Od dawna coś do ciebie czuję, ale nie potrafiłem
powiedzieć ci tego wprost. Nie umiem mówić o swoich uczuciach.
Wiem, że może wydawać ci się to głupie, ale tak jest.
Zakochałem się w tobie, nie jestem w stanie dłużej trzymać tego
w sobie. Musisz o tym wiedzieć.
- Od dawna? N-naprawdę? - zapytałam, przełykając ślinę, z trudem
oddychając. Nagle te wszystkie znaki i gesty kierowane względem
mnie, nabrały większego znaczenia. Wszystkie pocałunki, uściski,
ta jego opieka i troska o mnie.
- Nigdy nie myślałem, że będę w stanie coś do ciebie poczuć.
Nie wiedziałem, że to może być tak silne, intensywne i jest w
stanie niesamowicie szybko się powiększać. Nie kontroluję tego i
nie potrafię powstrzymać. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak
ogromne to uczucie jest. Podobasz mi się, Cass. Nie umiem należycie
wyjaśnić słowami tego uczucia, którym cię darzę, ale ono po
prostu pojawia się we mnie w każdej chwili, w której słyszę,
widzę cię lub myślę o tobie. Wiem, że możesz w to nie wierzyć
i zrozumiem, jeśli tak będzie, bo... to w końcu ja, tak? - mówił
nieustannie patrząc mi w oczy.
Nie kłamał, czułam, że mówi to szczerze, wiedziałam to. Nie
miałby chyba powodu, by udawać, prawda?
- A co jeśli i ja coś do ciebie czuję? - zapytałam nieśmiało po
upływie kilku sekund.
Biliśmy się nawzajem spojrzeniami, ale to on w końcu poszedł na
przód i po raz kolejny wpił się w moje usta. A dla mnie to po raz
kolejny było czymś, czego potrzebowałam od niego jak powietrza.
Był moim uzależnieniem, moim narkotykiem. Za nic nie chciałam tego
stracić.
- Bądź ze mną, bądźmy razem – wyszeptał w moje usta tuż po
oderwaniu się od nich. - Bądź moją dziewczyną. Niczego więcej
nie pragnę, by być wystarczająco szczęśliwym.
- Chcesz być z kimś takim jak ja?
- To dziwne? Od dłuższego czasu mówiłem ci, że zależy mi na
tobie.
- A co jeśli nie spełnię twoich oczekiwań?
- Nie mam żadnych oczekiwań. Podobasz mi się taka, jaka jesteś.
Nie zrezygnuję z ciebie tak łatwo, Cass.
- Ja... chciałabym, ale... Louis, tak dużo przede mną ukrywasz...
- Obiecuję, że o wszystkim się dowiesz. Tylko jeszcze nie teraz,
nie jestem gotowy. Ale wszystko ci wytłumaczę, niedługo,
przysięgam. Ty też o wielu rzeczach mi nie mówisz, że nie
zniechęca mnie to. - Ponownie oparł swoje czoło o moje i zamknął
oczy. A kiedy milczałam, on znów się odezwał. - Bądź ze mną...
- wyszeptał.
- Louis... Boję się tego związku. Boję się, że zniszczymy siebie
nawzajem.Tyle razy się kłócimy, tyle pada złych słów...
- Myślisz, że to mnie zniechęci? - Otworzył oczy. - Każda para
się kłóci.
- Ale ty ostatnio...
- Nie skrzywdzę cię, ty pomagasz mi się zmienić. Obiecałem, że
będę cię chronić, nie pozwolę, by coś ci się stało. Tylko,
czy mi ufasz?
- Czy ufam? To przy tobie czuję się w pełni bezpieczna. I
szczęśliwa. Myślisz, że zostałabym tu z tobą na noc, gdybym ci
nie ufała?
- To dlaczego się wahasz? Widzę to.
- Przed wakacjami skończyłam swój pierwszy, poważny i bardzo długi
związek, i... po tym, jaki on był naprawdę, zwyczajnie boję się,
że kolejny też taki będzie, że znów tak samo to wszystko się
skończy.
- Nie jestem nim. Nie raz mówiłaś mi, że robię rzeczy, których
on nie robił. Spróbujmy, proszę...
- Jak mogę się oprzeć komuś takiemu jak ty? - Uśmiechnęłam się.
- Twoje oczy czarują mnie za każdym razem. Jeśli naprawdę
chcesz... to ja też chcę być z tobą. - Szerzej się uśmiechnęłam
i odwróciłam wzrok, bo poczułam, jak moje policzki oblewa gorący
rumieniec.
- Nareszcie się zgodziłaś, nareszcie mogę mieć cię przy tobie.
Czy to znaczy, że mam dar przekonywania? - Uśmiechnął się
szerzej, a ja się roześmiałam. Objął mój podbródek palcami i
przysunął do siebie, składając delikatny pocałunek. - A czy
najpiękniejsza dziewczyna jaką znam, moja dziewczyna, zgodzi się
pójść ze mną na kolację? - zapytał nieoczekiwanie, a ja wprost
szalałam ze szczęścia.
- Tylko, jeśli będę wiedziała, kiedy?
- Dziś wieczorem? - zaproponował, a ja cicho westchnęłam. - Co
jest?
- Dzisiaj... mam trochę rzeczy do załatwienia. Może jutro? Dziś
naprawdę...
- Jasne – przerwał mi, ale wciąż szeroko się uśmiechał. -
Rozumiem. Jestem w stanie poczekać do jutrzejszego wieczora. Jesteś
tego warta.
- Nie wierzę, że to się dzieje. - Zaśmiałam się.
- Już wtedy, gdy mnie uderzyłaś i powiedziałaś, że się we mnie
zakochałaś... wiedziałam, że nie tylko ja skrywam w sobie to
uczucie. Tylko nie byłem pewny, aż do teraz, czy powiedziałaś to
szczerze, czy tylko pod wpływem emocji. Ale ty naprawdę
odwdzięczasz to uczucie i... po prostu już dawno nie byłem tak
podekscytowany.
- Chcę być tylko w końcu szczęśliwa. Będę z tobą?
- Zrobię wszystko, by tak było – przysiągł i musnął moje usta.
Znalazłam swoją opokę. Znalazłam osobę, której potrzebowałam.
- Louis? - odezwałam się cicho, kiedy przytulił mnie do swojej
klatki piersiowej.
- Tak?
- Przeraża mnie to, co do ciebie czuję – powiedziałam znacznie
ciszej. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. - Nie
wyobrażasz sobie nawet, jak ogromnym uczuciem cię darzę –
dodałam.
- To jest nas dwoje. - Uśmiechnął się delikatnie i oparł swoje
czoło o moje.
Znów zatraciłam się w jego ustach, znów czułam to, co zeszłej
nocy i znów nie chciałam tego zaprzestawać.
Zaczynam nowy rozdział w życiu i mam nadzieję, że potoczy się on
jak najlepiej dla nas dwojga. Chcę, by to trwało jak najdłużej.
***
Po kolejnej intensywnej godzinie spędzonej przy Louisie,
postanowiłam się ostatecznie ruszyć. Wstałam z łóżka i
naciągnęłam na siebie swoją bieliznę, leżącą wcześniej
prawie pod tym meblem.
- Musisz wstawać? Nie wolałabyś jeszcze trochę ze mną poleżeć?
- wymruczał szatyn, lekko się uśmiechając i wtulając twarz w
poduszkę.
- Chce mi się pić. Zejdę na dół po wodę – wytłumaczyłam,
biorąc do rąk swoją koszulkę. - Mogłabym wziąć twoją
koszulę? Nie chce mi się zakładać jeansów, a ona jest
zdecydowanie dość długa, żeby zasłonić mi dupę. Nie to, co to
dziadostwo w moich rękach – wymamrotałam, zerkając na szatyna.
Przytaknął, zamykając oczy na chwilę, więc odrzuciłam koszulkę
i schyliłam się po biały materiał. - Lubię chodzić w twoich
ubraniach, wiesz? Są bardzo wygodne – dodałam, zapinając
guziki. Tak, jak podejrzewałam, sięgała mi jakoś do połowy ud.
- Gdyby nie były wygodne, to bym ich nie nosił, nie sądzisz?
- Chodziło mi dokładniej o to, że cudownie jest, gdy twój facet
pozwala ci chodzić w swoich ubraniach – wymruczałam, podchodząc
do łóżka. Oparłam kolana o materac i pochyliłam się, żeby go
pocałować. Zaraz powoli się od niego oderwałam, bo wiedziałam,
że to po raz kolejny zajdzie dalej niż powinno.
- Czy to ma oznaczać, że częściej mam ci je dawać?
- Może. - Uśmiechnęłam się tajemniczo. Uwielbiam tak się z nim
bawić.
- Wracaj zaraz, co? - powiedział, gdy zeszłam z materaca.
- Nie wiem, czy wrócę. To zależy od tego, czy ty w ogóle masz
zamiar się stąd ruszyć.
- A po co miałbym? Jest sobota, a ja właśnie chciałbym poleżeć
tu z moją dziewczyną i może...
- Louis – westchnęłam. - Pewnie jest już po dwunastej. Wstawaj i
nie kombinuj, dobra? Możemy porobić coś innego. To, że jesteśmy
razem, nie znaczy, że to musi się zaczynać i kończyć w łóżku.
- Ale mnie męczysz – jęknął, przekręcając się na plecy i
zakrywając twarz dłońmi.
- No, wstawaj. - Pociągnęłam go za rękę. - Albo całkiem sobie
pójdę. Też lubię spać, ale nie mam zamiaru umawiać się z
leniem. Jestem już głodna. Ostatnie, co jadłam, to wczorajszy
obiad.
- Dobra, wstanę. - Odetchnął głęboko i usiadł. - Ale robię to
tylko dla ciebie, żeby było jasne. - Spojrzał na mnie, udając
poważnego.
- No, jasne, że dla mnie. Wiem, że z własnej woli byś nie wstał.
-Gdybyś nie była głodna, to też byś nie wstała – zauważył
słusznie, a ja się uśmiechnęłam sztucznie, ale jednocześnie
szczerze, pokazując mu, że tak właśnie jest. - No, już. Nie
szczerz się tak do mnie. Przejrzałem cię na wylot – dodał,
widząc moją minę.
- Chyba zgubiłam telefon – wtrąciłam, rozglądając się po
pokoju. Przeszłam na drugi koniec pomieszczenia i zaczęłam
przerzucać resztę naszych ubrań.
- Poszukam go – odpowiedział, wciągając na siebie bokserki. - Idź
do tej kuchni, bo mi padniesz z pragnienia i jeszcze ja za to
dostanę.
- No, mogłabym cię podać do sądu. - Wstałam z podłogi.
- Małpa. - Roześmiał się, podchodząc do mnie bliżej.
- Ale twoja małpa – zauważyłam rozpromieniona.
- Tak, moja małpa – potwierdził. Ułożył obie dłonie na moich
policzkach i kciukami zataczał na nich kółka. - Idź, zaraz
przyjdę i zrobię nam jakieś śniadanie. - Pocałował mnie
przelotnie w czoło, a ja pokiwałam głową i skierowałam się do
wyjścia.
- Tylko nie każ mi za długo na siebie czekać – powiedziałam
jeszcze, kiedy wciągał na siebie spodnie i wyszłam z jego
sypialni.
Uroczy poranek? Tak, zdecydowanie. Tym bardziej miło, że od
długiego czasu tak nie zaczynałam dnia i zorientowałam się, że
chyba właśnie tego potrzebowałam jak niczego innego na obecną
chwilę.
Pokonałam całą długość korytarza, zeszłam po schodach i od
razu powędrowałam do kuchni, gdzie zastałam Nialla i Liama, którzy
między sobą o czymś rozmawiali.
- Cześć, chłopaki – przywitałam się z nimi, kiedy mnie
zauważyli.
- Czeeeść... - odpowiedzieli mi równo, oboje zaskakująco
przeciągając wyraz. Zmówili się, żeby tak zrobić? W ogóle
jakimś dziwnym głosem to powiedzieli.
Podeszłam do lodówki, otworzyłam ją i wyjęłam z niej dzbanek z
wodą. Nie oczekiwałam, że go tu mogę znaleźć, ale jak widać,
trochę pomyliłam się co do stylu życia w tym domu. Jak na
rezydencję pełną facetów, to mają nawet wszystko uporządkowane.
O dziwo.
Nalałam sobie do szklanki zimnej wody i odstawiłam dzbanek na
poprzednie miejsce. Odwróciłam się do chłopaków, a oni
przyjrzeli mi się dobrze, potem spojrzeli na siebie i z powrotem na
mnie. Oboje też w ogóle nie wyglądali, jakby przez całą noc
imprezowali albo mieli teraz kaca. Niesamowite. A przy tym, oboje
uśmiechali się, jakby coś knuli. I naprawdę było to widać.
- Mówiłem, że nie pożałujesz tego, że przyjechałaś tu pod
pretekstem bluzy? - odezwał się Niall, upijając coś z kubka, a
ja zaczęłam krztusić się wodą.
Kiedy mi przeszło, popatrzyłam na siebie. Zapomniałam o tym, że
byłam tylko w bieliźnie i koszuli Louisa, i w dodatku jest rano, a
ja jestem w tym domu.
- Że co? - zapytałam trochę zdezorientowana, a oni się zaśmiali.
- Myślałaś, że naprawdę ściągałbym cię tu tylko z powodu
bluzy? - zapytał rozbawiony Niall, a mi umysł znacznie się
rozjaśnił.
- Nie, dlatego coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Zrobiliście to
specjalnie, tak? Idioci – podsumowałam, prychając. - Bawicie się
w swatki jak dzieci?
- Może i idioci, ale możesz nam podziękować – odezwał się
Liam.
- Wszystko uknuliście. Powiedzcie tylko, że to był plan Louisa,
a...
- My to wymyśliliśmy, Louis nie miał nic do tego – sprostował
blondyn. - Dałem mu tylko twoją bluzę i powiedziałem, że po nią
przyjedziesz. Daliśmy wam po prostu szansę, którą, jak widzę,
wykorzystaliście. Gdyby nie my, to zapewne jeszcze długo by do
tego nie doszło.
- To jest wtrącanie się w nasze życie intymne – przerwałam mu
trochę zirytowana, ale on mówił dalej.
- Ty wiesz, jak się na was patrzyło, kiedy zachowywaliście się jak
para, a nie byliście nią? Ktoś w końcu musiał was kopnąć w
dupę. To z kilometra widać, że coś między wami jest, a żadne z
was, zapewne aż do wczoraj, nie zrobiło tego kolejnego kroku. Mam
rację? - zapytał na koniec swojego monologu, a ja powoli
przeniosłam wzrok za okno.
Fantastycznie. Teraz, nie dość, że stoję przed nimi ubrana jak
ubrana, to jeszcze oboje wiedzą, że przespałam się z Louisem.
Jeżeli już nie cały dom. To nie miało tak wyglądać, miało być
prywatniej.
- Ej, no, nie wkurzaj się o tą zasadzkę – zaczął Liam, już się
nie śmiejąc. - Chcieliśmy wam tylko pomóc. Nie ingerowaliśmy w
to, co Louis zamierzał zrobić. Jeśli coś się wydarzyło, to
była jego inicjatywa. Sprowadziliśmy cię tutaj, to wszystko.
Chcieliśmy, żebyś została na imprezie, żebyście przynajmniej
porozmawiali o was, zbliżyli się do siebie bardziej, to wszystko.
- Na pewno? - zapytałam, spoglądając na nich, rzeczywiście
odrobinę zła. - Bo jeśli to wy mu powiedzieliście, żeby...
- Zaufaj nam, dobrze? Akurat w tej kwestii nie kłamiemy. Nie masz o
co czepiać się Louisa – przyrzekł szatyn, a to mnie a chwilę
uspokoiło.
- No, ale koniec końców... Opłacało nam się w ogóle? Jesteście
razem? - zapytał z uśmiechem Niall, unosząc brwi.
- Może – odpowiedziałam niejednoznacznie, a oni popatrzyli na
siebie i pokiwali głowami. - Co? O co wam teraz chodzi?
- Na bank jesteście razem – stwierdził przekonany Liam.
- To nie jest wasz interes – odpowiedziałam. - Lepiej mówcie, co z
moją bluzą? Pewnie tak naprawdę jej tu nie zostawiłam, co?
- Mówiłem ci, że jest u tego pana – wskazał na szatyna
wchodzącego do kuchni. Wciąż miał na sobie tylko spodnie,
rozmawiał przez telefon i to w dodatku mój telefon. Szybko go
odnalazł.
- Poczekaj, sama jej to powtórzysz. Już ją daję – powiedział
Louis, podchodząc do mnie. Odsunął telefon od ucha i podał mi
go. - Do ciebie – wyjaśnił, jakbym wcale się tego nie
domyśliła.
- Słucham? - zapytałam, przykładając urządzenie do ucha.
Odwróciłam się do blatu, żeby odstawić szklankę, ale wraz z
tym poczułam, jak Louis obejmuje mnie od tyłu i całuje w szyję.
I oczywiście, skutecznie mnie tym rozpraszał.
- Jesteś w domu? - usłyszałam głos Kelly, gdy próbowałam
powstrzymać Louisa przed dalszym kuszeniem mnie. - Tylko nie kłam,
bo odebrał Louis.
- Więc już wiesz, że jestem u niego. Bo co?
- Chwila... dobra, zapytam za kilka minut... Zaraz po ciebie
podjedziemy, więc mam nadzieję, że w niczym wam nie
przeszkodziłam.
- Po co po mnie przyjedziecie? - Zmarszczyłam brwi, zatrzymując
jednocześnie dłonie Louisa poruszające się na moim brzuchu.
- Jordyn zadzwoniła, że macie ważne spotkanie za godzinę. Do
ciebie nie mogła się dodzwonić, więc zadzwoniła do Tristana,
kiedy byliśmy w sklepie. Was obojga nie ma w firmie, jak się
możesz domyślić, ani dyrektor, ani jej zastępcy. Już chyba
rozumiesz? Nie gadaj już, tylko idź się ubrać czy coś –
powiedziała i za chwilę się rozłączyła.
Odetchnęłam głęboko, odsuwając telefon i jęknęłam, gdy szatyn
znów zaczął mnie całować w kark.
- Louis, przestań.
- Co jest? - zapytał, przerywając czynność.
- Muszę jechać do firmy, zaraz przyjadą po mnie Kelly i Tristan.
Przepraszam. Chłopaki, otwórzcie im bramę – poprosiłam i
wyswobodziłam się z objęć Louisa.
- No, to z naszego śniadania nici – mruknął do siebie, a ja
popatrzyłam na niego przepraszającym wzrokiem.
Szybkim krokiem wyszłam z kuchni i przeszłam przez pół domu, a
kiedy ponownie znalazłam się na górze w sypialni szatyna,
zorientowałam się, że chłopak przywędrował tu za mną.
- Naprawdę musisz już iść? - zapytał trochę przygaszony, gdy
wciągałam na siebie jeansy. Widziałam, że nie był ucieszony tą
informacją.
- Naprawdę. Gdyby nie to jakieś spotkanie, to z chęcią bym
została, ale nie mogę. Mam obowiązki, których nikt za mnie nie
zrobi – odpowiedziałam, zabierając z podłogi swoją koszulkę i
ramoneskę. Włożyłam telefon do kieszeni, a potem wsunęłam na
stopy szpilki, rozrzucone obok komody.
- Twoja bluza. - Podał mi do rąk ubranie, po które pierwotnie
przyjechałam.
- Dziękuję.
- Tak mnie tu teraz zostawisz? - powiedział zbyt smutno niż mogłabym
oczekiwać i to mnie złamało.
- Przepraszam. - Podeszłam do niego i mocno, mocno go pocałowałam.
- Przepraszam – powtórzyłam, opierając swoje czoło o jego. -
Nie gniewaj się na mnie, dobrze? To nie ode mnie zależy. Przecież
wiesz, że nie pojechałabym, gdyby...
- Nie gniewam się – uspokoił mnie. - Trochę mi przykro, ale
rozumiem. To twoja firma, masz obowiązki, w porządku. Nie przejmuj
się mną.
- Będę zajęta pewnie cały dzień, wieczorem też mam coś do
załatwienia. Wytrzymasz do jutrzejszej kolacji? Chyba nie uda nam
się wcześniej zobaczyć.
- Oczywiście, że wytrzymam. Czekałem tyle tygodni na ciebie,
poczekam jeden dzień. Zadzwonię i przyjadę jutro po ciebie,
dobrze? I zjedz coś w firmie, bo jeszcze zemdlejesz.
- Jasne. - Pokiwałam głową z uśmiechem. - Widzimy się jutro.
Ostatni raz złożyłam pocałunek na jego ustach i wycofałam się
do wyjścia. Pomachałam mu jeszcze, na co z uśmiechem mi
odpowiedział i wyszłam.
Zbiegłam po schodach, na tyle szybko, na ile pozwalały mi na to
szpilki i już za chwilę wyszłam przed dom, gdzie właśnie
podjechali moi przyjaciele. Wsiadłam do auta, które zatrzymało się
przede mną, a Kelly natychmiast odwróciła do mnie głowę i
zmierzyła mnie wzrokiem.
- Cześć – powiedziałam pierwsza, przyglądając się jej
podejrzanie.
- Nie wierzę. - Pokręciła głową, nie odrywając ode mnie wzroku.
- W co nie wierzysz? - Zmarszczyłam czoło, całkiem zbita z tropu.
- Wczoraj Tristan cię tu przywiózł, a dopiero dzisiaj cię
odbieramy. Masz na sobie męską koszulę i pachniesz wodą
kolońską. Twój telefon odebrał Louis. I już odkąd wyszłaś,
szczerzysz się jak głupi do sera – zaczęła wyliczać.
- Kelly...
- Nie próbuj nic wymyślać, coś jest na rzeczy – odezwał się
roześmiany Tristan. - Przespałaś się z nim. Mamy rację? -
zapytał, a ja westchnęłam i oparłam plecy o tył fotela. Sama z
siebie się zaśmiałam.
- Jesteście razem czy nie? - dopytywała blondynka, dla której ta
informacja musiała być widocznie bardzo ważna.
- Jesteśmy – przyznałam ściszonym głosem, a ona pisnęła. I
chyba pierwszy raz w życiu, nie przeszkadzał mi ten jej pisk. Nic
nie mogło dziś zniszczyć mi humoru.
- Nareszcie moja dziewczynka w coś się wkręciła!
- Kocham go... - powiedziałam znacznie ciszej.
Nie zależało mi na tym, żeby to usłyszeli. To wyznanie musiałam
powiedzieć na głos, nie mogłam trzymać go w sobie dłużej. Teraz
już cały świat może o tym się dowiedzieć. Kocham go...
***
*James Arthur - Impossible
_____________________________
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania, ale chyba opłacało się ;)
Mam nadzieję, że kolejny uda mi się wstawić szybciej.
/Perriele rebel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz