21 czerwca 2019

ROZDZIAŁ 28. 'PRZY TOBIE DO SAMEGO KOŃCA'


*Cassandra*

Wyrwało mnie ze snu ciche mamrotanie po mojej lewej stronie, bardzo blisko twarzy. W pierwszym odruchu – przestraszyłam się, ale gdy otworzyłam oczy i w ciemności ujrzałam kontury znajomej sypialni, uświadomiłam sobie, że to tylko Louis. Przekręciłam głowę w jego kierunku i z powrotem zamknęłam oczy, by spróbować ponownie zasnąć. Przytuliłam się do chłopaka, ale szybko przekonałam się, że to chyba nie był najlepszy pomysł.
- Natalie... - usłyszałam i automatycznie wstrzymałam oddech. Nie wiedziałam, czy przesłyszałam się, czy wciąż spałam, lecz już po chwili, gdy powtórzył to imię, uświadomiłam sobie, że on naprawdę je powiedział.
Usiadłam i szturchnęłam go w ramię.
- Louis?
- Natalie... - powtórzył, a mnie zabolało serce. - Znów cię mogę zobaczyć...
Kim jest ta kobieta, że ona nawet mu się śni? Jest mi w pewnym rodzaju przykro, że to się dzieje, kiedy ja jestem tuż obok. Tylko że on mi nie powie, o co chodzi. I najgorsza właśnie jest ta niewiedza. Tu nie chodzi nawet o zazdrość. Po prostu chciałabym w końcu dowiedzieć się, co się dzieje. Nie wiem dosłownie nic i właśnie to boli, bo on często, zbyt często, nazywa mnie tym imieniem. To dla mnie ważne, dlaczego, ale zdaję sobie sprawę, że prędko się nie dowiem.
Wymacałam dłonią swój telefon na szafce obok i wcisnęłam nieduży przycisk. Trzecia w nocy, cudownie. Włączyłam lampkę, która natychmiast rozświetliła połowę pokoju i odwróciłam się do Louisa. Jego twarz pokryta była strużkami potu, a ja zorientowałam się, że cała pościel, którą byliśmy wcześniej przykryci, była rozkopana i prawie spadała z łóżka.
- Tak bardzo cię tu brakuje... - wciąż mówił przez sen, więc znów go szturchnęłam.
- Louis, obudź się.
- Mhm... - Wtulił twarz w poduszkę, dalej nie otwierając oczu, więc potrzęsłam jego ciałem o wiele mocniej. - Natalie! - krzyknął i zaczął szybciej oddychać.
Potrząsałam nim, ale nie mogłam w ogóle go dobudzić. Wszystkie mięśnie miał spięte, a jego samego jakby coś mocno trzymało we śnie.
- Obudź się, Louis! - Podniosłam głos i widocznie mnie usłyszał, bo otworzył oczy. Utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy dosłownie przez sekundę, bo on znów zamknął oczy i ułożył głowę na poduszce.
- Dlaczego mnie budzisz? - wymruczał cicho, przygotowany do ponownego zaśnięcia.
- Krzyczałeś to imię. Wołałeś Natalie – wyjaśniłam, wciąż mu się przyglądając.
- Wydaje ci się...
- Nie wydaje. Co ci się śniło? Miałeś koszmar? - zaczęłam dociekać.
- Nie wiem... nie pamiętam – wychrypiał zaspany.
- Często krzyczysz w nocy?
- Nie mam pojęcia, nie nagrywam się – mruknął, przewracając się na bok w moją stronę.
- A jeśli to przez narkotyki krzyczysz?
- Już dawno przestały działać.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo czuję. Poza tym, brałem niedużą dawkę.
- Jak możesz czuć, że nie jesteś już pod wpływem narkotyków? - zapytałam, marszcząc przy tym brwi. Ułożyłam się z powrotem na poduszce i przyglądałam się jego twarzy.
- Idź już spać, Cass. Jestem trzeźwy – wymamrotał, przewracając się na brzuch. Przyciągnął mnie za biodra do siebie i więcej się nie odezwał.
Odetchnęłam cicho i spojrzałam przed siebie, a w głowie krążyły mi przeróżne myśli. Odkąd wziął te narkotyki, nie zostawiałam go na dłużej i przez te kilka godzin nic strasznego się nie działo. Tylko to, że przed chwilą krzyczał i mówił przez sen może mieć powiązanie z tym czy to zwykły koszmar? Tylko że, jeśli to sen, to nie może być pierwszy raz, gdy to się dzieje. To musiało mieć miejsce już wcześniej, a nie kiedy ja śpię z nim po tym, jak on dał sobie w żyłę. Najrozsądniej byłoby dowiedzieć się od innych, czy on tak zawsze się zachowuje, ale nie ma co liczyć na to, że ktoś mi to powie. Od samego Louisa też się sporo nie dowiem, jeśli już przez sen coś pieprzy. Wychodzi na to, że i tak muszę czekać na odpowiedź i pewnie się nie doczekam.

***

Znowu się wybudziłam wbrew swojej woli, ale tym razem przez okno, które po raz kolejny, kiedy tu śpię, nie zostało zasłonięte i po prostu tak mnie słońce razi w oczy, że nie da się wytrzymać.
Niechętnie otworzyłam oczy i westchnęłam. Odechciało mi się w pełni spać, mimo że przespałam może tylko połowę minionej nocy. Usiadłam i przetarłam twarz dłońmi, a potem spojrzałam na Louisa. Mimo tego, że światło słońca padało mu prosto na twarz, spał jak dziecko i tak głęboko, że wydaje się, że szybko się nie obudzi. To dobrze, niech jeszcze śpi. Kompletnie nie mam pojęcia, jak postępować z osobami, które jakieś kilka godzin wcześniej brały narkotyki. Nigdy nie miałam z nikim takim do czynienia. Aż do czasu. I nie powiem, bo bardzo obawiałam się tego, co może się wydarzyć po tym, gdy się naćpał. Naprawdę niepokoiłam się, że coś się stanie.
Odgarnęłam mu delikatnie włosy z twarzy, aby się nie obudził, a potem wstałam z łóżka i od razu poczułam zakwasy po wczorajszym bieganiu. Podeszłam do okna i do połowy zasłoniłam je roletą, żeby słońce na niego nie świeciło aż tak bardzo i mógł w dalszym ciągu spokojnie spać. Wbrew pozorom, było mi niezwykle gorąco, a byłam tylko w za dużej koszulce Louisa, sięgającej mi za połowę ud. Albo to przez to, że byłam przez większą część nocy okryta w całości kołdrą i przytulona dodatkowo do chłopaka, od którego szło niesamowite ciepło, albo ktoś w domu ustawił ogrzewanie na niezwykle wysoką temperaturę.
Wyszłam z sypialni mojego chłopaka i ruszyłam w kierunku schodów, a potem na dół. Skierowałam się od razu do kuchni. Nie tylko ze względu, że już nie zasnę, ale też dlatego, że bardzo chce mi się pić, a na górze nie znalazłabym raczej żadnej wody, chyba że z kranu z łazienki.
Zeszłam z ostatniego stopnia i jeszcze ziewając, założyłam opadające kosmyki włosów za uszy, idąc przez korytarz. Przekroczyłam próg kuchni, którą zajmowali Zayn i Harry.
- Cześć, piękna – powiedział w moim kierunku Harry, wyrzucając coś do kosza na śmieci, a Zayn kiwnął do mnie głową, jedząc jakieś orzeszki.
- Hej – mruknęłam zmęczona, natychmiast otwierając lodówkę.
- Przynajmniej ty wstałaś – zauważył Zayn, kiedy nalewałam sobie lodowatej wody do szklanki. Tego właśnie potrzebuję w tej chwili. Na lepszy początek dnia.
-  Przyjechałem, bo może coś się dzieje po wczoraj, ale wszyscy tylko śpicie – dodał, a wtedy przypomniałam sobie, że on jakiś czas temu się stąd wyprowadził i mimo, że już tu nie mieszka, wciąż dużo przesiaduje w tym domu. Nie ma pracy? Nie ma dziewczyny, żeby z nią spędzać czas? Nawet ja jej nie znam.
- Tylko mi jest tak gorąco? - zapytałam, przecierając czoło dłonią.
- Kurwa, wiedziałem, że o czymś zapomnieliśmy, Harry. - Zayn oparł głowę o ręce, a łokcie o stół. Styles natomiast uniósł tylko brwi i odkręcił od niego głowę w drugą stronę.
- Kto cię wziął na tego policjanta to ja do tej pory nie wiem – mruknął do siebie, a Zayn zmroził go tylko wzrokiem i z jękiem niezadowolenia wstał od wyspy kuchennej, i opuścił pomieszczenie.
-  O co chodzi? - zapytałam, marszcząc brwi i upijając wodę ze szklanki.
- Przez całą noc ogrzewanie działało na fulla, jak widać, nikt jeszcze go nie wyłączył. Nie dziw się, że aż tak ci gorąco – wytłumaczył.
- Tak zimno było w nocy? Jeszcze nie ma grudnia – zauważyłam. - Nawet listopada.
- Niall miał gorączkę, trząsł się z zimna, więc włączyliśmy. Pewnie jego organizm doznał jakiegoś wstrząsu albo po prostu to emocje i wszystko z niego wyszło dopiero potem – wyjaśnił, marszcząc przy tym czoło.
- Co z nim? Wczoraj, niestety, nawet do niego nie zajrzałam.
- Już lepiej, wyliże się z tego. Liam go opatrzył, dał jakieś przeciwbólowe, nie wygląda tak źle jak wczoraj. Z pół godziny temu był nawet na dole i normalnie chodził, więc z pewnością jest lepiej niż było, gorączka też mu pewnie zeszła – mówił powoli, a potem spojrzał w kierunku wejścia, na wracającego Zayna. - Obniżyłeś temperaturę na termostacie? - zapytał Mulata, gdy ten siadał na poprzednie miejsce.
- A myślisz, że gdzie byłem przez ten czas? - prychnął, na co Harry przewrócił oczami i skrzyżował ręce na torsie.
- Która godzina? - zapytałam, dolewając sobie wody do szklanki.
- Jest południe, trochę sobie wy wszyscy pospaliście – odpowiedział mi Zayn. - Jesteś jedną z nielicznych w tym domu, która wstała. Gdzie zostawiłaś Tomlinsona? Przyszedłby, żeby obgadać, co dalej robić z Jonesem.
Jones, ten pojebany człowiek z tego popieprzonego gangu.
- Śpi – odpowiedziałam krótko.
- Jeszcze? - Harry zmarszczył brwi. - Szybko się wczoraj zwinęliście. Rozumiem, że całą noc się bawiliście. - Zaczął się śmiać, ale gdy zobaczył moją minę – przestał.
- Weź ty mi nic nie mów – westchnęłam, odstawiając szklankę na blat.
- Coś się stało? Chyba raczej się nie pokłóciliście, co? Nie było słychać, żebyście krzyczeli – powiedział podejrzliwie, a ja głęboko odetchnęłam, nim odpowiedziałam.
- Nie spałam pół nocy, pilnowałam Louisa aż zasnął, a potem znów się obudziłam i znów przy nim czuwałam.
- Cholera, co? To co takiego się wydarzyło? W sumie, to ty naprawdę wyglądasz, jakbyś niewiele spała, oczy trochę ci się świecą. Wiesz o tym?
- Musimy poważnie pogadać, chłopaki. Ale Louis nie może wiedzieć.
- Mów – nakazał Zayn, ale nim się odezwałam, musiałam najpierw przeanalizować wszystko w głowie. - Cassandra, co się dzieje?
- Czy wiedzieliście o tym, że krzyczy przez sen? - zapytałam, zaczynając od lżejszego tematu. - Czy on w ogóle przedtem krzyczał?
- O ile ja wiem, to zaczęło się jakieś 3-4 miesiące temu. Tuż przed tym, gdy skontaktowaliśmy się z tobą po tych 3 latach – odpowiedział Harry całkiem poważnie. - Ale myślałem, że to ustało już w zeszłym miesiącu. Od tamtej pory nic nie słyszałem.
- Dlatego, że masz za daleko pokój – odezwał się Zayn. - On wciąż krzyczy, tylko że tym razem nie budzi się cały dom, a ten, kto jest bliżej niego. Niall przecież przychodził dziś, może akurat cię nie było, i mówił, że dziś go słyszał, ale nie reagował, bo wiedział, że Cass z nim jest. No, i nie dał rady zbytnio wstać. Tylko że myśleliśmy wszyscy, że jeśli jesteście razem, to w ogóle nie będzie krzyczał.
- Jak często to się dzieje? - zapytałam, przełykając ślinę, a Zayn głęboko odetchnął, by pomyśleć.
- Na początku to było co tydzień. Teraz nie wiem, ile razy to się dzieje – odpowiedział Harry.
- Niall wspominał ostatnio, że 2-3 razy w tygodniu – odparł Zayn, a my otworzyliśmy szerzej oczy.
- Co takiego? Czyli on ma jakieś koszmary, coś go męczy – stwierdziłam.
- Ale możliwe, że nie są one tak mocne, jak były na początku, te koszmary, jeśli tylko niektórzy z was już to słyszą – dodał Zayn. - Ja już tu nie mieszkam, więc nie wiem.
- On wołał tą Natalie – powiedziałam ciszej, bojąc się ich reakcji.
- Cassandra...
- Czy ktoś, do cholery, może mi w końcu powiedzieć, kim ona jest? - zapytałam ze łzami w oczach, podnosząc na nich wzrok. Oboje wyglądali na spiętych, a jednocześnie zaniepokojonych moim aktualnym stanem.
- Uspokój się, proszę – powiedział łagodnie Harry, podchodząc do mnie. Położył mi dłoń na ramieniu, co spowodowało, że popatrzyłam mu w oczy. - Gdybym to ja był na jego miejscu, powiedziałbym ci, ale nie jestem i muszę to uszanować – wytłumaczył mi swoje stanowisko, a Zayn z tyłu pokiwał głową, zgadzając się z tym, co powiedział Styles.
- Ale...
- Wiemy, że chcesz się wszystkiego dowiedzieć i zasługujesz na prawdę, uwierz. Ale lepiej będzie, gdy skończymy ten temat, nie powinniśmy o tym gadać. I nie mów tego imienia głośno, a przede wszystkim nie przy Louisie.
- Niby dlaczego? - Zmarszczyłam brwi. - Zabije mnie? - Zaśmiałam się nerwowo, próbując rozładować sytuację, ale mi się nie udało.
- Ciebie nie, ale nas może – powiedział poważniej, odwracając wzrok. - Powie ci, ale nie pytaj o to nieustannie, bo to nie jest najlepszy sposób, by się dowiedzieć – dodał, ponownie marszcząc czoło.
Pokiwałam głową, niechętnie się z tym zgadzając.
- No, ale chyba nie tylko dlatego nie spałaś w nocy, co? - odezwał się Zayn. - Mówiłaś, że czekałaś aż Tomlinson zaśnie, więc o co jeszcze chodzi?
- Nie mówię tego z radością, ale powinniście o tym wiedzieć, bo zwyczajnie się o niego boję – powiedziałam ciszej, unosząc dłoń do ust i przygryzając paznokieć kciuka. - Nie może wiedzieć, że wam powiedziałam, a z pewnością wy nie jesteście świadomi tego, co się dzieje.
- Okej... Teraz zaczynasz bardziej mnie niepokoić – odparł niespokojnie Harry, a ja głęboko oddychając, zakryłam dłońmi twarz, aby uspokoić nerwy.
Podeszłam do krzesła i usiadłam na nie, czując, że dłużej już nie ustoję, a Harry poszedł za mną.
- Co się dzieje? - zapytał Zayn, przyglądając mi się, a Harry usiadł obok mnie.
- Wczoraj... - przełknęłam głęboko ślinę, szukając odpowiednich słów. - Louis brał dożylnie narkotyki – powiedziałam ciężko, ale ulżyło mi, że już to im ujawniłam.
- Co, kurwa?! - krzyknął Zayn, zrywając się z krzesła. - Ty chyba robisz sobie pieprzone żarty w tej chwili! - zwrócił się do mnie, a ja zwiesiłam wzrok i pokręciłam głową, zagryzając policzki od środka.
- Widziałam na własne oczy, wstrzykiwał sobie coś w żyłę. Dlatego bałam się tego, co się może po tym dziać i kazałam mu iść spać wcześniej. Siedziałam przy nim aż zasnął, bo nie wiedziałam, jak będzie reagował. Po twojej reakcji domyślam się, że nie wiedzieliście o niczym.
- Jak mieliśmy wiedzieć? Zbyt dobrze to ukrywał. Owszem, tak, niektórzy z nas biorą czasem narkotyki, ale z tego, co wiem, nikt nie daje sobie w żyłę, bo to prosty sposób, żeby się zabić. Nikt, prócz niego...
- Obawiam się, że bierze regularnie, że jest uzależniony – dodałam ciszej. - Już kiedyś mi o tym mówił, ale nie sądziłam, że daje sobie w żyłę.
- Gdzie go przyłapałaś? - zapytał mnie spokojnie Harry, kładąc mi rękę na plecach.
- Mówiłeś, że mogę znaleźć go w jego gabinecie, no i poszłam tam i... - zaczęłam się jąkać, przypominając sobie całą scenę.
- Kurwa, Styles, mówiłem ci, że coś się dzieje w tym gabinecie – Zayn znów uniósł trochę głos. - Trzeba tam pójść i sprawdzić, co brał i jakie ma tam zapasy, i musimy się tego pozbyć.
- Mówiłem ci, że trzeba było w końcu przeliczyć cały towar i zrobić rozeznanie, kto brał, a kto nie. On bierze to bez niczyjej wiedzy, kradnie po prostu to. Może i może nami rządzić, ale to jest już przesada – powiedział w jego kierunku Harry.
- Ale nie zauważyliście niczego podejrzanego? - zapytałam.
- Nie sądzisz, że Louis cały jest podejrzany? Trudno go rozgryźć. To przez jego życie prywatne tak się dzieje, często jest wybuchowy.
- Czy... czy on naprawdę może umrzeć po tym? - zapytałam cicho.
- Jeśli przedawkuje... Musimy dowiedzieć się, co brał i zabezpieczyć resztę narkotyków, które może sobie wstrzyknąć. Trzeba mu przemówić do rozumu. Rozmawiałaś z nim o tym? - spytał Harry, patrząc na mnie z troską, a ja pokręciłam przecząco głową.
- Jeszcze nie. Nie chciałam gadać o tym, gdy był naćpany. Jakiś czas temu mówił, że bierze kilka razy na miesiąc, ale myślałam, że coś słabszego. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z powagi sytuacji. Chociaż... może rzeczywiście coś wspominał o czymś mocniejszym, a ja nie zwróciłam na to uwagi... Dziś porozmawiam, dowiem się głębiej, dlaczego bierze. Boję się tylko, że jemu coś się może stać. Czy to możliwe, że przez to krzyczał w nocy? Obudziłam go i mówił, że narkotyki przestały działać i że brał niedużą dawkę, więc...
- To nie przez to, a przynajmniej nie powinno – zaprzeczył Zayn. - Jeśli rzeczywiście brał mało, na pewno przestały działać po kilku godzinach snu – dodał. - Powinien być trzeźwy, obserwuj go.
- Powiedział, że czuje, że przestały działać – uściśliłam.
- W takim razie, pewnie tak jest. Nie bój się, nie jesteś sama, będziemy go pilnować, ale nie możemy być przy nim non stop. Możemy obiecać ci tylko, że na pewno nie pozwolimy, by coś sobie wstrzyknął.
- Dzięki, chłopaki. - Zmusiłam się do uśmiechu i chwilę jeszcze przemilczałam. - Pójdę się przebrać – westchnęłam i wstałam z krzesła. - Tylko nie mówcie Louisowi, że z wami o tym rozmawiałam.
- Nie dowie się nawet, że o tym wiemy – zapewnił mnie Harry, co bardzo mnie pocieszyło.
Powoli zaczęłam kierować się do sypialni Louisa, przy czym spostrzegłam, że zaczyna mi się już robić zimno w bose nogi. No, tak, pewnie podłoga też jest ogrzewana i dlatego wcześniej było mi ciepło w nie, a skoro Zayn obniżył temperaturę, to nie ma co się dziwić, że jest znacznie chłodniej niż było.
Weszłam po schodach na górę i od razu zauważyłam Nialla, wychodzącego ze swojego pokoju. Zobaczył mnie, kiedy szedł w moją stronę, lekko kulejąc i się uśmiechnął.
- Cześć, Niall – przywitałam się z nim, podchodząc bliżej.
- Co tam, Miller? Jak tam po wczorajszym bieganiu z Tomlinsonem? - zapytał, zaczynając się śmiać. Nie był jakiś przybity tym, co się stało, wręcz przeciwnie.
- Nic nie mów. - Uniosłam brwi w reakcji. - Ale wiedz, że do tego centrum dobiegłam sama – uświadomiłam go.
- O, to chyba nie było tak źle, co?
- Nigdy więcej tak daleko nie biegnę, jasne? - Zaśmiałam się.
- Jako przestępca powinnaś biegać jak najczęściej.
- Wcześniej nie biegałam i jakoś żyłam – przypomniałam mu. - Co więcej, uznaliście, że jestem tak dobra jak Louis.
- A tak między nami... - ściszył głos – czasem jesteś nawet lepsza niż Louis – uznał, na co oboje ponownie się roześmialiśmy.
- Powiedz, jak się czujesz? Jak się trzymasz po wczoraj?
- Jak widzisz, oddycham, chodzę, śmieję się. - Dźgnął mnie palcem w żebra, dalej mnie rozbawiając. - Żyję, mam się dość dobrze.
- Chłopaki mówili, że miałeś gorączkę.
- Kryzys już zażegnany. - Mrugnął do mnie. - Byłem zmęczony, osłabiony i przemarznięty po części, więc mój organizm tak zareagował. Jak da się dostrzec, jestem poturbowany, tak, ale nie umieram i niedługo wrócę do poprzedniego stanu.
- Może gdybym wtedy pobiegła z tobą, a ty nie pojechałbyś do centrum, może nie...
- Albo tobie też coś by się stało – przerwał mi, przewidując, jak chciałam skończyć swoją wypowiedź. - Cassandra, jest okej. To nie jest pierwszy raz, gdy coś mi się stało. Nieraz byłem w gorszym stanie niż jestem teraz. To, kim jestem i czym się zajmuję, wiąże się z ryzykiem, i jestem tego świadomy. Jak mogę cię o to winić, jeśli już przez resztę jestem narażony na to, że ktoś chce mnie zabić?
- Myślałam, że jesteś zły czy coś... - powiedziałam ciszej.
- No co ty? Nie gadaj głupot, chyba jeszcze nigdy nie byłem na ciebie zły.
- Miło jest mieć takiego przyjaciela – przyznałam z uśmiechem. - Sorry, że wczoraj nie przyszłam do ciebie. Chciałam zobaczyć, jak się czujesz, ale musiałam być z Louisem i nie chciałam za bardzo go zostawiać.
- Co z nim? - zapytał, marszcząc czoło, a ja głęboko odetchnęłam.
- Może niech Zayn i Harry ci wszystko powtórzą, dobrze? Nie mam siły na to, by mówić o tym ponownie.
- Jasne, nie ma problemu. Ale trochę mnie zaniepokoiłaś tym wyznaniem, wiesz?
- Bo jest czym – odpowiedziałam krótko. - Za kilka minut zejdę na dół, muszę się ogarnąć. - Przetarłam dłońmi zmęczoną twarz.
- Idź, nie zatrzymuję cię. - Uśmiechnął się blado, po czym powoli go wyminęłam i udałam się do docelowego miejsca.
Weszłam do pokoju, w którym wcześniej spałam i nim się przebrałam, usiadłam na wolnym brzegu łóżka. Spojrzałam przez odkrytą część okna, by chwilę jeszcze przeanalizować wszystkie sprawy w głowie, aż nie zagapiłam się za bardzo i za długo. Po jakimś czasie poczułam dotyk na skórze moich ud, a potem te ręce owinęły się wokół mojej talii i mocno przyciągnęły do tyłu tak, że wylądowałam tyłem na nagim torsie Louisa.
- Myślałam, że jeszcze śpisz – mruknęłam i przewróciłam się na brzuch, a potem cmoknęłam go w usta. - Oszukiwałeś mnie tylko, tak?
- Spałem. - Wzruszył ramionami. - Obudziłem się przed chwilą. Poczułem, że ktoś, kto leżał przy mnie, nagle znikł – wyjaśnił.
- To w porę się obejrzałeś. - Zmrużyłam oczy, na co on westchnął.
- Jesteś na mnie zła, prawda? - zapytał, zapewne nawiązując do tego, że ćpał.
- Mówiłam, że nie jestem. Po prostu się o ciebie boję.
- Kontroluję to – zapewnił mnie, ale nie byłam tego taka pewna.
Nie odpowiedziałam na to i zwiesiłam wzrok na jego klatkę piersiową, na której zaczęłam palcem rysować wzorki.
- Wiesz, że nie ominie nas ta rozmowa, prawda? Musimy później pogadać, Louis – odezwałam się cicho po chwili milczenia.
- Jestem tego świadomy. - Odetchnął głęboko, a ja przerwałam zataczanie palcem kręgów na jego skórze. Przytuliłam się do niego, a on położył dłoń na moim policzku, spoglądając mi w oczy.
- Dlaczego nie pojechałaś do firmy? Jest piątek, zrozumiałbym, gdybyś mnie zostawiła, szczególnie po tym, co zrobiłem.
- Z tego właśnie względu zostałam, muszę cię dziś w dalszym ciągu pilnować.
- Bez przesady, nie jestem dzieckiem. - Przewrócił oczami, a ja oderwałam się od niego i usiadłam, a wtedy on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Chyba jednak trochę jesteś. Nie żartuję. Wczoraj, jak zasnąłeś, dzwoniłam do firmy i mówiłam, że dziś się nie pojawię. Poza tym, tak jakby to ty miałeś mnie odwieźć – przypomniałam mu.
- Chcesz już wracać do domu? - zapytał i nagle posmutniał.
- A czy ja tak powiedziałam? - Uśmiechnęłam się lekko i pochyliłam się nad nim, by ponownie pocałować go w usta.
- W takim razie zostajesz? - Na jego usta wpłynął dość szeroki uśmiech.
- Zostaję. - Przygryzłam dolną wargę.
- Na cały dzień.
- Na cały dzień – potwierdziłam. - Jeśli ty tego chcesz.
- Chcę spędzić dzień z moją dziewczyną, nawet jeśli to oznacza, że mam cały czas się lenić.
- Przyznaj, że lubisz się lenić.
- Może, ale lubię też coś innego – powiedział niejednoznacznie i wsunął dłonie pod koszulkę, którą miałam na sobie. Zaczął błądzić nimi po moim brzuchu, przechodząc wyżej ku piersiom, ale szybko zatrzymałam jego ręce, nim zaszedł dalej. - Co jest?
- Jakaś kara musi być. - Zrzuciłam jego dłonie ze swojej skóry. - Następnym razem pomyślisz dwa razy, zanim zrobisz takie głupstwo jak wczoraj – powiedziałam dość poważnie, na co on odchylił się i doniośle jęknął. - Przykro mi, zasłużyłeś sobie.
- Chcesz mnie tak karać do końca dnia?
- Zobaczymy, to zależy. Może kara będzie dłuższa.
- Od czego zależy?
- Od tego, jak będziesz się dziś sprawował i jak potoczy się później nasza rozmowa.
- Chyba łatwiej byłoby mieć kochankę – mruknął, zakrywając ramieniem twarz.
- Coś ty powiedział? - zapytałam, mimo że dobrze usłyszałam.
Uśmiechnął się, nie patrząc na mnie, więc wzięłam poduszkę i uderzyłam nią go w głowę.
- Aua! To się nazywa przemoc! - Złapał za poduszkę, ale teraz to ja złośliwie się uśmiechnęłam.
- Wstawaj i się ogarnij, Tomlinson – powiedziałam, unosząc się z łóżka. - Mogę pożyczyć kolejną koszulkę? - zapytałam, sięgając do spodni ze wczoraj.
- Bierz, co chcesz – odparł, stając na równe nogi. Poszedł do garderoby, a ja w tym czasie naciągnęłam na siebie jeansy. - Idę wziąć szybki prysznic – usłyszałam przed sobą i zobaczyłam Louisa z ubraniami w rękach, wchodzącego do łazienki.
Zrzuciłam z siebie bluzkę, którą miałam na sobie przez noc i podeszłam do torby z wczorajszego treningu, gdzie znalazłam dezodorant. Spsikałam się nim i usłyszałam, jak za drzwiami obok leje już się woda. W samym staniku przeszłam do garderoby chłopaka i zajęło mi to trochę czasu, by znaleźć dla siebie nie bardzo duży t-shirt. Od razu go na siebie naciągnęłam, a za chwilę zaczęłam też grzebać w szufladach w poszukiwaniu jakiś skarpetek. Kiedyś mu to wszystko oddam. Na razie nie mam w co się ubrać, więc zdana jestem na jego życzliwość względem mnie. Raczej mnie nie zabije.
Po nałożeniu czarnych skarpetek w białe kropki, wróciłam do pokoju. Wzięłam z szafki telefon, który wsunęłam do kieszeni spodni i podeszłam do drzwi łazienki, by za chwilę w nie zapukać. Po pierwszym razie chyba Louis tego nie usłyszał, bo woda wciąż się lała, więc zapukałam ponownie i wtedy szum wody ustał.
- Idę do kuchni. Chcesz kawę? - zapytałam głośniej, aby usłyszał.
- Chętnie! - doszła mnie jego odpowiedź za drzwiami.
- Jaką pijesz?
- Czarna z łyżeczką cukru!
- Okej, będę na dole! - odkrzyknęłam i ponownie usłyszałam, jak woda w łazience zaczęła się lać, więc tak, jak zapowiadałam, znów wyszłam z sypialni szatyna i powędrowałam na niższe piętro. Moje skarpetki, albo raczej Louisa, niepokojąco ślizgały się po panelach. Jak się kiedyś nie wypierniczę z tych schodów, to będzie dobrze.
W salonie siedzieli Harry z Niallem, a w przejściu na taras stał Zayn palący papierosa. Od razu zorientowałam się, że gadają o tym, co przed jakimiś 15 minutami mówiłam pozostałej dwójce chłopaków. Tylko że ja podeszłam do nich nie po to, by dołączyć się do ich rozmowy, ale żeby wyciągnąć coś od Zayna, korzystając z jego tymczasowej życzliwości i tego, że nie ma w pobliżu mojego chłopaka.
- On chyba jest niepoważny – stwierdził Niall. Wiedziałam, że mówi o Louisie. - Nie mogę uwierzyć, że wcześniej się nie zorientowaliśmy.
- Wiesz dobrze, że i tak trudno byłoby odróżnić jego zachowanie, nawet, jakby wziął – odezwał się Harry. - On często zachowuje się jak... skurwiel i... Cassandra – przerwał, kiedy mnie zauważył, ale machnęłam na to ręką.
- Nie przejmuj się. Akurat muszę zgodzić się z tym, że nie zawsze jest wyśmienicie. Gadajcie dalej, jakby mnie nie było. - Pokazałam gestem, by kontynuowali i wyszłam na taras.
- Daj jednego, co? - zwróciłam się do Zayna. - Nie paliłam od wczoraj, a nie zabrałam ze sobą szlugów – wytłumaczyłam, a on wysunął w moją stronę paczkę, z której zaraz wyjęłam papierosa, a gdy zobaczyłam, że chowa opakowanie do kieszeni i wyciąga zapalniczkę – włożyłam papierosa do ust, a wtedy on wyciągnął ku niemu rękę i zapalił.
Zaciągnęłam się głęboko i z ulgą wypuściłam dym z ust. Tego potrzebowałam, szczególnie po tym, czego wczoraj się dowiedziałam i przed tym, o czym mam gadać z moim chłopakiem. To w dużej mierze mnie uspokaja.
- Dzięki. Jakby Louis szedł to mi powiedz, okej? - poprosiłam go, wychodząc głębiej na taras.
- Spoko – mruknął. - A co? Boisz się, że cię zgani jak dziecko? Jesteś dorosła – przypomniał mi. - Poza tym, to nie jest karalne.
- To jemu to przetłumacz. Nie toleruje tego i każe mi to rzucać. Tylko że raczej to takie proste nie jest jakby się wydawało.
- Przecież sam pali. - Zmarszczył brwi. - Nie rozumiem, o co mu chodzi.
- Za to doskonale rozumiesz mnie, bo ja tego też nie pojmuję. - Rozłożyłam ręce na boki. - Twierdzi, że ja jeszcze mogę się uratować i mam całe życie przed sobą, a jemu już nic nie pomoże, więc według niego, on może palić, a ja nie. To jest właśnie jego zdanie na ten temat, dasz wiarę?
- Może on po prostu... Zaczekaj, chorujesz na astmę, ale palisz?
- Och, błagam cię. Nie bądź kolejną osobą, która robi mi wykłady, dobra?
- To w tym wypadku, nie dziwię się, że on karze ci przestać. Chcesz się zadusić na śmierć? - zapytał, sam zaciągając się papierosem.
- Jaki ty jesteś poważny – zadrwiłam z niego. - Ciekawe, co sami robicie?
- Jesteś chora – przypomniał mi ostrzej, jakbym sama w ogóle tego nie wiedziała. - Nie zdajesz sobie sprawy z tego, że...
- Może i jestem chora. Może i za 10 lat umrę, bo przez tą cholerną astmę i papierosy w jednym mogę już nie mieć płuc, ale nikt, a już w szczególności ty, nie będzie mnie pouczał, bo to moje życie. W rzeczywistości, już dawno zamierzałam ze sobą skończyć, ale jestem zbyt słaba, by to zrobić i jak widać, coś nie pykło – zaczęłam mówić coraz szybciej i bardziej nerwowo.
- Co ty pieprzysz, co? Ty naprawdę myślisz, że najlepiej byłoby, gdybyś umarła? - zapytał z szeroko otwartymi oczami, a ja popatrzyłam w stronę ogrodu.
- Nie powiedziałam, że wciąż zamierzam się zabić, więc się nie bój. Nie będę cię straszyć w koszmarach, może dopiero za 10 lat, po tym, jak się uduszę – wymamrotałam spokojnie.
- Mówisz, że boisz się o Louisa, bo ćpa, ale może to on boi się o ciebie, bo palisz – powiedział poważnie i wtedy na chwilę zamarłam.
W głowie coś mi się ułożyło i zapaliła jakaś lampka. Może i on ma rację? Co ja najlepszego robię? Chcę pouczać go o narkotykach, a sama palę. Co ze mną jest nie tak? Oczywiście, że wszystko.
Zaciągnęłam się ostatni raz dymem papierosowym, a potem zgasiłam niedopałek na deskach tarasu i strząchnęłam popiół na trawę.
- Nie było tej rozmowy, mnie tu nie było i ty nic nie widziałeś – powiedziałam ciszej, odwracając się w jego stronę. Zobaczyłam jego zmartwione spojrzenie i nagle ogarnęło mnie poczucie winy.
Może rzeczywiście powinnam przestać? To chyba będzie fair i względem mnie, i względem Louisa.
- Idę wstawić wodę na kawę, zanim Louis się zorientuje – dodałam i wyminęłam go, by wejść do domu.
Chyba rzeczywiście musimy z Louisem ustalić jakieś zasady. Tylko że to dla żadnego z nas nie będzie ani trochę proste. Może naprawdę trzeba coś zmienić i naprawić, póki jest jeszcze na to szansa? Tylko, czy sens jest próbować?
Wróciłam do kuchni i od razu wzięłam do rąk czajnik elektryczny, i nalałam do niego wody, a potem ustawiłam go na specjalnej podkładce, by mogła się zagotować. W między czasie wyjęłam z szafki dwa kubki – jeden czarny w białe, pionowe paski, drugi natomiast cały biały z napisem: 'Good things, take time'. Postawiłam oba naczynia na blacie i otworzyłam kolejną szafkę w celu znalezienia kawy. Przez te 3 tygodnie bycia z Louisem i przebywania tyle czasu w tym domu, zdążyłam się zorientować w wielu rzeczach, co i gdzie jest.
Natychmiast na moje usta wpłynął szeroki uśmiech, kiedy zobaczyłam opakowanie rozpuszczalnego cappucino. Wzięłam do rąk saszetkę oraz nieduże pudełko z kawą, a za chwilę nasypałam tych proszków odpowiednio do kubków, Louisowi dodając do tego jeszcze cukru, tak jak chciał.
Nim zdążyłam odstawić opakowania na ich poprzednie miejsca, poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie i przytula twarz do mojej szyi. Będąc przekonana, że to mój chłopak, cicho zamruczałam i odchyliłam głowę w bok, powoli zamykając oczy.
- Czuję papierosy – powiedział zachrypniętym głosem i wtedy czar prysł w momencie. - Paliłaś? - zapytał podejrzliwie, a ja westchnęłam i odsunęłam się od niego, przygotowana na nerwową rozmowę.
- To ja paliłem – usłyszałam głos Zayna, a gdy odwróciłam głowę, zobaczyłam, że wszedł do kuchni. - Stała tylko przez chwilę obok mnie. - Mrugnął do mnie porozumiewawczo, z bladym uśmiechem na twarzy i podszedł bliżej, by wyjąć z szafki kubek także dla siebie.
- Powiedzmy, że w to wierzę – mruknął szatyn, nie bardzo przekonany.
Nie odezwałam się i wzięłam do rąk czajnik, pokazujący, że woda już się zagotowała, co było widać po unoszącej się z niego parze i nalałam wrzątku do obydwu kubków.
- A to nie moje skarpety? - zapytał Louis po chwili.
Zerknęłam na niego, gdy spoglądał na moje stopy, a potem przeniósł wzrok na mnie, więc zwycięsko uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- Pożyczyłam, bo nie mam przecież nic na zmianę, a zimno mi w nogi. Kiedyś ci wszystko oddam, bądź cierpliwy. - Odstawiłam czajnik na jego poprzednie miejsce i oparłam się biodrem o blat.
- Skoro kiedyś oddasz, to pewnie niedługo zostanę bez połowy ubrań. - Uniósł brwi, chyba trochę oszołomiony tym faktem.
- Nie marudź. Powinieneś o mnie dbać, a nie jeszcze narzekać, kochanie – odpowiedziałam, mocno akcentując ostatnie słowo, na co pokonany i zrezygnowany pokręcił głową. Nie mam pojęcia, jak on dalej ze mną wytrzyma. - Co jemy?
- Nie wiem, czy cokolwiek jest w lodówce.
- Jesteś bogaty, a nie stać cię na jedzenie? - zażartowałam, na co on zmrużył oczy i usiadł przy wyspie kuchennej obok Zayna, który robił coś na telefonie, pijąc herbatę. Nie odzywał się i nawet na nas nie spoglądał. Zachowywał się, jakby w ogóle go tu nie było.
Podeszłam do lodówki, by ją otworzyć. W środku nie zobaczyłam prawie nic, oprócz kilku butelek z wodą i jakiś opakowań.
- Mówiłem, że pustki – mruknął chłopak za moimi plecami.
- Trzeba było zrobić zakupy – odpowiedziałam, biorąc dwa jogurty waniliowe z półki.
- Może potem pojadę to zrobić. Chłopaki też mogliby czasem pomóc – powiedział głośniej drugie zdanie, znacząco zerkając na Zayna, ale ten ani drgnął, zapatrzony w swojego smartfona. - Nie wiem, po co ja zapewniam im dach nad głową – wymamrotał pod nosem.
- Przypominam ci, że ja już tu nie mieszkam – odezwał się Zayn, na co Louis głęboko odetchnął.
- No, to przynajmniej jedna osoba mniej – mruknął szatyn. - Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytał mnie, wskazując na jogurty, które postawiłam przed nim i zaraz zaczęłam się rozglądać po kuchni.
- Nie wiem, ale tylko to z twojej lodówki przyda się na śniadanie, bo nawet mleka nie macie. Posiadacie jakieś płatki? - zapytałam, a on wstał i wyjął z szafki trzy pudełka. - Przynajmniej suchy prowiant macie...
- Są czekoladowe, miodowe i... zwykłe kukurydziane. I... właściwie to mieliśmy suchy prowiant, bo wszystkie płatki też są już na wyczerpaniu – odpowiedział, zaglądając do kolorowych pudełek. - No, to jak? Rozumiem, że robisz coś z niczego i improwizujesz, mam rację?
- Masz – przyznałam spokojnie, biorąc do rąk salaterkę z owocami. - Chodź, pokroimy owoce i wymieszamy je z jogurtem i płatkami.
- Lubię takie śniadania na słodko. - Objął mnie od tyłu i zaczął całować moje ucho, ale odchyliłam się i odepchnęłam go swoim tyłkiem.
- Kara wciąż obowiązuje – przypomniałam mu. - Nie zbałamucisz mnie.
- Ale chociaż dostanę coś do jedzenia – westchnął.
- Wykorzystujesz mnie – stwierdziłam.
- Jakbyś ty tego nie robiła. - Zaśmiał się.
- Chcesz, żebym przedłużyła karę? - Uniosłam prawą brew, a on się uspokoił.
- Podziękuję – mruknął, stawiając dwie miski przede mną.
Dopiero, gdy spojrzałam ponad naczynia, przypomniałam sobie o obecności milczącego Zayna. Dziwny czasem jest ten człowiek.

***

Obudziłam się wypoczęta bardziej niż byłam jeszcze rano i bardzo cieszyłam się, że Louis nie miał nic przeciwko, i pozwolił przespać mi się u nich tą godzinkę. O siedemnastej padałam już dosłownie z nóg, co nie uszło uwadze mojego chłopaka i w sumie, to on sam wygnał mnie do łóżka i nie było żadnej opcji, by powiedzieć 'nie'.
Przebudziła mnie muzyka grana na fortepianie. To nie była w żadnym wypadku namolna czy denerwująca melodia, a wręcz przeciwnie – spokojna, nastrojowa i przyjemnie jej się słuchało, kiedy miało się przytulony policzek do poduszki.
Zrzuciłam z siebie koc i zsunęłam się z łóżka. Kierowana dźwiękami muzyki, wyszłam z sypialni szatyna. Z każdym krokiem zbliżającym mnie do salonu, melodia była głośniejsza i wyraźniejsza. Wydawała się być rajem dla moich uszu. Bardzo podoba mi się gra Louisa i jestem pewna, że to on siedzi w tej chwili przy fortepianie i wygrywa te piękne dźwięki. Może dla innych byłoby to dziwne, ale naprawdę porywało mi te serce i zachwycało, byłam oczarowana tym, co wychodziło spod jego poruszających się po klawiszach palców.
I nie myliłam się, bo kiedy dotarłam do salonu, zobaczyłam sylwetkę chłopaka siedzącego przy dużym instrumencie. Cicho podeszłam do niego od tyłu. Wyglądał, jakby był zahipnotyzowany samą grą, jakby był tylko ten fortepian. Był tak skupiony na melodii, że nie zauważył, gdy stałam zaraz obok. Usiadłam na ławeczce tuż przy nim, nie chcąc mu za bardzo przeszkadzać, ale gdy zorientował się, że nie jest sam, nagle przestał grać.
- Obudziłem cię – powiedział, raczej stwierdzając niż pytając, po tym, jak przeniósł swój wzrok na mnie.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową, którą oparłam za chwilę na jego ramieniu.


- Lubię, gdy grasz. Proszę, kontynuuj – poprosiłam go, kładąc rękę na jego dłoni. - Zaśpiewaj mi coś. Pamiętasz? Obiecałeś, że będziesz mi grał, gdy będę tego chciała. - Potarłam jego palce.
- Powiedziałbym raczej, że to ty tak zarządziłaś, ale skoro tak zapamiętałaś to niech ci będzie – odpowiedział miękko, przez co nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Uniósł rękę, którą zgiął w łokciu tak, aby pogłaskać mnie po policzku, a po chwili zaczął grać wcześniejszą melodię, dołączając potem do tego swój głos.
'So just give it one more try / więc spróbuj jeszcze raz
to a lullaby / z kołysanką
and turn this up on the radio / i pogłoś ją w radiu
if you can hear me now / jeśli mnie teraz słyszysz
I'm reaching out to let you know that you're not alone / chcę, żebyś wiedział, że nie jesteś sam
And you can't tell / I nie możesz powiedzieć
'I'm scared as hell' / 'Jestem cholernie przerażony'
cause I can't get you on the telephone / bo nie odbierasz telefonu
so just close your eyes / więc po prostu zamknij oczy
well honey here comes a lullaby / skarbie, to kołysanka
Your very own lullaby...' / twoja własna kołysanka... *
Nastał moment ciszy, której nie chciałam przerywać, bo w głowie nieustannie odtwarzałam piosenkę i obraz dłoni Louisa, przemieszczających się gładko po kolejnych klawiszach.
- Nie podobało ci się, prawda? - zapytał trochę przygaszony, na co od razu podniosłam głowę i na niego spojrzałam. - To nic, wiem, że nie potrafię śpiewać, więc nie przeszkadza mi, co o tym myślisz.
- Co ty w ogóle gadasz, co? Śpiewasz przepięknie i nie mam pojęcia, dlaczego tak nisko się oceniasz. Kocham twój głos.
- Kurwa, co to za przestępca, który chce udawać śpiewaka? - prychnął ze śmiechem. - Zamiast być tak samo groźny jak 3 lata temu, to nieźle zmiękłem, nie? W dalszym ciągu powinien siać postrach.
- A mi się podoba taki miękki Louis. - Uśmiechnęłam się w jego kierunku. - W takim się zakochałam. Nie lubię tego wrednego dupka, którego zbyt często przy mnie pokazujesz. Nie chodzi mi o stronę kryminalną, bo to inna sprawa. Lubię, gdy po prostu jesteś miły dla innych i inne te pozytywne rzeczy.
- Wciąż się staram, by być lepszy. Nie widzisz?
- Widzę. - Pokiwałam głową, a on pochylił się, by mnie przytulić. Jednak, gdy jego ramiona oplotły się wokół mnie, mimowolnie głośno syknęłam, krzywiąc się z bólu, a on od razu się odsunął.
- Co jest?
- Wszystko mnie boli. Mam zakwasy po tym wczorajszym bieganiu.
- Chodź na kanapę, rozmasuję ci – zaproponował, więc powoli wstałam. - Co cię boli? - zapytał, gdy szliśmy do sofy.
- Mówię, że wszystko – jęknęłam, kładąc się na brzuchu na miękkim meblu. - Ramiona, plecy, łydki... ale chyba też źle spałam, bo szyja mnie tak napiernicza jak nigdy. Proszę, rozmasuj mi ją – powiedziałam, kiedy usiadł na ławie obok mnie.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. - Zmarszczył czoło. - To szyja, mogę cię udusić – odpowiedział niepewnie, ale jednak położył dłoń na moim karku i powoli zaczął masować.
- Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy – wyszeptałam, kiedy bardziej wczuł się w ruchy.
Zwykle jest przy mnie delikatny i cała ta jego siła gdzieś odlatuje. Niekiedy traktuje mnie jak porcelanową laleczkę. Ale to mi się właśnie podoba, znalazłam kogoś, kto o mnie dba i się troszczy jak o ósmy cud świata.

***

*Louis*

Po jakiejś pół godzinie masażu ciała mojej dziewczyny, ona teraz siedzi z nogami rozłożonymi na moich udach, a ja kończę rozmasowywanie jej łydek. I chyba nie robię tego źle, bo już jakiś czas temu przestała tak bardzo jęczeć z bólu jak na początku.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? - wymruczała, przytulona do oparcia kanapy.
- Beze mnie też być przeżyła – mruknąłem nieświadomie, a wtedy ona zabrała ze mnie nogi. - No co?
Spojrzałem na nią. Podkuliła nogi pod brodę i przeniosła wzrok na podłogę.
- Może właśnie bym nie przeżyła? - wymamrotała nie patrząc na mnie. - Jesteś jedną z nielicznych osób, przy których jestem szczęśliwa i może nie chcę cię stracić? Może nie chcę, żebyś się krzywdził, żebyś ćpał? - mówiła cicho, a w jej głosie słyszałem rozpacz.
- Czyli nadszedł czas na tą rozmowę, prawda? - Głęboko odetchnąłem.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego to sobie robisz? Mi to robisz? Chcesz tak łatwo i tak szybko zostawić mnie samą?
- Cassandra, to nie o to chodzi...
- To o co? Możesz mi wyjaśnić? Chcesz się zaćpać na śmierć? Przecież...
- Nie ćpam cały czas, kontroluję to – przerwałem jej, zaczynając się denerwować.
- Przypomniałam sobie, co kiedyś mi mówiłeś. Przypomniałam sobie, jak mówiłeś, że ćpasz kilka razy w miesiącu, ale nic mocnego. Narkotyki dożylne to nic takiego? Jak często bierzesz? Powiedz teraz prawdę, nie okłamuj mnie.
- Po większości akcji, przede wszystkim tych z bandą Jonesa. I... też, kiedy nie wytrzymuję już psychicznie. Nie biorę częściej niż co tydzień, to ci mogę przyrzec.
- Jesteś uzależniony, Louis – powiedziała, spoglądając na mnie. W jej oczach zobaczyłem stojące łzy. - Dlaczego nie zareagowałam, kiedy mówiłeś mi o tym jakiś czas temu? Dlaczego nie zwróciłam na to większej uwagi? Musiałam dopiero zobaczyć to na własne oczy, żeby zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. I żałuję, że nie zareagowałam wcześniej. Bierzesz regularnie.
- Nie powiedziałem, że biorę co tydzień. Powiedziałem, że nie więcej niż raz w tygodniu, a to jest różnica – poprawiłem ją. - Czasem nie biorę 2-3 tygodnie.
- Ale wciąż ćpasz. Powiedz mi, dlaczego to robisz? Tak ci jest źle?
- Mówiłem ci o tym już kiedyś, sama wiesz. Ćpam, bo mam za dużo problemów. Mam firmę i gang na głowie. Codziennie jestem pod presją, że albo stracę wszystko, albo w końcu dorwą mnie i zabiją. Przeszłość też zbyt bardzo daje mi o sobie znać i już nie wytrzymuję. Narkotyki dają mi siłę, by nie zwariować do końca.
- To nie jest dobre...
- Nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz – przerwałem jej odrobinę za ostro. - Ty nigdy nie przeżyłaś tego, czego ja doświadczyłem. Nie życzę nikomu tego, co spotkało mnie. - Powoli zaczynałem się łamać.
- Co przeżyłeś? O tym też mi nie powiesz, prawda?
- Proszę, nie zaczynaj – ostrzegłem ją, zamykając oczy.
- Louis... nie chcę, żebyś ćpał, bo boję się o ciebie, ale... czy ty nie chcesz, żebym paliła, bo...
- Bo to ja się o ciebie boję – przerwałem jej, a ona wyglądała, jakby połączyła jakieś fakty. - Tak, i to cholernie, bo nie wyobrażam sobie, by być tu teraz bez ciebie.
- A ja nie chcę stracić kolejnej osoby, którą kocham – powiedziała ciszej.
- Kolejnej? - szepnąłem, marszcząc brwi, a ona przyłożyła dłoń do czoła.
- Nie chcę o tym mówić.
- To chyba oboje za dużo ukrywamy, co? - westchnąłem.
- Możemy coś uzgodnić, jakieś zasady?
- W jakim sensie?
- Spróbuję... rzucić palenie, jeśli ty przestaniesz ćpać – zaproponowała, a mi włączyło się intensywne myślenie. Ona naprawdę tego chce...?
- A jeśli któremuś z nas się nie uda? - zapytałem cicho, zwieszając głowę.
- Musi... - odpowiedziała jeszcze ciszej.
Przełknąłem głęboko ślinę, bawiąc się palcami dłoni. Byłem trochę tym zagubiony, a jednocześnie niezdecydowany. To była trudna decyzja, oznaczająca wielką zmianę, ale ostatecznie, po minutach ciszy, pokiwałem głową, nie będąc pewien, czy ona to zobaczyła.
- Postaram się... dla ciebie, bo nie chcę cię stracić. Ale to nie oznacza, że od razu to rzucę, to nie będzie łatwe.
- Oboje jesteśmy dla siebie po to, by się wspierać, tak? - Przysunęła się bliżej i przytuliła mnie, a ja ponownie pokiwałem głową. - Musimy siebie nawzajem kontrolować
- Muszę przygotować się na to psychicznie – westchnąłem. - Czeka nas oboje zmiana.
- Tak będzie lepiej. Dla nas obojga. - Wtuliła głowę w moją szyję, a ja oplotłem ją ramionami i trwaliśmy w tej pozycji przez kilka kolejnych minut.
- Czy ja nie mogę być twoim narkotykiem? - zapytała w końcu.
- Od dawna już nim jesteś. - Uświadomiłem ją i pocałowałem. - Chcesz coś obejrzeć, zanim wrócisz do domu? - zapytałem w jej włosy.
- Ale ja wybieram – odpowiedziała po chwili, odsuwając się ode mnie.
Spojrzałem na nią i głośno jęknąłem, zamykając oczy i odchylając głowę.
- Pewnie wybierzesz jakiś romans.
- No wiesz, mogę też już wracać do domu i obejrzeć to u siebie.
- Nie ma mowy. Oglądamy coś fantasy.
- Nie chcę dziś fantasy. Chcę romans albo komedię romantyczną.
- Czuję się jak zmuszony do tego – wymamrotałem pod nosem i wstałem z miejsca. - To wybierz coś, póki nie zmieniłem zdania. Idę zrobić popcorn – dodałem i natychmiast usłyszałem jej pisk.
- Dziękuję – powiedziała rozradowana, szczerząc się od ucha do ucha, więc posłałem jej lekki uśmiech i odszedłem do kuchni.
Zastałem w pomieszczeniu Nialla i Liama, co było do przewidzenia, że ktoś tu jest, zważając na dom pełen ludzi.
- Hej, Tommo, nie mów, że będziecie oglądać romantyczne filmy – usłyszałem głos Liama, kiedy podszedłem do szafki.
- Może będziemy – mruknąłem. - Widzę, że podsłuchiwaliście.
- Nie – prychnął Liam, na co przewróciłem oczami. - Usłyszałem fragment...
- Ta, jasne. Nie wpieprzajcie nosa w nie swoje sprawy, dobra? - powiedziałem nadzwyczaj spokojnie, wkładając opakowanie z popcornem do mikrofalówki.
- Dlaczego to robisz? Serio chcesz oglądać te ckliwe filmy dla bab? - zapytał tym razem Niall.
- Nie – odpowiedziałem krótko i na temat.
- To dlaczego...
- Lubię, gdy jest szczęśliwa. Kiedy ona jest, ja też jestem. Robię to tylko dla niej. Kocham ją.

***

*Cassandra*

Co do mojej rozmowy z Lousiem, potwierdziła się teoria Zayna, że Louis nie chce, żebym paliła, bo się o mnie boi. Krótko po ustaleniu tego, ze oboje coś rzucamy, uświadomiłam sobie, że nie wiem, jak ja mam zamiar to zrobić. Wiele razy próbowałam i jak doskonale widać – za żadnym nie wyszło. Będę musiała więc bardzo mocno się postarać, by w końcu przestać palić albo zmuszona będę nauczyć się dobrze kłamać i ukrywać, że wciąż jestem uzależniona od fajek. Mam dwie opcje i nie jestem w ogóle ani pewna, ani zdecydowana, co mam robić. Najważniejsze to to, żeby Louis przestał ćpać, mną... na dobrą sprawę można byłoby zająć się później. Tylko że to wtedy nie będzie za bardzo fair.
- Masz wolną niedzielę? - zapytał mnie Louis, nie odwracając wzorku od drogi.
Lało jak nigdy i w dodatku zaczynała się pojawiać mgła. Jest późno, dopiero wracam do domu, a raczej mój chłopak mnie odwozi. Wiem, że brał wczoraj narkotyki, ale minęła już ponad doba, a on zachowuje się normalnie, więc widać dość dobrze po nim, że przestały chyba już działać. Musiał wziąć niedużą dawkę, inaczej na pewno zachowywałby się inaczej.
- Emm... Powinnam odwiedzić w końcu mamę i dzieciaki. Znów ostatnio u nich nie byłam i źle się z tym czuję.
- Cóż, to raczej przeze mnie, bo bardzo dużo czasu spędzamy ze sobą.
- Jesteśmy razem, więc to chyba normalne, prawda?
- Masz rację – westchnął. - Tylko że jutro znów się nie zobaczymy, bo mówiłaś, że musisz pójść do firmy.
- Trochę zaniedbałam swoje obowiązki. Będę jutro to nadrabiać. A ty nie powinieneś być w swojej firmie?
- Robię dużo rzeczy w domu, ale chyba przydałoby się też tam pojawić. - Zaśmiał się. - Co ty taka dziś ospała?
- Jestem zmęczona, po prostu. Jak wiesz, nie spałam przez pół nocy. Teraz w sumie położyłabym się już spać, zaraz nowy dzień.
- To prawda, jest już późno – zgodził się ze mną, spoglądając na chwilę na ekran, na którym wyświetlała się godzina 23:27. - Może powinienem odwieźć cię wcześniej? Przynajmniej byś się wyspała do pracy.
- Nie muszę wstawać z samego rana – przypomniałam mu, a wtedy on odwrócił głowę i uśmiechnął się do mnie.
Autem nagle zarzuciło, a ja poczułam, jak pas się na mnie zaciska, przez co na chwilę straciłam oddech.
- Wszystko w porządku? - zapytał niespokojnie, odzyskując panowanie nad kierownicą.
- T-tak. - Złapałam się dłonią za gardło, robiąc głębsze wdechy. - Tylko patrz wciąż na ulicę, okej? - poprosiłam, ale on nie odpowiedział.
Czułam, że szybko jedziemy, a autem zaczyna bardzo rzucać na boki. Spojrzałam na chłopaka, ale on zaciskał mocno palce na kierownicy, skupiony wyłącznie na utrzymaniu samochodu na drodze.
- C-co się dzieje? - zapytałam przestraszona.
- Nie wiem. Nie panuję nad autem, ślizga się w każdą stronę. Nic nie widzę przez tą mgłę.
- Zwolnij – nakazałam drżącym głosem, prostując się na siedzeniu.
- Nie mogę – odpowiedział ostro. Mogłam dostrzec, że nerwy zaczynają mu puszczać.
- Zatrzymaj się – powiedziałam głośniej niż zamierzałam.
- Cholera jasna, nie mogę, rozumiesz?! Hamulce nie działają! - krzyknął, a mi serce się zatrzymało, do oczu momentalnie napłynęły łzy.
- Że co?! Louis, zrób coś!
- A myślisz, że co teraz, kurwa, robię?! - wydarł się na mnie, a ja wbrew swojej woli się rozpłakałam.
Zakryłam usta dłonią, zaczęłam dławić się łzami, jednocześnie mocno trzymając się fotela.
- Uspokój się! - krzyknął widocznie zdenerwowany, ale to w niczym nie pomogło.
- Nie chcę zginąć!
- Nie umrzemy dziś, do cholery!
W tej samej chwili z naprzeciwka rozbłysły białe lampy nadjeżdżającego pojazdu. Zaczęłam się w myślach modlić, kiedy auto Louisa przerzuciło na drugi pas, a on sam nie był w stanie tego opanować. Złapałam się drzwi auta, gdy niebezpiecznie zbliżaliśmy się do nadjeżdżającego pojazdu.
Wszystko w ciągu kilku sekund nagle stało się białe od świateł. Poczułam, jak mocno w coś uderzamy, a moja głowa obija się o coś twardego. Wszystko natychmiast się zatrzymało, a przed oczami stanęła mi kompletna ciemność.
-
Kocham cię... - było ostatnim, co usłyszałam...

***
*'Lullaby' Nickelback
___________________________________
Wiem, że pewnie każdy, kto to czyta, chce mnie teraz zabić za tą końcówkę i w ogóle się nie dziwię.
Ale to nie jest koniec! Kolejny rozdział się pojawi, nie bójcie się, ale nie zdradzę, co w nim będzie. I niestety, nawet nie wiem, kiedy ten rozdział się pojawi, bo prawdopodobnie nie będę miała za dużego dostępu do komputera w te wakacje. Liczę na to, że za 2 tygodnie wrzucę coś tutaj, a wy wciąż tu będziecie.
/Perriele rebel