*Cassandra*
- Myślałeś kiedyś, że to się powtórzy? Że znów będziemy w
Nowym Jorku? - zapytałam szatyna, gdy krążyliśmy po jednym z
nowojorskich parków.
Wiedziałam, że nic nie pamięta z tego miasta, tylko mnie, ale
zapytałam. Sam przyznał, że pamięta, iż jedynie ja tu byłam i
nic więcej. Niemożliwe, by do końca tak było, ale nie będę
ciągle o to pytać, aby on się niczego nie domyślił. Tylko
dlaczego cały czas robię coś, żeby właśnie było odwrotnie?
Przecież ja tego nie chcę.
- Razem? - zapytał, zatrzymując się, a ja przytaknęłam. - Nigdy –
odpowiedział po chwili ciszy, delikatnie się uśmiechając i
ruszył dalej, a ja uczyniłam to samo.
Konferencja się skończyła, zbliża się wieczór, a on wyciągnął
mnie do parku. Po co? Jak on to powiedział: by powspominać. Tylko
co tu jest do wspominania, jeśli nic się nie pamięta? Wiem,
powtarzam się, ale coś mi tu nie gra, zachowuje się dziwnie. Co on
chce wspominać? To niedorzeczne. Pamięć nagle mu nie wróci. O ile
kiedykolwiek zapomniał... A sądzę, że jednak tak się stało, bo
czasem, gdy przypadkowo, nieświadomie nawiązuję do tematu, on
kompletnie nie wie, co ja mam na myśli i to jest dla mnie
wystarczające potwierdzenie. Chyba, że tak dobrze udaje...
Dla mnie jest łatwiej, gdy nie pamięta. Nie jestem i nigdy nie będę
gotowa, aby cokolwiek mu powiedzieć. Dlatego też, już dawno temu
postanowiłam, że zachowam to dla siebie. Żeby gorzej nie zakłócać
jego życia i żeby... Wiem, że gdybym mu powiedziała, jest duże
prawdopodobieństwo, że nie uwierzyłby mi. Opcja milczenia jest
bezpieczniejsza.
- Powiesz coś w końcu? - zapytałam wzdychając.
- Przecież mówię cały czas. - Zaśmiał się, a ja pokręciłam
głową.
- To ty od początku miałeś prowadzić tą konferencję. Wiedziałeś
o tym. Dlaczego mnie zaprosiłeś? - zadałam kolejne pytanie.
- Spodziewałem się, że o to zapytasz.
- Dziwisz mi się? Chcę wiedzieć. To tak trochę jakbyś mnie
okłamał – zauważyłam, a on ponownie przystanął i spojrzał
na mnie.
- Lepiej to by brzmiało, gdybyś powiedziała, że ukrywałem prawdę.
Nie okłamałem cię w tym, Cassandra – odpowiedział łagodnie.
- To dlaczego nie wiedziałam, że to twoja konferencja? - ponownie
zapytałam z lekkim wyrzutem.
- Nikt nie wiedział, zawsze tak jest. Jeśli kogoś zapraszamy, nie
mówimy, że chodzi o mnie. Względy bezpieczeństwa, przecież sama
to rozumiesz. Mówiłem ci to już dziesiątki razy. Wszystko, co
związane ze mną i firmą jest tajemnicą – tłumaczył powoli,
ale wcale nie był poirytowany moim pytaniem czy coś w tym stylu.
Po prostu chciał mi to normalnie wytłumaczyć.
- Ale mi mogłeś powiedzieć, przecież się przyjaźnimy –
odpowiedziałam spokojnie, na co jego oczy nagle zabłyszczały, a
uśmiech się poszerzył.
- Czyli jednak się przyjaźnimy?
- Och, a ty znowu z tym – jęknęłam, zakrywając dłonią pół
twarzy. - Nie mówiłam, że nie. A przynajmniej ostatnio.
- No wiesz, trudno jest cię rozgryźć. - Wzruszył ramionami z
uśmiechem.
- Dobrze, już rozumiem. Mam to przyznać tu przed tobą, tak?
- Miło by było.
- Okej, przyjaźnimy się – powiedziałam pewnym siebie głosem. -
Już ci się podoba? W takim razie kontynuujmy poprzedni temat. -
Zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam, a gdy otworzyłam je z
powrotem, mówiłam dalej. - Mogłeś powiedzieć mi o konferencji.
Dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Mogłem – przyznał, przenosząc wzrok ze mnie w bok. Z jego ust
wciąż nie schodził szeroki uśmiech, jakim mnie obdarzał. -
Chcesz znać prawdę?
- Dlatego pytam. Oczywiste, że chcę – odparłam szybko.
- Nie powiedziałem ci, bo chciałem zrobić ci małą niespodziankę.
Zobaczyć twoją minę, twój uśmiech, gdy wejdę do sali, no
ale... cóż... spóźniłaś się, więc nie mogłem zrobić dobrego
wrażenia. - Zaśmiał się cicho.
- Na ogół się nie spóźniam – mruknęłam, wtrącając, ale na
to nie odpowiedział.
- Pomyślałem, że fajnie byłoby wrócić do tego miasta z tobą,
więc pierwszy raz zaprosiłem twoją firmę i wiem, że nie
straciłem na tym. - Ponownie spojrzał na mnie. - Ale wiem też, że
gdybyś dowiedziała się, że to ja będę kierować tym
spotkaniem, zapewne byś nie przyleciała – stwierdził, układając
usta w wąską kreskę.
- Możliwe – odpowiedziałam, unikając jego wzroku. - Aż tak
bardzo zależało ci na tym, bym była tu dziś z tobą? - zapytałam
podejrzliwie.
- Zanim odpowiem ci... to mam dla ciebie jedną propozycję. - Uniósł
palec wskazujący.
- Co tym razem?
- Pamiętasz ten dzień, gdy Harry oblał cię herbatą i brałaś
prysznic, a kiedy wychodziłaś, to zderzyliśmy się i
prawdopodobnie zobaczyłaś jedną z kartek? - zapytał, a ja
przytaknęłam, powracając myślami do tamtego wydarzenia. - A
pamiętasz, co pisało na tej kartce? - Uniósł brew z uśmiechem.
- Jakiś projekt... nie wiem, nie doczytałam do końca, bo wyrwałeś
mi to z rąk. Poza tym, nie pamiętam za dużo, to było dawno.
- To był projekt, który został właśnie dziś na konferencji
zaprezentowany i który wczoraj wraz z Kelly i Harrym świętowaliśmy
na imprezie – odparł, a mi opadła szczęka. Wszystko zaczęło
się ze sobą łączyć. - Wiesz już, czemu wkurzyłem się o to,
gdy zaczęłaś czytać? Wiedziałabyś o wszystkim, że tak powiem
'przedpremierowo'. - Zrobił palcami charakterystyczny gest,
pokazując, w którym miejscu ma być cudzysłów. - To największy
projekt ostatnich miesięcy. Wchodzimy na rynek z kompletnie czymś
nowym.
- To było tajne... - powiedziałam lekko w szoku. Zrozumiałam, o co
chodziło. - Gdybym się dowiedziała, miałbyś zagrożony projekt
– dodałam.
- Dokładnie – przyznał, kiwając głową. - To teraz ta moja
propozycja. Miałaś włamanie u siebie w wieżowcu. Pamiętam to,
bo posądzałaś mnie o okradzenie jednego z mieszkań. Co było
kompletnym absurdem i jeszcze raz zaznaczam, że to nie byłem ja,
ale nie o tym teraz. Twój system zabezpieczeń w budynku zawiódł,
a czy od tamtej pory go zmieniałaś?
- Jeszcze nie, nie mam czasu, zapomniałam o tym. Budynek cały czas
funkcjonuje jeszcze na starych zabezpieczeniach.
- W takim razie, myślę, że wiesz, co chcę powiedzieć – odparł,
a ja patrzyłam na niego, jednak nie rozumiejąc nic, więc on
westchnął, gdy zobaczył, że nic nie zaczaiłam. - W najbliższym
czasie przyślę ludzi z mojej firmy i założą ci nowy system
zabezpieczeń, jeden z tych, które dziś przedstawiałem.
- Co? Nie! - Szybko zaprotestowałam.
- Co: nie? - Zaśmiał się. - Tak, a nie: nie.
- Nie możesz. To za dużo.
- Nie dla mnie. Pieniądze to nie problem, a skoro to będzie z mojej
firmy, to i tak za nic nie płacę, ty też nie.
- Nie, Louis, nie...
- Przestań się ze mną kłócić, przecież wiesz, że i tak to
zrobię, więc koniec tematu.
- Mówiłeś, że to propozycja, a ja nawet się nie zgodziłam.
Wybrałeś za mnie. - Powoli zaczęłam się denerwować.
- Ups... Zły dobór słów, mój błąd. - Uśmiechnął się
złośliwie.
- Zabiję cię, Tomlinson – wycedziłam przez zęby.
- Dobra, dobra, zapomnij na razie o tym temacie. Powrócimy do niego w
Londynie.
- Nie, nie powrócimy – upierałam się przy swoim.
- Tak, tak. - Pokiwał głową.
Wspomnę o tym, że cały czas staliśmy na środku chodnika i nawet
się nie ruszyliśmy.
- Idziemy dalej, Miller. - Objął mnie ramieniem, chcąc pójść
dalej, ale zatrzymałam go, a on spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Nie, nie idziemy.
- A to czemu? - teraz to on zapytał, nie kryjąc swojego zdziwienia.
- Miałeś odpowiedzieć mi na pytanie, więc nie unikaj odpowiedzi.
Dlaczego tak bardzo zależało ci, żebym teraz tu z tobą była? -
zapytałam ponownie o to samo.
- Chciałem... chciałem powspominać tamte czasy. - Zerwał ze mną
kontakt wzrokowy, ale po chwili spojrzał mi głęboko w oczy. -
Pooglądać stare miejsca, spędzić tu trochę czasu. Z tobą. -
Podkreślił łagodnie ostatni wyraz. - I...
- Coś ukrywasz, widzę to – przerwałam mu. - Chcę wiedzieć co.
- Muszę w końcu o czymś ci powiedzieć, dłużej nie dam rady kryć
tego w sobie. Wykańcza mnie to ciągłe unikanie tematu, a powinnaś
wiedzieć, bo zależy mi na tym. Zależy mi na tobie – mówił, a
ja nie dowierzałam jego słowom.
- Jak to ci na mnie zależy? - wydukałam, ale on jakby tego w ogóle
nie usłyszał.
- Kłamałem. Kłamałem na temat Stanów. Pamiętam wszystko, co tu
się wydarzyło. Pamiętam wszystko, co zaszło między nami i nigdy
nie zapomniałem – wyjawił.
- Co takiego?! - krzyknęłam, a moja ręka nieświadomie uniosła się
do góry i zderzyła się z jego policzkiem. Dopiero po chwili
dotarło do mnie, co ja takiego zrobiłam.
- Ała! Za co to?! - Złapał się za bolące miejsce.
- Okłamałeś mnie! - krzyknęłam żałośnie. - Jak mogłeś to
zrobić?!
- Musiałem to zrobić, tak było lepiej! Miałem nadzieję, że nie
będziesz o tym mówić, gdy powiem, że nic nie pamiętam. Zrozum
to, miałem swoje powody. Tamtego czasu miałem problemy, a gdy ty
gadasz o Stanach, to cały czas to do mnie powraca.
- To ciebie nie usprawiedliwia. Mogłeś powiedzieć mi, bym przestała
o tym mówić.
- Mogłem, ale czy by to coś pomogło? Znam cię i wiem, że wciąż
byś o tym mówiła.
- Może... - zawahałam się nad odpowiedzią.
- A dlaczego to tobie zależało, bym to pamiętał, co? - zapytał
niespodziewanie, trafiając tym w mój czuły punkt.
Zamknęłam oczy i mocno ścisnęłam szczękę. Po co ja non stop
gadam o Stanach? To teraz mam. Mogłam się spodziewać, że prędzej
czy później zapyta o to, ale ja zamiast w końcu się zamknąć, to
cały czas drążę temat. Nie dziwne, że w końcu zapytał. Tylko
teraz, co zrobić mam ja? Przecież nie powiem mu całej prawdy tu i
teraz. To na pewno nie zaprowadziłoby nas w dobre miejsce w tym
momencie. Prędzej ja bym się rozpłakała, a on mnie wyśmiał lub
wkurzył się na maksa. Z naszej rozmowy byłoby tyle i za daleko by
zapewne nie doszła.
- Bez powodu – odpowiedziałam, zaczynając odrobinę się
denerwować.
- Bez powodu? - prychnął. - A ja właśnie myślę, że jakiś jest.
Więc, co teraz ty ukrywasz przede mną? - zapytał, a ja poczułam,
jak serce przyspiesza mi z nerwów, a moje ciało przechodzą
dreszcze.
Przestań pytać, proszę. Albo ja za chwilę tu zemdleję, albo
ucieknę, co do mnie jest niepodobne. No dobra, po części
niepodobne, bo kto zna mnie dogłębnie, wie, że zapewne tak bym
postąpiła. A dogłębnie mało kto mnie poznał.
- Nic – odpowiedziałam krótko, wcale nie licząc, że to wystarczy.
Bo wszyscy wiemy, że nie wystarczy.
- Ja powiedziałem ci, co ukrywam, a ty nie możesz? To nie jest
sprawiedliwe wyjście. Wymagasz czegoś ode mnie, a sama robisz
odwrotnie i po prostu milczysz. Cholera, ty zaczynasz ukrywać
przede mną coraz więcej.
- Jakby nie patrząc, ty robisz dokładnie to samo – uświadomiłam
mu.
- Ale jednak coś ci wyjawiłem! - Podniósł ponownie na mnie głos.
- Ale to, co ukrywam ja, jest kompletnie inne! - krzyknęłam, bo
emocje wzięły nade mną górę. Jest coraz gorzej.
- Czyli jednak czegoś mi nie mówisz – stwierdził po chwili ciszy,
a ja zamknęłam oczy i pokręciłam głową, chcąc odgonić
wszelkie myśli o tym, co teraz zamieszkuje moją głowę. O tym, co
boli na samo wspomnienie.
- Proszę cię, przestań – odpowiedziałam drżącym głosem,
powoli otwierając oczy.
- Dlaczego? To teraz ja mam prawo wiedzieć, sprawa tyczy się też
mnie.
- W tym mieście stało się coś, co zniszczyło mnie na resztę
życia i będę cały czas o tym pamiętać, bo nie wyjdzie mi to z
głowy, a ty swoimi pytaniami tylko mnie dobijasz – powiedziałam
żałośnie.
- Czy ty siebie słyszysz? - zapytał, nie dowierzając. - To ty od
samego początku wpychasz temat Stanów do naszych rozmów. Zastanów
się jeszcze raz, czyja to wina, bo ja nie zrobiłem nic, żeby o
tym gadać. Uwierz, że też wolę nie pamiętać i zapomnieć w
końcu, ale wiem, że się nie da. Dlatego ty teraz masz mi
powiedzieć, o co chodzi – nakazał stanowczo.
- Jeśli myślisz, że coś pisnę, to słono się mylisz –
parsknęłam.
- W takim razie, będę zadawać pytania, dopóki się nie dowiem. -
Upierał się przy swoim.
- Zrozum, że nie chcę o tym rozmawiać. - Znów zaczęłam podnosić
głos.
- Ale mnie to w tym momencie nie obchodzi – odparł.
Spojrzałam w jego oczy, które zrobiły się ciemniejsze i
zorientowałam się, że on patrzy na mnie cały czas.
- Przestań. - Chciałam by się zamknął chociaż na kilka minut.
- Chodzi o tamten gang i naszą ówczesną współpracę z nami?
- Nie. - Głęboko odetchnęłam.
- O tą rudą, która przyjęła cię do gangu?
- Nie, nie chodzi o żaden gang – powiedziałam głośniej.
- Czyli to ma związek z tym, co wtedy między nami się działo? -
zapytał, a ja na chwilę zamilkłam.Popatrzyłam na niego i nie
mogłam wydusić słowa.
- N-nie ma... - wyjąkałam zduszonym głosem.
- Kłamiesz. Ma. Widzę to po tobie i to ma związek z nami.
- Nie ma! - krzyknęłam. - Zamknij się w końcu!
Podeszłam bliżej i złapałam go mocno za koszulę, a potem, nie
wiem, jak to się stało, przyległam do niego ustami. Nie panowałam
nad tym, co się działo. Nie kierowałam się rozsądkiem, nie
myślałam już w ogóle. Jedyne, co siedziało mi w tej chwili w
głowie to to, że moje usta spotkały się z jego ustami, że wcale
się nie opierał, że całował mnie z namiętnością, szerzej
rozchylając usta i nie chciał przestać. A ja ogarnęłam się
dopiero po kilku sekundach i oderwałam się od niego, orientując
się, co ja najlepszego zrobiłam.
Co ja wyrabiam? Idiotka, popieprzyło mnie jeszcze bardziej! Dlaczego
ja to zrobiłam? Dlaczego moje serce wybrało za mnie i nie pozwalało
przestać? Dlaczego nie mogłam nad tym zapanować? I dlaczego mi się
podobało...?
- Co to było? - zapytał cicho Louis, patrząc zszokowany w moje
oczy. Jego nie były już ciemne jak noc, wręcz przeciwnie,
błękitne i piękne jak ocean.
- J-ja... p-przepraszam, zapomnij, że to się wydarzyło. - Zaczęłam
powoli się cofać, nie zdejmując z niego wzroku. - T-to... nie
powinno się nigdy wydarzyć, to przypadek.
- Przypadek? Pocałowałaś mnie...
- Zapomnij o tym, dobrze? Zapomnij, że coś takiego miało miejsce –
mówiłam, odchodząc.
Szybkim krokiem zmierzałam ku wyjściu z parku, ale w połowie drogi
zatrzymałam się i zaczęłam przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu
papierosów i zapalniczki. Gorzej popieprzyć dziś mnie nie mogło.
Jestem nienormalna, szurnięta i lekkomyślna. Jak ja mogłam zrobić
coś takiego? I to w dodatku z nim? Czy ktoś może mi to wszystko
wyjaśnić?
- Hej, nie dałaś mi nawet dość do słowa – usłyszałam za
plecami głos Louisa.
Podbiegł do mnie delikatnie złapał mnie za ramię, a moje nerwy
wzrosły do maksimum.
- Zostaw mnie, proszę – powiedziałam przez łzy, nie podnosząc na
niego wzroku.
- Chcę porozmawiać.
- Jestem taka głupia – zaszlochałam i poczułam, jak po policzkach
zaczynają spływać mi łzy.
- Nie powiedziałem ci, że jesteś głupia – odparł łagodnie,
zjeżdżając dłonią w dół mojej ręki. - Jesteś cudowna, nie
jesteś ani trochę głupia.
- Nieprawda. Zrobiłam coś, czego nie powinnam.
Trzęsącymi się dłońmi wyjęłam z torebki paczkę fajek i
zapalniczkę. Zaraz poczułam, jak łapie moje ręce w swoje.
Odczułam ciepło jego skóry i powoli podniosłam zapłakane
spojrzenie na niego. Wyglądał na zatroskanego, ale spokojnego.
- Nie pal, proszę – powiedział łagodnie, delikatnie zmuszając
mnie, bym schowała z powrotem do torebki trzymane przedmioty. - Nie
rób tego.
- Dlaczego? - wydusiłam z siebie. - Ty możesz, a ja nie?
- Moje życie już jest stracone, a ty masz dla kogo żyć. Wiem, że
jesteś teraz zdenerwowana, ale zrób to dla mnie, nie krzywdź
siebie.
- Zapomnij, że cię pocałowałam – odezwałam się cicho, a on
pokiwał lekko głową.
- Dobrze, jeśli ci to pomoże, zapomnę. - Uśmiechnął się
delikatnie. - Chodź, odprowadzę cię do hotelu – zaproponował,
a ja przytaknęłam. Zrezygnowałam z palenia i ruszyłam dalej.
- Cassandra – odezwał się ponownie po chwili. Spojrzałam na
niego, odrobinę zwalniając. - Nie jestem zły o ten pocałunek.
Co ja najlepszego, do jasnej cholery, zrobiłam? Teraz wszystko ma
się zmienić?
***
3 dni po sytuacji z Louisem, a ja czuję się już o wiele lepiej niż
tamtego dnia, tamtej chwili, w sensie psychicznym. Tak, pocałowałam
go. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam i nie mam dla siebie
usprawiedliwienia. Być może tak podpowiedziało mi serce, a może
po prostu chciałam, by się zamknął i tylko to mogło pomóc. Nie
wiem, czemu do tego dopuściłam i nie wiem, co mną wtedy kierowało.
Naprawdę, nie wiem. Wiem tylko, że tego, co się stało już nie
odkręcę. Ale pozbierałam się po tym. Pozbierałam się i
zrozumiałam, że nie popełniłam wielkiej zbrodni. To był jedynie
pocałunek, zbliżenie dwojga ludzi. Dorosłych, samotnych ludzi bez
drugiej połówki obok. Zrozumiałam, że nie zrobiłam nic złego.
Zwłaszcza, że on powiedział, że nie jest zły o to, co się wydarzyło.
Doszłam do takiego wniosku podczas moich długich i głębokich
przemyśleń w czasie lotu powrotnego do Londynu.
I naprawdę, te wszystkie moje rozmyślania uświadomiły mi, że nic
strasznego się nie stało. W niektórych momentach pojawia się
nawet w mojej głowie myśl, że potrafiłabym to powtórzyć. W tym
momencie nie czuję się winna. Przecież nic mi nie zrobił, nawet
nie nakrzyczał, nie wyśmiał. Zachował się łagodnie w stosunku
do mnie, był spokojny. Powiedział, że jestem cudowna. Nie wiem, co
mam o tym sądzić, ale powiedział właśnie to i teraz jak o tym
myślę, to na moich ustach pojawia się uśmiech. Może rzeczywiście
tak o mnie myśli?
I nawet... poczułam, że się o mnie martwi... albo coś takiego.
Dlaczego? Bo nie chciał, bym paliła. Jak on to powiedział: żebym
nie krzywdziła siebie, dla niego. DLA NIEGO.
W dodatku odprowadził mnie do hotelu i nie wspomniał nawet słowem
o pocałunku, tak jak go o to prosiłam. A na pożegnanie przytulił
mnie mocniej i dłużej niż zwykle, i złożył pocałunek na moim
policzku. A co potem się stało? Wracałam jego firmowym samolotem.
Nie gadaliśmy ze sobą przez większą część lotu, jakby wyczuł,
że potrzebuję chwil dla siebie. Przez to miałam czas, by spokojnie
przeanalizować w głowie, co zrobiłam i do jakich skutków to
doprowadzi, jak on się zachował i co będzie dalej.
Właśnie. Co będzie dalej? Przekonam się tylko, gdy pójdę do
przodu, jakby nic takiego się nie wydarzyło. A może właśnie to
coś zaczęło? Może to dopiero początek i czeka mnie jeszcze dużo
takich momentów? A może to tylko moje głupie urojenia? Tak, to
moje wyobrażenie, które nie ma większego związku z
rzeczywistością. Za dużo godzin poświęciłam na zamartwianie się
tym, co zrobiłam. Stało się, trudno. Już się z tym pogodziłam,
czasu nie cofnę. A skoro nie cofnę, nie mogę o to dalej się
winić. Więc nie będę. Nie wpłynęło to na naszą relację źle,
wciąż się przyjaźnimy, a on nie jest po tym negatywnie do mnie
nastawiony. Chyba jest jak wcześniej, przed tym pocałunkiem. Chyba
nic szczególnego się nie zmieniło.
Dzień jak co dzień. Firma od ósmej rano, niedawno jadłam obiad,
teraz przyszłam na linię ubrań. Moi pracownicy stworzyli nową
kolekcję na jesień i zimę, i już odkąd zobaczyłam pierwszy
projekt, byłam nim absolutnie zauroczona. Każdy z nich tak ciężko
pracuje na nasz sukces i bardzo to widać na przykładzie tego, co
mam w obecnej chwili okazję oglądać. Aż do tego momentu spodobały
mi się wszystkie ubrania i jeśli kolejna część będzie również
zachwycająca, to stanie się ona moją ulubioną kolekcją. Są
prawdziwymi projektantami. Są zawodowcami jak każdy w firmie i oni
zdają sobie sprawę z tego, że ja o tym wiem. Jestem po prostu
dumna ze swojej firmy, z tych wszystkich ludzi Choć ostatnio kiepsko
idzie z finansami i kilkoma innymi rzeczami.
Dotknęłam czarnego, miękkiego materiału na stojaku, a wraz z tym
na podkładce, którą trzymałam w dłoni, zawibrował mój telefon,
wcześniej na chwilę położony przeze mnie na ten przedmiot,
oznajmując przyjście wiadomości. Przerwałam oglądanie kolekcji i
odblokowałam smartfona. Na ekranie głównym pokazała się
informacja o nowym sms-ie. Kiedy w niego weszłam, okazał się być
od Tomlinsona. Czego mam się spodziewać?
'Wpadnij po pracy, jeśli będziesz mogła. Mamy do obgadania
kilka rzeczy.'
Dodatkowo przy wiadomości stała emotikonka uśmiechniętej buźki.
A może to jednak nie są tylko moje urojenia? Może nie wkurzył się
na mnie, bo... bo nie mógł? Nie potrafił? Co mnie utwierdza w tym?
Pierwszy raz dołączył buźkę do wiadomości. To musi coś
znaczyć. Ale ja boję się co. Pytane: dlaczego się boję?
A jeszcze raz wracając do pocałunku: to było cudowne uczucie,
doświadczyć tego z nim. I nie żałuję. Jego usta były czymś,
dla czego zatraciłam się na chwilę i straciłam głowę. Przez
chwilę były moim narkotykiem...
***
Ostatni raz, kiedy tu byłam to chyba prawdopodobnie piątek, podczas
imprezy. Czyli kilka dni temu, przed samą konferencją. Od tamtej
pory nie przyjeżdżałam tu, bo nie miałam powodu i wydaje mi się,
że potrzebowałam tego nie robić, przynajmniej ze względu na to,
co stało się między mną a Tomlinsonem. Ale jak mówiłam już
wcześniej: wyleczyłam się z poczucia winy! I to zaskakująco
szybko...
Chciałabym wiedzieć, co on myśli tak naprawdę o tym wszystkim,
ale to przecież niemożliwe, żebym weszła mu do głowy,
niewykonalne. Tak się dzieje tylko w bajkach.
Zaśmiałam się pod nosem z własnych myśli i swojej nadzwyczajnej
głupoty. Ze mną ostatnio jest coś nie w porządku. Ja nawet czuję,
że jest inaczej, coś się zmieniło chyba we mnie. Tylko że nie
wiem, co, bo nie potrafię tego dojrzeć, nie potrafię zauważyć.
Może dlatego, że mam za wiele na głowie? Może dlatego, bo moje
życie jest zbyt rozchwiane, za dużo rzeczy się w nim dzieje? A
może dlatego, że nie potrafię na chwilę usiąść w spokoju z
własnymi przemyśleniami? Albo po prostu taka już moja natura...
Oparłam się ramieniem o ścianę budynku, uważając przy tym, by
nie wybrudzić pudrowej koszuli, którą miałam na sobie. Zwiesiłam
głowę, oczekując aż ktokolwiek mi otworzy i wtedy zobaczyłam, że
moje czarne rurki były na łydce zabrudzone jakimś białym kurzem,
proszkiem. Jakbym weszła w środek jakiegoś remontu i dotknęła
jakiegoś wapna, zaprawy czy innego gówna. Uniosłam nogę jak
najwyżej i zaczęłam trzeć dłonią spodnie, próbując przy tym
nie wypieprzyć się, stojąc na jednej nodze w bucie na słupku. I
właśnie, gdy szorowałam ręką swoje ubranie, ktoś postanowił
otworzyć mi w końcu drzwi. O, jak miło, że w doskonałej chwili
to zrobił, lepiej wybrać nie mógł.
- Eee... a można wiedzieć, co ty tak właściwie robisz? -
usłyszałam głos Nialla nad głową. Jednak jeszcze jej nie
podniosłam, bo już prawie udało mi się zetrzeć to świństwo z
łydki.
- Wpakowałam się gdzieś i uwaliłam czymś spodnie –
wytłumaczyłam, chwiejąc się. I gdy już myślałam, że jednak
się wywalę, poczułam, jak blondyn łapie mnie za ramię i
przytrzymuje, chroniąc przy tym przed upadkiem. Dzięki ci, Boże...
- Już, dziękuję – powiedziałam po chwili, stawiając stopę z
powrotem na ziemię Wyprostowałam się i podniosłam głowę, a
wtedy spotkałam się ze spojrzeniem mężczyzny. - Hej, Niall. -
Uśmiechnęłam się jak gdyby nigdy nic, a on parsknął śmiechem
na moją reakcję.
- Cześć, Cassandra – odpowiedział, a następnie kiwnął głową,
zapraszając mnie do środka.
Weszłam do rezydencji i od razu zatrzymałam się obok drzwi,
zdejmując z nóg obcasy.
- Nie musisz zdejmować butów, przecież wiesz, że większość z
nas i tak często tego nie robi.
- Ale chcę, bo cały dzień w nich chodzę i, jak możesz się
domyślić, trochę bolą mnie już nogi – odparłam, odstawiając
na bok obuwie i zostając w samych cieniutkich, cielistych
skarpetkach. Można powiedzieć, że tak jakby nie miałam ich w
ogóle, bo były jak rajstopy.
- Rozumiem, skoro chcesz... - odpowiedział, domykając drzwi. - Idź
do salonu, ja zaraz przyjdę – polecił, na co przytaknęłam i
ruszyłam korytarzem do głównego pomieszczenia w tym budynku. A
kiedy już się tam znalazłam, zobaczyłam, że jest też
Tomlinson.
Wraz z tym, jak wyszłam zza ściany, podniósł wzrok z laptopa na
mnie, od razu szeroko się uśmiechając. A potem zamknął klapę
komputera, wstał i ruszył w moim kierunku. Gdy do mnie podszedł,
położył dłoń na moim biodrze, a ja natychmiast poczułam, że
moje policzki robią się gorące. Co zamierza zrobić?
- Witaj, Cassandra – odezwał się i zaraz pochylił się nade mną,
i pocałował mnie w policzek. Dlaczego znów to robi? Co chce tym
pokazać? I czemu powiedział: witaj? To było takie... Nie wiem
nawet, jak to nazwać. Takie uprzejme.
- Hej – wymamrotałam cicho.
Jego gorący oddech owiał mój policzek. Z tej odległości czułam
od niego dym papierosowy i sama, mimo, że paliłam niedawno, miałam
ochotę ponownie to uczynić. Ale wiedziałam, że przy nim trudno
będzie mi to zrobić. Wiem, że on tego u mnie nie toleruje, nie
lubi, gdy robię to ja. Ale on może...?
- Siadaj – wskazał na kanapę, a ja ponownie uśmiechnęłam się,
nic nie mówiąc.
Kiedy mnie puścił, podeszłam do sofy i odłożyłam torebkę na
miękki mebel, a sama usiadłam, podciągając nogę do góry i
opierając się o oparcie. Jak dobrze po tylu godzinach usiąść
wygodnie.
- Co chcesz do picia? - zapytał, gdy do salonu wszedł Harry, Liam i
Niall z kubkiem herbaty. - Kawa albo herbata? - zaproponował.
- Wolałabym nie – skrzywiłam się na myśl o kolejnej kawie
dzisiejszego dnia. Od razu też przypomniałam sobie, jak Harry
kilka tygodni temu wylał na mnie taki kubek herbaty i jak cały
dekolt miałam potem poparzony. - Macie coś innego? Jakiś sok albo
coś podobnego?
- Mamy lemoniadę z miętą. Chcesz? - zapytał. - Z lodem?
- Bardzo chętnie – zgodziłam się.
- Okej, w takim razie za chwilę wrócę – odszedł ode mnie,
wyminął chłopaków i znikł w kuchni.
- Cześć, dziewczyno. - Harry mi pomachał, siadając na przeciw
mnie, a Liam przywitał mnie, przytulając.
Do jakiego wniosku doszłam jakiś czas temu? Zyskałam nowych
przyjaciół. I to takich prawdziwych, na zawsze. Myślałam, że
przez wydarzenie sprzed kilku lat nie uda mi się zaprzyjaźnić z
tyloma osobami, że będzie tylko Kelly i Tristan. A teraz wiem, że
się pomyliłam. Bo ludzie w tym domu są naprawdę dla mnie w tym
momencie ważni.
- Jak było na konferencji z Louisem? - zapytał Harry, a ja
otworzyłam szerzej oczy.
- Wy o wszystkim wiedzieliście? - odpowiedziałam pytaniem na
pytanie.
- Pewnie, że tak. Przecież ja jestem jego zastępcą, więc to
normalne, że wiedziałem, tak jak Cindy. A coś ty myślała? Że
Tomlinson poleciał sobie z kilkoma pracownikami firmowym samolotem
do Stanów, tak po prostu nic nam nie mówiąc? - zapytał, a ja
przypomniałam sobie jak Louis mówił, że Cindy i Harry też to
świętowali na imprezie, więc w sumie nie musiałam o to pytać,
bo to logiczne, że o wszystkim wiedzieli. Pracują tam.
- Mogliście przynajmniej mi powiedzieć – wspomniałam z wyrzutem.
- Sorki, słonko. Louis pewnie mówił, że to tajemnica. - Rozsiadł
się wygodniej.
- Mówił, ale następnym razem chciałabym wiedzieć, że wasza firma
na coś mnie zaprasza – mruknęłam pod nosem. - Za karę nie
powiem ci, jak było.
- Ale...
- Louis i tak pewnie ci o wszystkim już nagadał, więc nie widzę
powodu, bym miała to robić – weszłam mu w słowo, a on wydał
odgłos niezadowolenia.
Założyłam włosy za ucho i spojrzałam na Nialla, który siedział
wpatrzony w swój telefon, nawet się nie odzywał.
- Niall? - Zwróciłam jego uwagę, ale nie wzrokową.
- Co? - mruknął, upijając łyka herbaty z białego kubka.
- Jak wspominasz treningi ze mną? - wyskoczyłam z nowym tematem.
- Masakry nie było, ale najgorzej też nie. Dlaczego tak nagle o to
pytasz?
- Bo tak sobie pomyślałam, że mógłbyś mnie tak potrenować...
Przydałby mi się taki prywatny trener. Zwłaszcza, że nie jestem
osobą, która zbyt często uprawia jakiś sport – wyjaśniłam. -
To jak? Potrenowałbyś mnie? - ponownie zapytałam, a on podniósł
wzrok znad telefonu i spojrzał na mnie.
- Mówisz to na poważnie czy tylko jaja sobie robisz? - zapytał z
powagą.
- No jasne, że serio. Po co miałabym żartować?
- Kurwa – jęknął, odchylając głowę na oparcie kanapy, a rękę
z telefonem kładąc na swoim udzie. - Mogłaś dać mi znać
wcześniej.
- Jeśli nie chcesz, to nie musisz. Znajdę kogoś innego...
- Daj mi pomyśleć przez chwilę – przerwał mi, odrobinę
niegrzecznie. Ale tylko odrobinę.
Wpatrywał się w ścianę na przeciw siebie, pogrążony w
milczeniu. I nie odzywał się tak przez kilka kolejnych minut.
Reszta też nie, najwyraźniej nie chcąc go denerwować.
- Dobra, jeśli dostosujesz się do moich terminów i będziesz
przyjeżdżać tutaj. Nie mam już wolnych miejsc, więc nic innego
ci nie zaproponuję – wytłumaczył.
- W porządku. Dzięki, że gdzieś mnie wcisnąłeś. Będę płacić
podwójnie.
- Nie przesadzaj, normalna cena mi wystarczy. A jako przyjaciółka,
to w ogóle nie powinnaś mi płacić. - Uniósł jedną brew.
- Ale będę – uparłam się przy swoim. - I koniec. Jak już ci się
naprzykrzam, to przynajmniej ci zapłacę – dodałam.
W tej samej chwili do salonu powrócił Louis ze szklanką napoju dla
mnie.
- Proszę bardzo. - Podał mi do ręki lemoniadę, a ja skinieniem
głowy podziękowałam mu, od razu upijając łyka chłodnej cieczy.
- Jaki debil jest tak mądry, by budować się centralnie obok mojego
domu? - zapytał odrobinę zdenerwowany i w tym samym momencie do
pokoju wszedł Zayn.
- Harry – odpowiedział krótko Mulat i przysiadł się obok mnie. -
Hej, Miller. - Kiwnął mi głową na powitanie.
- Co takiego?! - krzyknął Louis, ale ja nie bardzo wiedziałam, w
czym on widzi taki wielki problem.
- No... wiesz, stary... - Harry odwrócił się do niego, wyraźnie
zestresowany jego wybuchem. - Tak wyszło. - Uśmiechnął się
niewinnie.
- Tak wyszło?!
- Chwila, ale możesz wytłumaczyć, przynajmniej mi, o co w ogóle
chodzi? - zapytałam.
- Ten idiota – wskazał na Stylesa – wykupił najwyraźniej plac
obok mnie i buduje się tam, a te wszystkie maszyny stoją mi
centralnie pod oknem i tylko huczą.
- Ale czy w czymś jeszcze coś ci to przeszkadza? - zapytał Harry. -
Będziemy sąsiadami, nie?
- A czy dając ci pieniądze z napaści na bank, powiedziałem: weź
te pieniądze i wybuduj się dokładnie obok?! To tak jakbyś nadal
tu mieszkał!
- Nie mogłem znaleźć nic lepszego, dobra?! Ciesz się, że w końcu
przynajmniej ja się stąd wyprowadzę, bo Zayn to nawet nic jeszcze
nie znalazł! - wskazał ręką na mężczyznę obok mnie, a ten ze
zmrużonymi oczami popatrzył w podzięce na Harry'ego.
- To po cholerę ja ci dawałem te pieniądze?! Gdybym dał je komuś
innemu, to dawno by go tu nie było!
- Powiedziałem, że się wyprowadzę, to się kiedyś wyprowadzę –
odpowiedział spokojnie Zayn.
- Kiedy? - Postawił twardo pytanie Louis.
- Nie pytaj mnie: kiedy. Mam pobudować się tuż obok jak Styles?
- Po moim trupie – wycedził przez zęby. - Masz miesiąc na
znalezienie czegoś i ani dnia dłużej – nakazał, co nieźle
mnie zaskoczyło.
Wrócił stary Tomlinson, tak? Ten, który wszystkim wokoło
rozkazuje? Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później to
znów się stanie.
- Świetnie – burknął Zayn, zakładając ręce na piersi.
- Czy możemy przejść w końcu do tego, czego trzeba? Po co ja tu
jestem, jak tylko się drzecie na siebie? - wtrąciłam się,
odstawiając na blat szklankę.
- Właśnie – poparł mnie Liam, w końcu się odzywając.
Tomlinson spojrzał na nas, odetchnął głęboko i zrezygnowany
usiadł między mną a Zaynem, otwierając z powrotem klapę laptopa.
Minęło kilka dobrych chwil całkowitej ciszy, nim ponownie się
odezwał. Jak widać na załączonym obrazku: wkurzył się i musiał
się uspokoić.
- Chcieliśmy, żebyś przyjechała, bo mamy wymyślić akcję i co
tym razem okradniemy – wytłumaczył, przypatrując się w ekran
laptopa. Wchodził w jakieś dokumenty, nie wiem nawet, do czego mu
to w tej chwili potrzebne.
- Po co mamy coś okradać? - Wstałam z miejsca, a potem usiadłam na
oparcie kanapy. Uwielbiam siadać w ten sposób. Czuję, że jetem
wyżej niż inni.
- Eee... dla forsy? - zapytał z sarkazmem.. - Może, jak dojdą
pieniądze, to ktoś jeszcze tu się wyprowadzi stąd. - Popatrzył
spod oka na chłopaków na przeciw. - Póki co, nie wiadomo nawet,
co zamierzamy okraść. - Pisał coś na komputerze, jednocześnie
mówiąc. - Jakieś pomysły? - zapytał, zaprzestając tej drugiej
czynności i podniósł głowę. Po chwili rozłożył się na
oparciu kanapy, przy okazji przekładając przez nie ramię, tak, że
jego ręka oplotła mnie w talii. A raczej, poniżej talii...
Czy on nie za dużo sobie wyobraża, dotykając mojego tyłka? To już
chyba lekkie przegięcie. Tylko dlaczego nie mogę się temu
przeciwstawić? Czemu nie jestem w stanie zrzucić jego ręki? Co we
mnie siedzi, że w głębi mi to nie przeszkadza? Czy... czy mi się
to przypadkiem podoba? Może jednaj chcę, by to robił...?
Odchrząknęłam, bo zaschło mi w gardle i chciałam, by mój głos,
pomimo sytuacji, brzmiał normalnie. Zmarszczyłam brwi, próbując
nie dać nic po sobie poznać. Nikt nie musi wiedzieć, że coś
sobie pomyślałam na ten temat.
- A może jakiś jubiler? - zaproponowałam. - Przecież mnóstwo ich
w Londynie.
- Teoretycznie można by. - Szatyn kiwnął głową.
Poczułam, jak porusza ręką, przez co wstrzymałam oddech, bo
przeszedł po mnie elektryzujący dreszcz. Czy on robi sobie żarty?
Zwariował czy... czy naprawdę coś się dzieje?
- Może najpierw zbierzemy pomysły? Ktoś proponuje coś jeszcze? -
zapytał po chwili.
Tylko dlaczego omawiamy to w tak małym gronie? Reszty gangu nie ma.
Domyślam się, że według Louisa, tylko my mamy decydujący głos
we wszystkim. Tak, ale czemu ja? Właśnie dlatego też chciał mnie
w gangu?
Usłyszałam zbliżające się w naszą stronę kroki, ktoś szedł
na szpilkach. A kiedy odkręciłam głowę, zobaczyłam Cindy.
- To może ja zaproponuję wam jakąś kolację? - zapytała z
uśmiechem.
Natychmiast Louis zabrał ze mnie rękę. Ałć? Trochę zabolało.
- Hej, wszystkim – przywitała się. Od razu podszedł do niej Harry
i pocałował.
Odwróciłam wzrok gdzie indziej, ale zobaczyłam tylko, że Louis
zerwał się z kanapy.
- Nareszcie przyszłaś. Nigdzie się stąd nie ruszaj – powiedział
w jej kierunku i pospiesznie udał się do kuchni.
Nie minęło nawet pół minuty, gdy wrócił z powrotem. Z bukietem
róż w ręku... A najgorsze w tym momencie było to, że wiedziałam,
dla kogo one są. Dlaczego czuję się z tego powodu źle? Przecież
w ogóle nie powinnam. Nic mnie z nim nie łączy. A jednak...
zabolało.
Podszedł do niej i dał prosto w dłonie kwiaty. Czy tego nie
powinien robić Harry? Jej chłopak? Nie jest w ogóle o to zazdrosny?
Co za popieprzona sytuacja...
- Ale za co to? - zapytała zaskoczona. Nie ty jedna jesteś
zaskoczona...
- Za to, że jesteś. Pomagasz w domu, w ogrodzie, gotujesz nam
codziennie. Chyba nie dalibyśmy sobie bez ciebie rady. Ten dom,
pełen facetów, potrzebuje kogoś takiego jak ty. Potrzebujemy
kobiety, która... - mówił swój monolog, a ja po tych kilku
zdaniach zaprzestałam go słuchać. Po prostu nie mogłam robić
tego dłużej. Nie potrafiłam i tyle.
Zsunęłam się z oparcia kanapy, bo poczułam się źle w tym
miejscu w tej chwili. Sięgnęłam po szklankę z lemoniadą i upiłam
kilka łyków, bu ukoić złamane nerwy. Uspokój się, przecież nie
masz prawa o to się denerwować, nie jesteś dla niego nikim ważnym
i nie będziesz.
Poruszyłam szklanką, powodując, że kostki lodu się o siebie
obijają. Dlaczego czuję się jak czuję? Tylko mylnie określiłam
całą sprawę. Dawał mi sprzeczne znaki. Nie wiem, co tak naprawdę
myśli, czego ode mnie chce. Ja nawet nie wiem, czemu tak mnie to
rusza. Czy to możliwe, bym coś poczuła? Do niego...? Ktoś
powinien mnie stąd zabrać. Przyrzekłam przecież sobie, że nic
nie poczuję...
- Ej, Cassandra – usłyszałam głos, mówiący do mnie. To był
Liam.
- Hmm? - Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego.
- Coś się dzieje? Wszystko z tobą w porządku? - zapytał
zaniepokojony. Na moje szczęście, nie wiedział, co siedzi mi
teraz w głowie.
- Tak, jasne. - Wymusiłam uśmiech, ale on zaraz znikł.
Jestem zażenowana całą tą sytuacją. Poczułam się zraniona i
oszukana... Dlaczego dawał mi te wszystkie znaki? Dotyka mnie,
całuje... Bawi się mną... On się mną bawi...
***
*Louis*
- Czy to nie jest wspaniałe, że spotkanie w końcu dotarło do celu?
- zapytałem Liama, jedyną osobę w tym pomieszczeniu. Siadłem
wygodniej na kanapie, zakładając ręce za głowę, a nogi na ławę
przede mną.
Nareszcie wybraliśmy, co okradniemy i jako, że nie padło więcej
lepszych propozycji, będzie to jubiler zaproponowany przez
Cassandrę. Co wcale nie oznacza, że wszyscy tak gładko to
przyjęli, po dopiero po ponad dwóch godzinach wróciliśmy do
początku, reszta uległa i jednomyślnie ostatecznie się na to
zgodzili. Myślałem, że będziemy dyskutować o tym przez następne
dwie godziny. Jakie to szczęście, że nareszcie wszyscy zrozumieli,
że rzeczy z jubilera można sprzedać na czarnym rynku albo
przetopić, nawet za granicą, dla większego bezpieczeństwa. Może jak któryś to sobie sprzeda, to zwolni się miejsce w domu? Nie to,
że mi się bardzo naprzykrzają czy coś. Po prostu ja mam swoje
życie, a nas jest trochę za dużo tu, nawet jeśli to ogromny
budynek. Mogliby już mieszkać na swoim. Przynajmniej połowa.
- Świetnie – mruknął Liam, usadawiając się na przeciw mnie.
- Co ty taki zachmurzony? - zapytałem ze śmiechem.
- Nie jestem zachmurzony – zaprzeczył ponuro, marszcząc brwi. -
Myślę o czymś.
- Wow, to musi być większa sprawa – stwierdziłem.
- Słuchaj, czy między tobą a Cassandrą coś zaszło? - spytał
niespodziewanie.
- W jakim sensie? - wyjąłem ręce zza głowy i położyłem je na
kanapie po obu stronach mojego ciała, odrobinę się przy tym
prostując.
- Nie wiem, w jakimkolwiek. - Wzruszył ramionami. - Powiedziałeś
jej coś albo zrobiłeś?
- Czekaj, ale do czego ty zmierzasz? - Zmarszczyłem czoło.
- Coś się zmieniło w chwili, gdy dałeś Cindy kwiaty. Wyglądała
na jakąś przygaszoną od tamtego momentu i nie mów tylko, że nie
zauważyłeś, że odzywała się jak najmniej na reszcie spotkania.
W ogóle wyglądała, jakby trzymała cię na dystans. Czy wcześniej
przypadkiem do czegoś nie doszło między wami, by tak zareagowała?
- mówił w moim kierunku, a mi rozświetlił się umysł. - Tommo,
coś ty jej zrobił? Dałeś jakieś nadzieje na coś?
- Cholera – przeciągnąłem wyraz, mocno łapiąc się za włosy na
głowie.
- Czyli jednak coś zaszło – stwierdził Liam.
- Pocałowała mnie – odpowiedziałem po chwili.
- No nie pieprz – jęknął i popatrzył na mnie bezradnie. - Ty
sobie nie żartujesz?
- Pocałowała mnie, kiedy byliśmy w Stanach, po konferencji –
wyjaśniłem jaśniej.
- Ale... skoro to ona cienie pocałowała, to dlaczego dzisiaj aż tak
zareagowała?
- Bo... zacząłem chyba traktować ją inaczej, rozumiesz? Sam już
drugi raz pocałowałem ją w policzek, przytulam ją, gadam z nią
inaczej, nie tak jak kiedyś. Ja... ja nie wiem, co się ze mną
dzieje. Zapewne były to dla niej jakieś sygnały, a ja bez
przemyślenia spieprzyłem to jednym gestem.
- A czy przypadkiem nie widzisz w niej ciągle Natalie? - zapytał, a
ja myślałem, że szlag jasny mnie trafi.
- Co ja mówiłem na temat wypowiadania tego imienia? - warknąłem. -
Nie dotarło to do żadnego z was? Nie możecie zrozumieć jednej
rzeczy?
- Dobra, spokojnie. Nie przemyślałem tego, okej? - Zaczął się
bronić. - Moja wina, przepraszam. Ale wracając do pytania...
- Tak, kurwa, widzę – przerwałem mu. - I to tak często, że mam
powoli dość. Ale próbuję to zmienić i opamiętuję się po
kilku minutach. Tylko że to nie jest łatwe, gdy one są niemal
identyczne. Ale uświadamiam sobie, że jednej z nich już nie
zobaczę i... i to pomaga. Jest tylko Cassandra.
- Czy ty coś do niej poczułeś? - zadał ostrożnie pytanie. Musiało
minąć kilka chwil nim zebrałem się na to, by cokolwiek
powiedzieć.
- Wolałbym nie odpowiadać – wymamrotałem, zwieszając głowę.
- Dobra, inaczej.
- Co inaczej? - burknąłem.
- Cokolwiek czujesz, myślisz, to jest to szczere względem Cassandry
czy to przebłyski Natalie i cały czas o nią ci chodzi? - znów
wypowiedział to imię, ale nie miałem już siły, by o to się
wykłócać.
- Natalie już nie powróci, muszę iść dalej – odpowiedziałem
cicho. - Natalie to Natalie. Cassandra to Cassandra. To nie ta sama
osoba, w rzeczywistości są podobne tylko wyglądem, ale
charakterem już nie.
- Czyli nie robisz tego, dlatego, że chcesz czuć, że jest z
powrotem?
- Powiedziałem, że Cassandra to Cassandra, nie Natalie. Czego w tym
nie rozumiesz? Potrafię oddzielić swoje uczucia do dwóch osób.
Tu nie chodzi o jej wygląd. Nie próbuję się do niej zbliżyć,
dlatego, że wygląda jak Natalie. Nie próbuję przywrócić sobie
przeszłości, już nie. Cassandra... powinieneś wiedzieć, że
traktuję ją jak kogoś nowego w moim życiu. Nie robię tego przez
jej wygląd... Jest inna... Jest kimś, kogo potrzebuję... Tylko,
że ja chyba zepsułem sprawę między nami...
***
___________________________
Kolejny rozdział nie pojawi się za 2, ale za 3 tygodnie. Spowodowane jest to oczywiście szkołą i moimi problemami z nadgarstkiem, a także tym, że nie mam za dużo materiału na tą chwilę i nie wiem, czy uda mi się tak szybko coś napisać.
Przepraszam i mam nadzieję, że niedługo tu coś wrzucę.
/Perriele rebel