28 kwietnia 2018

ROZDZIAŁ 2. 'ILE DAŁBYM, BY ZAPOMNIEĆ CIĘ'


*Cassandra*

     Nie kocham go, nie kocham go, nie kocham go...
    Trzy pieprzone słowa, które na darmo próbuję sobie wmówić. I tak, na pewno przekonam się do tego 5 godzin po rozstaniu. Próbuj dalej, Cassandra.
    Okej, podsumowując to, co się działo. Wybiegłam z tamtego parku z płaczem, a ja już od dawna nie płakałam, potem znalazłam się w moim samochodzie i tam miałam na nowo zacząć się nad sobą użalać, ale zadzwonił pieprzony Tomlinson, który nie odzywał się od ponad 3 lat i tak po porostu, jakby nigdy nic, poprosił mnie o pomoc. Do teraz nie wiem do końca, dlaczego się na to zgodziłam. Powinnam zapytać go już na początku, wprost: Dlaczego ja to w ogóle mam robić? Ale jestem głupia i nie odważyłam się na to. Albo po prostu wcześniej o tym nie pomyślałam...
    Myślałam, że po tej sytuacji z przed 3 lat, już więcej się nie usłyszymy, a co gorsza – zobaczymy. O zgrozo, jak bardzo się wtedy myliłam. Nie przewidziałam tego, co może przynieść przyszłość. Myślałam, że gdy wyjechał wtedy z Nowego Jorku i wrócił do Los Angeles, nie będę go nawet pamiętać, chyba że ktoś o nim przy mnie wspomni. Ale musiał przeprowadzić się do Londynu, gdzie teraz ja też mieszkam i znów nakręci mi w życiu. Nie tego chciałam w Anglii, chciałam tylko na nowo zacząć żyć i zostawić przeszłość za sobą. Z perspektywy czasu widzę, że to nie całkiem mi się udało.
    To co mi wtedy zrobił i to co się stało potem rozbiło moje serce i sprawiło, że długo nie mogłam się po tym pozbierać. Ale on do dziś nie wie, co zrobił. I możliwe, że będzie lepiej, gdy nadal tak pozostanie.
   Te dwie osoby, ci dwaj mężczyźni sprawili, że gdy wróciłam do domu całkiem zaczęłam wariować. Louis i Nick, obaj w tym momencie mocno popieprzeni. Najpierw rzuciłam się przed drzwiami w moim apartamencie i płakałam przez jakąś godzinę, bo nie mogłam się pozbierać po rozstaniu. Potem, gdy wszystkie łzy już wypłakałam, nie wiedziałam co ma ze sobą zrobić i poszłam na zakupy do Tesco, bo nic nie było w lodówce. Spędziłam w sklepie dłuższy czas, bo nie ogarnęłam, że makaron, którego szukam był na półce przede mną. Nie zorientowałam się też, że wydałam bardzo dużo pieniędzy, a kupiłam same zbędne rzeczy. A gdy wróciłam do domu spostrzegłam, że tak naprawdę nie kupiłam żadnego pieczywa ani tez nabiału. Ponad to, zaczęłam w końcu sprzątać swoje mieszkanie i doszło do tego, że zbiłam z 5 talerzy, a do prania nie dodałam żadnego proszku ani płynu i musiałam prać jeszcze raz.
    W końcu jednak wyszło na lepsze, bo w jakiś sposób jednak ogarnęłam to mieszkanie. Ale potem ponownie nie miałam nic do roboty, więc pojechałam do centrum i machnęłam sobie nowe czarne paznokcie hybrydowe. Gdy w końcu znów znalazłam się w domu, przypomniałam sobie, że miałam jechać do Tomlinsona i jego gangu i wtedy już większego wyboru raczej nie miałam.
    Doprowadziło to też do tego, że w końcu coś ze sobą zrobiłam i się ogarnęłam. Oznaczało to też, że wygrzebałam z szafy ubrania, których nie nosiłam na sobie spory czas. Spodnie ze skóry, czarny T-shirt, ciemna ramoneska i buty na koturnach to nie był jedyny powrót do starych czasów. Pierwszy raz od starych czasów pomalowałam się tak jak przestępca: brązer, strasznie ciemne oczy i brązowa szminka. Rozpoczęłam też nowe perfumy, te, które dostałam od Kelly i wylałam je na siebie chyba całe.
    Nie wiem co mi się stało. Naprawdę. Może tak właśnie mój umysł reaguje na rozstanie i na to, że ponownie zobaczę szatyna o niebieskich oczach, który nieźle namieszał. Może dlatego, że chcę pokazać i jemu, i wszystkim, że jest ze mną okej. W miarę okej, że nie płaczę na każdej minucie. Może też dlatego, że chcę pokazać światu, że jestem taka sama, jaka byłam, albo przynajmniej znów wyglądam na taką samą. A tak naprawdę, nie jestem taka sama ani na zewnątrz, ani w środku. Wiele się zmieniło od tych 3 lat, znacznie dużo. Może jednak mogłabym wciąż być taka sama jak kiedyś, ale to nie jest łatwa sprawa.
    I nie wiem dlaczego, ale Nick nadal siedzi mi w głowie. Uświadomiłam sobie, że w tym momencie powinnam go znienawidzić i raz na zawsze o nim zapomnieć, za to co mi zrobił. I wiem też, że tylko, gdy wejdę do domu Tomlinsona przestanę myśleć o przeklętym Nicku Harvey'u. Przestanę o nim myśleć, bo coś innego będzie mi zaprzątać głowę i bardzo trudno będzie się tego z niej pozbyć. Ale muszę spiąć dupę, w końcu się ogarnąć i załatwić to co trzeba. Albo odnowić stare kontakty... Wszystko jedno.
   Jadę 150 km/h i z każdym kolejnym mijanym kilometrem zbliżam się do ulicy, na której znajduje się jeden z potężniejszych gangów. Zbliżam się do tego, od czego usilnie próbowałam się trzymać z daleka... Nic nie powstrzymuje mnie od tego, by tam dotrzeć, oprócz ogromnego ruchu na drogach. Jednak zaraz powinnam być już na miejscu.
    Trudno w to uwierzyć, ale obawiam się tego spotkania. Boję się, bo to oznacza powrót do przeszłości, a ja nie wiem, czy tego chcę. Nie wiem, czy jestem gotowa. Tak czy inaczej... on nie może poznać prawdy. A przynajmniej nie teraz. Nie zniosłabym tego. Powinnam przestać myśleć o tym chociaż na chwilę. Inaczej nie wejdę nigdy do tego domu.
   Wjechałam na ulicę, gdzie stały zwykłe, angielskie domki. Przemierzałam wzdłuż drogę i tylko jeden z nich się wyróżniał, bardzo. Ogromna rezydencja stojąca na samym końcu i kilka niezamieszkałych terenów obok niej. To musi być i jest dom, którego poszukuję. Chociaż właśnie domem bym tego nie nazwała. Jest strasznie ogromny i przypomina mi bardziej pałac, przynajmniej z zewnątrz. Nie wiem skąd ma tyle kasy, ale gość chyba kradnie więcej niż kilka lat temu. To muszą być milionowe sumy. Co ja gadam? Przecież właśnie on sam namówił mnie na obrobienie banku. Teraz wiadomo jak to wszystko się dzieje. Pewnie obrabował całe Los Angeles i wziął się za Londyn. Kto nie wierzy? Niedługo chyba się przekonamy. Ciekawe tylko jak ja na tym wyjdę.
    Niepewnie podjechałam pod willę, od której oddzielało mnie tylko ogromne ogrodzenie. Otworzyłam okno, wystawiłam przez nie rękę, a następnie wcisnęłam przycisk na domofonie. Czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony, popatrzyłam w lusterko i przeczesałam dłonią włosy, spryskane w całości nie aż tak dużą ilością lakieru. I nie, nie odstrzeliłam się dziś jak na jakiś pokaz mody. Jeszcze tak bardzo zmysłów nie postradałam, jak mogłoby się niektórym wydawać.
   Nie minęły dwie minuty, a brama przede mną się otworzyła. No cóż, nie pytali nawet kto przyjechał. Nie boją się złodziei? Chociaż, kto chciałby zadzierać z tak potężnym gangiem...?
    Ponownie położyłam dłonie na kierownicy i wjechałam na posesję. Zaparkowałam na podjeździe, a gdy wyszłam z auta, zobaczyłam, że przy wejściu stoi farbowany blondyn z lekkim uśmiechem i ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej. Niall Horan, jedna z milszych tutaj osób i jego towarzystwo najbardziej da się znieść w tej grupie. Jedyny, który wygląda na niewinnego, no ale nim nie jest. I jedyny z nich, który nie ma tatuaży, co z początku mnie dziwiło. Chociaż... przez 3 lata jeszcze wiele mogło się zmienić, nie tylko u mnie.
- Dawno się nie widzieliśmy, co Horan? - odezwałam się pierwsza. Zamknęłam samochód, obeszłam go dookoła i podeszłam do mężczyzny.
- Byłoby ze 3 lata, co Miller? - odparł, schodząc ze schodów.
- Po pierwsze: nie mów do mnie po nazwisku. Po drugie: cześć – powiedziałam, odwdzięczając uśmiech.
Otoczył mnie ramieniem na powitanie.
- Po pierwsze: hej. Po drugie: sama z tym zaczęłaś.
- Może zaczęłam, może nie, ale nie musisz stosować mojej taktyki – odpowiedziałam, odsuwając się od niego. - A tak przy okazji: niezły dom. W środku też jest tak... bogato? - zapytałam, wskazując na monumentalny budynek.
- Wejdź i sama się przekonaj. - Kiwnął głową na drzwi.
- Dlaczego nie wiedziałam, że jesteście tu już 2 lata? - zapytałam, idąc za nim.
Weszliśmy do wnętrza domu i ku mojemu zdziwieniu... wcale tak bogato nie było. Jakby urządzała to... kobieta? Myślałam, że będzie mniej przytulnie.
- Z pewnych względów tak było lepiej. Poza tym, mieliśmy trochę własnych problemów. - Wzruszył ramionami. - A o tym, że mieszkasz teraz w Londynie dowiedzieliśmy się tylko z gazet. Wielka, debiutująca firma Cassandry Miller.
- Człowiek musi robić coś w życiu.
- Chyba nieźle ci idzie – dodał.
- Możliwe – odpowiedziałam krótko. Wyszliśmy z holu i znaleźliśmy się w dużej przestrzeni, co prawdopodobnie było salonem. Moje koturny lekko stukały o podłogę.
   Ktoś zabrał jakieś kartki z ławy, podniósł głowę na mnie i wtedy znów go ujrzałam. Te błękitne, jak ocean oczy. Wszystko dookoła na chwilę znikło... Popatrzył na mnie i na chwilę zamarł. Nie wiedziałam co się dzieje. Patrzył na mnie, jakby był zaskoczony tym, że tu przyjechałam. A przecież doskonale wiedział, że się tu pojawię. Sam do mnie dzwonił w tej sprawie. Nic nie rozumiem...
- Patrzysz na mnie jak na ducha. Coś... coś się stało? - zapytałam w końcu. Zamknął na chwilę oczy i potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić coś z głowy.
- Stary, ogarnij się – odezwał się Niall.
- Nic ważnego – odparł. - Więc... Witaj w moim domu, Cassandro Miller. - Rozłożył ręce i się uśmiechnął. Uśmiech u przestępców to tylko przykrywka, z doświadczenia o tym wiem. - Już myślałem, że się nie pojawisz.
- Mówiłam, że będę. Dotrzymuję słów, powinniście o tym wiedzieć. - Założyłam ręce na piersi.
   Powróciłam do rzeczywistości i rozejrzałam się po salonie. Byli tu tylko główni członkowie gangu, w tym Louis, stojący przede mną, Niall, Liam, Harry i Zayn. Reszty nie było, co znaczy, że nie są tu potrzebni. Oprócz tych pięciu tu, resztę nie bardzo znam. I nie wiem, czy jest sens, by lepiej się z nimi zapoznawać. To tylko jednorazowa akcja.
- Siadaj. - Wskazał na kanapy Louis.
   Przewróciłam oczami i ruszyłam się z miejsca. Usiadłam na miękkiej szarej kanapie, obok Harry'ego. Założyłam nogę na nogę i spojrzałam na mężczyznę z lokami na głowie.
- Wydoroślałaś, Cass – zaczął.
- Nie mam już 19 lat. Poza tym, jesteś z tego samego roku co ja.
- Ale jestem starszy.
- Słyszeliśmy o twojej firmie – odezwał się Liam.
- Trudno, by nie usłyszeć. - Usiadłam wygodniej, kładąc ręce na zagłówki kanapy.
- Jak ci z nią idzie? - zapytał Zayn.
- Naprawdę cię to interesuje? - Uniosłam brwi.
- Nie, pytam z grzeczności i żeby usunąć tą ciszę między nami – odgryzł mi się.
- Wiedziałam.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Louis.
- Nie przyjechałam tu, żeby pić, ale skoro już się pytasz to możesz przynieść mi jakiś sok. - Spojrzałam na niego ze sztucznym uśmiechem. Pokręcił ze śmiechem głową i odszedł, prawdopodobnie w kierunku kuchni.
    Ponownie rozejrzałam się po wnętrzu. Nie wpadłabym chyba na to, by tak świetnie urządzić dom. Ale jestem pewna, że ktoś z firmy wymyśliłby coś takiego. Po prostu nie do opisania. Białe ściany, duże okna wychodzące na ogród i zakryte długimi, białymi firankami. W jednej części 3 duże kanapy, ława między nimi, biały dywan i ogromne kino domowe umieszczone na niemal całej jednej ścianie. Po środku wyjście na taras i przejście do holu, a w ostatniej części kominek, fortepian, czarne półki i komody z różnymi przedmiotami oraz ogromne, bogato zdobione schody prowadzące na górę i przejście do kolejnej części domu. Nie ma co, dom jak marzenie. Mój penthouse przy tym to jakaś klitka. No dobra, nie będę aż tak źle mówić o swoim mieszkaniu. Tak niewdzięczna jeszcze nie jestem.
- Lubisz pomarańczowy? - usłyszałam Louisa.
   Przeniosłam na niego wzrok. Szedł w naszym kierunku. W jednej dłoni trzymał szklankę, a w drugiej karton z sokiem.
- Kocham – odpowiedziałam szczerze.
- To dobrze, bo mamy tylko ten. - Postawił szklankę na ławie przede mną i nalał do niej pomarańczowego płynu.
- Mamy – powtórzyłam po nim z namysłem. - Mieszkacie tu wszyscy? W jednym domu?
- Niestety – odpowiedział Niall, siadając na wolnej kanapie.
- Wybrzydzaj dalej. Tylko dzięki mnie macie jeszcze gdzie mieszkać. - Louis zakręcił sok i postawił przede mną szklankę. Podziękowałam skinieniem głowy. - To jest tylko mój dom, nie wasz. - Usiadł obok Nialla.
- Więc... - Sięgnęłam po picie. - Jesteście gejami? - zapytałam zanim się napiłam.
- O nie. Tak daleko to nie zaszło. Ty sobie niczego nie myśl.
- To dlaczego mieszkacie wszyscy razem? - trzymałam przy swoim.
- Jesteśmy jednym gangiem – przypomniał Liam.
- Ale to nie powód, by mieszkać w jednym domu. A więc?
- To wygląda tak, że te durnie nic jeszcze nie znalazły sobie do mieszkania – sprostował Louis.
- Przez 2 lata? - Uniosłam brwi.
- Uwierz, cały czas próbuję ich stąd wykurzyć. - Szatyn zacisnął mocno szczękę.
- Dobrze się u ciebie mieszka, stary – powiedział Zayn. - Śniadanie, obiad, kolacja co dzień. Żyć nie umierać.
- Tak, ale Harry też kiedyś się stąd wyprowadzi – odpowiedział mu Louis.
- Tak w ogóle, po co się tu przeprowadziliście? - wtrąciłam.
- Sprawy rodzinne. I zawodowe – odparł szatyn.
- Kogo?
- Kogo, no a kogo? Moje. - Louis przekręcił głowę lekko poddenerwowany.
- Czyli kupiłeś dom z kradzionych pieniędzy?
- Po pierwsze: ja go nie kupiłem, ja go zbudowałem. Po drugie: to nie było z kradzionych pieniędzy. Zarabiam wystarczająco dużo, by stworzyć coś takiego.
- Tak? W takim razie, gdzie ty pracujesz? Jakoś nigdy o tym mi nie mówiłeś.
- Mam najpotężniejszą firmę na tej kuli ziemskiej, jasne?
- Jaką? - dopytywałam.
- To tajemnica, tylko nieliczni to wiedzą.
- To jest aż taka tajemnica, że nie możesz powiedzieć czym się zajmujesz?
- Cholera, przestań zadawać tyle pytań, dobra?! - uniósł się. - Tajemnica służbowa. Właściwie, nikt na tej planecie nie powinien wiedzieć, kim jestem.
- Dobra, spokojnie. Nie chciałam być wścibska.
- Ale byłaś.
- Dobra, Louis, już spokojnie – wtrącił Harry. - Ona po prostu nie wiedziała, tak? To nie jest powód, by od razu na nią krzyczeć.
- Dobra, nieważne. Zapomnijmy o tym i już – powiedział Louis już spokojniej.
- Tym bardziej, że ja nie przyjechałam tu po to, aby się kłócić – przypomniałam.
- Mamy do obgadania sprawę, ludzie – dodał Liam.
- W takim razie, przejdźmy już do tego – odpowiedziałam stawiając na wpół pustą szklankę na stolik. - Możecie zacząć mówić.
- Mamy w zamiarze obrabować bank – zaczął Louis.
- Yhm, to już wiem. - Kiwnęłam głową. - A skąd w ogóle wziął się ten pomysł, jeśli można spytać?
- Nie domyślasz się? - cały czas mówił Louis. Podejrzewam, że dlatego, bo to on jest ich szefem i prawie za wszystko odpowiada.
- Może być wiele powodów. - Wzruszyłam ramionami, a on westchnął.
- Po obrobieniu banku, dwoje z nich otrzyma forsę na budowę domu, Harry i Zayn. Żeby się w końcu ode mnie wyprowadzili – wyjaśnił.
- No to masz bardzo dobry powód. - Otworzyłam szerzej oczy.
- Jak sam nie dam im tych pieniędzy to nigdy się nie wyprowadzą.
- Tylko ty tak myślisz – wtrącił Zayn.
- A chcesz się stąd wyprowadzić? - zapytał szatyn Mulata.
- No nie bardzo.
- No właśnie. Już teraz widać, że będzie to długi proces, by przygotować dobrze tą akcję.
- A na czym miałaby polegać ta moja pomoc? - zapytałam.
- Bezpieczniej jest się włamać używając kodów zabezpieczających. Tak się składa, że główny dyrektor ma spisane wszystkie i schowane w portfelu.
- Skąd wiesz?
- Z doświadczenia. Ty musisz zabrać go na jakąś kolację, rozmowę biznesową, cokolwiek. Masz jeszcze czas do namysłu. Musisz tak poprowadzić rozmowę, by ukraść te kody. Przekażesz je potem nam i jeszcze tej samej nocy wykonamy resztę planu. Oczywiście, będziesz miała przy sobie broń. Jakby coś się działo, będziesz mogła jej użyć. I dostaniesz 1/4 łupu.
- Nie strzelałam odkąd otworzyłam firmę – przypomniałam. - Nie miałam broni w ręku od 2 lat.
- Jak mówiłem ci przez telefon, przetestujesz naszą strzelnicę.
- Okej... ale jeszcze jedno. Dlaczego akurat mnie wybraliście? Nie było nikogo innego zamiast mnie? Nie żeby mi to przeszkadzało.
- Był, ale... sprawy się pokomplikowały. - Louis zwiesił głowę.
- I? - dociekałam.
- I już nie ma tej osoby z nami. Odeszła na zawsze.
- Boże, mówisz tak, jakby umarła. - Zaśmiałam się, a oni wszyscy zamarli. Spojrzeli na mnie bolesnym wzrokiem. - Przepraszam, nie to miałam na myśli – zaczęłam się bronić.
- Nigdy więcej o tym nie mów – odpowiedział poważnie Louis.
- Rany, nie wiedziałam o tym, że jesteście tacy przewrażliwieni na ten temat. - Przewróciłam oczami.
- Masz o tym więcej nie mówić, jasne?! - warknął Louis. Trochę się zlękłam.
- Louis, uspokój się. - Niall położył mu dłoń na ramię. - Ona nie miała nic złego na myśli. Tylko żartuje, wiesz o tym.
- Ja jestem bardzo spokojny.
- Przepraszam, okej? - powtórzyłam. - To... co to ma być za bank?
- 'Merci' – odpowiedział krótko szatyn, a mi oczy prawie wyszły z orbit.
- 'Merci'? Zwariowaliście? - poruszyłam się.
- Co? Nie pasuje ci ten?
- Moja firma ma z tym bankiem umowę. Jeśli coś spieprzycie, jestem udupiona. Tu już nie chodzi o same pieniądze, tylko o moją reputację – zaniepokoiłam się.
- A może to i lepiej? - zastanowił się Louis.
- Wyluzuj, nic się nie stanie. Jesteśmy profesjonalistami – odparł Zayn.
- Mam nadzieję. A tego dyrektora, jednym słowem mam uwieść, tak?
- W skrócie. - Harry wzruszył ramionami.
- Świetnie. - Opadłam na oparcie kanapy.
- A co? Boisz się, że twój chłopak się dowie? - Zaśmiał się Hazz.
- Ja już nie mam chłopaka – odpowiedziałam cicho.
   W oczach zaczęły zbierać mi się łzy. Musiałam sobie przypomnieć? Musieli poruszyć ten temat?
Louis odwrócił z powrotem głowę w moją stronę. Nie wiem czemu, ale zobaczyłam w jego oczach jakby iskierki.
- Sorry... - Harry podrapał się po głowie.
   Starłam łzy z policzków i wstałam z kanapy.
- Chyba ja już powinnam... - przerwałam. Głos uwięzł mi w gardle. Nie mogłam oddychać.
Złapałam się za gardło i opadłam na kanapę. Zaczęłam się dusić.O nie. Znów to samo.
- Co do...
- Cassandra co ci? - zaniepokoił się Harry, łapiąc mnie za ramiona.
- Miller?! - usłyszałam krzyk Louisa.
Patrzyłam na nich wszystkich w poszukiwaniu pomocy. Byłam zbyt przerażona. Jeśli tego nie opanuję, uduszę się na śmierć. Umrę.
- Cassandra, masz astmę? - zapytał przejęty Liam. Pokiwałam twierdząco głową, tylko to mogłam zrobić. - Masz ze sobą inhalator? - spytał ponownie, a ja pokręciłam głową. Byłam zbyt roztrzęsiona, by zabrać go ze sobą. - W takim razie patrz na mnie, popatrz jak oddycham i rób to samo, tak? Chłopaki, otwórzcie okno – zwrócił się do reszty, a ja próbowałam robić to co nakazał mi Liam. Powoli się udawało. - O, właśnie tak, wdech i wydech. I jeszcze raz, wdech i wydech – instruował mnie.
   Odzyskałam oddech po niespełna 5 minutach. I odzyskałam go tylko dzięki Liamowi.
- Dziękuję – odetchnęłam. Któryś z chłopaków podał mi szklankę z piciem. -  Udusiłabym się na śmierć, gdyby nie ty.
- To drobiazg, nie dziękuj. Ratowanie życia to mój zawód i codzienność.
- Jesteś lekarzem? - zapytałam.
- Tak, jestem. Powiedz, dlaczego nie miałaś ze sobą inhalatora?
- Bo... po prostu jestem dziś strasznie roztrzepana i... i zapomniałam. Zawsze go biorę.
- Pamiętaj o nim, to ci może uratować życie. O mały włos się nie udusiłaś.
- Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. - Zwiesiłam głowę. - Nie jest mi łatwo żyć z astmą. - Głos zaczął mi drżeć. - Próbuję jak mogę, ale jest trudno. Jestem pierwszą w rodzinie, która się z tym zmaga. - Rozpłakałam się. Nie wytrzymałam. Muszę się komuś wyżalić, jeśli nie – rozniesie mnie.
- Od jak dawna chorujesz? - zapytał cicho Louis, podchodząc do mnie.
- Od 6. roku życia...To... prawie całe moje życie, 16 lat...
- Przykro nam...
- To mi jest, nie wam. Powinnam już jechać. - Wstałam z kanapy, ale zatrzymał mnie Harry. - Co jest?
- Odwiozę cię. Jesteś świeżo po ataku astmy. Wiem jak to jest, bo ja też ją mam. Jesteś osłabiona, powinnaś chwilę posiedzieć, żeby zaraz nie było to samo - pouczył mnie jak dziecko, a ja ślepo się na to zgodziłam. Chyba nie miałam wyjścia. 

***

    Jednak nie jestem silna... Nie jestem, nigdy nie byłam i nigdy nie będę.
Świadczy o tym chociażby druga butelka wina, którą znalazłam gdzieś w barku. Tyle go już nie piłam, że nie pamiętałam jaki ma smak. I muszę powiedzieć, że jest bardzo pyszne. Nie tylko koi ból, który pozostał po Nicku, ale też oddala mnie od innych problemów i złych wspomnień.
   Pieprzony Nick, pieprzony Louis Tomlinson, pieprzony cały świat. Jak wszystko ma się chrzanić w życiu to oczywiście w jednej chwili. Myślałam, że los co innego dla mnie zgotował. Jak zwykle się myliłam! Moje życie to jedna wielka fałszywka. Nic, tylko pozazdrościć.
   Rozległo się pukanie do drzwi. A niech sobie pukają. Nie ma mnie w domu, wyjechałam. W firmie też mnie miało nie być, a wyszło inaczej.
   Wychyliłam kolejną lampkę wina i wyjrzałam przez okno na pokryty ciemnością Londyn. Mieszkanie na ostatnim piętrze jednak ma swoje plusy. Ładne widoki, nikt nie widzi co robisz, luz blus i tyle. Mam taki pojebany humor, że oszczędzam nawet na żarówkach i jedyne światła to te dochodzące z zewnątrz. Normalnie stworzyłam tu sobie taki nastrój, że to wino idealnie tutaj pasuje. Jeszcze przydałaby się muzyka, ale nie chce mi się nic włączać. Wstawać też nie bardzo mi się chce.
   Pukanie nie ustawało, wręcz przeciwnie, nasilało się i to całkiem mocno. Byłam zmuszona, by ruszyć się z tej podłogi i oderwać się od tego okna. A by było tak pięknie... Do czasu, gdy ktoś nie zaczął mi w tym przeszkadzać.
   Chwiejnym krokiem podniosłam się i dopiero po kilku sekundach odzyskałam równowagę. Trzymaną w dłoni butelkę rzuciłam na kanapę. Na oślep, bez żadnych świateł pokierowałam się do drzwi, zza których dochodziło nieustające pukanie. No ileż jeszcze można walić? Człowiekowi już łeb rozsadza
- Czego?! - warknęłam otwierając drzwi. I od razu pożałowałam swoich słów, bo w progu stał Tristan wraz z Kelly. Cholera... Zapomniałam, że dziś przychodzą. To się wkopałam... Jak bardzo dziś nawaliłam w skali 1-10? 15. - Oł... cześć wam... - wyjąkałam.
- Jesteś pijana? - zapytał Tristan z poważną miną.
- Nie powiedziałam nic takiego – odpowiedziałam spokojnie, zamykając oczy.
- Jesteś. Czuć od ciebie alkohol – przyznała Kelly. Otworzyłam jedno oko.
- A od was nie. Dziwne, prawda?
- Wejdź do środka. - Tristan złapał mnie za ramię, ale ja mu nie ustąpiłam. - Cassandra, wejdź do domu – wycedził przez zęby szatyn.
- Nie będziesz mi rozkazywać – wybełkotałam.
- Chcesz, żeby wszyscy domownicy zobaczyli w jakim jesteś stanie? Myślę, że to nie wpłynęłoby dobrze na twoją reputację – odparł twardo.
- Ja już nie mam dobrej reputacji. - Cofnęłam się do środka apartamentu. Zachaczyłam o coś nogą i o mały włos się nie wywaliłam i nie wybiłam sobie zębów, gdyby nie złapał mnie Tistan. - Właśnie o tym mówię...
- Boże, dlaczego tu jest tak ciemno? - zapytała Kelly, zaświecając światła, które natychmiast mnie oślepiły. Zgięłam się wpół unikając białego blasku.
- Stwarzałam sobie nastrój. Nie widać?
- Niby do czego? - zapytała blondynka.
- Siadaj – nakazał Tristan, podprowadzając mnie pod kanapę.
   Opadłam na nią bezsilnie. Jednak ja zauważyłam obok siebie butelkę, którą poprzednio tutaj rzuciłam i wzięłam ją w rękę. Uniosłam ją do góry i przechyliłam, by znaleźć jeszcze kroplę trunku. Natychmiast Kelly wyrwała mi z rąk szkło.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam w jej kierunku.
- To ty co robisz, do cholery?! - również się uniosła. - Ile tego wypiłaś?
- A co? Też chcesz?
- Cassandra, ile piłaś? - powtórzył po niej Tristan. On też przeciwko mnie? Super.
- 2 butelki – wymamrotałam.
- Na pewno?
- Więcej nie mam. Jak mi nie wierzysz to sobie sprawdź.
- Spokojnie, okej? - Popatrzył mi w oczy i potarł moje ramiona. - Dlaczego piłaś, Cass?
- A dlaczego by nie?
- Cass... - westchnął. Dobra, teraz prowadzę siebię na złą drogę. On zaczyna chyba tracić już nad sobą kontrolę. Z doświadczenia wiem, że jak naprawdę się wkurzy, to naprawdę może być źle. Nie tylko ze mną. - Dlaczego piłaś?
- Nick mnie zdradził – odpowiedziałam pustym głosem. - Zresztą nie jeden raz. Robił to od prawie miesiąca – dodałam. Czułam jak w gardle rośnie mi wielka gula.
- Co? - Kelly usiadła obok mnie. - Z kim?
- Z tą rudą pokraką. Z Georgią z gangu.
- To ta która...
- Tak – przerwałam jej nim zdążyła dokończyć.
- A to dupek...
- Powiedział, że od dawna już się na to zanosiło. Prędzej czy później tak to by się skończyło. - Rozpłakałam się. - Ten idiota zaproponował mi przyjaźń.
- Mam nadzieję, że się nie zgodziłaś.
- Nie. - Pokręciłam głową. - Jeszcze nie...
- Cassandra, on cię zdradzał – przypomniła mi.
- Wiem, Kelly. Ja to dobrze wiem. Kochałam go. Naprawdę. - Pociągnęłam nosem. - Jeżeli to jedyne wyjście, by go widywać...
- Nie, Cass, nie możesz tego zrobić. Chcesz robić sobie nic nieznaczące nadzieje? - zapytała blondynka, a ja nic nie odpowiedziałam. - Cass?
- Co? - Odwróciłam w jej kierunku głowę.
- Nie zrobisz tego, prawda?
- Nie mam na razie do tego głowy – wychrypiałam. - Co innego mam do roboty.
- Co jeszcze się stało? - zapytał Tristan.
- No... Ja wiem, że wam pewnie to się nie spodoba, ale cóż... Jedno ma się życie, co nie? - Poderwałam się do góry, ale Tristan pociągnął mnie za rękę i znów wylądowałam na kanapie. - Ugh. Kiedyś mnie połamiesz, Tris.
- Musimy tak od ciebie wszystko wyciągać? - Kelly popatrzyła na mnie znacząco.
- Ja was do niczego nie zmuszam.
- Cassandra! - podniosła głos.
- O Boże... - Przewróciłam oczami. - Pamiętasz Louisa Tomlinsona? Mówiłam ci kiedyś o nim.
- Ten przestępca, tak?
- Noo...
- Co z nim?
- Taa... W pewnym sensie wracam do gangu...
- Że co?! - krzyknęli na raz oboje.
- Otrzymałam od niego propozycję na pokaźną sumę. W tym momencie nie mam nic do stracenia. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, reputacji też nie stracę.
- Zwariowałaś, wiesz o tym?
- Zdaję sobie z tego sprawę...
- Myślałam, że on mieszka w Stanach.
- To się myliłaś. Ja idę spać. Na razie wam. - Ponownie wstałam i ponownie za sprawą Tristana wylądowałam obok niego. - Jezu, co?
- A co z tą obiecaną kolacją?
- Noo... miałam robić zapiekankę makaronową, ale coś nie pykło. Więc chyba nici z tego. A teraz możesz mnie puścić, ja idę spać. - Zabrałam jego rękę z mojego ramienia, a gdy usłyszałam znów pukanie do drzwi, odpuściłam sobie tego wszystkiego i dobrowolnie zajęłam miejsce obok Tristana.- Kelly... - jęknęłam.
- Otworzę – westchneła.Wstała z kanapy i ruszyła do drzwi.
- Przynajmniej miałaś dobry powód, by się upić – powiedział w moim kierunku Tristan, gdy blondynka znikła nam z pola widzenia.
- Och... jedyny mnie rozumiesz, Tris – przyznałam i przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on położył dłoń na mojej głowie i pocałował jej czubek. Najlepszy przyjaciel jakiegokolwiek miałam.
- Dobry wieczór. Czy jest pani Miller? - usłyszałam głos dochodzący z końca holu. Oczywiście, pani Brigit z pod 9. To zaczyna być moją codziennością.
- Dobry wieczór. Nie, niestety nie ma. Mam coś jej przekazać?
- Tak, jakbyś mogła, złociutka. Znów nie ma u mnie prądu. Ja nie wiem co się dzieje. Może kiedyś to się naprawi.
   Muszę w końcu załatwić tego elektryka...


***

   Tak dawno nie byłam w tym studiu tatuażu, że już zapomniałam jak tu jest. Nie byłam, bo nie miałam potrzeby. Dziś jednak znów ją mam.
- To jaką dziarę dziś sobie robisz? - zapytał John, siadając obok mnie.
- Ta co zwykle, John – odpowiedziałam, odsłaniając skórę po wewnętrznej stronie mojego prawego nadgarstka.
- Kolejny lecący ptak? - upewnił się, a ja przytaknęłam. - Już czwarty, prawda?
- Niestety – odparłam. Spojrzałam na czarne malunki na mojej skórze. Czarny duży ptak, najważniejszy dla mnie, drugi odrobinę mniejszi i trzeci jeszcze mniejszy.
- Kto tym razem odszedł? - zapytał z sympatią.
- Ktoś ważny. Ktoś, kto był dla mnie bardzo ważny. To ktoś, kto odmienił moje życie na lepsze, ale już go nie ma... Już nie wróci...
- Moje kondolencje – cicho odpowiedział.
   I dla mnie właśnie tak było. Było jakby umarł. Bo dla mnie już nie żyje.


***

25 kwietnia 2018

NOWA WERSJA ZWIASTUNA

Publikuję nową wersję zwiastuna 'ALL THE SAME'. Zmieniłam tylko wersję piosenki w tle, a całość pozostała taka jak wcześniej. Zrobiłam to, ponieważ nie mogłam się zdecydować co do tego, który cover piosenki wkleić do video. Dlatego też, teraz zwiastun jest dostępny w dwóch wersjach, choć muszę przyznać, że i tak jakoś bardziej podoba mi się ta pierwsza. Dla porównania, publikuję oba video.



Pierwsza wersja zwiastuna: 

Druga wersja zwiastuna:

21 kwietnia 2018

ZWIASTUN

Przychodzę do was ze zwiastunem opowiadania. Właśnie skończyłam go robić i mam nadzieję, że się spodoba. Ponieważ jestem już po egzaminach, niedługo powinien pojawić się rozdział 2, więc oczekujcie ;)


07 kwietnia 2018

ROZDZIAŁ 1. 'POMIMO STRACHU, ŻE ZNÓW NIE UDA SIĘ'


*Cassandra*

     Nigdy nie lubiłam nic planować, wręcz nienawidziłam tego, bo zawsze znajdowało się coś, co krzyżowało mi wszelkie plany. I właśnie dziś jest znów to samo!
   Cholera jasna. Ja to swojego życia nie mam, tak? Miałam dziś nie przychodzić do pracy, miałam się w końcu wyspać, odpocząć i ogarnąć dom i inne sprawy, ale jak zwykle wyszło inaczej. Bo firma sama sobie beze mnie nie poradzi, prawda? No jasne, bo uwierzę. Tu większość osób jest starsza ode mnie, niektórzy nawet podwójnie.
    Ludzie, ja wiem, że to ja jestem waszą szefową, ale ja mam dopiero tylko 22 lata. Jeszcze do niedawna byłam niepełnoletnia. Nie dołujcie mnie gorzej i nie pogrążajcie, tylko mnie raz zrozumcie. Dlaczego ja gadam sama ze sobą? I to jeszcze w myślach? Ja pieprzę. Siedzę w tej robocie cały czas i już mi odwala. Mam prawo do jednego wolnego dnia, tym bardziej, że to jest moja firma.
     Teraz nie wyobrażam sobie co innego mogłabym robić, ale należy mi się w końcu jakiś urlop. W tamtym tygodniu przychodziłam i wychodziłam ostatnia, bo klient ma ogromny dom, wręcz willę i zamarzyło mu się, żebym to ja była bardzo zaangażowana w ten projekt. A ja nie wiem po cholerę tego chciał, skoro mam tylu pracowników, którzy równie dobrze wykonaliby to jak ja. Ale nie, bo to akurat ja musiałam nadzorować, analizować to wszystko, a salon to już w ogóle miałam tylko ja urządzać.
    Czym ja się tak w ogóle zajmuję? Albo czym się zajmuje moja firma? W tym momencie to pytanie jest trudniejsze niż jeszcze rok temu.
   Zacznijmy od tego, że to firma projektancka. "Projektancka" brzmi trochę zbyt ogólnie. A patrząc na budynek, w którym ona się znajduje, to naprawdę można się w tym wszystkim zagmatwać, ponieważ jest ogromny. Od samego początku funkcjonowania firmy urządzamy domy. Projektowanie wnętrz, inaczej. Możesz wybrać sobie pokój, salon, a nawet cały dom, jeśli chcesz, a my urządzimy go za ciebie. Oczywiście, będąc w ciągłej konsultacji z tobą. Czasem urządzamy ogrody albo inne firmy czy restauracje, jakieś środki publicznego użytku. To tak jest od samego początku.
    Rok temu wprowadziliśmy coś nowego i zajmujemy się też architekturą. Mam tu dobrze wykwalifikowanych ludzi, którzy tak od tak mogą zrobić dla ciebie projekt domu i będziesz wiedział, że zapłaciłeś naprawę za coś dobrego, co ma wysoką jakość.
    I to jest druga część firmy, a od niedawna projektujemy także ubrania. Ogromne wyzwanie, które ostatecznie podjęliśmy. Było ryzyko, że to kompletnie nie wypali, ale na razie wszystko jest w porządku i mam nadzieję, że dalej będzie. Choć, żeby podjąć to wyzwanie to też nie była łatwa sprawa. Trzeba było przebudować jedno piętro i przystosować je do tego, by mogły się tam znajdować pracownie krawieckie.
   Projektujemy na zamówienie i projektujemy dosłownie wszystko, począwszy od butów po suknie ślubne. Niejedna osoba wychodzi stąd uradowana.
    Firma naprawdę cieszy się wielką popularnością wśród Anglików i jest w tym momencie jedną z największych w Londynie. Większa od mojej jest tylko Apple, ale to kompletnie inna liga i nie ma czego porównywać.
    Wracając do mojego cudownego dnia, musiałam tu przyjechać i ogarnąć jednego klienta, a chwilę temu dzwonił jeszcze Nick, żebym się z nim spotkała za kilka minut w parku niedaleko firmy. Co więcej, był przekonany, że ja dziś pracuję i wcale nie pomyślał, że może mnie tu w ogóle nie być.
    Normalnie mam taki wyśmienity grafik i rozkład dnia, że chyba nikt by mi tego nie pozazdrościł. Jak ja w końcu nie usiądę i na chwilę nie odetchnę to chyba skończę w wariatkowie, bo w tym momencie to nie mam nawet czasu, żeby pomyśleć nad tym, co zjem dziś na obiad. I szczerze mówiąc, to ja nie wiem czy przypadkiem nie mam już pustej lodówki. Potem pewnie znów pani Brigid z pod 9. przyjdzie się poskarżyć, że znów nie ma prądu. Ale ja już wzywałam elektryka i to nie moja wina, że do tej pory jeszcze nie przyjechał. I to też nie moja wina, że prąd w jej mieszkaniu wariuje i raz jest, a raz go nie ma. Specjalnie poświęciłam kilka godzin na to, by łazić po wieżowcu i upewnić się, że w innych apartamentach tak się nie dzieje. No i na jej nieszczęście, wyszło, że tylko u niej jest coś nie halo.
    Po jaką cholerę ja stawiałam ten budynek i pozwoliłam mieszkać w nim innym ludziom? Po co ten budynek jest teraz moją własnością? Trzeba było nie przejmować się innymi i wybudować sobie normalny dom. Ale mi zawsze musiało coś odwalić i zamarzył mi się wieżowiec. Teraz cierp, Cassandra, cierp za swoją głupotę. Już raczej nie zburzę tego i nie wygonię niwinnych ludzi na ulicę.
Szczęście, że chociaz to dofinansowanie od państwa dostałam na budowę, bo chyba bym zbankrutowała od razu i jeszcze firmę by mi zabrali. Takie tanie to wszystko nie było. W środku jest naprawdę bardzo nowocześnie i są najróżniejsze systemy bezpieczeństwa. Szczęście też, że mieszkam na samej górze w penthousie.
   Jest cholerna 12 godzina, wstałam 2 godziny temu, bo obudził mnie telefon od Jordyn, mojej sekretarki, że jestem tu pilnie potrzebna i nie jadłam nawet pieprzonego śniadania. A z racji tego, że dziś miałam w ogóle nie przychodzić tu, nie wyprasowałam żadnych ubrań i jedyne co znalazłam w tej szafie, co wyglądało w miarę, to moje jeansy z przetarciami i dziurami, białą koszulę i czarną marynarkę. Nie odpuściłam sobie szpilek, aż tak na luz jeszcze mnie nie poniosło. A skoro to ja jestem tutaj szefową, to mogę ubierać się w co chcę i nikt nie powinien mi robić problemu z tego powodu.
    Ważna pani Cassandra Miller założyła spodnie z dziurami do biurowca. Już widziałam miny tych bab w recepcji i ani trochę mi to nie przeszkadza. To ja tu rządzę i mogę wywalić je w każdej chwili, nawet jeśli będę mieć taki kaprys.
    A teraz wróćmy do teraźniejszości, nie zamierzam tutaj siedzieć kolejnych godzin, ani mi się to śni. Wystarczy, że przenoszę pracę do domu.
   Wzięłam leżący na biurku przede mną stosik dokumentów, wstałam i zarzuciłam torebkę na ramię. Dziś powinnam w ogóle zapomnieć, że mam pracę. Kurwa, po co im tyle dokumentów? Ciężkie to jak cholera.
    Otworzyłam łokciem drzwi i wyszłam na korytarz, poszukując wzrokiem niskiej brunetki. Przy biurku jej nie było, dopiero ciche śmiechy pokazały mi, że wychodzi z biura Tristana. O właśnie, Tristan, moja prawa ręka, przyda mi się jak zwykle. Też go uwielbiam i mi raczej nie odmówi. No dobra, nie może.
- Jordyn, zamkniesz moje biuro? Ja już się dziś w firmie nie pojawię – zwróciłam się do 20- latki.
20 lat, ale sekretarką może być. Poza tym, tu w Anglii panują totalnie inne zasady i czasem nawet 16- latkowie mają swoje firmy.
- Oczywiście – odpowiedziała, wstawiając pustą filiżankę do ekspressu do kawy.
- Czy Michael dziś pracuje? - zapytałam.
- Tak, jest tutaj już od rana – odparła, patrząc na mnie z delikatnym uśmiechem.
- W takim razie przekaż mu, że wszystko już jest skończone z tym projektem faceta od tej willi. Jak mu było? Barrett?
- Barreto, pani Miller – poprawiła mnie Jordyn.
- Tak, pan Barreto. Może przyjść w poniedziałek i zobaczyć co mu proponujemy. Poinformuj o tym Michaela oraz pana Barreto.
- Dobrze, oczywiście – przytaknęła.
- Dziękuję, Jordyn – powiedziałam w jej stronę.
Przeszłam kilka kroków korytarzem, a potem otworzyłam kolejne drzwi łokciem i znalazłam się w biurze Tristana. Był czymś bardzo zajęty, nie widział nawet, że weszłam.
Podeszłam do jego biurka, a gdy nawet nie podniósł głowy znad kartek, rzuciłam cały stos dokumentów przed jego nos, tak, że ta tabliczka z wyrytym: "Tristan Rivers – zastępca dyrektor, Cassanrdy Miller" prawie spadła na ziemię.
- Co do cholery? - Podskoczył na krześle, lekko wystraszony. - Cass? - Zmarszczył brwi. Spojrzał na mnie, na stosik papierów i z powrotem na mnie. - Co to ma być?
- Też się cieszę, że cię widzę, Tris, stary kumplu – zaczęłam parodystycznie.
- Co to ma być, Cass? - powtórzył już bardziej stanowczo.
- A nie widzisz, Tris? Tona dokumentów, papierków – odpowiedziałam kąśliwie.
- Zatwierdzenie projektu? - Spojrzał na pierwszą teczkę. - Cass, to ty masz to robić, a nie ja.
- No wiem – jęknęłam. - Ale nie dam rady. Widziałeś ile siedziałam tu w zeszłym tygodniu? Ja już nie pamiętam jak to jest być w ciągu dnia w domu. - Przetarłam twarz dłońmi. Nawet, kuźwa, się nie malowałam. Ze mną już jest chyba źle.
- Cass... - Spojrzał na mnie znacząco z nad dokumentów.
- Proszę cię, Tristan. Już to od razu wszystko podpisałam. Wystarczy, że to za mnie wypełnisz, ja naprawdę nie mam dziś do tego głowy.
- Wiesz ile ja mam tej papierkowej roboty w tym momencie? - zapytał.
- Na pewno nie więcej niż ja w tamtym tygodniu.
- To akurat tak. - Popatrzył w okno i z powrotem spojrzał na mnie.
- Słuchaj, mnie tu oficjalnie dziś nie ma. Znikłam, wyjechałam, porwali mnie.
- Co mam przez to rozumieć? - Uniósł jedną brew.
- Tristan, ja cię błagam. - Złożyłam dłonie jak do modlitwy. - Ja mam tylko 22 lata, powinnam żyć młodością. Ja naprawdę nie daję już sobie rady.
- A ja to niby ile mam lat? - Zaśmiał się. Odezwał się 24-latek.
- Jestem na maksa zmęczona, głodna i wyczerpana i...
- I ty w takim stanie jeździsz autem? - zapytał.
- Nie, kurwa, promem tu przypłynęłam. - Podrzuciłam ręce do góry.
- Chcesz spowodować wypadek?
- Mówimy tu o dokumentach, a nie o moim wypadku. Czekaj, co? Jakim wypadku? Ja nie miałam żadnego wypadku. Widzisz co ja gadam? - Pokazałam na swoje usta. - Powinnam się wyspać. Poza tym, czy ja o tak wiele proszę?
- Dobra, wypełnię te papiery – westchnął. - Jedź do domu odpocząć.
- Jezu, dziękuję. - Przytuliłam go uradowana. - Wynagrodzę ci to. Przyjdziecie dziś razem z Kelly do mnie wieczorem. Zadzwonię też po Nicka i zrobię świetną kolację. Tylko nic mi nie schrzań w tych dokumentach.
- Jak niec nie przypalisz, to nie schrzanię. - Zaśmiał się.
- Ha, ha, bardzo śmieszne. Nie moja wina, że to portier coś ode mnie wtedy chciał.
- Dobra, idź już albo zaraz oddam ci z powrotem te teczki.
- O Jezu, no idę już. - Przewróciłam oczami. Spojrzałam jeszcze raz na niego. - Będziesz jadł to jabłko? - wskazałam na czerwony owoc.
- Co? - Zmarszczył czoło. - A, bierz sobie. Wprawdzie zjadasz mi lunch, no ale idź już, bo naprawdę zaraz szlag mnie trafi i sama będziesz to wypełniać – odpowiedział. Zamknął oczy, a ja chwyciłam jabłko i odeszłam do drzwi.
- Dzięki, Tristan. Wielkie dzięki. Widzimy się wieczorem. - Wyszłam z jego biura.


- Tylko nic nie przypal! - krzyknął za mną a ja ponownie przewróciłam oczami, nadgryzając jabłko. Moje śniadanie, jedyny posiłek dziś. Teraz jeszcze tylko park, Nick i będę mogła trochę odpocząć. I zakupy na kolację...
Kierowałam się do windy, poprawiając przy tym torebkę zwisającą mi z ramienia. W szybkim tempie zjadłam jabłko, mijając moich pracowników, którzy widząc mnie od razu się ze mną witali. Uwielbiam ten przywilej, że zwracają się do mnie, jako do szefowej z ogromną kulturą i szacunkiem. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, ale to szybka piłka. Raz coś przeskrobie, drugi, trzeci i wylatuje stąd. Jasne, staram się być miła i tak dalej, ale czasem nie ma wyboru i trzeba podjąć stanowcze kroki, muszę być wyjątkowo konsekwentna w mojej pracy.
Znalazłam się w połowie holu, gdzie znajdowała się winda. Przywołałam ją jednym pstryknięciem srebrnego guzika, a w oczekiwaniu na nią, wyrzuciłam pozostały po jabłku ogryzek do pobliskiego kosza na śmieci.
Winda przyjechała w mgnieniu oka i przede mną rozsunęły się stalowe drzwi. Weszłam do jej wnętrza, gdzie tak przypadkowo zastałam Kelly.
- Cassandra, hej – przywitała się ze mną blondynka, gdy mnie zauważyła. Podeszła bliżej mnie i mnie uściskała.
- Hej, Kelly. - Zamknęłam oczy, będąc w jej objęciach.
Próbowałam rozpoznać jakie perfumy tym razem miała na sobie. Dior? Calvin Klein? Hugo Boss, na stówę. Jedne z moich ulubionych perfum. Mam to szczęście, że mogę się nimi cieszyć, bo Kelly, jako profesjonalna modelka ma do nich dostęp i cały czas daje mi coś w prezencie. Ja oczywiście nie wybrzydzam, nawet, jeśli stać mnie na każdą markę. Wiem, że sprawia jej przyjemność, gdy coś mi daje.
- Dawno się nie widziałyśmy, co?
- Oj, dawno, dawno – przyznałam ze śmiechem. -Tristan mówił mi, że wczoraj wróciłaś. Jak tam w wielkim świecie? - zapytałam ciekawa.
Mimo swojej sławy, wciąż jest zwykłą kobietą, podobną do mnie. Pozostała taka sama, nic się nie zmieniła. Wciąż jest tą roześmianą, sympatyczną i prze kochaną Kelly, która była, kiedy jeszcze byłyśmy dziećmi. Znamy się niemal całe życie.
Dzieciństwo i wczesną młodość obie spędziłyśmy w Nowym Jorku, można rzec, że też pochodzę z wielkiego świata. Potem Kelly została odkryta przez jednego agenta podczas imprezy, na której byłyśmy i zaczęła wielką karierę, przeprowadzając się do Londynu. Rok później dołączyłam do niej, otworzyłam firmę, a mama i moje rodzeństwo przeprowadzili się wraz ze mną, by zacząć lepsze życie, by zacząć je na nowo. Teraz mieszkają w północnej części Londynu, a ja ze względu na pracę w tej południowej.
- Jak to w wielkim mieście. - Wzruszyła ramionami. - Paryski tydzień mody, pokaz za pokazem, wieczór w wieczór. Czasem potrafi być męcząco.
- Na pewno. Cieszę się, że wróciłaś, będziesz mogła odpocząć.
- O to właśnie chodziło. - Zaśmiała się. 
Drzwi windy się otworzyły, a ja coś sobie uświadomiłam. Umiem pokomplikować życie ludziom.
- Jechałaś na górę do Tristana, prawda? - spytałam wychodząc.
- Jechałam, ale znów jestem na dole.
- Przepraszam. Wcisnęłam ten guzik i nie pomyślałam o tobie.
- Nie szkodzi. Chciałam z tobą chwilę pogadać. - Mrugnęła do mnie, a w tym samym momencie drzwi zaczęły się już zamykać.
- Dziś kolacja u mnie! - krzyknęłam w ostatniej chwili.
Zobaczyłam jak Kelly przytakuje kiwnięciem głową, a potem winda pojechała z powrotem na górę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i skierowałam się do wyjścia z biurowca, mijając recepcję i ochronę. Pożegnałam pracowników i wyszłam na zewnątrz. Rześkie powietrze owiało moja twarz.
Niedługo zaczyna się lato, ale pogoda w Londynie to czasem jeden, wielki, chory żart. Jedyne co mnie pociesza, to fakt, że nie jest tu strasznie gorąco przez cały rok. Chyba nie wytrzymałabym tyle z wysoką temperaturą. Szybciej uciekłabym chyba na Antarktydę.
Przemierzałam kolejne odcinki ulicy, będąc z każdym krokiem bliżej parku. Żałuję, że zostawiłam auto pod firmą, mogłam wziąć je ze sobą, by potem nie musieć wracać po nie. Jednak w tym momencie nie opłacało się zawracać.
Znalazłam się na miejscu po niecałych 5 minutach. Już z daleka zauważyłam Nicka siedzącego na jednej z ławek. Miał łokcie oparte o kolana, ręce włożone we włosy, a głowę pochyloną do przodu, przez co nie wiedziałam jego twarzy ani miny.
Prosił mnie o szybkie spotkanie, więc tylko z tego mogę domyślać się, że chodzi o coś ważnego. To, że nie widziałam jeszcze jego twarzy, spowodowało, że odrobinę zaniepokoiło mnie to o czym chciał ze mną porozmawiać. Nie wiedziałam, jaki temat chciał poruszyć i tego też się obawiałam.
- Hej – przywitałam się z nim, stając obok ławki, na której siedział.
Podniósł głowę słysząc mój głos. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, nie tak jak tego oczekiwałam.
- Cześć – odpowiedział i wskazał gestem, bym usiadła.
Przysiadłam się do niego. Chciałam go pocałować, ale gdy się do niego zbliżyłam – on się ode mnie odsunął.
- Co się dzieje, Nick? - zapytałam. Nie chciał, bym go pocałowała. Przeczuwam coś złego.
- Musimy poważnie porozmawiać – w końcu się odezwał.
- Dobrze. Co jest takie ważne, że musimy mówić o tym teraz? Nie mogliśmy się spotkać wieczorem, tak jak zwykle?
- Nie sądzę... Chyba po tym nie chciałabyś się już spotkać.
- O czym mówisz? - spytałam, a serce zaczęło mi szybciej bić.
- Naprawdę trudno mi odbywać z tobą ta rozmowę, ale... chyba najlepiej będzie, jeśli... się rozstaniemy... - powiedział cicho, a ja poczułam jak cały świat mi runął.
- D-dlaczego? - zapytałam drżącym głosem. - Po 2 latach? Co ja takiego zrobiłam?
- Nie, Cass, ty nic nie zrobiłaś. To ja zawiodłem.
- Co mam przez to rozumieć?
- Zdradziłem cię...
- Co? Z kim? Kim ona jest? Znam ją w ogóle?
- Georgia – odparł, a mi przed oczami pojawił się obraz rudowłosej kobiety, starszej ode mnie o 3 lata. Georgia, która przyjęła mnie do swojego gangu, gdy miałam 17 lat. Odeszłam stamtąd, kiedy otworzyłam firmę, ale... nie sądziłam, że on wciąż utrzymuje z nią jakikolwiek kontakt. Wciąż bym nie wiedziała. Do dzisiaj...
- Teraz już wiem, dlaczego ostatnio ciągle latałeś do Nowego Jorku – powiedziałam cicho.
Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Byłam z Georgią blisko, przyjaźniłyśmy się i to dzięki niej poznałam Nicka. A ona mi go jednak odebrała...
- Cass...
- Nie mów już do mnie Cass! - krzyknęłam odsuwając się na drugi koniec ławki.
Rozpłakałam się, nie umiałam już tego dalej ukrywać. Jestem bezsilna co do moich uczuć. Kiedyś będę musiała się z tym pogodzić.
- Przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak wyglądało. Przez ostatni miesiąc nie miałaś dla mnie czasu, rzadko się spotykaliśmy. Myślę, że nasz związek zaczął się wypalać już wcześniej, to była tylko kwestia czasu.
- Wiesz czym się zajmuję. Mam nadmiar pracy.
- Wiem.
- To nie był powód, by iść do Georgii! - krzyknęłam podnosząc się na równe nogi. On również wstał. - Myślisz, że mi było na rękę? Spotykać cię tak rzadko?
- Tego nie powiedziałem – sprostował. - Chcę tylko, żebyś wiedziała, że wciąż cię kocham. Jak przyjaciółkę.
- Jak przyjaciółkę – prychnęłam.
- Nie powiem, że kocham cię jak chłopak dziewczynę, bo to byłaby nieprawda. To uczucie, którym cię darzyłem... wygasło.
- A moje wręcz przeciwnie.
- Nie możemy być razem, jeśli ja nic już do ciebie nie czuję. To by się nie udało. Nie widzi mi się związek z przymusu. Oboje wiemy, że to się staje teraz tylko przyzwyczajeniem. To nie ma już sensu. Prędzej czy później tak by się to skończyło.
- Może – powiedziałam cicho, pociągając nosem.
- Cassandra...
- Kochasz ją? - przerwałam mu i popatrzyłam mu w oczy. Znam te oczy i wiem, ze nie potrafią kłamać. Teraz też nie kłamały...
- Kocham – przyznał. - Znamy się od wielu lat, ale jeszcze niedawno nie wiedziałem czy coś z tego będzie.
- W takim razie nie będę stawać ci na drodze do szczęścia. - Chciałam odejść, ale zatrzymał mnie, łapiąc za ramię.
- Cassandra, proszę...
- O co prosisz mnie, Nick? O co mnie możesz teraz prosić? Przecież... nie jesteśmy już razem – przypomniałam mu. Nie wiedziałam, że to będzie tak bolesne.
- Czy nie moglibyśmy nadal się przyjaźnić? - zapytał z nadzieją w głosie i w oczach.
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Nie przestanę z dnia na dzień cię kochać.
- Nadal moglibyśmy się widywać, jako przyjaciele – nalegał.
- Nie wiem, Nick – powtórzyłam. - Zrozum, że nie jest to dla mnie łatwa sytuacja. Muszę to przemyśleć, na spokojnie, sama. Może byśmy mogli...
- Ale obiecujesz, że to przemyślisz?
- Ty obiecałeś, że będziesz mnie kochał po wsze czasy. - Ponownie popatrzyłam mu w oczy. Widziałam w nich tylko smutek, zmartwienie, a może jeszcze coś innego.
- Cass...
- Przepraszam, ale muszę już iść – przerwałam mu. Otarłam łzy i odeszłam od niego bez słowa pożegnania.
Wracałam w stronę firmy znacznie szybszym krokiem niż z niej szłam. Na nowo się rozpłakałam. Dlaczego wszyscy, których kocham muszą ode mnie odchodzić? To nie jest sprawiedliwe wyjście. Najpierw była jedna osoba, druga, trzecia, teraz kolejna. Nie jestem takim typem człowieka. Mimo silnej osobowości, jestem zbyt wrażliwa. Zbyt łatwo i szybko przywiązuję się do ludzi. Ale większą część czasu cierpię w ciszy. Mimo, że początkowo płaczę, potem staram się nie pokazywać, że jest źle.
Kiedyś cierpienie przechodzi. To również z czasem przejdzie. Ale wiem, że trudno będzie mi zostawić starą miłość za sobą. Nie będę próbowała o niego walczyć. To już się nie uda. Jak sam powiedział: coś się między nami skończyło, to uczucie się wypaliło. Wciąż będę go kochać, pewnie jeszcze przez kolejne tygodnie, ale on ma Georgię. Teraz jest z nią i jest z nią szczęśliwy, nie mogę im tego zabronić. Zdaję sobie sprawę z tego, że przez ostatni miesiąc czy dwa, znacznie się od siebie oddaliliśmy, ale miałam nadzieję, że uda się coś między nami naprawić. Szczególnie teraz, gdy w końcu trochę zwolniłam z moją pracą. Niepotrzebnie się łudziłam...
Po chwili znalazłam się po firmą, skąd przeszłam na parking znajdujący się obok niej. Starłam resztki łez na moich policzkach, by żaden z pracowników nie zobaczył mojej chwili słabości i wyjęłam z torebki okulary przeciwsłoneczne, które zaraz założyłam. Przemierzałam parking już trochę spokojniejszym tempem, ale i tak nie pozbyłam się jeszcze emocji, które mi towarzyszyły. I tak łatwo się pewnie ich nie pozbędę.
W kilka sekund znalazłam się obok mojego samochodu. Wyjęłam kluczyki i automatycznym pilotem otworzyłam auto. Wsiadłam do jego wnętrza i wraz z tym mój telefon zaczął dzwonić. Nie wytrzymają beze mnie nawet 20 minut? Kiedyś raz, a dobrze wyłączę ten cholerny telefon, żeby nikt nie mógł się ze mną skontaktować i mi przeszkadzać.
Wyjęłam z torebki mojego białego iPhona i spojrzałam na jego wyświetlacz. Świetnie, numer prywatny, którego nie znam. Tego dziś też mi było potrzeba, oczywiście.
- Cassandra Miller, słucham – zaczęłam odbierając telefon.
- Witam moją starą znajomą! - usłyszałam znajomy głos po drugiej stronie. Znałam go aż za dobrze, ale jeszcze nie wiedziałam z kim rozmawiam.
- Z kim rozmawiam? Jeśli można spytać.
- No jak to z kim? Louis Tomlinson. Nie poznałaś mnie? - zapytał.
Louis Tomlinson...
Jak za dotknięciem magicznej różdżki bolesne wspomnienie z przed 3 lat powróciło. Powróciło ze zdwojoną siłą, gdy po raz pierwszy od tego czasu znów usłyszałam jego głos. I najgorsze, że ja tego nie kontrolowałam.
- Rozpoznałam, ale myślałam, że to jednak nie ty – odpowiedziałam spokojnie.
- A dlaczego?
- Nie ważne – ucięłam. - Po co do mnie dzwonisz? Nie widzieliśmy się od 3 lat. Raczej nie dzwonisz, żeby zaprosić mnie na imprezę.
- Może, a może nie.
- Przejdź do rzeczy, Tomlinson – ponagliłam, go.
- Jesteś nam potrzebna.
- Ja? A niby po co? - zmarszczyłam brwi.
- Mamy dużą akcję. Potrzebna nam kobieta. Dużo skorzystasz, to na pewno.
- Nie ma opcji – prychnęłam. - Wypisałam się z poprzedniego gangu z 2 lata temu.
- Czy ja mówiłem, że chodzi o gang? Potrzebna nam kobieta, która jest dobra w te klocki, nie boi się ryzyka, lubi wyzwania i niezłą adrenalinę. Ty akurat nadajesz się do tego w 100%. Chociażby przez naszą starą znajomość.
- Nie ma mowy, zwariowałeś – stwierdziłam. - Nie robiłam tego od 2 lat – przypomniałam mu.
- Tego się nie zapomina.
- Nie jestem tego taka pewna – mruknęłam.
- W grę wchodzą ogromne pieniądze – dodał, a ja się wyprostowałam.
- Jak duże? - zapytałam zainteresowana.
- Bank. Wiele skorzystasz.
- Nie mam dostępu do broni. Nie strzelałam od dawna.
- Przetestujesz naszą nową strzelnicę.
- Nie przylecę specjalnie do Los Angeles. Mam na głowie firmę.
- Nie mieszkamy już w Los Angeles. Przenieśliśmy się do Londynu 2 lata temu.
- I co, śledzicie mnie teraz?
- Po co mielibyśmy to robić?
- Ty mi to powiedz.
- Przyjedziesz?
- Jaki jest haczyk?
- Nie ma. Chodzi tylko o pieniądze.
- Kiedy chcesz się spotkać? - wypaliłam.
- Jeszcze dziś.
- O Jezu... - jęknęłam, ściskając nasadę nosa. I po moim pieprzonym wolnym dniu. - Dobra, będę po południu.
- Wspaniale. Wyślę ci sms-em adres – odpowiedział.

W jakie gówno znów się wpakowałam? Chyba w to samo co kiedyś...

* * *


06 kwietnia 2018

PROLOG


   Co by było, gdybyśmy znów się spotkali? Czy byłoby tylko wielkie nieporozumienie i chaos na tle kryminalnym? Czy dogadalibyśmy się?
   A co, gdyby poznał moją straszną tajemnicę? Czy czułby się winny? Czy czułby się odpowiedzialny?
   Co by było, gdybym te 3 lata temu nie zrezygnowała? Czy wszystko wyglądałoby teraz inaczej? Czy mój świat byłby bardziej kolorowy? Czy nie musiałabym się martwić o to, czy mam się z czego utrzymać? Czy pomógłby mi?
   Co by było, gdyby z mojej rodziny ktoś nie odszedł?
   Czy naprawdę musiałam się pakować w takie gówno mając 17 lat? Czy to naprawdę ja zbudowałam to imperium 2 lata temu? To naprawdę ja? Tak zmieniłam swoje życie? Tak teraz ono wygląda?
   A co się stanie, kiedy ON znów mnie zobaczy? Co się stanie, gdy dostrzeże, że wyglądam identycznie jak ktoś o kim nie chce gadać? Co zrobi, gdy będę mu kogoś przypominać? Co zrobi, gdy sprawię, że mnie za to znienawidzi?
   Co się stanie, gdy pojawię się u niego w domu? Co będzie, gdy znów bolesne wspomnienie związane z nim powróci?
   Czy ponowne spotkanie z nim znów przewróci moje życie do góry nogami?
   Czy nie skończy się tylko na jednym przestępstwie?
   Czy oboje będziemy siebie nawiedzać? Czy to stanie się uzależnieniem?


   Co się stanie, gdy znów mnie zobaczy?
   Czy będę jak duch z przeszłości, którego nie da rady znosić?

   Co będzie, gdy się spotkamy?


__________________
WITAM NA NOWYM BLOGU! 
Chciałam napisać 'ALL THE SAME' już od dawna, właśnie mam szansę to robić. Pokochałam to fanfiction i myślę, że będzie ono zdecydowanie lepsze od poprzedniego, ponieważ chyba trochę bardziej rozwinęłam się pod kierunkiem pisarskim, dostrzegłam to niedawno. 
Rozdziały będą pojawiać się nieregularnie, ponieważ właśnie kończę gimnazjum, mam natłok nauki i zaraz egzaminy. Jednak postaram się wstawiać je jak najczęściej. Chciałabym wrzucać je co 2 tygodnie, jednak nie wiem czy temu podołam, postaram się. 
Przyznaję, blog będzie miał kilka podobnych szczegółów do "Fame isn't important", ale będzie też miał kilka szczegółów, które można by 
powiedzieć, że będą moim pamiętnikiem. 

Witam nowych czytelników! Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i tym opowiadaniem na dłużej. 
Mam ogromną nadzieję, że moje bazgroły się spodobają. 

Nie przedłużając, czekam na wasze opinie, bo tylko one sprawiają, że mam ochotę pisać.

Zobaczymy się niedługo x,
/ Perriele rebel