26 stycznia 2019

ROZDZIAŁ 21. 'NAMIESZAŁEŚ W MOJEJ GŁOWIE'


*Cassandra*

- Myślałeś kiedyś, że to się powtórzy? Że znów będziemy w Nowym Jorku? - zapytałam szatyna, gdy krążyliśmy po jednym z nowojorskich parków.
Wiedziałam, że nic nie pamięta z tego miasta, tylko mnie, ale zapytałam. Sam przyznał, że pamięta, iż jedynie ja tu byłam i nic więcej. Niemożliwe, by do końca tak było, ale nie będę ciągle o to pytać, aby on się niczego nie domyślił. Tylko dlaczego cały czas robię coś, żeby właśnie było odwrotnie? Przecież ja tego nie chcę.
- Razem? - zapytał, zatrzymując się, a ja przytaknęłam. - Nigdy – odpowiedział po chwili ciszy, delikatnie się uśmiechając i ruszył dalej, a ja uczyniłam to samo.
Konferencja się skończyła, zbliża się wieczór, a on wyciągnął mnie do parku. Po co? Jak on to powiedział: by powspominać. Tylko co tu jest do wspominania, jeśli nic się nie pamięta? Wiem, powtarzam się, ale coś mi tu nie gra, zachowuje się dziwnie. Co on chce wspominać? To niedorzeczne. Pamięć nagle mu nie wróci. O ile kiedykolwiek zapomniał... A sądzę, że jednak tak się stało, bo czasem, gdy przypadkowo, nieświadomie nawiązuję do tematu, on kompletnie nie wie, co ja mam na myśli i to jest dla mnie wystarczające potwierdzenie. Chyba, że tak dobrze udaje...
Dla mnie jest łatwiej, gdy nie pamięta. Nie jestem i nigdy nie będę gotowa, aby cokolwiek mu powiedzieć. Dlatego też, już dawno temu postanowiłam, że zachowam to dla siebie. Żeby gorzej nie zakłócać jego życia i żeby... Wiem, że gdybym mu powiedziała, jest duże prawdopodobieństwo, że nie uwierzyłby mi. Opcja milczenia jest bezpieczniejsza.
- Powiesz coś w końcu? - zapytałam wzdychając.
- Przecież mówię cały czas. - Zaśmiał się, a ja pokręciłam głową.
- To ty od początku miałeś prowadzić tą konferencję. Wiedziałeś o tym. Dlaczego mnie zaprosiłeś? - zadałam kolejne pytanie.
- Spodziewałem się, że o to zapytasz.
- Dziwisz mi się? Chcę wiedzieć. To tak trochę jakbyś mnie okłamał – zauważyłam, a on ponownie przystanął i spojrzał na mnie.
- Lepiej to by brzmiało, gdybyś powiedziała, że ukrywałem prawdę. Nie okłamałem cię w tym, Cassandra – odpowiedział łagodnie.
- To dlaczego nie wiedziałam, że to twoja konferencja? - ponownie zapytałam z lekkim wyrzutem.
- Nikt nie wiedział, zawsze tak jest. Jeśli kogoś zapraszamy, nie mówimy, że chodzi o mnie. Względy bezpieczeństwa, przecież sama to rozumiesz. Mówiłem ci to już dziesiątki razy. Wszystko, co związane ze mną i firmą jest tajemnicą – tłumaczył powoli, ale wcale nie był poirytowany moim pytaniem czy coś w tym stylu. Po prostu chciał mi to normalnie wytłumaczyć.
- Ale mi mogłeś powiedzieć, przecież się przyjaźnimy – odpowiedziałam spokojnie, na co jego oczy nagle zabłyszczały, a uśmiech się poszerzył.
- Czyli jednak się przyjaźnimy?
- Och, a ty znowu z tym – jęknęłam, zakrywając dłonią pół twarzy. - Nie mówiłam, że nie. A przynajmniej ostatnio.
- No wiesz, trudno jest cię rozgryźć. - Wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Dobrze, już rozumiem. Mam to przyznać tu przed tobą, tak?
- Miło by było.
- Okej, przyjaźnimy się – powiedziałam pewnym siebie głosem. - Już ci się podoba? W takim razie kontynuujmy poprzedni temat. - Zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam, a gdy otworzyłam je z powrotem, mówiłam dalej. - Mogłeś powiedzieć mi o konferencji. Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Mogłem – przyznał, przenosząc wzrok ze mnie w bok. Z jego ust wciąż nie schodził szeroki uśmiech, jakim mnie obdarzał. - Chcesz znać prawdę?
- Dlatego pytam. Oczywiste, że chcę – odparłam szybko.
- Nie powiedziałem ci, bo chciałem zrobić ci małą niespodziankę. Zobaczyć twoją minę, twój uśmiech, gdy wejdę do sali, no ale... cóż... spóźniłaś się, więc nie mogłem zrobić dobrego wrażenia. - Zaśmiał się cicho.
- Na ogół się nie spóźniam – mruknęłam, wtrącając, ale na to nie odpowiedział.
- Pomyślałem, że fajnie byłoby wrócić do tego miasta z tobą, więc pierwszy raz zaprosiłem twoją firmę i wiem, że nie straciłem na tym. - Ponownie spojrzał na mnie. - Ale wiem też, że gdybyś dowiedziała się, że to ja będę kierować tym spotkaniem, zapewne byś nie przyleciała – stwierdził, układając usta w wąską kreskę.
- Możliwe – odpowiedziałam, unikając jego wzroku. - Aż tak bardzo zależało ci na tym, bym była tu dziś z tobą? - zapytałam podejrzliwie.
- Zanim odpowiem ci... to mam dla ciebie jedną propozycję. - Uniósł palec wskazujący.
- Co tym razem?
- Pamiętasz ten dzień, gdy Harry oblał cię herbatą i brałaś prysznic, a kiedy wychodziłaś, to zderzyliśmy się i prawdopodobnie zobaczyłaś jedną z kartek? - zapytał, a ja przytaknęłam, powracając myślami do tamtego wydarzenia. - A pamiętasz, co pisało na tej kartce? - Uniósł brew z uśmiechem.
- Jakiś projekt... nie wiem, nie doczytałam do końca, bo wyrwałeś mi to z rąk. Poza tym, nie pamiętam za dużo, to było dawno.
- To był projekt, który został właśnie dziś na konferencji zaprezentowany i który wczoraj wraz z Kelly i Harrym świętowaliśmy na imprezie – odparł, a mi opadła szczęka. Wszystko zaczęło się ze sobą łączyć. - Wiesz już, czemu wkurzyłem się o to, gdy zaczęłaś czytać? Wiedziałabyś o wszystkim, że tak powiem 'przedpremierowo'. - Zrobił palcami charakterystyczny gest, pokazując, w którym miejscu ma być cudzysłów. - To największy projekt ostatnich miesięcy. Wchodzimy na rynek z kompletnie czymś nowym.
- To było tajne... - powiedziałam lekko w szoku. Zrozumiałam, o co chodziło. - Gdybym się dowiedziała, miałbyś zagrożony projekt – dodałam.
- Dokładnie – przyznał, kiwając głową. - To teraz ta moja propozycja. Miałaś włamanie u siebie w wieżowcu. Pamiętam to, bo posądzałaś mnie o okradzenie jednego z mieszkań. Co było kompletnym absurdem i jeszcze raz zaznaczam, że to nie byłem ja, ale nie o tym teraz. Twój system zabezpieczeń w budynku zawiódł, a czy od tamtej pory go zmieniałaś?
- Jeszcze nie, nie mam czasu, zapomniałam o tym. Budynek cały czas funkcjonuje jeszcze na starych zabezpieczeniach.
- W takim razie, myślę, że wiesz, co chcę powiedzieć – odparł, a ja patrzyłam na niego, jednak nie rozumiejąc nic, więc on westchnął, gdy zobaczył, że nic nie zaczaiłam. - W najbliższym czasie przyślę ludzi z mojej firmy i założą ci nowy system zabezpieczeń, jeden z tych, które dziś przedstawiałem.
- Co? Nie! - Szybko zaprotestowałam.
- Co: nie? - Zaśmiał się. - Tak, a nie: nie.
- Nie możesz. To za dużo.
- Nie dla mnie. Pieniądze to nie problem, a skoro to będzie z mojej firmy, to i tak za nic nie płacę, ty też nie.
- Nie, Louis, nie...
- Przestań się ze mną kłócić, przecież wiesz, że i tak to zrobię, więc koniec tematu.
- Mówiłeś, że to propozycja, a ja nawet się nie zgodziłam. Wybrałeś za mnie. - Powoli zaczęłam się denerwować.
- Ups... Zły dobór słów, mój błąd. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Zabiję cię, Tomlinson – wycedziłam przez zęby.
- Dobra, dobra, zapomnij na razie o tym temacie. Powrócimy do niego w Londynie.
- Nie, nie powrócimy – upierałam się przy swoim.
- Tak, tak. - Pokiwał głową.
Wspomnę o tym, że cały czas staliśmy na środku chodnika i nawet się nie ruszyliśmy.
- Idziemy dalej, Miller. - Objął mnie ramieniem, chcąc pójść dalej, ale zatrzymałam go, a on spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Nie, nie idziemy.
- A to czemu? - teraz to on zapytał, nie kryjąc swojego zdziwienia.
- Miałeś odpowiedzieć mi na pytanie, więc nie unikaj odpowiedzi. Dlaczego tak bardzo zależało ci, żebym teraz tu z tobą była? - zapytałam ponownie o to samo.
- Chciałem... chciałem powspominać tamte czasy. - Zerwał ze mną kontakt wzrokowy, ale po chwili spojrzał mi głęboko w oczy. - Pooglądać stare miejsca, spędzić tu trochę czasu. Z tobą. - Podkreślił łagodnie ostatni wyraz. - I...
- Coś ukrywasz, widzę to – przerwałam mu. - Chcę wiedzieć co.
- Muszę w końcu o czymś ci powiedzieć, dłużej nie dam rady kryć tego w sobie. Wykańcza mnie to ciągłe unikanie tematu, a powinnaś wiedzieć, bo zależy mi na tym. Zależy mi na tobie – mówił, a ja nie dowierzałam jego słowom.
- Jak to ci na mnie zależy? - wydukałam, ale on jakby tego w ogóle nie usłyszał.
- Kłamałem. Kłamałem na temat Stanów. Pamiętam wszystko, co tu się wydarzyło. Pamiętam wszystko, co zaszło między nami i nigdy nie zapomniałem – wyjawił.
- Co takiego?! - krzyknęłam, a moja ręka nieświadomie uniosła się do góry i zderzyła się z jego policzkiem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co ja takiego zrobiłam.
- Ała! Za co to?! - Złapał się za bolące miejsce.
- Okłamałeś mnie! - krzyknęłam żałośnie. - Jak mogłeś to zrobić?!
- Musiałem to zrobić, tak było lepiej! Miałem nadzieję, że nie będziesz o tym mówić, gdy powiem, że nic nie pamiętam. Zrozum to, miałem swoje powody. Tamtego czasu miałem problemy, a gdy ty gadasz o Stanach, to cały czas to do mnie powraca.
- To ciebie nie usprawiedliwia. Mogłeś powiedzieć mi, bym przestała o tym mówić.
- Mogłem, ale czy by to coś pomogło? Znam cię i wiem, że wciąż byś o tym mówiła.
- Może... - zawahałam się nad odpowiedzią.
- A dlaczego to tobie zależało, bym to pamiętał, co? - zapytał niespodziewanie, trafiając tym w mój czuły punkt.
Zamknęłam oczy i mocno ścisnęłam szczękę. Po co ja non stop gadam o Stanach? To teraz mam. Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później zapyta o to, ale ja zamiast w końcu się zamknąć, to cały czas drążę temat. Nie dziwne, że w końcu zapytał. Tylko teraz, co zrobić mam ja? Przecież nie powiem mu całej prawdy tu i teraz. To na pewno nie zaprowadziłoby nas w dobre miejsce w tym momencie. Prędzej ja bym się rozpłakała, a on mnie wyśmiał lub wkurzył się na maksa. Z naszej rozmowy byłoby tyle i za daleko by zapewne nie doszła.
- Bez powodu – odpowiedziałam, zaczynając odrobinę się denerwować.
- Bez powodu? - prychnął. - A ja właśnie myślę, że jakiś jest. Więc, co teraz ty ukrywasz przede mną? - zapytał, a ja poczułam, jak serce przyspiesza mi z nerwów, a moje ciało przechodzą dreszcze.
Przestań pytać, proszę. Albo ja za chwilę tu zemdleję, albo ucieknę, co do mnie jest niepodobne. No dobra, po części niepodobne, bo kto zna mnie dogłębnie, wie, że zapewne tak bym postąpiła. A dogłębnie mało kto mnie poznał.
- Nic – odpowiedziałam krótko, wcale nie licząc, że to wystarczy. Bo wszyscy wiemy, że nie wystarczy.
- Ja powiedziałem ci, co ukrywam, a ty nie możesz? To nie jest sprawiedliwe wyjście. Wymagasz czegoś ode mnie, a sama robisz odwrotnie i po prostu milczysz. Cholera, ty zaczynasz ukrywać przede mną coraz więcej.
- Jakby nie patrząc, ty robisz dokładnie to samo – uświadomiłam mu.
- Ale jednak coś ci wyjawiłem! - Podniósł ponownie na mnie głos.
- Ale to, co ukrywam ja, jest kompletnie inne! - krzyknęłam, bo emocje wzięły nade mną górę. Jest coraz gorzej.
- Czyli jednak czegoś mi nie mówisz – stwierdził po chwili ciszy, a ja zamknęłam oczy i pokręciłam głową, chcąc odgonić wszelkie myśli o tym, co teraz zamieszkuje moją głowę. O tym, co boli na samo wspomnienie.
- Proszę cię, przestań – odpowiedziałam drżącym głosem, powoli otwierając oczy.
- Dlaczego? To teraz ja mam prawo wiedzieć, sprawa tyczy się też mnie.
- W tym mieście stało się coś, co zniszczyło mnie na resztę życia i będę cały czas o tym pamiętać, bo nie wyjdzie mi to z głowy, a ty swoimi pytaniami tylko mnie dobijasz – powiedziałam żałośnie.
- Czy ty siebie słyszysz? - zapytał, nie dowierzając. - To ty od samego początku wpychasz temat Stanów do naszych rozmów. Zastanów się jeszcze raz, czyja to wina, bo ja nie zrobiłem nic, żeby o tym gadać. Uwierz, że też wolę nie pamiętać i zapomnieć w końcu, ale wiem, że się nie da. Dlatego ty teraz masz mi powiedzieć, o co chodzi – nakazał stanowczo.
- Jeśli myślisz, że coś pisnę, to słono się mylisz – parsknęłam.
- W takim razie, będę zadawać pytania, dopóki się nie dowiem. - Upierał się przy swoim.
- Zrozum, że nie chcę o tym rozmawiać. - Znów zaczęłam podnosić głos.
- Ale mnie to w tym momencie nie obchodzi – odparł.
Spojrzałam w jego oczy, które zrobiły się ciemniejsze i zorientowałam się, że on patrzy na mnie cały czas.
- Przestań. - Chciałam by się zamknął chociaż na kilka minut.
- Chodzi o tamten gang i naszą ówczesną współpracę z nami?
- Nie. - Głęboko odetchnęłam.
- O tą rudą, która przyjęła cię do gangu?
- Nie, nie chodzi o żaden gang – powiedziałam głośniej.
- Czyli to ma związek z tym, co wtedy między nami się działo? - zapytał, a ja na chwilę zamilkłam.Popatrzyłam na niego i nie mogłam wydusić słowa.
- N-nie ma... - wyjąkałam zduszonym głosem.
- Kłamiesz. Ma. Widzę to po tobie i to ma związek z nami.
- Nie ma! - krzyknęłam. - Zamknij się w końcu!
Podeszłam bliżej i złapałam go mocno za koszulę, a potem, nie wiem, jak to się stało, przyległam do niego ustami. Nie panowałam nad tym, co się działo. Nie kierowałam się rozsądkiem, nie myślałam już w ogóle. Jedyne, co siedziało mi w tej chwili w głowie to to, że moje usta spotkały się z jego ustami, że wcale się nie opierał, że całował mnie z namiętnością, szerzej rozchylając usta i nie chciał przestać. A ja ogarnęłam się dopiero po kilku sekundach i oderwałam się od niego, orientując się, co ja najlepszego zrobiłam.
Co ja wyrabiam? Idiotka, popieprzyło mnie jeszcze bardziej! Dlaczego ja to zrobiłam? Dlaczego moje serce wybrało za mnie i nie pozwalało przestać? Dlaczego nie mogłam nad tym zapanować? I dlaczego mi się podobało...?
- Co to było? - zapytał cicho Louis, patrząc zszokowany w moje oczy. Jego nie były już ciemne jak noc, wręcz przeciwnie, błękitne i piękne jak ocean.
- J-ja... p-przepraszam, zapomnij, że to się wydarzyło. - Zaczęłam powoli się cofać, nie zdejmując z niego wzroku. - T-to... nie powinno się nigdy wydarzyć, to przypadek.
- Przypadek? Pocałowałaś mnie...
- Zapomnij o tym, dobrze? Zapomnij, że coś takiego miało miejsce – mówiłam, odchodząc.
Szybkim krokiem zmierzałam ku wyjściu z parku, ale w połowie drogi zatrzymałam się i zaczęłam przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki. Gorzej popieprzyć dziś mnie nie mogło. Jestem nienormalna, szurnięta i lekkomyślna. Jak ja mogłam zrobić coś takiego? I to w dodatku z nim? Czy ktoś może mi to wszystko wyjaśnić?
- Hej, nie dałaś mi nawet dość do słowa – usłyszałam za plecami głos Louisa.
Podbiegł do mnie delikatnie złapał mnie za ramię, a moje nerwy wzrosły do maksimum.
- Zostaw mnie, proszę – powiedziałam przez łzy, nie podnosząc na niego wzroku.
- Chcę porozmawiać.
- Jestem taka głupia – zaszlochałam i poczułam, jak po policzkach zaczynają spływać mi łzy.
- Nie powiedziałem ci, że jesteś głupia – odparł łagodnie, zjeżdżając dłonią w dół mojej ręki. - Jesteś cudowna, nie jesteś ani trochę głupia.
- Nieprawda. Zrobiłam coś, czego nie powinnam.
Trzęsącymi się dłońmi wyjęłam z torebki paczkę fajek i zapalniczkę. Zaraz poczułam, jak łapie moje ręce w swoje. Odczułam ciepło jego skóry i powoli podniosłam zapłakane spojrzenie na niego. Wyglądał na zatroskanego, ale spokojnego.
- Nie pal, proszę – powiedział łagodnie, delikatnie zmuszając mnie, bym schowała z powrotem do torebki trzymane przedmioty. - Nie rób tego.
- Dlaczego? - wydusiłam z siebie. - Ty możesz, a ja nie?
- Moje życie już jest stracone, a ty masz dla kogo żyć. Wiem, że jesteś teraz zdenerwowana, ale zrób to dla mnie, nie krzywdź siebie.
- Zapomnij, że cię pocałowałam – odezwałam się cicho, a on pokiwał lekko głową.
- Dobrze, jeśli ci to pomoże, zapomnę. - Uśmiechnął się delikatnie. - Chodź, odprowadzę cię do hotelu – zaproponował, a ja przytaknęłam. Zrezygnowałam z palenia i ruszyłam dalej.
- Cassandra – odezwał się ponownie po chwili. Spojrzałam na niego, odrobinę zwalniając. - Nie jestem zły o ten pocałunek.
Co ja najlepszego, do jasnej cholery, zrobiłam? Teraz wszystko ma się zmienić?

***

3 dni po sytuacji z Louisem, a ja czuję się już o wiele lepiej niż tamtego dnia, tamtej chwili, w sensie psychicznym. Tak, pocałowałam go. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam i nie mam dla siebie usprawiedliwienia. Być może tak podpowiedziało mi serce, a może po prostu chciałam, by się zamknął i tylko to mogło pomóc. Nie wiem, czemu do tego dopuściłam i nie wiem, co mną wtedy kierowało. Naprawdę, nie wiem. Wiem tylko, że tego, co się stało już nie odkręcę. Ale pozbierałam się po tym. Pozbierałam się i zrozumiałam, że nie popełniłam wielkiej zbrodni. To był jedynie pocałunek, zbliżenie dwojga ludzi. Dorosłych, samotnych ludzi bez drugiej połówki obok. Zrozumiałam, że nie zrobiłam nic złego. Zwłaszcza, że on powiedział, że nie jest zły o to, co się wydarzyło. Doszłam do takiego wniosku podczas moich długich i głębokich przemyśleń w czasie lotu powrotnego do Londynu.
I naprawdę, te wszystkie moje rozmyślania uświadomiły mi, że nic strasznego się nie stało. W niektórych momentach pojawia się nawet w mojej głowie myśl, że potrafiłabym to powtórzyć. W tym momencie nie czuję się winna. Przecież nic mi nie zrobił, nawet nie nakrzyczał, nie wyśmiał. Zachował się łagodnie w stosunku do mnie, był spokojny. Powiedział, że jestem cudowna. Nie wiem, co mam o tym sądzić, ale powiedział właśnie to i teraz jak o tym myślę, to na moich ustach pojawia się uśmiech. Może rzeczywiście tak o mnie myśli?
I nawet... poczułam, że się o mnie martwi... albo coś takiego. Dlaczego? Bo nie chciał, bym paliła. Jak on to powiedział: żebym nie krzywdziła siebie, dla niego. DLA NIEGO.
W dodatku odprowadził mnie do hotelu i nie wspomniał nawet słowem o pocałunku, tak jak go o to prosiłam. A na pożegnanie przytulił mnie mocniej i dłużej niż zwykle, i złożył pocałunek na moim policzku. A co potem się stało? Wracałam jego firmowym samolotem. Nie gadaliśmy ze sobą przez większą część lotu, jakby wyczuł, że potrzebuję chwil dla siebie. Przez to miałam czas, by spokojnie przeanalizować w głowie, co zrobiłam i do jakich skutków to doprowadzi, jak on się zachował i co będzie dalej.
Właśnie. Co będzie dalej? Przekonam się tylko, gdy pójdę do przodu, jakby nic takiego się nie wydarzyło. A może właśnie to coś zaczęło? Może to dopiero początek i czeka mnie jeszcze dużo takich momentów? A może to tylko moje głupie urojenia? Tak, to moje wyobrażenie, które nie ma większego związku z rzeczywistością. Za dużo godzin poświęciłam na zamartwianie się tym, co zrobiłam. Stało się, trudno. Już się z tym pogodziłam, czasu nie cofnę. A skoro nie cofnę, nie mogę o to dalej się winić. Więc nie będę. Nie wpłynęło to na naszą relację źle, wciąż się przyjaźnimy, a on nie jest po tym negatywnie do mnie nastawiony. Chyba jest jak wcześniej, przed tym pocałunkiem. Chyba nic szczególnego się nie zmieniło.

Dzień jak co dzień. Firma od ósmej rano, niedawno jadłam obiad, teraz przyszłam na linię ubrań. Moi pracownicy stworzyli nową kolekcję na jesień i zimę, i już odkąd zobaczyłam pierwszy projekt, byłam nim absolutnie zauroczona. Każdy z nich tak ciężko pracuje na nasz sukces i bardzo to widać na przykładzie tego, co mam w obecnej chwili okazję oglądać. Aż do tego momentu spodobały mi się wszystkie ubrania i jeśli kolejna część będzie również zachwycająca, to stanie się ona moją ulubioną kolekcją. Są prawdziwymi projektantami. Są zawodowcami jak każdy w firmie i oni zdają sobie sprawę z tego, że ja o tym wiem. Jestem po prostu dumna ze swojej firmy, z tych wszystkich ludzi Choć ostatnio kiepsko idzie z finansami i kilkoma innymi rzeczami.
Dotknęłam czarnego, miękkiego materiału na stojaku, a wraz z tym na podkładce, którą trzymałam w dłoni, zawibrował mój telefon, wcześniej na chwilę położony przeze mnie na ten przedmiot, oznajmując przyjście wiadomości. Przerwałam oglądanie kolekcji i odblokowałam smartfona. Na ekranie głównym pokazała się informacja o nowym sms-ie. Kiedy w niego weszłam, okazał się być od Tomlinsona. Czego mam się spodziewać?
'Wpadnij po pracy, jeśli będziesz mogła. Mamy do obgadania kilka rzeczy.'
Dodatkowo przy wiadomości stała emotikonka uśmiechniętej buźki.
A może to jednak nie są tylko moje urojenia? Może nie wkurzył się na mnie, bo... bo nie mógł? Nie potrafił? Co mnie utwierdza w tym? Pierwszy raz dołączył buźkę do wiadomości. To musi coś znaczyć. Ale ja boję się co. Pytane: dlaczego się boję?
A jeszcze raz wracając do pocałunku: to było cudowne uczucie, doświadczyć tego z nim. I nie żałuję. Jego usta były czymś, dla czego zatraciłam się na chwilę i straciłam głowę. Przez chwilę były moim narkotykiem...

***

Ostatni raz, kiedy tu byłam to chyba prawdopodobnie piątek, podczas imprezy. Czyli kilka dni temu, przed samą konferencją. Od tamtej pory nie przyjeżdżałam tu, bo nie miałam powodu i wydaje mi się, że potrzebowałam tego nie robić, przynajmniej ze względu na to, co stało się między mną a Tomlinsonem. Ale jak mówiłam już wcześniej: wyleczyłam się z poczucia winy! I to zaskakująco szybko...
Chciałabym wiedzieć, co on myśli tak naprawdę o tym wszystkim, ale to przecież niemożliwe, żebym weszła mu do głowy, niewykonalne. Tak się dzieje tylko w bajkach.
Zaśmiałam się pod nosem z własnych myśli i swojej nadzwyczajnej głupoty. Ze mną ostatnio jest coś nie w porządku. Ja nawet czuję, że jest inaczej, coś się zmieniło chyba we mnie. Tylko że nie wiem, co, bo nie potrafię tego dojrzeć, nie potrafię zauważyć. Może dlatego, że mam za wiele na głowie? Może dlatego, bo moje życie jest zbyt rozchwiane, za dużo rzeczy się w nim dzieje? A może dlatego, że nie potrafię na chwilę usiąść w spokoju z własnymi przemyśleniami? Albo po prostu taka już moja natura...
Oparłam się ramieniem o ścianę budynku, uważając przy tym, by nie wybrudzić pudrowej koszuli, którą miałam na sobie. Zwiesiłam głowę, oczekując aż ktokolwiek mi otworzy i wtedy zobaczyłam, że moje czarne rurki były na łydce zabrudzone jakimś białym kurzem, proszkiem. Jakbym weszła w środek jakiegoś remontu i dotknęła jakiegoś wapna, zaprawy czy innego gówna. Uniosłam nogę jak najwyżej i zaczęłam trzeć dłonią spodnie, próbując przy tym nie wypieprzyć się, stojąc na jednej nodze w bucie na słupku. I właśnie, gdy szorowałam ręką swoje ubranie, ktoś postanowił otworzyć mi w końcu drzwi. O, jak miło, że w doskonałej chwili to zrobił, lepiej wybrać nie mógł.
- Eee... a można wiedzieć, co ty tak właściwie robisz? - usłyszałam głos Nialla nad głową. Jednak jeszcze jej nie podniosłam, bo już prawie udało mi się zetrzeć to świństwo z łydki.
- Wpakowałam się gdzieś i uwaliłam czymś spodnie – wytłumaczyłam, chwiejąc się. I gdy już myślałam, że jednak się wywalę, poczułam, jak blondyn łapie mnie za ramię i przytrzymuje, chroniąc przy tym przed upadkiem. Dzięki ci, Boże... - Już, dziękuję – powiedziałam po chwili, stawiając stopę z powrotem na ziemię Wyprostowałam się i podniosłam głowę, a wtedy spotkałam się ze spojrzeniem mężczyzny. - Hej, Niall. - Uśmiechnęłam się jak gdyby nigdy nic, a on parsknął śmiechem na moją reakcję.
- Cześć, Cassandra – odpowiedział, a następnie kiwnął głową, zapraszając mnie do środka.
Weszłam do rezydencji i od razu zatrzymałam się obok drzwi, zdejmując z nóg obcasy.
- Nie musisz zdejmować butów, przecież wiesz, że większość z nas i tak często tego nie robi.
- Ale chcę, bo cały dzień w nich chodzę i, jak możesz się domyślić, trochę bolą mnie już nogi – odparłam, odstawiając na bok obuwie i zostając w samych cieniutkich, cielistych skarpetkach. Można powiedzieć, że tak jakby nie miałam ich w ogóle, bo były jak rajstopy.
- Rozumiem, skoro chcesz... - odpowiedział, domykając drzwi. - Idź do salonu, ja zaraz przyjdę – polecił, na co przytaknęłam i ruszyłam korytarzem do głównego pomieszczenia w tym budynku. A kiedy już się tam znalazłam, zobaczyłam, że jest też Tomlinson.
Wraz z tym, jak wyszłam zza ściany, podniósł wzrok z laptopa na mnie, od razu szeroko się uśmiechając. A potem zamknął klapę komputera, wstał i ruszył w moim kierunku. Gdy do mnie podszedł, położył dłoń na moim biodrze, a ja natychmiast poczułam, że moje policzki robią się gorące. Co zamierza zrobić?
- Witaj, Cassandra – odezwał się i zaraz pochylił się nade mną, i pocałował mnie w policzek. Dlaczego znów to robi? Co chce tym pokazać? I czemu powiedział: witaj? To było takie... Nie wiem nawet, jak to nazwać. Takie uprzejme.
- Hej – wymamrotałam cicho.
Jego gorący oddech owiał mój policzek. Z tej odległości czułam od niego dym papierosowy i sama, mimo, że paliłam niedawno, miałam ochotę ponownie to uczynić. Ale wiedziałam, że przy nim trudno będzie mi to zrobić. Wiem, że on tego u mnie nie toleruje, nie lubi, gdy robię to ja. Ale on może...?
- Siadaj – wskazał na kanapę, a ja ponownie uśmiechnęłam się, nic nie mówiąc.
Kiedy mnie puścił, podeszłam do sofy i odłożyłam torebkę na miękki mebel, a sama usiadłam, podciągając nogę do góry i opierając się o oparcie. Jak dobrze po tylu godzinach usiąść wygodnie.
- Co chcesz do picia? - zapytał, gdy do salonu wszedł Harry, Liam i Niall z kubkiem herbaty. - Kawa albo herbata? - zaproponował.
- Wolałabym nie – skrzywiłam się na myśl o kolejnej kawie dzisiejszego dnia. Od razu też przypomniałam sobie, jak Harry kilka tygodni temu wylał na mnie taki kubek herbaty i jak cały dekolt miałam potem poparzony. - Macie coś innego? Jakiś sok albo coś podobnego?
- Mamy lemoniadę z miętą. Chcesz? - zapytał. - Z lodem?
- Bardzo chętnie – zgodziłam się.
- Okej, w takim razie za chwilę wrócę – odszedł ode mnie, wyminął chłopaków i znikł w kuchni.
- Cześć, dziewczyno. - Harry mi pomachał, siadając na przeciw mnie, a Liam przywitał mnie, przytulając.
Do jakiego wniosku doszłam jakiś czas temu? Zyskałam nowych przyjaciół. I to takich prawdziwych, na zawsze. Myślałam, że przez wydarzenie sprzed kilku lat nie uda mi się zaprzyjaźnić z tyloma osobami, że będzie tylko Kelly i Tristan. A teraz wiem, że się pomyliłam. Bo ludzie w tym domu są naprawdę dla mnie w tym momencie ważni.
- Jak było na konferencji z Louisem? - zapytał Harry, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- Wy o wszystkim wiedzieliście? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Pewnie, że tak. Przecież ja jestem jego zastępcą, więc to normalne, że wiedziałem, tak jak Cindy. A coś ty myślała? Że Tomlinson poleciał sobie z kilkoma pracownikami firmowym samolotem do Stanów, tak po prostu nic nam nie mówiąc? - zapytał, a ja przypomniałam sobie jak Louis mówił, że Cindy i Harry też to świętowali na imprezie, więc w sumie nie musiałam o to pytać, bo to logiczne, że o wszystkim wiedzieli. Pracują tam.
- Mogliście przynajmniej mi powiedzieć – wspomniałam z wyrzutem.
- Sorki, słonko. Louis pewnie mówił, że to tajemnica. - Rozsiadł się wygodniej.
- Mówił, ale następnym razem chciałabym wiedzieć, że wasza firma na coś mnie zaprasza – mruknęłam pod nosem. - Za karę nie powiem ci, jak było.
- Ale...
- Louis i tak pewnie ci o wszystkim już nagadał, więc nie widzę powodu, bym miała to robić – weszłam mu w słowo, a on wydał odgłos niezadowolenia.
Założyłam włosy za ucho i spojrzałam na Nialla, który siedział wpatrzony w swój telefon, nawet się nie odzywał.
- Niall? - Zwróciłam jego uwagę, ale nie wzrokową.
- Co? - mruknął, upijając łyka herbaty z białego kubka.
- Jak wspominasz treningi ze mną? - wyskoczyłam z nowym tematem.
- Masakry nie było, ale najgorzej też nie. Dlaczego tak nagle o to pytasz?
- Bo tak sobie pomyślałam, że mógłbyś mnie tak potrenować... Przydałby mi się taki prywatny trener. Zwłaszcza, że nie jestem osobą, która zbyt często uprawia jakiś sport – wyjaśniłam. - To jak? Potrenowałbyś mnie? - ponownie zapytałam, a on podniósł wzrok znad telefonu i spojrzał na mnie.
- Mówisz to na poważnie czy tylko jaja sobie robisz? - zapytał z powagą.
- No jasne, że serio. Po co miałabym żartować?
- Kurwa – jęknął, odchylając głowę na oparcie kanapy, a rękę z telefonem kładąc na swoim udzie. - Mogłaś dać mi znać wcześniej.
- Jeśli nie chcesz, to nie musisz. Znajdę kogoś innego...
- Daj mi pomyśleć przez chwilę – przerwał mi, odrobinę niegrzecznie. Ale tylko odrobinę.
Wpatrywał się w ścianę na przeciw siebie, pogrążony w milczeniu. I nie odzywał się tak przez kilka kolejnych minut. Reszta też nie, najwyraźniej nie chcąc go denerwować.
- Dobra, jeśli dostosujesz się do moich terminów i będziesz przyjeżdżać tutaj. Nie mam już wolnych miejsc, więc nic innego ci nie zaproponuję – wytłumaczył.
- W porządku. Dzięki, że gdzieś mnie wcisnąłeś. Będę płacić podwójnie.
- Nie przesadzaj, normalna cena mi wystarczy. A jako przyjaciółka, to w ogóle nie powinnaś mi płacić. - Uniósł jedną brew.
- Ale będę – uparłam się przy swoim. - I koniec. Jak już ci się naprzykrzam, to przynajmniej ci zapłacę – dodałam.
W tej samej chwili do salonu powrócił Louis ze szklanką napoju dla mnie.
- Proszę bardzo. - Podał mi do ręki lemoniadę, a ja skinieniem głowy podziękowałam mu, od razu upijając łyka chłodnej cieczy.
- Jaki debil jest tak mądry, by budować się centralnie obok mojego domu? - zapytał odrobinę zdenerwowany i w tym samym momencie do pokoju wszedł Zayn.
- Harry – odpowiedział krótko Mulat i przysiadł się obok mnie. - Hej, Miller. - Kiwnął mi głową na powitanie.
- Co takiego?! - krzyknął Louis, ale ja nie bardzo wiedziałam, w czym on widzi taki wielki problem.
- No... wiesz, stary... - Harry odwrócił się do niego, wyraźnie zestresowany jego wybuchem. - Tak wyszło. - Uśmiechnął się niewinnie.
- Tak wyszło?!
- Chwila, ale możesz wytłumaczyć, przynajmniej mi, o co w ogóle chodzi? - zapytałam.
- Ten idiota – wskazał na Stylesa – wykupił najwyraźniej plac obok mnie i buduje się tam, a te wszystkie maszyny stoją mi centralnie pod oknem i tylko huczą.
- Ale czy w czymś jeszcze coś ci to przeszkadza? - zapytał Harry. - Będziemy sąsiadami, nie?
- A czy dając ci pieniądze z napaści na bank, powiedziałem: weź te pieniądze i wybuduj się dokładnie obok?! To tak jakbyś nadal tu mieszkał!
- Nie mogłem znaleźć nic lepszego, dobra?! Ciesz się, że w końcu przynajmniej ja się stąd wyprowadzę, bo Zayn to nawet nic jeszcze nie znalazł! - wskazał ręką na mężczyznę obok mnie, a ten ze zmrużonymi oczami popatrzył w podzięce na Harry'ego.
- To po cholerę ja ci dawałem te pieniądze?! Gdybym dał je komuś innemu, to dawno by go tu nie było!
- Powiedziałem, że się wyprowadzę, to się kiedyś wyprowadzę – odpowiedział spokojnie Zayn.
- Kiedy? - Postawił twardo pytanie Louis.
- Nie pytaj mnie: kiedy. Mam pobudować się tuż obok jak Styles?
- Po moim trupie – wycedził przez zęby. - Masz miesiąc na znalezienie czegoś i ani dnia dłużej – nakazał, co nieźle mnie zaskoczyło.
Wrócił stary Tomlinson, tak? Ten, który wszystkim wokoło rozkazuje? Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później to znów się stanie.
- Świetnie – burknął Zayn, zakładając ręce na piersi.
- Czy możemy przejść w końcu do tego, czego trzeba? Po co ja tu jestem, jak tylko się drzecie na siebie? - wtrąciłam się, odstawiając na blat szklankę.
- Właśnie – poparł mnie Liam, w końcu się odzywając.
Tomlinson spojrzał na nas, odetchnął głęboko i zrezygnowany usiadł między mną a Zaynem, otwierając z powrotem klapę laptopa. Minęło kilka dobrych chwil całkowitej ciszy, nim ponownie się odezwał. Jak widać na załączonym obrazku: wkurzył się i musiał się uspokoić.
- Chcieliśmy, żebyś przyjechała, bo mamy wymyślić akcję i co tym razem okradniemy – wytłumaczył, przypatrując się w ekran laptopa. Wchodził w jakieś dokumenty, nie wiem nawet, do czego mu to w tej chwili potrzebne. 
- Po co mamy coś okradać? - Wstałam z miejsca, a potem usiadłam na oparcie kanapy. Uwielbiam siadać w ten sposób. Czuję, że jetem wyżej niż inni.
- Eee... dla forsy? - zapytał z sarkazmem.. - Może, jak dojdą pieniądze, to ktoś jeszcze tu się wyprowadzi stąd. - Popatrzył spod oka na chłopaków na przeciw. - Póki co, nie wiadomo nawet, co zamierzamy okraść. - Pisał coś na komputerze, jednocześnie mówiąc. - Jakieś pomysły? - zapytał, zaprzestając tej drugiej czynności i podniósł głowę. Po chwili rozłożył się na oparciu kanapy, przy okazji przekładając przez nie ramię, tak, że jego ręka oplotła mnie w talii. A raczej, poniżej talii...
Czy on nie za dużo sobie wyobraża, dotykając mojego tyłka? To już chyba lekkie przegięcie. Tylko dlaczego nie mogę się temu przeciwstawić? Czemu nie jestem w stanie zrzucić jego ręki? Co we mnie siedzi, że w głębi mi to nie przeszkadza? Czy... czy mi się to przypadkiem podoba? Może jednaj chcę, by to robił...?
Odchrząknęłam, bo zaschło mi w gardle i chciałam, by mój głos, pomimo sytuacji, brzmiał normalnie. Zmarszczyłam brwi, próbując nie dać nic po sobie poznać. Nikt nie musi wiedzieć, że coś sobie pomyślałam na ten temat.
- A może jakiś jubiler? - zaproponowałam. - Przecież mnóstwo ich w Londynie.
- Teoretycznie można by. - Szatyn kiwnął głową.
Poczułam, jak porusza ręką, przez co wstrzymałam oddech, bo przeszedł po mnie elektryzujący dreszcz. Czy on robi sobie żarty? Zwariował czy... czy naprawdę coś się dzieje?
- Może najpierw zbierzemy pomysły? Ktoś proponuje coś jeszcze? - zapytał po chwili.
Tylko dlaczego omawiamy to w tak małym gronie? Reszty gangu nie ma. Domyślam się, że według Louisa, tylko my mamy decydujący głos we wszystkim. Tak, ale czemu ja? Właśnie dlatego też chciał mnie w gangu?
Usłyszałam zbliżające się w naszą stronę kroki, ktoś szedł na szpilkach. A kiedy odkręciłam głowę, zobaczyłam Cindy.
- To może ja zaproponuję wam jakąś kolację? - zapytała z uśmiechem.
Natychmiast Louis zabrał ze mnie rękę. Ałć? Trochę zabolało.
- Hej, wszystkim – przywitała się. Od razu podszedł do niej Harry i pocałował.
Odwróciłam wzrok gdzie indziej, ale zobaczyłam tylko, że Louis zerwał się z kanapy.
- Nareszcie przyszłaś. Nigdzie się stąd nie ruszaj – powiedział w jej kierunku i pospiesznie udał się do kuchni.
Nie minęło nawet pół minuty, gdy wrócił z powrotem. Z bukietem róż w ręku... A najgorsze w tym momencie było to, że wiedziałam, dla kogo one są. Dlaczego czuję się z tego powodu źle? Przecież w ogóle nie powinnam. Nic mnie z nim nie łączy. A jednak... zabolało.
Podszedł do niej i dał prosto w dłonie kwiaty. Czy tego nie powinien robić Harry? Jej chłopak? Nie jest w ogóle o to zazdrosny? Co za popieprzona sytuacja...
- Ale za co to? - zapytała zaskoczona. Nie ty jedna jesteś zaskoczona...
- Za to, że jesteś. Pomagasz w domu, w ogrodzie, gotujesz nam codziennie. Chyba nie dalibyśmy sobie bez ciebie rady. Ten dom, pełen facetów, potrzebuje kogoś takiego jak ty. Potrzebujemy kobiety, która... - mówił swój monolog, a ja po tych kilku zdaniach zaprzestałam go słuchać. Po prostu nie mogłam robić tego dłużej. Nie potrafiłam i tyle.
Zsunęłam się z oparcia kanapy, bo poczułam się źle w tym miejscu w tej chwili. Sięgnęłam po szklankę z lemoniadą i upiłam kilka łyków, bu ukoić złamane nerwy. Uspokój się, przecież nie masz prawa o to się denerwować, nie jesteś dla niego nikim ważnym i nie będziesz.
Poruszyłam szklanką, powodując, że kostki lodu się o siebie obijają. Dlaczego czuję się jak czuję? Tylko mylnie określiłam całą sprawę. Dawał mi sprzeczne znaki. Nie wiem, co tak naprawdę myśli, czego ode mnie chce. Ja nawet nie wiem, czemu tak mnie to rusza. Czy to możliwe, bym coś poczuła? Do niego...? Ktoś powinien mnie stąd zabrać. Przyrzekłam przecież sobie, że nic nie poczuję...
- Ej, Cassandra – usłyszałam głos, mówiący do mnie. To był Liam.
- Hmm? - Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego.
- Coś się dzieje? Wszystko z tobą w porządku? - zapytał zaniepokojony. Na moje szczęście, nie wiedział, co siedzi mi teraz w głowie.
- Tak, jasne. - Wymusiłam uśmiech, ale on zaraz znikł.
Jestem zażenowana całą tą sytuacją. Poczułam się zraniona i oszukana... Dlaczego dawał mi te wszystkie znaki? Dotyka mnie, całuje... Bawi się mną... On się mną bawi...



***

*Louis*

- Czy to nie jest wspaniałe, że spotkanie w końcu dotarło do celu? - zapytałem Liama, jedyną osobę w tym pomieszczeniu. Siadłem wygodniej na kanapie, zakładając ręce za głowę, a nogi na ławę przede mną.
Nareszcie wybraliśmy, co okradniemy i jako, że nie padło więcej lepszych propozycji, będzie to jubiler zaproponowany przez Cassandrę. Co wcale nie oznacza, że wszyscy tak gładko to przyjęli, po dopiero po ponad dwóch godzinach wróciliśmy do początku, reszta uległa i jednomyślnie ostatecznie się na to zgodzili. Myślałem, że będziemy dyskutować o tym przez następne dwie godziny. Jakie to szczęście, że nareszcie wszyscy zrozumieli, że rzeczy z jubilera można sprzedać na czarnym rynku albo przetopić, nawet za granicą, dla większego bezpieczeństwa. Może jak któryś to sobie sprzeda, to zwolni się miejsce w domu? Nie to, że mi się bardzo naprzykrzają czy coś. Po prostu ja mam swoje życie, a nas jest trochę za dużo tu, nawet jeśli to ogromny budynek. Mogliby już mieszkać na swoim. Przynajmniej połowa.
- Świetnie – mruknął Liam, usadawiając się na przeciw mnie.
- Co ty taki zachmurzony? - zapytałem ze śmiechem.
- Nie jestem zachmurzony – zaprzeczył ponuro, marszcząc brwi. - Myślę o czymś.
- Wow, to musi być większa sprawa – stwierdziłem.
- Słuchaj, czy między tobą a Cassandrą coś zaszło? - spytał niespodziewanie.
- W jakim sensie? - wyjąłem ręce zza głowy i położyłem je na kanapie po obu stronach mojego ciała, odrobinę się przy tym prostując.
- Nie wiem, w jakimkolwiek. - Wzruszył ramionami. - Powiedziałeś jej coś albo zrobiłeś?
- Czekaj, ale do czego ty zmierzasz? - Zmarszczyłem czoło.
- Coś się zmieniło w chwili, gdy dałeś Cindy kwiaty. Wyglądała na jakąś przygaszoną od tamtego momentu i nie mów tylko, że nie zauważyłeś, że odzywała się jak najmniej na reszcie spotkania. W ogóle wyglądała, jakby trzymała cię na dystans. Czy wcześniej przypadkiem do czegoś nie doszło między wami, by tak zareagowała? - mówił w moim kierunku, a mi rozświetlił się umysł. - Tommo, coś ty jej zrobił? Dałeś jakieś nadzieje na coś?
- Cholera – przeciągnąłem wyraz, mocno łapiąc się za włosy na głowie.
- Czyli jednak coś zaszło – stwierdził Liam.
- Pocałowała mnie – odpowiedziałem po chwili.
- No nie pieprz – jęknął i popatrzył na mnie bezradnie. - Ty sobie nie żartujesz?
- Pocałowała mnie, kiedy byliśmy w Stanach, po konferencji – wyjaśniłem jaśniej.
- Ale... skoro to ona cienie pocałowała, to dlaczego dzisiaj aż tak zareagowała?
- Bo... zacząłem chyba traktować ją inaczej, rozumiesz? Sam już drugi raz pocałowałem ją w policzek, przytulam ją, gadam z nią inaczej, nie tak jak kiedyś. Ja... ja nie wiem, co się ze mną dzieje. Zapewne były to dla niej jakieś sygnały, a ja bez przemyślenia spieprzyłem to jednym gestem.
- A czy przypadkiem nie widzisz w niej ciągle Natalie? - zapytał, a ja myślałem, że szlag jasny mnie trafi.
- Co ja mówiłem na temat wypowiadania tego imienia? - warknąłem. - Nie dotarło to do żadnego z was? Nie możecie zrozumieć jednej rzeczy?
- Dobra, spokojnie. Nie przemyślałem tego, okej? - Zaczął się bronić. - Moja wina, przepraszam. Ale wracając do pytania...
- Tak, kurwa, widzę – przerwałem mu. - I to tak często, że mam powoli dość. Ale próbuję to zmienić i opamiętuję się po kilku minutach. Tylko że to nie jest łatwe, gdy one są niemal identyczne. Ale uświadamiam sobie, że jednej z nich już nie zobaczę i... i to pomaga. Jest tylko Cassandra.
- Czy ty coś do niej poczułeś? - zadał ostrożnie pytanie. Musiało minąć kilka chwil nim zebrałem się na to, by cokolwiek powiedzieć.
- Wolałbym nie odpowiadać – wymamrotałem, zwieszając głowę.
- Dobra, inaczej.
- Co inaczej? - burknąłem.
- Cokolwiek czujesz, myślisz, to jest to szczere względem Cassandry czy to przebłyski Natalie i cały czas o nią ci chodzi? - znów wypowiedział to imię, ale nie miałem już siły, by o to się wykłócać.
- Natalie już nie powróci, muszę iść dalej – odpowiedziałem cicho. - Natalie to Natalie. Cassandra to Cassandra. To nie ta sama osoba, w rzeczywistości są podobne tylko wyglądem, ale charakterem już nie.
- Czyli nie robisz tego, dlatego, że chcesz czuć, że jest z powrotem?
- Powiedziałem, że Cassandra to Cassandra, nie Natalie. Czego w tym nie rozumiesz? Potrafię oddzielić swoje uczucia do dwóch osób. Tu nie chodzi o jej wygląd. Nie próbuję się do niej zbliżyć, dlatego, że wygląda jak Natalie. Nie próbuję przywrócić sobie przeszłości, już nie. Cassandra... powinieneś wiedzieć, że traktuję ją jak kogoś nowego w moim życiu. Nie robię tego przez jej wygląd... Jest inna... Jest kimś, kogo potrzebuję... Tylko, że ja chyba zepsułem sprawę między nami...

***


___________________________
Kolejny rozdział nie pojawi się za 2, ale za 3 tygodnie. Spowodowane jest to oczywiście szkołą i moimi problemami z nadgarstkiem, a także tym, że nie mam za dużo materiału na tą chwilę i nie wiem, czy uda mi się tak szybko coś napisać.
Przepraszam i mam nadzieję, że niedługo tu coś wrzucę.
/Perriele rebel

1 komentarz:

  1. Powodzenia i zdrówka! :*
    Rozdziały są coraz to lepsze, a wątek Lou i Cassandry <3 I chcę się w końcu dowiedzieć o co chodzi z tą Natalie!! Będę czekał z niecierpliwością na następny rozdział!
    Weny i czasu Słońce, bo tego nigdy dość 😁 :*

    OdpowiedzUsuń