22 września 2018

ROZDZIAŁ 13. 'SEKRET, KTÓRY ZNASZ'


*Cassandra*

- Cassandra? - usłyszałam za plecami znajomy głos i zamarłam.
   Nick. Moje serce przyspieszyło. Jesteśmy przyłapani?
   Powoli zdjęłam ręce z szyi Tomlinsona i nim zdążyłam się dobrze odwrócić, zobaczyłam, że Louis sięga do tyłu. Okręciłam się o 180 stopni i zobaczyłam Nicka, jego ciemne włosy, lekki zarost i to spojrzenie, w którym kiedyś się zakochałam. Kiedyś.
   Wszystko na nowo odżyło. Przełknęłam ślinę i już miałam się odezwać, ale przerwał mi Nick, stojący na przeciw mnie.
Żartujecie sobie? - zapytał.
   Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi. Popatrzyłam na Louisa i wtedy zobaczyłam, że celuje w niego bronią. Co, kurwa?!
- Nie! - krzyknęłam, łapiąc za spluwę i celując ją ku ziemi. - Odbiło ci, Tomlinson?! - naskoczyłam na niego.
- Jeśli nas widział, powinienem go zabić. Wygada wszystko policji. Chcesz do końca życia nie wyjść z więziennej celi?
- Popieprzyło cię – stwierdziłam. - Nick nic nie powie.
- Tak? Pewna tego jesteś w 100%? Bo ja jakoś nie bardzo.
- Co niby miałbym zobaczyć? - odezwał się mój były.
- Louis, zostaw nas na chwilę samych, załatwię to – poprosiłam.
   Popatrzył na mnie ze złością wymalowaną w oczach i odezwał się dopiero po chwili milczenia.
- Pospiesz się. Wszyscy już wrócili, powinniśmy się zmywać – powiedział i wsiadł do furgonetki.
Odetchnęłam głęboko i przetarłam dłońmi twarz.
- To twój chłopak? - usłyszałam zaraz i spojrzałam na mężczyznę przede mną.
   Dlaczego muszę znów go widzieć po tym cholernym miesiącu? Jakby po prostu nie mógł zniknąć z mojego i tak popieprzonego życia. Po co mi on w tym momencie?
- Chłopak? - Parsknęłam śmiechem, nie dowierzając w to, co mówi. - Posrało cię czy jak?
- Nigdy nie mówiłaś do mnie w ten sposób – odparł urażony.
- To musisz mi wybaczyć, bo przez 1 miesiąc wiele mogło się zmienić. Ja też – odpowiedziałam zdenerwowana.
- Co ty tu robisz? W tym stroju, z bronią i... przed bankiem? - popatrzył na budynek za mną. - O cholera, ty znowu...
- Tak, znowu – przerwałam mu ostro. - Jestem w gangu i tobie nic do tego. Nie sądzę, byś chciał się zadawać z przestępcą. Och, przepraszam! Przecież ty chodzisz z przestępcą!
- Dlaczego znów do tego wróciłaś?
- A dlaczego by nie? Pomyślmy. Jestem sama, nie mam co robić, gdy wracam do domu, Kelly jest w Stanach, potrzebuję pieniędzy... Mam wyliczać dalej czy ci wystarczy?
- Nie musisz mnie traktować w ten sposób, Cass – powiedział, a we mnie aż się zagotowało. Jakim prawem mnie tak nazywa?!
- Spieprzaj z tym swoim: Cass! Nie rozumiesz, że nie jesteśmy już razem?! Sam mi to dobrze wytłumaczyłeś!
- Nie krzycz.
- Będę robić, co mi się podoba i nie zabronisz mi! Dlaczego ty w ogóle jesteś w Londynie? Czekaj... Georgia cię rzuciła i znów próbujesz mnie ujarzmić, tak? Po moim trupie – prychnęłam.
- Nie rzuciła mnie, przeprowadziliśmy się tu.
- Że co?! - Otworzyłam szeroko oczy. - O nie, nie, nie...
- Cassandra, nie chcę się z tobą kłócić. - Podszedł do mnie bliżej, a we mnie na nowo zapłonęła złość.
- Odejdź ode mnie – syknęłam i na szczęście się odsunął. - Co ty robisz w tym miejscu o tej porze?
- Wyszedłem się przejść, musiałem o czymś pomyśleć.
- Jeżeli wygadasz policji, że mnie tu widziałeś bądź jakąkolwiek osobę tu obecną, to obiecuję, że cię znajdę i nie patrząc na konsekwencje zabiję z zimną krwią. Wbrew tego, co nas niegdyś łączyło.
- Nic nie powiem. Nie zamierzam. - Uniósł ręce. - Chcę cię tylko o coś zapytać.
- Mów, bo nie mam czasu. - Skrzyżowałam ręce.
- Czy... przemyślałaś kwestię tego, by... wciąż się przyjaźnić?
- Przyjaźnić? Z tobą? Popieprzyło cię! - krzyknęłam. - Jak mogę przyjaźnić się z kimś, kto wielokrotnie mnie zdradzał? - dodałam zdławionym głosem. Już dłużej nie wytrzymywałam, wszystkie emocje złączyły się we mnie i chciały jak najszybciej wybuchnąć.
- Przepraszam... - powiedział cicho.
- Przepraszasz? - wyszeptałam, a po moim policzku ściekła pojedyncza łza. - Ja cię kochałam. Jak mogłeś mi to zrobić? Jak... Boże, byłam taka głupia. A najgorsze jest to, że zdążyłam cię już zapomnieć. Było trudno, a ty znów musiałeś się pojawić. - Rozpłakałam się.
- Cassandra... - Znów się zbliżył i położył dłonie na moich ramionach.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam we łzach. - Nie chcę cię już więcej widzieć! Jesteś kłamliwym dupkiem! Żałuję, że straciłam ponad dwa lata przy tobie!
- Ale ja tego nie żałuję! - teraz on się uniósł.
- Spieprzaj ode mnie, Nick. Spieprzaj raz na zawsze! - krzyknęłam i nie czekając na nic więcej z jego strony, wsiadłam do furgonetki.
   Gdy usiadłam i zamknęłam za sobą drzwi, zobaczyłam, że obok siedzi Tomlinson. Świetnie! Cudownie! Czy ja zawsze muszę lądować koło niego? Tylko na niego spojrzałam i na nowo się rozpłakałam. Oparłam czoło o chłodną szybę i zasłoniłam pół twarzy dłonią.
Hej, mała. - Poczułam dłoń szatyna na swojej nodze. - Co jest?
- Zostaw mnie – wyszlochałam zduszonym głosem. - Zostaw...
- To był twój były? - zapytał ostrożnie, a ja pokiwałam głową, tylko na to się zdając. - Przykro mi...
- Nie doniesie na nas policji – powiedziałam z trudem.
- Nie miałem zamiaru o to pytać – westchnął. - Jak... się czujesz? - zapytał z lekkim zawahaniem.
   Przeniosłam zamglony wzrok na niego, ale przez łzy nie mogłam zobaczyć jego miny. Po co mu wiedzieć jak się czuję?
- A jak się mam czuć? - jęknęłam. - Zdradzał mnie wielokrotnie z tą samą laską, która przyjęła mnie do poprzedniego gangu.
- Z tą rudą z mojego roku? - zapytał zdziwiony.
- Tak. - Pokiwałam głową.
- Zawsze była z niej niezła żmija – mruknął, ale nie skomentowałam jego słów.
- Do tego on chce się przyjaźnić i... Boże, po co ja ci się żalę? - zapytałam samą siebie zduszonym głosem. Oparłam głowę o oparcie i głęboko odetchnęłam.
- Ej. - Szturchnął mnie w kolano. - Czasem dobrze jest się komuś wygadać – powiedział łagodnym głosem. - Nie zawracaj sobie głowy takim kretynem – dodał, a ja się zaśmiałam.
- To ciebie nazywałam kretynem, kretynie. - Śmiałam się.
   Sprawił, że na moje usta wkradł się uśmiech. Jak to jest możliwe?
- Widzę, że wciąż nazywasz. - Parsknął śmiechem i zwiesił głowę na moment.
- Dlaczego ja się dzięki tobie śmieję? - zapytałam z uśmiechem, wycierając łzy rękawem kurtki.
- A dlaczego by nie? To chyba dobrze.
- Nigdy nie pomyślałabym, że sprawisz, że będę się śmiać.
- Może to czas, by zapomnieć o tym, co było i cieszyć się tym co teraz? - zapytał, patrząc na mnie rozpromieniony.
- Pamiętasz? - Popatrzyłam mu w oczy, a oddech mi przyspieszył.
- Ale co?
- Nie... już nie ważne. - Pokręciłam głową.
   Zdałam sobie sprawę z tego, że on nie pamięta tego, czego ja nie chcę pamiętać. Mogłoby być odwrotnie, ale jednak to ja cierpię całe życie.
- Znowu jesteś smutna – westchnął. Przewróciłam oczami.
- A nawet jeśli, to co? - mruknęłam pod nosem.
- Wiesz co? Jestem skłonny oddać ci moją część łupu, by widzieć częściej u ciebie uśmiech – zaproponował.
- Nie zrobisz tego. - Pokręciłam głową. - Nie opłaci ci się. Za bardzo na tym stracisz – stwierdziłam fakty.
- A chcesz się przekonać, że zrobiłbym to? - Uniósł prawą brew, a ja westchnęłam.
- Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
- Masz piękny uśmiech, chciałbym widzieć go częściej, jeśli teraz będę musiał cię regularnie znosić.
- To ja będę musiała znosić ciebie – wskazałam go palcem.
- Aż tak zły jestem? - Przekręcił na bok głowę, szeroko się uśmiechając.
- Flirtujesz ze mną? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Co? Nie. - Wybuchł śmiechem. - Skoro już musimy się przyjaźnić, to możemy chociaż być dla siebie mili.
- Aha, czyli jednak chcesz się przyjaźnić. - Złapałam go za słówko.
- Nigdy nie powiedziałem, że nie chcę.
- Ja wywnioskowałam inaczej z twoich wypowiedzi.
- Głupia jesteś. Jesteś świetną kobietą.
- To w końcu jestem świetna czy głupia? - Uniosłam brwi, zagryzając dolną wargę. Uwielbiam się z nim droczyć.
- Nie denerwuj mnie, Miller – odparł, ale na jego ustach wciąż tkwił szeroki uśmiech. Co się z nami porobiło...?


***

   Wróciliśmy z akcji nieco po 1. w nocy. Do 2. zeszły mi sprawy u Tomlinsona. Trzeba było oddać im cały sprzęt, a oni liczyli pieniądze. Gdy w końcu je wyliczyli, rozdzielili na kilka nierównych części, a ja dostałam, ponad 250 tysięcy. Oczywiście bez części Louisa. Nie wiem, po co proponował, że odda je mi. Spokojnie wystarczy mi moja część, bez żadnych dodatków.
   Do domu wróciłam więc przed 3. i od tej godziny znów użalam się nad sobą, ale tym razem z moim ukochanym winem. Od 3:00, jest... 8 rano. Nieźle się zabawiłam. Tylko dlaczego nie skończyłam jeszcze pierwszej butelki? Ot, pytanie dnia. Może dlatego, że sporą część czasu tylko myślę?
   Siedzę przy ukochanym oknie, jak zwykle oglądam z góry ludzi na dole i jak mam to w zwyczaju, światła wszędzie są pogaszone. Ale straciłam swój mrok, bo z 2 godziny temu nastał świt, słońce wzeszło. A jakim cudem ja jeszcze nie zasnęłam? Przecież nie spałam od przeszło 24 godzin, a nie jadłam od ponad 12. Jak to możliwe, że ja jeszcze żyję przy tym winie? Już dawno powinnam zemdleć z powodu braku snu, ale jak widać, mój organizm jest zadziwiający. Aż wystarczy pozazdrościć.
   Upiłam mały łyk ciemnego trunku i odstawiłam kieliszek na podłogę. Moje zamiłowanie do wina jest wręcz ogromne. Piję głównie to i nie wiem, jak to możliwe, że wszyscy, jeśli proponują mi alkohol, to tylko wino. Ale o nim nie będę już dłużej rozprawiać.
    Od tych 5 godzin myślę nad swoim jakże pojebanym życiem. Zaproponowano mi przyjaźń. A dokładniej zaproponowało mi to dwóch mężczyzn, z którymi mam 2 różne przeszłości. Od jednego przyjęłam przyjaźń, od drugiego zdecydowanie nie mogę. Dlaczego muszę to ja stać nad takim wyborem? Ach, zapomniałam, od zawsze tak było.
   Nie mogę wybaczyć Nickowi. Nie, po prostu nie i już, i nie zrobię tego. Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo, nikt nie chciałby zdrady ze swojej drugiej połówki. A co do Tomlinsona... Hm, chyba jednak znaleźliśmy jakąś nić porozumienia i próbujemy się dogadać. O dziwno, to nawet wychodzi. Co więcej, ja się śmiałam i to szczerze dzięki niemu. To nie był ironiczny śmiech, to był jak najbardziej prawdziwy śmiech. Chyba po prostu zrzuciłam w kąt to, co się działo w przeszłości i w pewnym sensie mu wybaczyłam. Tylko teraz pytanie: jak długo wytrzyma ta nasza przyjaźń? Nie będę obstawiać ani na nic liczyć. Niech się dzieje, co ma się dziać. Pierwszy raz w życiu.
   Pozostaje pytanie, kim jest ta Natalie. Ale uznałam, że nie będę o to pytać, więc dotrzymam tej obietnicy. Wiedziałam, że nie jest skory do tego, by mi o tym powiedzieć. Widziałam, że było mu trudno, gdy próbował mi wyjaśnić, dlaczego tak mnie nazwał. Nie wymagam niczego od niego i chyba na obecną chwilę nie potrzebuję żadnych wyjaśnień na ten temat. Powie, jak będzie gotowy, ja to wiem. Teraz tylko czekać, co wyjdzie z tej naszej przyjaźni. To będzie dla nas ogromna próba, by znów nie stać się wrogami i nie odzywać się do siebie tylko wtedy, gdy jedno ma do tego drugiego jakąś sprawę.
   Potrzebuję gdzieś się wyrwać. Mam dość siedzenia sama w penthousie. Dobra, sama z winem. A może przeniosę się na whiskey? Ale nie mam w domu whiskey... Może ukradnę Tristanowi? Muszę kiedyś to zrobić. A tymczasem, Cassandra, załatw sobie kogoś do towarzystwa albo po prostu weź się upij, raz i na porządnie.
   Chwyciłam za telefon leżący przy mnie i wybrałam numer swojej rodzicielki. Przyłożyłam telefon do ucha, a głowę do okna, oczekując na odebranie połączenia. Chyba aż tak bardzo pijana nie jestem. A przynajmniej mam nadzieję, że tego nie wyczuje.
- O Boże, córeczko, dlaczego dzwonisz tak rano? Coś się stało? - usłyszałam jej zaniepokojony głos i strzeliłam sobie w myślach w czoło. Kurwa, jest 8 rano. Gratuluję, Cassandra. - Nie możesz spać
- Nie, mamo, obudziłam się wcześniej – skłamałam. - Wiem, że jest niedziela i zwykle o tej porze nie wstaję. Zadzwoniłam, bo zapomniałam, że jest rano. Mogę zadzwonić później, jak jeszcze śpisz. To nic ważnego – zaczęłam tłumaczyć.
- Nie, nie, nie spałam. Wstałam trochę wcześniej i robię śniadanie. To o czym chciałaś ze mną porozmawiać, słonko?
- Jesteście w Londynie, prawda? - zapytałam, zamykając oczy.
- Tak, jesteśmy i nigdzie się nie wybieramy.
- Czyli będziecie przez kolejne kilka dni? - upewniłam się.
- No jasne, że będziemy. A co się dzieje? Dlaczego pytasz?
- Ja... Mamo, mogę wieczorem do was przyjechać? Na kilka dni.
- Kochanie, oczywiście, że tak! - krzyknęła uradowana, a ja uśmiechnęłam się do siebie. Tęsknię za nimi, mimo że mieszkamy w tym samym mieście.
- W takim razie wieczorem przyjadę – potwierdziłam.
   Muszę odetchnąć, wziąć kilka dni wolnego w firmie i spędzić w końcu czas z rodziną. W końcu muszę oderwać się od swojego życia.

***

   Przyjechałam do mamy, Jake'a i Maddie wczoraj wieczorem. Moje rodzeństwo miało niezłą niespodziankę, bo mama, jak to nasza mama, nic im nie powiedziała, by sprawić im przyjemność. Jak Maddie mnie dorwała, to nie puszczała już do momentu aż poszła spać. Stęskniła się za mną, tak jak ja za nimi. Akurat przez moją pracę i obowiązki nie mamy tej szansy, by spotykać się częściej, nawet jeśli wszyscy mieszkamy w Londynie. Ale nie od dziś wiadomo, że Londyn to ogromne miasto.    Widujemy się rzadko, na szczęście oni to rozumieją, a przynajmniej mama i Jake, bo Maddie jest jeszcze przecież dzieckiem. Jak na swój wiek i tak jest bardzo mądra. Wie, że jej siostra ma bardzo dużą firmę, co łączy się z dużą pracą.
   Aktualnie pomagam rodzicielce posprzątać po obiedzie, co jest okazją do rozmowy.
Jak tam w firmie? - zapytała, myjąc jeden z talerzy.
- W firmie... jest dobrze – skłamałam, by nie zawracać jej głowy jeszcze swoimi problemami. Ma własne, których i tak ma za dużo, jak każdy człowiek. - Mamy masę nowych projektów do zrealizowania. Tristan wkurza się na mnie, bo zawalam go robotą. - Zaśmiałam się, zbierając brudne sztućce.
- To może nie powinnaś zostawiać go samego w firmie – zaniepokoiła się mama, a ja ponownie się zaśmiałam.
- Nie, przejdzie mu. Zawsze ma do mnie jakiś interes, poza tym bardzo mi pomaga. Kelly poleciała do Stanów, więc i tak nie ma co robić. - Wzruszyłam ramionami. - A co? Chcesz się może tak szybko mnie pozbyć?
- Ciebie? Nigdy, kochanie! - Podeszła do mnie i uściskała. - Jesteś moją pierworodną córeczką i zawsze znajdę dla ciebie czas. Możesz być u nas ile chcesz i pamiętaj, że jestem twoją mamą i jestem z ciebie bardzo, bardzo dumna – powiedziała, całując skórę za moim uchem.
- Kocham cię – odpowiedziałam cicho.
- Ja ciebie też, skarbie. Ja ciebie też. - Poklepała mnie po plecach. - A skoro już mowa o miłości, jak tam układa ci się z twoim przystojnym Nickiem? - zapytała, odsuwając się ode mnie z szerokim uśmiechem, a mi momentalnie do oczu napłynęły łzy.
- Mamo, nie... - zaczęłam zduszonym głosem, a ona to zauważyła.
- Ej, Cassie, co się stało? - Złapała mnie za rękę, a ja odwróciłam wzrok, by nie zobaczyła moich łez. - Kotku?
- Rozstaliśmy się – odpowiedziałam krótko, a po mojej twarzy spłynęły łzy i moja mama to też zobaczyła.
- Przecież tak dobrze wam się układało. Co się stało? Skrzywdził cię? - zapytała zaniepokojona, gdy wstrząsnął mną nieopanowany płacz.
- Zdradzał mnie, mamo – odpowiedziałam zdławionym głosem, a ona ponownie porwała mnie w ramiona.
   Musiałam w końcu komuś się wyżalić, a to jest moja mama, powinna znać prawdę. Nawet tą okrutną.
- Boże, tak mi przykro. - Położyła na mojej głowie jedną z dłoni. - A miałam o nim tak dobrze wyrobione zdanie... Myślałam, że zostanie moim zięciem.
- Tak, ja też mamo – odparłam, uspokajając się. - Nie chcę już o tym rozmawiać. - Oderwałam się od kobiety, ścierając ze swoich policzków łzy.
- Nie musisz, do niczego cię nie zmuszam. - Pogładziła mnie po plecach. - Chcesz moje ciasto z galaretką? - zapytała po chwili, na co się zaśmiałam.
- Pewnie, mamo. Tylko skończmy to sprzątać – wskazałam na brudne naczynia obok nas.
- Moja silna dziewczynka – podsumowała i wróciła do zmywania naczyń, a ja do ich zbierania.
- Mamo, zauważyłaś pewnie, że Maddie ślicznie śpiewa, prawda? - zagadnęłam, gdy odstawiałam stosik naczyń na blat.
- O tak – zgodziła się.
- Aa... co sądzisz o tym, by po wakacjach zapisać ją do szkoły muzycznej? - zapytałam, przygryzając dolną wargę, a ona przerwała swoje zajęcie i spojrzała na mnie.
- Bardzo bym chciała, ona zresztą pewnie też, ale wiesz sama, że...
- Za wszystko zapłacę – przerwałam jej nagle. - Nie musisz martwić się o pieniądze.
- Nie chcę cię obciążać takim kosztem...
- Nie obciążasz – zaprzeczyłam. - Wiesz przecież, że wam pomogę. Zawsze. Poza tym naprawdę chcę to zrobić. Ona ma niezwykły talent. Szkoda by było, gdyby się zmarnował.
- Tak, pewnie masz rację.
- Tylko powiedz, czy się zgadzasz. O nic innego nie proszę.
- A mam jakiś inny wybór w tej sytuacji? - Uśmiechnęła się do mnie, a ja niesamowicie się ucieszyłam i znów ją przytuliłam.
- Będzie taka szczęśliwa. - Zaśmiałam się.
   Usłyszałam dzwonek swojego telefonu, przez co byłam zmuszona odsunąć się od mamy.
- Odbierz, może to coś ważnego – powiedziała do mnie.
   Pokiwałam głową i wyjęłam z tylnej kieszeni swoich jeansów iPhone. Nie patrząc, kto dzwoni – odebrałam.
- Cassandra Miller – powiedziałam radośnie, podchodząc do okna. Usiadłam na parapecie i patrzyłam na mamę oraz jej poczynania.
- A tu Louis Tomlinson – usłyszałam śmiech po drugiej stronie. Przewróciłam oczami i mimo, że był to Tomlinson, uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Mam nadzieję, że jesteś w Londynie.
- W Londynie jestem, ale w domu już nie.
- W firmie? - zapytał, a ja parsknęłam śmiechem. - Czyli nie... W takim razie gdzie?
- U mamy i rodzeństwa. Dlaczego pytasz?
- Hmm... A masz czas, by się wyrwać czy raczej nie da rady?
- A co? Na randkę chcesz mnie zabrać czy jak? - Zaśmiałam się i zobaczyłam, że mama patrzy na mnie znacząco. Od razu pokręciłam szybko głową, dając jej do zrozumienia, że tak czy inaczej nie mam chłopaka i jak na razie nie będę mieć.
- Żartujesz sobie? Ciebie już popieprzyło? - usłyszałam, a mój entuzjazm znikł. 
- Ej, to nie było miłe – mruknęłam urażona.
- Sorry, chciałem ci tylko dać do zrozumienia, że się z tobą nie umówię. Nie licz na nic więcej niż ta przyjaźń.
- To wciąż nie było miłe. - Przewróciłam oczami. - Ale mów, po co dzwonisz – westchnęłam.
- A masz czas, żeby wyskoczyć? Bo jeśli nie...
- No mów – ponagliłam go. - Mam.
- W takim razie, zabiorę cię gdzieś, o czym gadasz niemal od samego początku. Pokażę ci, że ci ufam – powiedział tajemniczo, a ja się wyprostowałam.
- Czyli gdzie? - Uniosłam brew zainteresowana.
- Dowiesz się na miejscu. Jedziesz? Masz jedyną szansę.
- Okeej... Ale musisz po mnie przyjechać, bo nie chce mi się jechać do ciebie, ani w ogóle dziś kierować.
- Nie ma sprawy. Tylko wyślij mi adres. Zaraz będę jechać – odpowiedział.
- Już wysyłam. - Rozłączyłam się.
   Weszłam w wiadomości i wpisałam adres domu, w którym byłam.
- Ciasta? - usłyszałam mamę. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że stoi z tacą w rękach.
- Emm... Ale tak szybciutko. - Uśmiechnęłam się znad telefonu.
   Jak to możliwe, że spędzam tak dużo czasu z Tomlinsonem?

***

   Od jakiś ponad 10 minut jadę u boku Tomlinsona do tego 'tajemniczego' miejsca. I ani na sekundę nie znika ode mnie ta ciekawość. Naprawdę nie mam pojęcia, gdzie on mnie zabiera. Nie mam nawet małego punktu zaczepienia, o jakie miejsce może chodzić. Powiedział, że to jest coś, o czym gadam od samego początku, ale ja naprawdę nie wiem. Przecież nawijam o wielu rzeczach. Jak mam spamiętać je wszystkie? Mógłby dać chociaż jakąś małą podpowiedź, a nie trzyma mnie w takiej niepewności.
- Nie powiesz mi, prawda? - westchnęłam i spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu.
- No jasne – odpowiedział, dalej patrząc na drogę.
- Powiesz? - Wyłupiłam na niego oczy. Czy to możliwe, że jednak to zrobi?
- No jasne, że nie – uściślił, szeroko się uśmiechając, a ja mruknęłam. - A coś ty myślała? Że powiem ci, gdzie zmierzamy? - Parsknął śmiechem. - Mowy nie ma.
- Coś ty taki dobry humor masz dziś, co? - zapytałam go z ironicznym uśmiechem.
- Takie życie, przyzwyczajaj się. Raz dostajesz od niego z liścia, a raz...
- Zdecydowanie wiele razy dostaję od niego z liścia – przerwałam mu.
- Bywa i tak. - Wzruszył ramionami. - A teraz mam prośbę. - Zdjął prawą rękę z kierownicy i sięgnął do schowka między nami. Wciąż patrząc przed siebie, wyjął czarny materiał i podał mi go. - Załóż – nakazał.
- Co to jest? Po co mam to zakładać? - Zmarszczyłam czoło.
- Bandana – westchnął. - Załóż na oczy.
- Ale po co, się pytam. - Tkwiłam przy swoim.
- Boże, kobieto, chcę zdradzić jedną z moich cholernych tajemnic, więc załóż to i nie kłóć się ze mną, bo zaraz zrezygnuję z tego wszystkiego i zawrócę – powiedział ze złością. - Proszę cię – wycedził przez zęby.
- Dobra – fuknęłam. - Nie wiedziałam, że jesteś wierzący – dodałam, zabierając od niego czarny materiał.
- Jestem, ale nie praktykuję. Myślisz, że kogoś takiego jak ja – wskazał na siebie palcem – wpuścił by ktoś do kościoła? Bo ja uważam, że nie.
- Mnie też by nie wpuścili. - Wzruszyłam ramionami. - Poszłabym jeden raz, tylko na swój ślub i... Czekaj, coś ty powiedział?
- Kiedy? - zapytał oschle.
- Powiedziałeś, że chcesz wyjawić mi swoją tajemnicę?
- Trzeba było słuchać. - Uśmiechnął się do mnie.
   Głęboko odetchnęłam i uniosłam bandanę do oczu, aby za chwilę zawiązać ją z tyłu głowy.
Widzisz coś?
- Nope – zaprzeczyłam.
- Na pewno?
- Na pewno – westchnęłam.
- I dobrze – odparł po chwili.
- Czy to naprawdę jest konieczne?
- Tak – odpowiedział krótko.
- To ma oznaczać, że dojeżdżamy, tak?
- Bystra jesteś.
- To wiem i bez twoich stwierdzeń – fuknęłam. Założyłam ręce na piersi i oparłam głowę o zagłówek. Wypada mi tylko, by czekać na to, aż stąd wyjdę.
   Po kilkunastu minutach usłyszałam, jak samochód gaśnie i jak Louis zatrzaskuje drzwi ze swojej strony, więc odpięłam pas. Mam nadzieję, że tu po mnie przyjdzie. Nie ruszałam się w oczekiwaniu aż się pojawi i Bogu dzięki! Jednak po mnie wrócił.
- Daj rękę – powiedział, więc wysunęłam w jego kierunku dłoń, którą po chwili złapał. - Będę cię prowadził, więc nie powinnaś się wywalić – dodał i usłyszałam, jak znów trzaska drzwiami i zamyka pilotem auto.
- Chyba nie bardzo ci ufam – odparłam niepewnie, a on westchnął.
- Robię to właśnie po to, byś mi zaufała. - Objął mnie w pasie. Aha, czyli tak się bawimy? Pogięło cię, gościu.
- Och, czyżby?
- Chodź i nie gadaj. - Pociągnął mnie do przodu.
   Szliśmy i szliśmy, aż w końcu nas zatrzymał. Zdjął ręce z mojego ciała i poczułam jak zdejmuje mi bandanę. Gdy już pozbył się ciemnego materiału, mnie oślepił jasny blask słońca.
- Nie odwracaj się.
- A co jest za mną? - Uniosłam jedną brew.
- Teraz mnie posłuchaj, ok? - Nie spuszczał ze mnie wzroku, więc pokiwałam jedynie głową. - Powierzam ci bardzo ważną dla mnie tajemnicę, więc jeśli czujesz, że tego nie udźwigniesz i się komuś wygadasz, możemy się zawrócić. Rozumiesz? - znów zapytał i znów pokiwałam głową. - Dobrze. To jest oznaka tego, że ci ufam. Liczę na to, że nikomu tego nie zdradzisz.
- Okeej...
- Musisz przysiąc – powiedział śmiertelnie poważnie.
- Dobrze, przysięgam – westchnęłam.
- Za tobą jest moja firma. Odwróć się i zobacz – wskazał za mnie.
   Serce zabiło mi mocniej. Na serio to robi? To nie może być możliwe. Obróciłam się i zobaczyłam monumentalny, przeszklony budynek, wydawać by się mogło, że kończył się w chmurach, na którym widniało srebrne logo... nadgryzionego jabłka.
   Firma Apple. O cholera...

***


1 komentarz:

  1. Wybacz, ze nie napisalam tego komentarza pod poprzednim rozdzialem, ale nie mialam kiedy.. ;/
    Rozdzial jak zwykle super, uwielbiam te sprzeczki pomiedzy Cass i Lou 😌 Mam szczera nadzieje, ze w koncu Lou sie przed nia otworzy i dowiemy sie w koncu kim jest ta tajemnicza Natalie 😁
    A Nick to jeden wielki kut*s skoro po tym co zrobil chce zeby Cass sie z nim przyjaznila...
    Z ogramna niecierpliwoscia czekam na next!!
    Duzo weny i czasu kochana, do napisania 😘

    OdpowiedzUsuń